Citroen C4 1.6 HDi 110 Seduction

Citroen zawsze starał się iść pod prąd. Prawie zawsze też oglądał plecy swoich rywali we wszelakich rankingach sprzedaży. Czy nowa odsłona Citroena C4 będzie w stanie skutecznie powalczyć z VW Golfem i spółką? Przekonajmy się o tym w teście odmiany Seduction z silnikiem 1.6 HDi o mocy 110 KM.

Poprzednia generacja "C-czwórki", produkowana w latach 2004-2010, nie była złym samochodem. Jak się jednak okazało, ciekawa, "antykanciasta" stylistyka nadwozia oraz ekstrawaganckie wnętrze nie wystarczyły na skuteczną walkę o klienta nie tylko z niemiecką konkurencją.

Co zatem najbardziej utkwiło mi w pamięci z poprzedniego modelu "Francuza"? Z pewnością kierownica, której środek pozostawał nieruchomy, a obracał się tylko wieniec oraz specjalna sportowa wersja Coupe sygnowana nazwiskiem rajdowego mistrza kierownicy Sebastiena Loeba. Obydwu tych "smaczków", nie tylko stylistycznych, w nowej wersji C4 jednak już nie odnajdziemy.

3-drzwiowemu nadwoziu mówimy stanowczo NIE!
Szefostwo Citroena przy okazji prezentacji nowego modelu stanowczo zaprzeczyło, jakoby kiedykolwiek miała powstać 3-drzwiowa odmiana "C-czwórki". Nawet najbardziej ekskluzywna i wyszukana wersja DS4 będzie występowała tylko w 5-drzwiowym nadwoziu.
Według mnie jest to o tyle dziwna decyzja, że najwięksi konkurenci "Cytryny" posiadają wersje zarówno 5-, jak i 3-drzwiowe.

Zamiast rozwodzić się na temat słuszności decyzji ludzi z zarządu tej francuskiej marki, trzeba wziąć się porządnie za swoją pracę i sprawdzić w sposób namacalny, co tak naprawdę ma do zaoferowania nowy Citroen C4.

Mariaż francusko-niemiecki
Pomimo trwającej w czasie testu akcji pt. "Zima: reaktywacja" z zaskoczonymi drogowcami w roli głównej, odziany w solidne rękawice oraz grubą czapę przyglądam się dokładnie stylistyce nadwozia nowego Citroena.

Z przodu, dzięki pokaźnych rozmiarów emblematowi, który rozciąga się niemalże na całą szerokość przedniego pasa, nie mamy żadnych wątpliwości, do kogo należy ta "mordka". Widać, że Francuzi poszli za przykładem innych producentów aut i postanowili zunifikować wszystkie "twarze" wszystkich swoich modeli. Gdy spojrzymy na C4 z profilu, nie będziemy już tak pewni, że za stworzeniem tego modelu stoją właśnie spece z Citroena. Co prawda ogólnej sylwetce całego auta nie można zbyt wiele zarzucić, jednak gdyby zrobić nie do końca wyraźne zdjęcia nowej "Cytryny" właśnie z profilu, można by się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest to kolejna ewolucja Audi A3 Sportback.

Tym oto sposobem doszedłem do wniosku, że francuski hatchback wygląda trochę... po niemiecku. Czy taki stylistyczny mariaż francusko-niemiecki wyszedł Citroenowi na dobre? Oceńcie sami.

Ciepło-zimno
Zima postanowiła na dobre zadomowić się w naszej pięknej stolicy, grafitowy kolor lakieru powoli przykrywa cienka warstwa białego puchu, więc nie zastanawiając się ani chwili, postanawiam ogrzać się we wnętrzu "Cytryny". Jeszcze tylko wrzucę swoje podręczne bambetle do bagażnika i będę mógł oddać się upragnionemu procesowi ogrzewania organizmu.

Gdybym nie widział wcześniej reklam telewizyjnych nowego C4, w których to 380-litrowy bagażnik jest uznawany za największy w swojej klasie, po otwarciu klapy bagażnika pierwszym wyrazem, jaki cisnąłby mi się na usta byłby z pewnością "wow". Jako że w/w reklamę widziałem, obyło się bez tego dzikiego okrzyku, jednak dostępna przestrzeń robi naprawdę spore wrażenie. Dodatkowym atutem bagażnika nowego Citroena jest niski próg załadunku. Przy moich 180 cm wzrostu, aby sięgnąć do zamka tylnej klapy musiałem mocno ugiąć nogi w kolanach.

Gdy w końcu zająłem miejsce za kierownicą testowanego samochodu, temperatura panująca w kabinie nie odbiegała zbytnio od tej na zewnątrz. Tak naprawdę, czego innego mogłem się spodziewać po aucie, które przez kilkanaście godzin było atakowane mrozem dochodzącym do -20 stopni Celsjusza? Szybka decyzja o uruchomieniu silnika, klimatyzacja ustawiona w trybie "HI" i pozostaje mi tylko czekać, aż do mojego ciała dotrą pierwsze powiewy ciepłego powietrza.

Po chwili okazało się, że pochopna decyzja o zostawieniu rękawiczek w bagażniku odbiła się czkawką. Skórzana kierownica (dostępna w standardzie od wersji Seduction) była tak piekielnie zimna w dotyku, że średnia temperatura powietrza podczas zimy w Suwałkach wydaje się być nad wyraz wysoka jak na tę porę roku. Wykończonego aluminium lewarka skrzyni biegów bałem się dotknąć. Wizja odmrożenia na dłoni schematu przełączania poszczególnych przełożeń wydawała mi się mało interesująca.

Skoro jednak już siedzę na miejscu pracy kierowcy i mam przed sobą dłuższą wolną chwilę, postanawiam spożytkować ten czas na zapoznanie się z wnętrzem "C-czwórki".

Francja elegancja czy Francja ekstrawagancja?
Dominującym kolorem występującym we wnętrzu naszego testowego egzemplarza jest czarny. Jedynie delikatne wzorki, jakimi został pokryty materiał na fotelach oraz pojawiające się tu i ówdzie wstawki z aluminium lub plastiku, który przypomina ten metal nadają nieco więcej kolorytu kabinie Citroena. W tym wypadku jednak czarne wnętrze nie do końca oznacza smutne wnętrze.

Materiały użyte do wykończenia kabiny wyglądają na dużo droższe niż mogłoby się wydawać. Zarówno deska rozdzielcza, jak i boczki drzwi zostały pokryte plastikiem o bardzo miłej fakturze, przyjemnie uginającym się pod naciskiem dłoni. Siedząc nie tylko za kierownicą, ale także na fotelu pasażera, mamy wrażenie podróżowania naprawdę ekskluzywnym i eleganckim autem. W tym momencie napiszę, że pasażerom siedzącym na tylnej kanapie miejsca nad głowami z pewnością nie zabraknie. Problem z wolną przestrzenią na nogi również w nowym C4 nie występuje. Nawet podczas długich wakacyjnych wypraw czwórka dorosłych pasażerów będzie miała zapewnioną komfortową podróż.

Wracając do wspomnianej nieco wcześniej elegancji, po przekręceniu kluczyka w stacyjce wyraz "elegancja" możemy zastąpić wyrazem "ekstrawagancja". Wystarczy wspomnieć, że jedynym analogowym zegarem znajdującym się na desce rozdzielczej jest prędkościomierz. Dodatkowo jego czytelność jest na tyle słaba, że mógłby on konkurować w dziedzinie niepraktyczności z prędkościomierzem montowanym w MINI.

Sytuację ratuje niejako wbudowany w ów prędkościomierz elektroniczny wyświetlacz pokazujący aktualną prędkość. Zarówno obrotomierz, jak i wskaźnik poziomu paliwa także trudno uznać za wzór czytelności i praktyczności, jednak po dłuższym obcowaniu z autem można się do tych różnorakich cyfrowych wskazówek przyzwyczaić.

Testowany egzemplarz nie posiadał wbudowanego systemu nawigacji (dostępny tylko w najwyższej wersji wyposażenia za dodatkową dopłatą 5900 zł), a co za tym idzie, na konsoli środkowej zamiast dużego kolorowego wyświetlacza mieliśmy malutki, monochromatyczny ekranik wyświetlający informacje komputera pokładowego, radia czy też menu ustawień samochodu. W połączeniu z ekstrawaganckimi cyfrowymi zegarami ten malutki wyświetlacz prezentuje się bardzo archaicznie.

Ergonomia czyli pięta achillesowa?
Prawie od zawsze wiadomo, że coś, co jest efektowne, nie do końca może okazać się efektywne. W przypadku samochodów bywa bardzo podobnie. Pięknie wystylizowane przyciski na konsoli środkowej nie zawsze są czytelne i ergonomicznie rozmieszczone.

W przypadku Citroena prawie udało się połączyć ciekawą stylistykę z nienaganną ergonomią. Jak jednak wiadomo, prawie robi dużą różnicę. Przykłady? Proszę bardzo. Na konsoli środkowej mamy dostępne dwa pokrętła. Niby nic nadzwyczajnego, jednak tylko jedno pokrętło spełnia swoją rolę, czyli... daję się kręcić. Drugie natomiast, wbrew temu na co wskazywała by logika, służy tylko i wyłącznie do naciskania. Odruchowo chcąc zmienić częstotliwość radia lub przejść do kolejnej opcji w menu próbujemy użyć do tego celu owego pokrętła. Dopiero po chwili orientujemy się, że do poruszania się po ustawieniach wyświetlonych na środkowym ekraniku służą oddzielne przyciski z kierunkowymi strzałkami.

Drugim przykładem niefrasobliwości Francuzów jest komputer pokładowy. Aby sprawdzić średnie zużycie paliwa, średnią prędkość czy przejechany dystans należy wcisnąć odpowiedni guzik na konsoli środkowej. A w jaki sposób możemy poruszać się po ustawieniach tego komputera? Oczywiście nie strzałkami kierunkowymi, tylko dźwigienką przy kierownicy.

Inspektor Gadżet
Pracownicy Citroena nie byliby sobą, gdyby nie zastosowali we wnętrzu swojego dziecka jakichś naprawdę gadżeciarskich i innowacyjnych rozwiązań. Na szczególne wyróżnienia zasługują dwa "patenty". Pierwszy z nich śmiało można określić praktycznym udogodnieniem, natomiast drugi z owych gadżetów jest, delikatnie mówiąc, bezsensowny.

Do grupy praktycznych z pewnością można zaliczyć funkcję znaną m.in. z Saabów, czyli "Black Panel". Po uruchomieniu tej opcji jedynym elementem podświetlonym we wnętrzu jest prędkościomierz. Dodatkowo jego jasność zostaje automatycznie ustawiona na minimum, co sprawia, że podczas długiej nocnej trasy oczy kierowcy mniej się męczą.

Na miano gadżetu bezsensownego moim skromnym zdaniem zasłużyła możliwość personalizacji dźwięków kierunkowskazów. Jeśli myśleliście, że standardowe "pik-pik" jest irytujące przy dłuższym lewoskręcie, nie mam dla Was zbyt dobrych informacji. Trzy inne "pikania" dostępne w nowym Citroenie są jeszcze bardziej deprymujące i nawet krótka sygnalizacja zmiany pasa ruchu może doprowadzić do... uwielbienia standardowego "pik-pik".

Nie musiałem nawet zbyt długo się zastanawiać, jak zobrazować poszczególne rodzaje dźwięków, jakie mamy do dyspozycji. Pomijając standardowy odgłos kierunkowskazów dla wielbicieli pewnego Radia z Torunia został stworzony dźwięk przypominający kościelne dzwony. Zagorzali fani muzyki techno także odnajdą elektroniczny odgłos kojarzący się z masowymi imprezami muzycznymi. Czwarty i ostatni rodzaj "brzęczyka" przypomina mi odgłos spadającego z drzewa wprost na asfalt... orzeszka.

HDi
Tak bardzo zająłem się "badaniem" wnętrza, że prawie zapomniałem, iż temperatura w kabinie osiągnęła zadowalający poziom. Po części była to zasługa świetnie wyciszonego wnętrza. Pracujący pod maską mojego egzemplarza silnik Diesla po odpowiednim rozgrzaniu przy niskich obrotach jest praktycznie w ogóle niesłyszalny w kabinie.

Moc 112 KM oraz 270 Nm momentu obrotowego może nie czynią z "C-czwórki" sportowca, jednak do sprawnego poruszania się nie tylko po mieście takie parametry w zupełności wystarczą. 11,3 sekundy potrzebne do rozpędzenia się od 0 do 100 km/h w rzeczywistości wydają się mijać znacznie szybciej, niż dzieje się to naprawdę. Wyprzedzanie podczas jazdy na trasie również nie jest manewrem trwającym wieczność, dzięki dobrej elastyczności jednostki napędowej.

Spalanie? Co prawda wartości deklarowane przez producenta jak zawsze mijają się z prawdą, jednak średnio 6,2 litra potrzebne na pokonanie 100 kilometrów wydaje się być dobrym wynikiem. W ruchu miejskim raczej nie powinniśmy przekroczyć 7 litrów, natomiast w trasie wartości nawet z "czwórką" z przodu przy delikatnym obchodzeniu się z pedałem gazu są do osiągnięcia.

Komfort, komfort i jeszcze raz komfort
Citroen tak naprawdę nie byłby Citroenem, gdyby nie posiadał bardzo komfortowego zawieszenia. Ta francuska marka zdążyła nas już przyzwyczaić do zaawansowanych układów resorowania, dzięki którym jazda nawet po polskich drogach stawała się komfortowa i przyjemna.

W nowej "Cytrynie" zawieszenie również jest bardzo komfortowe. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jest ono najbardziej komfortowe w swojej klasie, zaznaczając jednak, że komfortowe w tym wypadku nie oznacza uniwersalne. Czasami wjechanie w jakąś dziurę bardziej słychać niż czuć. Oczywiście jeśli droga, którą akurat się poruszamy będzie przypominała ser szwajcarski, nie będziemy świadkami cudu i nierówności nawierzchni odczujemy we wnętrzu auta, jednak wszystkie te defekty podłoża będą bardzo dobrze tłumione.

Teraz muszę zmartwić osoby lubiące nieco szybszą jazdę nie tylko na wprost. Takie, a nie inne zestrojenie zawieszenia sprawia, że w szybko pokonywanych zakrętach odruchowo trzymamy drzwi, aby przy dużym wychyleniu nadwozia się nie otworzyły. Jeśli jednak ktoś nie oczekuje od tego typu samochodu sportowych doznań, komfortowe zawieszenie C4 sprawi, że każda, nawet najkrótsza podróż zamieni się w komfortową wyprawę.

Attraction, Seduction, Exclusive
Właśnie takie wersje wyposażenia są dostępne w nowym Citroenie C4. Najtańsza odmiana Attraction z benzynowym silnikiem 1.4 VTi o mocy 95 KM kosztuje 49 800 zł. Za najtańszego 90-konnego diesla również w wyposażeniu Attraction przyjdzie nam zapłacić 60 800 zł. Jeśli do tej sumy dorzucimy 200 zł, możemy stać się posiadaczem "C-czwórki" z benzynowym 1.6 VTi oraz standardem wyposażenia Seduction.

Najdroższa odmiana nowej "Cytryny" posiada pod maską wysokoprężny silnik 2.0 HDi o mocy 150 KM, który występuje tylko w połączeniu z najwyższą wersją wyposażenia Exclusive posiadającą w standardzie m. in. gniazdko 230 V, a kosztuje ona 84 300 zł. Ceny nowego Citroena wydają się być rozsądnie skalkulowane, a jak znam tę francuską markę, udając się do salonu zawsze będziemy mogli liczyć na jakąś promocję.

Wszystko w swoim czasie
Bez wątpienia nowy Citroen C4 jest autem dużo lepszym i dojrzalszym od swojego poprzednika. Czy jednak te wszystkie zmiany "in plus" pozwolą na równorzędną walkę z konkurentami? VW Golf wydaje się być poza zasięgiem Francuza, jednak inne auta pokroju Opla Astry, Renault Megane czy Toyoty Auris nie mogą spać spokojnie. A jak nowa "C-czwórka" zostanie przyjęta przez rynek? Czy w sposób równie chłodny jak mnie przywitało to auto na zaśnieżonym parkingu? A może dla Citroena zaświeci tak bardzo upragnione słońce? Jak będzie naprawdę - czas pokaże.