BMW 650i xDrive Coupe

4:35 rano. Leniwie otwieram lewe oko i zerkam przez okno na spowite nocą ulice. Przez chwilę biję się z myślami: 'wstawać, nie wstawać'. 5:10 rano. Obraz za oknem niewiele się zmienił, a moje zaspane oczy mocno protestują przed postawieniem ciała do pionu. Zapada męska decyzja: 'Wstaję!'

Nie, nie, to nie jest opis poniedziałkowego poranka, który po szybkim myciu zębów i nieco przypalonej jajecznicy kończy się ośmioma godzinami spędzonymi w nudnej pracy. Mamy sobotę, czyli teoretycznie jeden z niewielu dni, w których możemy zapomnieć o zmęczonej twarzy szefa. Co zatem robię o piątej rano na nogach w mroźny sobotni poranek? Oszalałem? Tak, oszalałem. Oszalałem na punkcie 407 mechanicznych rumaków.

407 mechanicznych rumaków, które godnie odpoczywają w moim garażu, pod maską jednego samochodu. Pod maską samochodu, w którym nic nie musisz, ale bardzo dużo możesz. Tym autem jest nowe BMW 650i. Już czas. Czas obudzić bestię i wznieść się na wyżyny doznań, jakie jest w stanie dostarczyć to sportowe coupe.

Gotowi, do biegu, start!
Szybkim krokiem schodzę do garażu, wślizguję się do wnętrza tego rasowego GT, zamykam drzwi, naciskam przycisk startera i? śmieję się sam do siebie. Przez pierwsze kilka sekund, po wybudzeniu ze snu zmarzniętych ośmiu garów, przez moje ciało przebiega dreszcz. Odbity od betonowych ścian podziemnego schronienia dźwięk tej luksusowej bestii przypomina odgłos nadciągającego armagedonu.

Opuszczam boczną szybę, prawą stopą muskam pedał gazu i delektuję się prawdziwą symfonią wydobywającą się z końcówek układu wydechowego. Nagle we wstecznym lusterku dostrzegam jakąś postać, która pewnym, szybkim krokiem zbliża się w moim kierunku. Po chwili okazuje się, że to zaprzyjaźniony ochroniarz postanowił sprawdzić, co jest powodem drapieżnych pojękiwań Beemki.

Krótka rozmowa, przeprosiny i powoli brama wyjazdowa pnie się ku górze. Zachowałem się samolubnie, nie myśląc zupełnie o tym, że donośny chociaż i jakże piękny hałas może komuś przeszkadzać w sobotni poranek. Sorry. Ustawiam przekładnię automatycznej skrzyni w pozycję D i znikam.

5 metrów pożądania
Ulice spowite są jeszcze nocą. Smukłe, sportowe i długie, bo mierzące niespełna 5 metrów, auto dostojnie przemieszcza się po zupełnie pustych arteriach. Przednie światła do jazdy dziennej (znane z innych modeli BMW ringi), które zgodnie z panującą modą zostały wykonane w technologii LED, świecą tak mocno, że wykonane również w technologii diodowej światła mijania wydają się być tylko dodatkiem.

Delikatnie obchodzę się z prawym pedałem, delektując się chwilą i czekając aż potężny, 4,4-litrowy silnik wspomagany dwiema turbosprężarkami osiągnie odpowiednią temperaturę pracy. Co rusz odwracam głowę w jedną lub w drugą stronę, widząc, jak moje rasowe GT z logo BMW na masce odbija się w szklanych, sklepowych witrynach.

Pomimo tego, że jak już wspomniałem rozmiary auta są wręcz monumentalne, nowa seria 6 wygląda nieco bardziej zwiewnie w stosunku do swojej poprzedniczki, której wiele osób zarzucało sporą otyłość. Moja 6er co prawda również nie należy do aut z kategorii wagi koguciej (650i xDrive waży na sucho 1845 kg), jednak nie stwarza wrażenia spasionego hipopotama, który akurat uciekł z zoo i zapomniał drogi powrotnej.

Pierwsze promyki słońca powoli rozświetlają smutne jeszcze miasto, a na chodnikach pojawiają się pierwsi zwolennicy porannych, zimowych spacerów. Ja natomiast w ciszy i spokoju delektuję się wolną sobotą. Tylko ja i moje BMW. BMW, którego sylwetka oraz czerwony kolor połaskotany słońcem zwracają na siebie uwagę niczym przeciwnicy ACTA demonstrujący na ulicach Warszawy.

Złodziej!
O swego rodzaju magnetyzmie tej marki przekonałem się, jadąc jedną z dróg szybkiego ruchu, gdy we wstecznym lusterku zobaczyłem szarą Vectrę, mrugającą do mnie zalotnie niebieskimi światełkami. W głowie momentalnie zacząłem przypominać sobie minięte znaki ograniczenia prędkości. Ale zaraz, zaraz - wydaje mi się, że bacznie obserwowałem wyświetlaną na przedniej szybie aktualną prędkość, z jaką się poruszam i na pewno nie widniały tam jakieś ponaddźwiękowe wartości.

Moje domysły przerwał cierpki głos policjanta, proszący o dokumenty pojazdu i prawo jazdy. Po chwili okazało się, że to rutynowa kontrola, a jednym z pierwszych pytań szanownego Pana policjanta było: "czy to na pewno Pańskie auto?". Czy w tym kraju każdy, kto jeździ drogim luksusowym autem i nie ma czterdziestki na karku jest potencjalnym złodziejem?

Sprawdzanie dokumentów trwało wieki, drugie tyle trwały oględziny auta, co przy mocno ujemnej temperaturze zewnętrznej nie było najprzyjemniejszym doznaniem. Zostałem nawet poproszony o otwarcie bagażnika. Próbowałem zażartować, mówiąc, że 460 litrów pozwala już na spakowanie kilku toreb z bagażami, ale trup w worku raczej się nie zmieści ze względu na mały otwór i wysoki próg załadunku.

Aromatyzowanych środków kolekcjonerskich, zwanych popularnie dopalaczami, także nie przewożę, ponieważ mogłoby to mieć negatywny wpływ na tapicerkę oraz zapach panujący we wnętrzu. Szeregowy, sierżant czy jak mu tam było, raczej nie zrozumiał mojego żartu, jednak najważniejsze, że oddał mi wszystkie dokumenty i życzył szerokiej drogi.

Przyznam, że trochę zmarzłem podczas tej rutynowej kontroli, zanim więc ruszę w dalszą drogę, włączam na full podgrzewanie fotela oraz ustawiam maksymalną temperaturę na klimatyzacji, która oczywiście posiada funkcję dual. A właśnie. Wspominałem coś o tapicerce i wnętrzu? Nie? Nie chwaliłem się jeszcze tym elementem mojego wymarzonego BMW? Pozwólcie tylko, że coś przegryzę i przedstawię Wam najskrytsze zakamarki kabiny mojego auta.

Wypada, nie wypada, wypada, nie wypada
Za oknem właśnie mignął mi znak z dużą literą M jak miłość. Bynajmniej nie zbliżałem się do planu filmowego tego popularnego serialu, tylko do niemniej popularnej amerykańskiej jadłodajni. Tylko czy mi, bogatemu młodzieńcowi (wybaczcie tę skromność) wypada spożywać posiłki w fast foodzie? Czy nie powinienem żywić się w jakichś restauracjach, które widnieją w katalogu Michelina?

A w nosie mam te wszystkie stereotypy i durne hierarchie. Jestem głodny i chętnie wchłonę jakiegoś hot doga czy innego strasburgera. Ale chwila. Nie mogę przecież jeść, siedząc w aucie. Nie mógłbym sobie darować, gdyby choć kropla ketchupu spadła na piękną, jasną tapicerkę Nappa w kolorze kości słoniowej, za którą zapłaciłem 7231 zł. Dodatkowo kolejne 10 330 zł wydałem na komfortowe fotele, które są komfortowe nie tylko z nazwy i oprócz dobrego trzymania bocznego są wstanie wymasować także plecy kierowcy i pasażera.

Ogólnie cała kabina mojego BMW wygląda drogo, ekskluzywnie i jest pełna przepychu. Wysokogatunkowa skóra o której już wspominałem, aluminium, takie prawdziwe, a nie plastikowe i tylko śladowe ilości plastiku, którego jakość i tak nie budzi absolutnie żadnych zastrzeżeń, wypełniają kabinę szóstki.

Design całej deski rozdzielczej dla kogoś, kto kiedykolwiek miał do czynienia z jakimkolwiek współczesnym modelem BMW, nie będzie zaskoczeniem. Panel klimatyzacji, wzór i czcionka zegarów, drążek skrzyni biegów oraz kierownica są dokładnie takie same, jak w większości innych modeli tej niemieckiej marki. I wiecie co? Brakuje tak naprawdę jednego. Pomimo potężnego agregatu pod maską i osiągów z piekła rodem ciężko doszukać się we wnętrzu nowej szóstki jakichś stricte sportowych akcentów. Tutaj na pierwszym planie stoją luksus i przepych.

Ach te kobiety
Nawet nie wiedziałem, że o głodzie można zapomnieć. Gdy jednak znów przypomniałem sobie, że miałem wrzucić coś na ruszt, rozległ się dzwonek mojego telefonu, oczywiście połączonego bluetoothem z system multimedialnym BMW. Po chwili okazało się, że plany spożywania posiłku muszę przełożyć, gdyż żona właśnie znalazła w jednym z supermarketów promocję mandarynek po 2,99 zł za kilogram i jaj wiejskich po 29 gr sztuka.

No dobrze, ale co ja mam wspólnego z mandarynkami i - no trudno napiszę to - z jajami? Oczywiście zmęczona shoppingiem kobieta nie będzie dźwigała do domu ciężkich siat z zakupami. Mam po nią przyjechać migusiem! Rozkaz przyjąłem i w tempie błyskawicy, korzystając z pomocy 407 mechanicznych koni, zjawiłem się pod sklepem, który tak zabawnie reklamuje niejaki Pan Henio.

Kobiety chyba nie byłyby jednak sobą, gdyby choć kwadrans nie spóźniły się na przecież jakże pilne spotkanie. Wysłałem tylko smsa o wymownej treści: "Sługa przybył i czeka na swoją Panią z dodatkiem mandarynek", a panującą wokół nudę postanowiłem zabić, korzystając z dobrodziejstw multimedialnych mojego BMW.

Bang, iDrive, Olufsen i inni
Dzięki możliwości sparowania i udostępnienia połączenia internetowego z telefonu komórkowego na dużym, kolorowym i bardzo czytelnym wyświetlaczu na szczycie konsoli centralnej sprawdzam nowe wpisy na facebookowym profilu. Z głośników firmowanych przez high-endową firmę Bang & Olufsen cichutko i dostojnie brzmi ochrypnięty głos Grzegorza Markowskiego, a wszystkie te elektroniczne umilacze czasu obsługuję za pomocą wygodnego i intuicyjnego w obsłudze iDrive-a.

A propos samego systemu grającego, to trochę żałuję wydanych na niego ponad 23 tys. zł. Co prawda, kto bogatemu zabroni, więc i ja skusiłem na ten audiofilski zestaw, jednak nie jestem w stanie wychwycić różnicy pomiędzy właśnie tym systemem, a sprzętem grającym, jaki był w BMW 740xd (tam było mniej prestiżowe i dużo tańsze audio), którym miałem okazję jeździć.

Nie żałuję natomiast ani jednej złotówki wydanej na opcję zwaną Kamera Surround View z kamerą cofania (łącznie 5258 zł). Co prawda nie był to tani wydatek, ale widok do tyłu oraz widok z góry wyświetlany na ciekłokrystalicznym ekranie zdecydowanie ułatwia manewrowanie tym naprawdę dużym autem i jest w stanie uchronić lakier, jakim jest pokryte moje BMW, przed niezbyt miłym spotkaniem z jakimś niewyrośniętym słupkiem.

Dodatkowo dwie kamery zamontowane przy przednich nadkolach ułatwiają włączanie się do ruchu w ciasnych uliczkach. Dzięki nim mogę właśnie obserwować zawartość koszyka z zakupami pewnej starszej pani, która stanęła obok mnie i pakuje m. in. ziemniaki, zgrzewkę piwa i "Życie na gorąco" do swojego nieśmiertelnego Nissana Micry mk. I.

Ogólnie lista wyposażenia opcjonalnego mojego BMW mieści się na dwóch stronach A4. Wyposażenie standardowe zawiera co najmniej tyle samo pozycji. Gdy do tego dodamy kilku, a nawet kilkunasto-stronicowy opis działania niektórych funkcji z całej instrukcji obsługi BMW 650i, można by zrobić dodatek specjalny do Gazety Wyborczej wydawany w kilku tomach.

Droga przez mękę
Minęło już chyba grubo ponad 30 minut od mojego przyjazdu, a wielmożnej Pani z mandarynkami nie widać. Nagle jest! Zamiast przeprosin za spóźnienie na moją głowę posypały się gromy.

- Dlaczego tym autem po mnie przyjechałeś? Moja spódniczka znów będzie przeżywała ciężkie chwile podczas wsiadania do tego niskiego samochodu! A gdzie ja schowam kupione jajka? Przecież się potłuką podczas drogi!

Nauczony doświadczeniem wyznawałem zasadę mnicha, czyli po prostu postanowiłem milczeć. Pokaźna porcja mandarynek została ulokowana w bagażniku, natomiast drogocenne wiejskie jaja wygodnie zasiadły na tylnej kanapie. Spódniczka wielmożnej żony także przetrwała cały proces zajmowania miejsca na fotelu pasażera.

Swoją drogą na tylnej kanapie zmieszczą się tylko jajka lub co najwyżej inne podręczne bagaże. Nawet teściowej nie posadziłbym w tym zaszczytnym miejscu. Pojęcie wolnej przestrzeni zarówno na nogi, jak i nad głową jest czystą abstrakcją.

Panie, depnij Pan!
Cały czas mając na uwadze jajka, ustawiam tryb pracy systemu Adaptive Drive w pozycję Comfort+ i niczym poduszkowiec unoszący się nad wodą dostojnie i bardzo komfortowo wiozę żonę oraz jajka do domu. Swoją drogą kiedyś śmiałem się z hasła reklamowego, w którym jak zawsze niezawodny pan Chajzer ogłaszał wszem i wobec, że biel może być jeszcze bielsza. Dzięki adaptacyjnemu układowi zawieszenia moje komfortowe BMW może być jeszcze bardziej komfortowe. Tłumienie nierówności i brak przenoszenia drgań do wnętrza auta robi piorunujące wrażenie.

Piorunujące wrażenie zrobił na mnie także pewien młodzieniec w samochodzie pewnej japońskiej marki, z którym spotkałem się na czerwonym świetle. Bejsbolowa czapeczka, wydech brzmiący niczym zbuntowany mikser z wbudowaną sztuczną inteligencją i nieodzowna blond włosa piękność żująca gumę na prawym fotelu. 3,2,1 start. Zapaliło się zielone. Srebrna Honda przy akompaniamencie całej hordy zbuntowanych mikserów wystrzeliła do przodu niczym z procy. Co prawda drugi bieg ewidentnie stawiał opory, zanim zdecydował się współpracować, ale odejście od świateł małego Japończyka i tak mogło budzić respekt.

Tym czasem ja właśnie dobiłem do 60 km/h i ze stoickim spokojem jadę prawym pasem zgodnie z przepisami. Nie mija minuta i na kolejnych światłach ponownie spotykam znajomą Hondę. Młodzieniec siedzący za jej kierownicą opuszcza szybę i przez ramię blondwłosej piękności wyraźnie coś do mnie mówi. Opuszczam szybę i co słyszę?

- Panie, depnij Pan tą Bejce ? wtóruje młody kierowca.
- Nie mogę, bo jajka wiozę ? odparłem szczerze, co jednak wywołało niemałe zdziwienie na twarzy "Hondziarza".

Zapaliło się zielone, wydech japońskiego auta znów dał o sobie znać, a ja komfortowo i powoli dotarłem do domu.

Bo każdy z nas ma dwa oblicza
Żona zadowolona, że nie podarła spódniczki, mandarynki wypakowane, a jaja cało i zdrowo odpoczywają sobie w lodówce. Chwila relaksu przed telewizorem, miła rozmowa z teściową i krótka drzemka. Nagle trzask! Otwieram nerwowo oczy, chwila konsternacji i cisza. Spoglądam za okno. Ulice znów są spowite nocą. Spoglądam na zegarek. 22:04. Niby wszystko w porządku, a jednak czuję się jakoś nieswojo. Za oknem słychać wycie jakiegoś psa. Księżyc w pełni. Już czas!

Zakładam skórzaną kurtkę i niedbale rozczesuję włosy. Po krótkiej chwili siedzę już za kierownicą mojego BMW. Adaptive Drive ląduje w pozycji Sport+. Mam w nosie śpiących sąsiadów. Wyjeżdżam z garażu przy głośnym akompaniamencie wydechu. Wyruszam na łowy. Miasto jest moje.

V8 power
8-biegowa automatyczna przekładnia Steptronic ląduje w pozycji S, muskam lekko znajdującą się przy kierownicy prawą łopatkę skrzyni biegów i w tym momencie cała odpowiedzialność za dobór przełożeń spoczywa na moich rękach. Co prawda w zwykłym trybie pracy skrzynia biegów reaguje na kickdown z odpowiednią szybkością, a biegi zmieniane są niezauważalnie, jednak w chwili obecnej nie wiozę ani żony ani jajek, więc nie muszę, a nawet nie zamierzam być delikatny.

4,4-litrowe V8 doładowane dwiema turbosprężarkami generuje 407 KM i aż 600 Nm momentu obrotowe dostępnego już od 1750 obrotów na minutę. Przy takich parametrach BMW 650i jest prawdziwą bestią, a barierę 100 km/h przekracza już po 4,8 sekundy. Jednak 100 km/h jest tak naprawdę tylko grą wstępną. Prędkości rzędu 200 km/h nie robią większego wrażenia na Beemce, a w jednostce napędowej drzemie taki potencjał, że w każdej chwili auto jest w stanie z niesamowitą siłą katapultować się wprzód.

Dla wielu ortodoksyjnych wyznawców BMW fakt, iż moja szóstka posiada napęd xDrive, będzie powodem do szyderstw. Przecież prawdziwe BMW powinno mieć napęd tylko na tylną oś! No cóż, ja pokierowałem się rozsądkiem oraz warunkami pogodowymi, jakie panują w naszym kraju pomiędzy listopadem a marcem. Dzięki napędowi na cztery łapy również sprint do pierwszej setki jest nieco krótszy niż w przypadku wersji tylnonapędowej.

BMW 650i w takiej konfiguracji zachowuje się niesłychanie pewnie na drodze i nawet pojęcie, że pokonuje zakręty jak po szynach, nie do końca jest adekwatne, ponieważ nawet tramwaje i pociągi z szyn potrafią wypaść. W praktyce naprawdę trzeba bardzo mocno się namęczyć, czy po prostu zdrowo przesadzić, aby na suchej nawierzchni zalotnie zarzucić kuperkiem szóstki.

Dzisiejszej nocy asfalt nie jest idealnie suchy. Zmieniam tryb Sport+ na Sport bez plusa, w którym zawieszenie jest twarde jak skała i redukuje do minimum przechyły nadwozia, jednak kontrola trakcji cały czas czuwa nad moim bezpieczeństwem. Faktycznie napęd xDrive zabija nieco sportowego ducha i odbiera odrobinę frajdy z jazdy, jednak mimo to kilka ostrych łuków i nawrotek pokonuję zamaszystym slajdem.

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że ani przez chwilę nie przestałem panować nad sytuacją i BMW, przy pomocy elektronicznych wspomagaczy, posłusznie wracało na obrany przeze mnie tor jazdy. Oczywiście wymiary auta oraz jego waga nie czynią z nowej szóstki zwinnej niczym łasica miejskiej wyścigówki, jednak chyba nikt tak naprawdę tego nie oczekuje od sportowego GT z Bawarii.

Zamożny klient
Noc w pełni, zabawa trwa, ja podobnie jak stado 407 mechanicznych koni mojej Beemki jestem w swoim żywiole. Nagle przed moimi oczami zapala się pomarańczowa kontrolka, sygnalizująca zbliżający się kres drogocennej benzyny. No cóż, V8 nie wielbłąd i pić musi. Zastanawiacie się ile pali 407-konne 4,4-litrowe mechaniczne serce mojej szóstki?

Przy spokojnej jeździe wyniki w cyklu mieszanym, mieszczące się w granicach 20 litrów, trzeba uznać za sukces. Gdy tylko poczuje się w sobie dzikie żądze i da się ostro popalić V-ósemce, wskaźnik poziomu paliwa będzie opadał tak gwałtownie, jakby przyciąganie ziemskie działało ze zdwojoną siłą.

Wizyty na stacjach benzynowych są tak częstym rytuałem, że już po kilku tygodniach za zatankowane paliwo udało mi się zebrać wystarczającą ilość punktów na wszystkie sezony "Dr. Housa", małego resoraka i komplet noży kuchennych. Ale przecież stać mnie, więc kto by się tym przejmował.

A ile kosztuje samo auto? Ceny BMW 650i z napędem xDrive startują od 429 400 zł. Mój egzemplarz, do którego zostało wrzucone niemalże wszystko z listy opcji, kosztuje 588 383 zł. Jak widać, wkraczamy już w pułap cenowy, na którym znajdują się nie tylko luksusowe samochody, ale także domy, mieszkania czy motorówki. Ale przecież stać mnie na to auto, a dwa mieszkania, motorówkę i dom pod Warszawą już posiadam!

Dobranoc
Księżyc powoli przysłaniają ciemne chmury, a mnie zaczyna dopadać zmęczenie. Czas na powrót do domu i bliskie spotkanie z poduszką. BMW znów grzecznie odpoczywa w podziemnym garażu, a 8 cylindrów nareszcie ma chwilę wytchnienia. To był bardzo udany dzień. Dzień za kierownicą wspaniałego auta, jakim jest BMW 650i xDrive.

Co prawda ten samochód kosztuje fortunę, pali niczym smok i jest bardzo ostentacyjny, jednak trudno jest przejść obok niego obojętnym. To luksusowe auto potrafi w mgnieniu oka zmienić się z dostojnego i komfortowego GT w rasowego sportowca, który bezwzględnie wciska ciało kierowcy w oparcie fotela i powoduje niemałe zamieszanie w żołądku podczas szybko pokonywanych zakrętów.

Osoby pragnące czerpać radość z jazdy i czuć sport niemalże w każdym calu auta, mogą poczuć się nieco zawiedzione. Oczywiście nowa szóstka z napędem xDrive jest niesamowicie szybkim autem, jednak w przypadku tego modelu sportowe osiągi i mocarny silnik są niejako dodatkiem do luksusu, przepychu i niezależności. Nowe BMW 650i jest autem, w którym nic nie musisz, ale bardzo wiele możesz.

Za parę minut będzie już niedziela. Kolejny dzień wolny od pracy. Kolejny dzień, który zacznę od dobrze mi znanego już dylematu: 'wstawać czy nie wstawać?'

Niedziela 5:17 rano. Wstaję! Już czas!

Plusy:
+ mocarny silnik
+ osiągi
+ luksus, przepych i jakość zastosowanych materiałów
+ właściwości jezdne
+ styl i prestiż
+ sprawnie działający i zapewniający większe bezpieczeństwo napęd xDrive chociaż...

Minusy:
- ...niektórzy mogą czuć niedosyt sportowych emocji
- cena
- spalanie
- tylna kanapa służy tylko jako ozdoba

Podsumowanie:
Piekielnie szybkie, piekielnie drogie i piekielnie dopracowane auto klasy GT.