Chevrolet Captiva 3.2 V6 LT

W gamie Chevroleta jest jeden niebanalny model. To Captiva, która jest nie tylko najwyższym modelem tej firmy w Europie, ale też jedynym z napędem na cztery koła, widlastą szóstką, ESP, 7 miejscami i z atrakcyjną stylistyką. Po prostu musieliśmy ją sprawdzić!

Stylistyka? Jest poprawnie, nowocześnie i bezpretensjonalnie. Atrapy wlotów powietrza na błotnikach dodają autu nieco pikanterii, podobnie jak wysoko umieszczone światła przeciwmgielne, dwa wydechy oraz aluminiowe osłony na zderzakach. Wybierz czarny kolor i skończysz w nieco gangsterskim, groźnym i prawie amerykańskim SUV-ie (Captiva powstaje w Korei i poza znaczkiem nie ma nic wspólnego z USA). To nie Caddy Escalade, ale przecież nie nosisz złotych łańcuchów i kroczu przy kolanach.

Wnętrze? Owszem, materiały są twarde, dźwięk kierunkowskazu mało wyrafinowany, przyciski nieco tandetne w dotyku, aluminium jest z plastiku, wieniec kierownicy jest nieco za cienki, a wyświetlacz radia nie chwyta za serce czytelnością i nowoczesnością czcionki. Ale cała reszta zasługuje na pochwałę. Nie ma kłopotów z zajęciem wygodnej pozycji, schowków i skrytek jest aż za dużo, widoczność jest doskonała, możliwości aranżacji wnętrza jest więcej niż mniej, a stylizacja wnętrza atrakcyjna, świeża i nowoczesna.

Przestrzeń? Z przodu i z tyłu jak najbardziej w porządku. Pasażerowie tylnej kanapy ucieszą się ze schowków i możliwości regulacji kąta pochylenia oparcia. Ale największe zaskoczenie czeka w bagażniku. Nie, nie chodzi o to, że jest on w miarę pojemny, ustawny, regularny, ma kilka uchwytów na bagaż i można go załadować przez osobno otwieraną (przyciskiem wewnątrz lub na pilocie) tylną szybą. Chodzi o dwa dodatkowe miejsca siedzące. Po pierwsze - jest tam zaskakująco wygodnie. Po drugie - ich rozkładanie jest proste i łatwe jak budowa cepa. Po trzecie - siedząc tam nie masz wrażenia, że jesteś tam za karę. Po czwarte - żaden inny Chevy w Europie tego nie ma. Brawo! Inteligentne, przestronne i wygodne wnętrze, które dodatkowo atrakcyjnie opakowano. Nie zawsze tak jest.

Dobra, ruszamy. Pierwsze wrażenie? Miękkie zawieszenie. Nie trzeba mocno wciskać gazu w podłogę, aby auto dumnie zadarło nos. Przy hamowaniu tył wyraźnie się unosi. Zakręty? Miękkie zawieszenie, skórzane fotele bez trzymania bocznego i wysoko położony środek ciężkości to nie jest fortunny zestaw dla fanów krętych dróg. Captiva sportowa z pewnością nie jest, ale komfortowa jak najbardziej. Duże koła i spory prześwit pozwalają na swobodną jazdę po polskich drogach. Auto dobrze wybiera znakomitą większość nierówności. Czasami tylko wpada w bardzo amerykańskie kołysanie i nie do końca radzi sobie z poprzecznymi niedoskonałościami drogi. Jadąc tym autem nie trzeba się przejmować zarówno tymi małymi, jak i tymi większymi wyrwami. Ja wiem, że nakłanianie do łamania przepisów jest niemoralne i niepoprawne politycznie, ale powiem to - wszelkie garby zwalniające nie robią na tym aucie żadnego wrażenie. Czasami nawet w ogóle ich nie czuć i nie ma potrzeby przed nimi zwalniać...

Tocząc się leniwie po mieście łatwo wyczuć, że układ kierowniczy jest ospały i rozleniwiony, co pasuje do charakteru tego auta i jakoś specjalnie nie przeszkadza. Automatyczna 5-biegowa skrzynka działa stosunkowo poprawnie - biegi zmienia dość szybko bez zbędnego i natarczywego szarpania, ale czasami ma problem z wyborem tego najlepszego. Reakcja na kick-down? Wolna i pełna wahania. Minus za hamulce. Auto nurkuje w czasie wytrącania prędkości co sprawia wrażenie, że zaraz się zatrzymamy. Ale to pozory. W rzeczywistości ma człowiek wrażenie, że jest labradorem, który za bardzo się rozpędził i nie może wyhamować na mokrej podłodze przed lodówką. Zderzenie może boleć. Nie tylko labradora.

OK., Captiva to SUV, ale jego naturalnym środowiskiem będą przede wszystkim parkingi pod supermarketem, miejskie szlaki i podjazdy pod przedszkola miejskie. To dlatego Captiva jest głównie przednionapędowa. Napęd na cztery koła załącza się automatycznie w sytuacjach, w których może się przydać (na przykład na śliskiej drodze). Jeśli już wybierzemy się najwyższym Chevroletem na rynku w teren, to plastikowe osłony nadwozia stawią czoła gałęziom, wysoki prześwit pozwoli na nieco więcej niż zwykłym autom, a elektroniczny gadżet pozwoli zjechać z górki na pazurki w stałym i bezpiecznym tempie. Ale to wszystko. Przejeżdżanie przez Wisłę? Wjazd na Giewont? Szaleństwo na poligonie wojskowym? Do tego Captiva się nie nadaje.

Nikt o zdrowych zmysłach nie kupi Captivy z silnikiem 3,2 V6. Owszem, jest 230 KM i 6 cylindrów, ale wysoki współczynnik oporu powietrza, 7 foteli, bogate wyposażenie i spora masa sprawiają, że subiektywnie auto jest średnio dynamiczne i obiektywnie zachłanne na bezołowiową. Zużycie paliwa w mieście na poziomie 18 litrów i nieco ponad 11 na trasie to w erze Toyoty Prius przestępstwo ekologiczno-ekonomiczne i zamach na Matkę Ziemię. Autentycznie. Plus jest taki, że silnik V6 przyjemnie brzmi przy większych obrotach i jest bardziej prestiżową opcją niż czterocylindrowy diesel.

To co z tą Captivą? Całkiem dobrze. Fajnie wygląda, jest autentyczna w tej swojej surowości, nie udaje sportowca czy Land Rovera Defendera, pozwala zabrać kilka osób więcej i pali jak dwa smoki w wersji V6. Dlatego wybierz diesla. Oszczędzisz swoje finanse i drzewka przy drodze. Na koniec jeszcze o nazwie. Słowo "Captiva" nawiązuje do angielskiego przymiotnika "captivating", co oznacza ujmujący, urzekający, czarujący. Cóż, aż tak wspaniale z tym autem nie jest.