BMW M550d

Jeszcze do niedawna, żeby kupić BMW przyspieszające do 100 km/h w czasie poniżej 5 sekund, trzeba było zdecydować się na model M z topowym silnikiem benzynowym. Dziś natomiast do takich osiągów wystarczy zwykła 'piątka' z... dieslem pod maską. No, może nie całkiem taka 'zwykła'.

Wygląd zewnętrzny wspomnianej "piątki" z dieslem pod maską nie zapowiada w zasadzie nic, co mogłoby mi zdradzić choć rąbka tajemnicy o potędze, zdolnej rozpędzić tę limuzynę do 100 km/h w czasie poniżej 5 sekund. Ot, zwykłe BMW serii 5 z wyważoną linią nadwozia, nienagannymi proporcjami i przyjemnymi dla oka detalami. Metalizowany szary lakier idealnie maskuje to, czego nie widać na początku, a co dostrzegam dopiero po chwili. Inaczej zaprojektowany przedni zderzak z potężniejszymi wlotami powietrza, podobnie przeprofilowany tylny i delikatny spojler na tylnej klapie.

Ale to jeszcze nie jest to, bo przecież takie elementy śmiało można zamówić w postaci sportowego Pakietu M do każdej serii 5, nawet najsłabszej 520i. Niespokojnego ducha zapowiadają nie tyle co opcjonalne, 19-calowe felgi aluminiowe, ale potężne tarcze hamulcowe, które szczelnie wypełniają ich wnętrze. Wentylowane na obu osiach dyski mają średnicę 374 mm z przodu i 345 mm z tyłu, co odpowiada całkiem przyzwoitej pizzy. Dopełnieniem niepewności są trapezowe końcówki układu wydechowego, które - niczym w technologii stealth - pokryto czarnym chromem. Jeszcze jedno pytanie:

Co u diabła...
...znaczy ten napis na klapie? M550d - na pierwszy rzut oka kultowe M GmbH doklejone do bliżej nieokreślonego oznaczenia 550d, które teoretycznie może oznaczać serię 5 z 5-litrowym dieslem. V8? Co to jest?

Pokryte kosmicznoszarym metalikiem BMW to jeden z pierwszych niezidentyfikowanych obiektów ze stajni M tworzonych pod nowym szyldem M Performance. Niemieccy inżynierowie stwierdzili, że do wszechmocnej, podwójnie zaturbionej M5 o mocy 560 KM dorzucą jeszcze jeden pojazd - M550d. To pierwsze auto ze znaczkiem M Gmbh, które dostało pod swoją maskę silnik diesla. Jednak nie jest nim 5-litrowa, widlasta ósemka, ale dobrze znana, rzędowa szóstka o pojemności 3 litrów. Tyle, że w przypadku M550d dysponuje ona nie jedną, nie dwiema, ale... trzema turbosprężarkami firmy BorgWarner.

Nie będę zanudzał sekwencją ich działania, ale klasyczny duet w postaci małej wysokociśnieniowej i dużej niskociśnieniowej turbiny ma za zadanie osiągnąć maksymalny moment obrotowy i moc, a dodatkowa sprężarka podtrzymać ich pracę bez żadnych strat na mocy. Przy odpowiedniej modyfikacji silnika i układu wtryskowego (wtryski mogą pracować z maksymalnym ciśnieniem 2200 barów) generują czarną dziurę w postaci 740 Nm, które osiągane są już od 2000 obr./min. oraz potężną moc 381 KM w zakresie 4000-4400 obr./min. Żeby seryjnych, tylnych opon o szerokości 275 mm nie ogołocić z bieżnika (i drutów...) przy brutalnym starcie, BMW obowiązkowo proponuje do zestawu napęd na cztery koła xDrive.

Dziwne uczucie mnie ogarnia...
...ale podczas normalnej jazdy BMW M550d jest najzwyklejszą "piątką" w dieslu. Silnik w niskim rejestrze obrotów pracuje cicho i aksamitnie, pneumatyczne zawieszenie Dynamic Drive w trybie "Comfort" miękko resoruje, a sportowa skrzynia biegów niemal bezszelestnie żongluje każdym z ośmiu przełożeń. Nic nie zapowiada tego, co może się wydarzyć w każdej sekundzie po wydaniu komendy spod prawej stopy. Podczas miejskiej jazdy można zapomnieć o ukrytym potencjale cichociemnego BMW, podobnie jak w trakcie spokojnej jazdy w trasie. Zużycie paliwa na poziomie niecałych 7 litrów jest jak najbardziej możliwe do zrealizowania.

Ale do takiej jazdy nie trzeba wydawać ogromu gotówki na M550d. Tu wystarczy nawet o połowę tańsze 184-konne 520d. Najmocniejszego diesla w historii BMW stworzono do czegoś innego. Do nielimitowanego dawkowania MOCY!! Przełącznik przyjemności jazdy włączam w tryb "Sport+", w taki sam setup ustawiam skrzynię biegów, a oparcie fotela reguluję bardziej do pionu. Zaciskam dłonie na kierownicy i... wciskam gaz do dechy!

Blisko 1,9-tonowa limuzyna strzela z procy niczym hot hatch, a potężne przeciążenie wgniata mnie w fotel. Przy kolejnym zmianach biegów łopatkami przy kierownicy staram się łapać oddech i jednocześnie zerkać na Head-Up Display na szybie pokazujący prędkość. Pierwsza setka to mrugnięcie oka, według niektórych testów fabryczne 4,7 sekundy jeszcze jest możliwe do złamania.

Przy starcie, niczym odrzutowca z lotniskowca, towarzyszą mi przy okazji dźwięki, których jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem w samochodzie z silnikiem wysokoprężnym. Po części to zasługa specjalnego układu wydechowego opracowanego przez specjalistów z Eberspracher, po części także oryginalnego systemu Active Sound Design, który przez głośniki zestawu audio tłoczy do kabiny pasażerskiej odgłosy pracy silnika. Wzmacnia te ciekawsze i bardziej rasowe, a niweluje te niepożądane. Sam system jest dość kontrowersyjny (po raz pierwszy BMW zastosowało go w najnowszym M5), ale muszę przyznać, że w M550d, przy pełnej "rakiecie", do uszu kierowcy i ewentualnych pasażerów dochodzą tak apetyczne i basowe dźwięki jednostki klasy "co najmniej benzynowej V8", że aż chce się wciskać gaz do dechy i bawić redukcjami biegów, co chwila racząc się "stęknięciem" z gorącego wydechu. I to wszystko w zwykłej "piątce" z dieslem.

Fenomen trzech turbin o zmiennej geometrii...
...trudno jednak odkryć podczas dzikich przyspieszeń z "zera" do "oporu", dodając, że tym "oporem" może być najbliższe skrzyżowanie, przed którym BMW M550d, dzięki wspomnianym wcześniej hamulcom, staje wryte niczym niszczyciel z zarzuconą kotwicą wbitą w asfalt. Co prawda podczas przyspieszania czuć jednostajny, niczym nieprzerwany ciąg, ale prawdziwą moc 381 KM i 740 Nm momentu można poznać na trasie, kiedy w różnych warunkach wciskamy gaz. Tu okazuje się, że dla silnika N57S nie ma granic - czy jadę 40 km/h i przyspieszam do 90 km/h, żeby wyprzedzić leniwą ciężarówkę, czy mam 120 km/h na liczniku i chcę udowodnić Panu z białego Mondeo, że za ułamek sekundy już mnie tu nie będzie. Dzięki napędowi xDrive trakcja w każdej sytuacji jest fenomenalna.

Każdorazowe wciśnięcie "gazu do dechy" skutkuje przyklejeniem pleców do oparcia, "przycupnięciem" do asfaltu i z niebywałą lekkością zniknięciem za horyzontem. Każdy element mechaniczny - począwszy od silnika, przez skrzynię, układ zawieszenia i kierowniczy oraz hamulcowy - robi tu jak najbardziej profesjonalną robotę, której organizatorem jestem ja - kierowca. BMW wykonuje komendy z taką łatwością, że zaczynam się zastanawiać, kim musiałby być mój rywal na drodze, żeby mi dał radę. Lancer Evolution? Impreza STI? Porsche 911? Zwolnienie do 70 km/h, błysk długich świateł na moich plecach od niespokojnego kierowcy w lusterku wstecznym, gaz w podłogę i już mnie nie ma. Tak można bawić się minutami, godzinami, dniami... zawsze.

Owszem, pewną granicą tej "zabawy" jest zdrowy rozsądek ("Czy stać mnie na kolejne życie i M550d?"), dbałość o swój własny portfel podczas kontroli drogowych ("Panie Władzo, 220 km/h? Przecież to zwykły diesel z naklejką M na klapie...") i stan poziomu "tego droższego" paliwa, którego do zbiornika szybkiej "piątki" mieści się około 70 litrów. W trybie "ataku" trzy turbosprężarki pomagają przy przelewaniu nawet 20 litrów na "setkę", rozsądkiem w mieście jest 15 litrów, a w trasie ok. 8 litrów. Do znudzenia będę przypominał - jak na auto robiące 100 km/h w niecałe 5 sekund - świetnie.

Po głębszym oddechu...
...patrząc spokojnie na to BMW serii 5, wciąż jest dla mnie zadziwiający fakt, że tak piekielnie szybkie auto jest równocześnie tak praktyczne i niepozorne. Wielkim atutem M550d jest możliwość wyboru odmiany kombi (387 900 zł), czyniąc je - obok 550i - najszybszym autem tego typu w ofercie niemieckiej marki.

Wnętrze to oaza luksusu i klimatu znanego z każdego modelu BMW - bez zbędnych udziwnień, komplikacji, z elegancją i prostotą na czele. Do tego perfekcyjna jakość i wykonanie, poparte materiałami z najwyższej półki o zniewalającym zapachu. Akcentów sportowych jest w zasadzie niewiele, bo logo M GmbH wpada w oko jedynie na listwach progowych, znakomitej, mięsistej kierownicy oraz na dźwigni zmiany biegów.

Jak każde BMW, także "piątka" oferuje ogromny szereg możliwości indywidualizacji, więc w M550d mogą pojawić się takie elementy, jak przykładowo system nawigacyjny Professional (12 608 zł) wzbogacony wyświetlaczem Head-Up (6982 zł), układ monitorowania samochodu dokoła za pomocą kamer Surround View (9414 zł), czy system domykania drzwi (3213 zł) i dostępu komfortowego (4420 zł), pozwalający jednym "machnięciem" stopy pod zderzakiem otworzyć tylną klapę. Jak to zwykle w klasie premium bywa, niezrozumiałe mogą być dopłaty np. do rękawa na narty (502 zł), podgrzewania foteli przednich (1907 zł), czy wreszcie przyciemnianych i elektrycznie składanych lusterek bocznych (2761 zł).

Plusy:
+ znakomity silnik o fenomenalnych osiągach
+ przyjemność prowadzenia na najwyższym poziomie...
+ ...podobnie jak komfort i jakość wykonania
+ niebywała moc zamknięta w cichociemnym opakowaniu
+ w przeciwieństwie do M5 - M550d można kupić także jako kombi

Minusy:
- niezrozumiałe braki w wyposażeniu seryjnym
- drogie opcje w niekończącym się cenniku wyposażenia dodatkowego
- jeśli porównujemy z M5, to... niedobór emocji

Podsumowanie:
BMW M550d wyceniono w cenniku na kwotę wyjściową 375 000 zł. Dostajemy za nią luksusową limuzynę zdolną przemieszczać się z niewyobrażalnymi prędkościami i z niebywałą łatwością. Robi "setkę" w niecałe 5 sekund i podważa sens istnienia BMW M5, za które marka z Monachium żąda 479 900 zł. To aż 100 000 zł więcej niż za diesla z M Performance na pokrywie silnika. Warto?

Jak cholera! BMW M5 to kawał nieobliczalnego szatana, który jest grzeczny tylko wtedy, kiedy stoi zaparkowany w garażu. W rękach kierowcy staje się nieobliczalny, a obcowanie z nim przy limitach powoduje, że człowiek liczy się z każdą sekundą swojego życia. M550d takie nie jest, nie wzbudza takich emocji. Co prawda przy przyspieszeniach kręci w żołądku i wywraca wszystko do góry nogami, ale takie same wrażenia można przeżyć podczas startu pasażerskim liniowcem. Niby jest super, ale wszystko odbywa się jak po sznurku, bez większego ryzyka.

M550d to właśnie taki liniowiec, idealne auto do "grzania" 250 km/h po niemieckiej autostradzie, co chwila błyskając biksenonowymi reflektorami na marudy. To jedyne emocje. Od zabaw z dynamitem są prawdzie "eMki". Jednak ma prawdziwego Asa w rękawie - M5 w wersji Touring nie uświadczymy, a M550d jak najbardziej tak.