BMW 530d xDrive

Mam dość zatwardziałe poglądy dotyczące budowy BMW: ma mieć tylny napęd, benzynowy 6-cylindrowy silnik i manualną skrzynię biegów. Zobaczcie, jakie efekty dała terapia szokowa w postaci przejażdżki czteronapędową 'Piątką' z dieslem pod maską i z automatyczną skrzynią biegów.

Zacznijmy sentymentalnie. Dawno temu miałem okazję jeździć leciwym BMW 525 serii E34. Auto miało 430 tys. km przebiegu, śmierdzący bagażnik i progi trzymające się na bitexie. I co? Przez granicę 5 tysięcy obrotów jego genialny, sześciocylindrowy 2,5-litrowy silnik "szedł" niczym tornado przez zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Przepięknym warkotem wkręcał się na obroty, prosząc o więcej i czując każde muśnięcie pedału gazu. Przypominam, że samochód był w znacznym stopniu "zajeżdżony" i zwyczajnie zaniedbany. Pomimo to, lekkość prowadzenia zachwycała mnie z każdym kolejnym zakrętem, pozwalając zapomnieć o tym, z jak dużym i ciężkim (jak na swoje lata produkcji) autem miałem do czynienia. I co? Stwierdziłem, że to jest właśnie tajemniczy "czynnik BMW"...

Parę miesięcy później jeździłem kilkoma "trójkami" serii E30. Przyznaję - wszystkie miały słabe silniki pod maskami, ale każdą z nich łączyło jedno: niesamowita lekkość prowadzenia. Poczucie odizolowania osi skrętnej od napędzanej. Wrażenie szybkości reakcji na ruchy kierownicą, łatwości składania w zakręty... To można było wyczuć nawet w starych, rozklekotanych egzemplarzach, które lata swej świetności miały już dawno za sobą (podobnie jak kilka "dzwonów", które bynajmniej nie były potrąceniami kur na wiejskich drogach...).

I co? Znów na własnej skórze odczułem obecność tajemniczego "czynnika BMW". Pomyślałem sobie wtedy: "wszystkie BMW prowadzą się wspaniale - już wiem za co ludzie tak bardzo kochają tę markę". Tylny napęd, cudowny układ jezdny i manualna skrzynia biegów - to składowe wspaniałej układanki samochodowej oznaczonej trzema literami: B-M-W. Prawdziwa radość z jazdy.

Dziś stoję przed Wami w ciemnym korytarzu własnej ortodoksyjności. Dzierżąc w ręku klucz do 530-ki z silnikiem diesla i z napędem na cztery koła zastanawiałem się, czy coś jest w stanie odwieść mnie od przekonania, że "to przecież nie mogło się udać". Diesel upakowany pod długą, aluminiową maską "Piątki"? Napęd xDrive zamiast klasycznego, tylnego? Skrzynia automatyczna zamiast mechanicznej? Wszystko, co kłóci się z moimi konserwatywnymi założeniami, dotyczącymi konstrukcji "prawdziwego BMW". Czas to sprawdzić.

Pięknie dopracowana
Nie będę zbytnio rozwodził się nad samą Serią 5, której mieliście okazję dokładnie przyjrzeć się w dwóch obszernych testach zamieszczonych na łamach autoGALERII. Samochód powstaje w niemieckiej fabryce koncernu w Dingolfing, jest duży, piękny, solidnie i precyzyjnie zbudowany, no i oczywiście... potwornie drogi. Najtańsze w palecie 520d kosztuje niecałe 175 tys. zł. (przy okazji pozdrowienia dla pana z czarnego Audi A3, który najwyraźniej sfrustrowany brakiem gotówki na podobne BMW, postanowił "buracko" strąbić mnie podczas parkowania). Egzemplarz widoczny na zdjęciach wraz z wyposażeniem dodatkowym kosztował prawie 350 tys. zł! Patrząc na niego oraz czytając kolejne paragrafy tej "opowieści", sami musicie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy warto.

Po nieco dziwnej serii E60, obecna "Piątka" zaprojektowana pod okiem nowego szefa designu BMW, którego nazwiska nie potrafię wymówić, odzyskała równowagę stylistyczną i można powiedzieć, że znów wyróżnia się pięknem z pogranicza elegancji i lekkości. Moim skromnym zdaniem, w przypadku "średniej Beemki" towarzyszyło to ostatnio modelowi z typoszeregu E39. Aktualna generacja to samochód niesamowicie zbalansowany stylistycznie. Wprost tchnie od niego luksusem i zniewalającą elegancją. "Piątka" sedan przyozdobiona opcjonalnym pakietem M (czyli taka, jak testowa) z nieco większymi zderzakami i listwami progowymi, zyskuje na agresywności. Pakiet nie jest wprawdzie koniecznością, ale jeśli ktoś jest tak zgryźliwym i konserwatywnym fanem BMW jak ja, to będzie to jedyna forma zewnętrznego "tuningu" i tak bardzo ładnej "Piątki", jaka podlega akceptacji. A co we wnętrzu?

W perfekcyjnie wykonanej kabinie powitają nas sportowe akcenty stylistyczne, takie jak tapicerka z boczkami z alcantary czy obszerne, głęboko wyprofilowane przednie fotele z dobrym podparciem bocznym oraz niesamowicie szerokim zakresem regulacji (to także zasługa pakietu M). Dzięki ciemnej podsufitce pomniejszającej optycznie wnętrze, czujemy się szczelnie otoczeni przez samochód. Trochę jak w autach typu coupe z tą jednak różnicą, że BMW serii 5 swobodnie zabierze na swój pokład 4, a nawet 5 osób.

Rewia światełek użytych do gustownej iluminacji wnętrza sprawia iście kosmiczne wrażenie. Clou programu są oczywiście kultowe zewnętrzne "ringi", podświetlane diodami LED klamki oraz listwy drzwiowe na bocznych obiciach tapicerskich, dyskretnie owiane poświatą bursztynowej barwy. Tak dopracowane w detalach dzieło sztuki użytkowej, aż chce się uruchomić...

Strach przed konfrontacją...
Benzynowy ortodoks - oto kim jestem. Nienawidzę diesli. Do tego stopnia, że czasem w rozmowach ze znajomymi nie odmawiam sobie nawet wtrącenia tak banalnej formułki, jak "ropa jest dobra do traktorów", czy też czegoś równie prostackiego. I co? Jak teraz wyglądam? Nacisnąłem przycisk Engine start na desce rozdzielczej BMW, od razu wyłączyłem system Start-stop dodatkowym guzikiem, znajdującym się poniżej i ledwo zdążyłem ujechać kilka kilometrów. Moja szczęka opadła aż do pokrętła iDrive! Sześciocylindrowy, 258-konny 3-litrowiec z aluminiową skrzynią korbową i sprężarką o zmiennej geometrii łopatek turbiny, kupił moje serce od samego początku naszej znajomości! Jest wiele diesli, które powalają na kolana zrywnością i elastycznością, ale niewiele takich, które jednocześnie brzmią prawie jak "benzyniak" i zachęcają do wkręcania na wysokie obroty.

BMW skonstruowało taki właśnie motor i tym samym wytrąciło mi z dłoni jakiekolwiek argumenty. A pomyśleć, że ta sama jednostka napędowa jest też oferowana w prawie 300-konnej wersji z dwoma turbosprężarkami! To wszystko lekko mnie przeraziło, ale nie aż tak, jak obsługa automatycznej, ośmiobiegowej skrzyni. Ta zaś działa moim zdaniem... po prostu fenomenalnie. Lepiej niż DSG. Wiem, że być może z technicznego, czy też matematycznego punktu widzenia to niemożliwe, ale odczucia towarzyszące jeździe z tym automatem są na tyle pozytywne, że aż chce się wierzyć w rzeczy, których nie ma...

W sportowym trybie pracy, przy manualnej zmianie (dźwignią bądź manetkami przytwierdzonymi do kierownicy) "automat" miota biegami na tyle szybko, że patrząc na reakcje wskazówki obrotomierza można jedynie wpaść w zachwyt. Nawet przy celowej, wymuszonej huśtawce gazem i hamulcem, przekładnia nie daje się "zgubić" i szybko "zapina" kolejne biegi. Do aktywnej jazdy po zakrętach ten "automat" nadaje się znakomicie. Mnie w każdym razie pasuje bardziej niż "zwykłe" skrzynie dwusprzęgłowe dostępne w autach popularniejszych marek, od których zresztą w trybie komfortowym jest bardziej subtelny. No i co? W tym momencie zacząłem czuć się jak idiota.

Moje podstawowe założenia dotyczące idealnego BMW legły jak do tej pory w gruzach. Cudownie wyważony diesel brzmi przepięknie, na wysokich obrotach przypominając barwę dźwięku benzynowego silnika V6. W trasie pali przy okazji niewiele, zadowalając się średnio 7,5 l ropy na każde przejechane 100 km (a jeśli się postarać, to nawet wystarczy mu mniej). Automatyczna skrzynia biegów, jak już wspomniałem, jest klasą sama dla siebie. Czego nam jeszcze brakuje, by do reszty zniszczyć moje dotychczasowe przekonania? Czas na układy: napędowy i kierowniczy oraz kilka słów na temat zawieszenia.

Na początek trochę teorii
Trzeba Wam wiedzieć, że wozy BMW są w dzisiejszych czasach tak naszpikowane nowoczesnymi technologiami, iż hasło "przewaga dzięki technice" chwilami zdaje się do nich pasować lepiej niż do aut innej, konkurencyjnej niemieckiej marki. Tak. Nowa "Piątka", właściwie obojętne w jakiej wersji, to prawdziwy technologiczny Mount Everest. I jednocześnie słownik różnego rodzaju tajemniczych skrótów używanych do oznaczenia przeróżnych systemów wpływających na ekonomikę, bezpieczeństwo i jakość prowadzenia auta. Zaczynając od Efficient Dynamics, optymalizującego równowagę termiczną silnika (pompa cieczy o zmiennej wydajności, aktywne "żaluzje" chłodnicy) oraz zarządzającego energią elektryczną (m.in. ładowanie akumulatora podczas hamowania) poprzez Adaptive Drive umożliwiający dostrojenie twardości tłumienia amortyzatorów i siły ugięcia stabilizatorów poprzecznych, kończąc na osławionym iDrive, który pomimo pozornej prostoty, wymaga jednak od kierowcy trochę czasu na zaznajomienie się z funkcjami i sposobem ich włączania. To nie jest dla ortodoksów...

Oprócz tego wszystkiego testowe 530d wyposażone było w inteligentny system napędu na cztery koła xDrive. W skrócie można opisać go tak: stały rozdział momentu obrotowego w proporcjach przód-tył 40:60 z możliwością przeniesienia do 100 proc. na dowolną oś. O wszystkim decyduje zaawansowana elektronika sterująca elektromagnetycznym sprzęgłem wielotarczowym (system nie ma centralnego dyferencjału). Jak ta cała teoria dotycząca "kosmicznej technologii" sprawdza się w praktyce? I tu pojawia się mały uśmiech na ustach konserwatywnego terrorysty, jakim niewątpliwie wciąż jeszcze jestem...

Czas na praktykę
Po pierwsze układ kierowniczy z elektrycznym wspomaganiem o zmiennej sile. W trybach sport oraz sport+ jest nieźle wyważony i "ciaśniej spięty" niż w komfortowych normal i comfort. I powinno być co najmniej tak! A najlepiej jeszcze ostrzej, ale ostrzej już się niestety nie da... Trochę szkoda, choć z drugiej strony "Piątka" to przecież nie hothatch, tylko limuzyna podróżna. A co za tym idzie... czapki z głów dla połączenia filtracji nierówności i sztywności zawieszenia w trybach sport i sport+. W nich przemieszczało mi się BMW najprzyjemniej, bowiem w pozostałych dwóch (comfort i normal) "Piątka" jak dla mnie za bardzo "pływa" po jezdni.

Czas na zakręty. 530d z napędem na cztery koła jeździ jak przyklejone, choć nie znajdziecie tu lekkości znanej z mniejszych i starszych aut z szachownicą na masce. 530d xDrive, dzięki rewelacyjnej przyczepności, umożliwia pokonywanie szykan z prędkościami niemalże przeczącymi prawom fizyki. Dzięki aktywnym stabilizatorom samochód nie "ugina" się przy tym prawie wcale. Doskonale wyciszony silnik nie zdradza żadnych objawów szybkiej jazdy. Nawet swój specyficzny bulgot dozuje umiarkowanie... Właściwie jedynymi granicami w szybkości podróżowania są rozsądek oraz jakość nawierzchni, po której przyjdzie nam się poruszać. W ruchach wyjątkowo sztywnego nadwozia (o 55 proc. lepsza sztywność niż w poprzedniej generacji "Piątki") prowadzonego na w pełni aluminiowym zawieszeniu, nie ma wprawdzie zadziorności tylnonapędowych modeli, ale są za to: nieprawdopodobna przyczepność i spokój. Wydaje się, że BMW pojedzie po zakrętach z dowolną prędkością zadaną przez kierowcę. W mieście natomiast "Piątka" jest jak na swoje wymiary niesamowicie zwrotna, co ułatwia manewrowanie na parkingach.

Werdykt...
I co na to wszystko powie ortodoks? Prawda jest taka, że nowoczesne BMW prowadzą się zupełnie inaczej niż stare auta tej marki sprzed dwóch dekad. Zdaję sobie sprawę, że w tym względzie moje narzekanie może być trochę głupawe. Czy to "Trójka", czy też rozłożysta "Szóstka" - współczesne auta spod znaku szachownicy nie są już tak lekkie w jeździe jak ich pierwowzory sprzed lat. W przypadku 530d xDrive, dodając do tego napęd na cztery koła, uzyskujemy samochód wygodny, niesamowicie szybki i stabilny w prowadzeniu przy wyższych prędkościach, ale pozbawiony tej dzikiej cząstki sportowej, tylnonapędowej osobowości.

Podwozie jest kapitalnie dopracowane pod względem komfortu i z bujających nastawów potrafi przeistoczyć się w usztywniony układ przygotowany do "śmigania" po zakrętach, ale BMW... tego nie chce. 530d xDrive woli autostrady i szybkie miejskie arterie. Z inteligentnym napędem na cztery koła pokona je nawet w niesprzyjających warunkach pogodowych, o które w Polsce przecież nietrudno. "Piątka" xDrive to taka mniej pretensjonalna, niżej zawieszona, choć nie mniej efektowna w prezencji wersja X5, za którym jako ortodoks nie przepadam. Chociaż... po tym teście przyznam, że jestem już dużo mniej konserwatywny w swych poglądach. Polubiłem diesle i "automaty", a takie zmiany rzadko mi się zdarzają i przeważnie wywołują je samochody przełomowe. Teraz sami odpowiedzcie sobie na pytanie czy 530d xDrive jest warte grzechu zmiany części moich ideałów...