Dodge Avenger SE 2.0 CRD

Charger, Challenger, Viper. To kultowe auta, wręcz ikony motoryzacji, które rozsławiły firmę Dodge na cały świat. Do dziś budzą podziw i sprawiają, że serce maniaka motoryzacji bije szybciej. Najnowszy model tego producenta - Avenger, to nowoczesna interpretacja stylistyki muscle carów.

Marka Dodge istnieje od ponad stu lat. W tym roku mija 80. rocznica wchłonięcia jej do koncernu Chryslera. Jednak nazwa firmy pozostała, a tylko niektóre modele są ze sobą bliźniaczo spokrewnione. Nowy Dodge Avenger to techniczny bliźniak Chryslera Sebringa, ale optycznie auta nie są do siebie podobne. Avenger wyglądem nawiązuje do nowego wcielenia Chargera, którym Dodge próbuje odbudować zakurzoną już legendę marki.

Muskularna sylwetka Avengera jasno daje do zrozumienia z jakiego kontynentu pochodzi auto. Ciekawe, co drzemie pod potężna maską? Patrząc na podobieństwo z Chargerem chciałoby się ujrzeć silnik HEMI i poczuć prawdziwą moc amerykańskiego potwora. Poza tym nazwa "Avenger", a więc "Mściciel" sugeruje, że do dyspozycji kierowcy czeka solidne stado dzikich ogierów mechanicznych.

Nic bardziej złudnego. Na europejski rynek Dodge serwuje zupełnie odmienną strategię. Klient ma do wyboru jeden silnik benzynowy, 4-cylindrowy o mocy 156 KM. Nadal łudzisz się, że to najsłabszy w ofercie motor? Niestety, to najmocniejsza opcja silnikowa. Druga z dostępnych jednostek to 140-konny diesel. Ta moc budzi podejrzenia? Tak, tak, nie mylisz się - Amerykanie zaszczepili pod maskę technologię z grupy Volkswagena. I właśnie auto z nieśmiertelnym silnikiem TDI, zakamuflowane pod oznaczeniem 2.0 CRD trafiło do naszego testu. Sprawdźmy więc, czy "Mściciel zza Oceanu" potrafi podjąć skuteczną walkę o klienta w klasie średniej, gdzie królują Volkswagen Passat, Opel Vectra, Toyota Avensis, Ford Mondeo czy Peugeot 407.

Prężenie muskułów
Podobieństwo do nowego Dodge'a Chargera jest zamierzone. Model ten korzystając z kultowej nazwy chce wskrzesić filozofię "muscle car" z lat 60-tych i 70-tych, czyli samochodów średniej wielkości, napędzanych na tylną oś i dysponujących potężnymi silnikami oraz piorunującymi osiągami. Czy robi to z powodzeniem, to kwestia dyskusyjna. Avenger próbuje uszczknąć ile się da z ducha odnowionej legendy, ale tylko jeśli chodzi o wygląd. Ma uwodzić stylistyką, ma być inny. I trzeba przyznać, że taki jest.

Jedno jest pewne - posiadacz Avengera nie może liczyć na anonimowość. Jeśli pracujesz jako prywatny detektyw, poszukaj innego auta. Nie uda Ci się wtopić w otoczenie śledząc Dodge'm żonę klienta podejrzewaną o niewierność. Auto wzbudza żywe zainteresowanie na ulicy i ciekawskie spojrzenia innych kierowców. Dekonspiracja murowana.

Stosunek powierzchni stalowych do elementów przeszklonych nadwozia jest zdecydowanie na korzyść tego pierwszego. Dzięki temu samochód spod "znaku głowy byka" wygląda wręcz monumentalnie. Liniom brakuje lekkości i finezji. Dominują siermiężne kształty, ostre linie i wyraźne krawędzie. Odrobiny subtelności wnoszą łukowate nadkola i profil tylnych błotników, które wyglądają niczym napompowane balony i wżynają się do połowy tylnych drzwi. Największe wrażenie robi przód auta z charakterystyczną dla marki, trapezo-podobną atrapą w rozmiarze XXL i równie pokaźnymi reflektorami. Ujrzenie takiej "facjaty" w lusterku wstecznym przez kierowcę auta jadącego przed Avengerem nierzadko skutkuje u niego pośpieszną zmianą pasa z prawego na lewy. It's nice!

Sylwetka Avengera przypomina osiłka z siłowni. Jednak nie tego, który regularnie ćwiczy, ale raczej amatora sterydów. Co intrygujące i mogące być ciekawym elementem studium ludzkiego umysłu dla psychiatry, siedząc za kierownicą Dodge'a sam czułem się jakoś lepiej zbudowany, a moje średnio-wiotkie muskuły wydawały się być jakoś dziwnie twarde i większe. Taki "look" karoserii ma swoich zwolenników. Można dyskutować, czy takie kształty są ładne czy nie, ale na pewno Avenger nie jest nudny i monotonny. Szkoda, że skromniejsza wersja wyposażeniowe SE, jaką przyszło mi testować, nie posiada w standardzie aluminiowych obręczy (dopłata 2,5 tys. zł). Choć trzeba oddać, że wyjątkowej urody kołpaki dość skutecznie imitują felgi ze szlachetnego metalu.

Wolna amerykanka
Gabarytami Avenger nie ustępuje konkurencji. Ponad 4,8 m długości i rozstaw osi wynoszący 2,76 m to o kilka centymetrów więcej niż oferują Vectra, Avensis, Passat czy Mondeo. Dodge przegrywa tylko minimalnie mniejszym rozstawem osi ze Skodą Superb. Jednak amerykańskie centymetry są jakby "krótsze" od europejskich, a dokładniej - gołe liczby nie oddają do końca przestrzeni oferowanej we wnętrzu. Owszem, nie można narzekać na ilość miejsca zarówno z przodu jak i z tyłu. W środku nie czuć tego jednak, że mamy do dyspozycji więcej swobody niż u konkurencji. Szczególnie na tylnej kanapie - subiektywne odczucia wskazują, że np. Passat i przede wszystkim Superb oferują więcej.

Duży plus należy się fotelom i tapicerce. Siedziska są bardzo obszerne, nieźle wyprofilowane i ewidentnie sprzyjają długim eskapadom. Nie trzymają może perfekcyjnie ciała w zakrętach, ale też nie do ostrej jazdy stworzony jest Dodge. Zapewniają za to wysoki komfort, nawet osobom o słusznej posturze. To ukłon w stronę amerykańskiego społeczeństwa "wychowanego" na fast-foodach. Mimo wpisu w dowodzie rejestracyjnym o 5-osobowym przeznaczeniu auta, kanapa tylna swym wyprofilowaniem preferuje dwójkę pasażerów.

Amerykanie nadal nie wyciągnęli wniosków z krytycznych uwag pod adresem jakości plastików używanych do wykończenia swoich pojazdów. Niestety, Avenger nie jest tu chlubnym wyjątkiem. To, co uchodzi w nieco surowym z charakteru wnętrzu np. Jeepa Patriota - reprezentującego ten sam koncern - absolutnie nie pasuje do auta klasy średniej oferowanego w Europie. Tu poprzeczka ustawiona jest wysoko, a Dodge emanuje w kwestii jakości wykończenia taniością, by nie powiedzieć tandetą.

Surowe i geometryczne kształty deski rozdzielczej mogą się podobać, bo wszystko wygląda przejrzyście i schludnie. Niestety, ordynarnie twardy plastik podatny na zarysowania to największa skaza na wizerunku Avengera. Mógłbym jeszcze przymknąć oko na niewyszukane gatunkowo tworzywa, które okalają zarówno centralny kokpit, jak i boczki drzwi, klamki czy tunel środkowy, gdyby nie dokładność ich spasowania. A właściwie jej brak, bowiem wiele elementów nie przylega równo do siebie, a szczeliny pomiędzy poszczególnymi częściami to prawdziwie wolna amerykanka.

Sytuację próbują ratować skórzana i świetnie leżąca w dłoniach kierownica, ładnie zaprojektowane zegary z białymi cyferblatami umieszczone w głębokich tubach oraz dobra ergonomia. Proste pokrętła sterowania nawiewami i klimatyzacją są estetyczne oraz intuicyjne w obsłudze. Zastrzeżenia budzi niewygodnie usytuowany, bo zbytnio cofnięty przedni podłokietnik i sterowanie komputerem pokładowym, który obsługuje się w archaiczny sposób wystającym bolcem ulokowanym pomiędzy prędkościomierzem a obrotomierzem. Niezwykle denerwująca jest obsługa dźwigni kierunkowskazów, która co jakiś czas - nie wiedzieć czemu - pracuje z wyraźnym oporem i trzeba użyć sporej siły, by włączyć żądany migacz. Schowków jest natomiast w sam raz - z przodu dwa obszerne i zamykane, w drzwiach wygodne kieszenie, a w podłokietniku głęboka skrytka. Do tego uchwyty na napoje z przodu oraz z tyłu auta i wyprawa w dalszą trasę staje się przyjazna dla wszystkich.

Bagażnik o pojemności 452 litrów to średnia wartość w tej klasie aut. Jego poręczność ogranicza wąski luk załadunkowy, a przewożenie dłuższych przedmiotów utrudni wąska szczelina powstała po złożeniu oparcia kanapy. Jeśli jesteś estetą lepiej nie patrz na klapę bagażnika od wewnątrz. To, że jest tam goła blacha można ścierpieć, ale sposób montażu linki zwalniającej zamek kufra każe zawołać - Oh... My... God! Czarna taśma samoklejąca niechlujnie owinięta wokół plastikowej osłony linki utrzymuje ją przy klapie. Moje oczy zostały zgwałcone tym widokiem. Na osłodę fosforyzujący w ciemnościach uchwyt wewnątrz tejże klapy, który umożliwi wydostanie się człowiekowi zamkniętemu w bagażniku. To wymóg bezpieczeństwa obowiązkowy w USA.

To co potrzeba
Nie jest tajemnicą, że auta zza Wielkiej Wody próbują rekompensować plastikowe wnętrze dobrym wyposażeniem i przystępną ceną. Jak to wygląda w przypadku Avengera? W standardzie wersji SE otrzymamy właściwie wszystkie istotne elementy wpływające na komfort i bezpieczeństwo samochodu. Są tu m.in. cztery elektrycznie sterowane szyby, elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka, manualna klimatyzacja, cztery poduszki powietrzne i dodatkowe kurtyny dla obu rzędów siedzeń, komputer pokładowy, system ABS z elektronicznym rozdziałem siły hamowania, system TCS i ESP, skórzana kierownica, tempomat, centralny zamek, autoalarm oraz podstawowy system audio CD z możliwością odtwarzania plików MP3. Cena wersji SE Avengera z silnikiem diesla wynosi 86,3 tys. zł. Podobnie skonfigurowane auta europejskiej bądź japońskiej konkurencji kosztują od dziesięciu do kilkunastu tysięcy złotych więcej. Warto dopłacić 3,3 tys. zł do pakietu Convenience, który zawiera automatyczną klimatyzację, światła przeciwmgielne, automatycznie włączające się światła drogowe, tapicerkę YES Essentials oraz organizer bagażnika.

Bardzo atrakcyjnie w testowym modelu prezentował się pakiet o nazwie Technology, który zawiera system audio CD-DVD z sześcioma głośnikami oraz 276 watowym wzmacniaczem i system nawigacji satelitarnej. W skład tego pakietu wchodzi także samościemniające się lusterko wsteczne oraz zestaw głośnomówiący. Ta dość kosztowna opcja (11,5 tys. zł) jest absolutnie warta swojej ceny. W roli głównej występuje tu 6,5 calowy, kolorowy ekran dotykowy, który umożliwia odtwarzanie płyt CD oraz oglądanie filmów DVD. Złącze USB pozwala na podłączenie zewnętrznego urządzenia, np. pendrive'a zawierającego ulubione zdjęcia czy pliki muzyczne. Co nietypowe, system wyposażony jest w wewnętrzny twardy dysk o pojemności 20 GB, który zawiera tzw. Music Jukebox (szafa grająca). Ów box pozwala na skopiowanie wybranych kawałków z płyt CD lub innych źródeł napędu i stworzenie indywidualnego zestawu ulubionych utworów muzycznych (lub zdjęciowych). Wielka pojemność dysku daje ogromne możliwości i pozwala na rezygnację z wożenia w skrytce masy płyt i innych nośników z plikami muzycznymi. Genialne rozwiązanie! Poza tym całość gra lepiej niż przyzwoicie.

Ponadto zestaw nawigacji satelitarnej należy do najlepszych firmowych systemów z jakimi miałem do czynienia. Na ekranie widnieje opcja 3D, która sprawia, że mapę z ulicami i drogami widzimy jakby trójwymiarowo, przez co zdecydowanie poprawia się jej czytelność. Do pełni szczęścia brakuje tylko lektora mówiącego w języku polskim, ale można przeżyć te drobną niedogodność.

Znowu TDI
Rano zbliżyłem się do lodówki i bardzo powoli złapałem za rączkę białych drzwiczek. Otworzyć czy nie? Czy znowu tam będzie? Zaczynam popadać w lekką paranoję. Powód - silniki TDI niemieckiego koncernu VAG wyposażone w pompowtryskiwacze są niemal wszędzie. Nie napędzają chyba tylko kosiarek do trawy, choć głowy za to nie dam. Volkswagen, Audi, Seat, Skoda, Mitsubishi, Jeep, Chrysler. Z pewnością "upchnięto" je jeszcze w innej marce. Co jest powodem takiej popularności? To, że są trwałe, długowieczne, ekonomiczne i dynamiczne wie niemal każdy. Dlaczego jednak potężny koncern Chryslera korzysta z zapożyczonej technologii, a nie promuje własnych dieslowskich propozycji? Zerkam na stronę www amerykańskiego Dodge'a i co widzę? Avenger nie ma w swojej ofercie silnika zasilanego olejem napędowym! Najmniejsza oferowana jednostka to 174-konny benzyniak 2,4 litra. Po prostu w USA dieslowskie motory nie są popularne. Decydując się jednak na próbę zdobycia europejskiego rynku Dodge musiał mieć w ofercie taki silniki. Wybrał więc sprawdzoną i uznaną jednostkę 2.0 TDI i oznaczył jako CRD. I zagadka rozwiązana.

Co można powiedzieć o tej jednostce, którą opisano już na wszelkie sposoby? Silnik dobrze współpracuje z masywnym nadwoziem Avengera. Nie czyni z niego co prawda sprintera, bo trudno uznać za taki wynik 11.7 sekundy przyspieszenia do 100 km/h. Jednak w warunkach drogowych spisuje się wyśmienicie. Dodge popisuje się bardzo dobrą elastycznością, którą doceni każdy kierowca walczący na polskich drogach z kawalkadami tirów. Niewiele ponad 1,5 tony masy okazuje się nie być problem do sprawnego udźwignięcia dla 140 KM. Wysoki moment obrotowy (310 Nm) dostępny już poniżej 2 tys. obr/min to niewątpliwy atut tego silnika. Dla kogo to za mało, za niewielką sumę może bez problemu podnieść moc do choćby 170 KM, a moment do 350 Nm (uwaga na utratę gwarancji, trzeba negocjować z dilerem). Poprawia się wtedy wydatnie dynamika auta w dolnym zakresie obrotów, a średnie spalanie może nawet ulec zmniejszeniu.

Zresztą i tak jest ono bardzo niskie. W mieście można osiągnąć wynik nawet niższy niż podaje producent - 8,0 l/100 km, a w trasie bez problemu zejść poniżej 6 litrów. A to wszystko możliwe jest bez jazdy w stylu "Pan w kapeluszu + Daewoo Tico + niedzielna wyprawa do kościoła."

Specyfika silnika TDI to niska kultura pracy i spora hałaśliwość. To, co skutecznie zwalcza właściwą izolacją akustyczną w swoich modelach firma Audi z tym samym silnikiem, zupełnie inaczej wygląda w przypadku Avengera. Czuć, że poskąpiono materiałów na wygłuszenie kabiny od komory silnika. Z tego powodu nie można zapomnieć, że pod maską pracuje diesel. Ale spokojnie - nie jest tak źle. Miło zaskakuje natomiast aerodynamika auta. Podczas szybszej jazdy spodziewałem się zwiększonego hałasu. Nic z tych rzeczy. Delikatny szum opływającego powietrza subtelnie niweluje klekot silnika i jazda z prędkością 130 km/h nie jest okupiona uciążliwymi dźwiękami. Jest lepiej niż sugeruje to masywne nadwozie auta.

Bardziej europejski
Samochody zza oceanu słyną z miękkiego resorowania i mało precyzyjnego układu kierowniczego, który nie jest wadą na szerokich, wielopasmowych autostradach USA. Avenger to rodzynek, bowiem oferuje wszystko to, co najlepsze jeśli chodzi o komfort w stylu amerykańskim, ale z nutą europejskiej twardości. Zawieszenie Dodge'a doskonale tłumi wszelkie nierówności, nawet torowiska pokonuje z wielką gracją. Do tego nie jest przesadnie miękkie, a podwozie wyjątkowo cicho radzi sobie podczas jazdy po dziurach. W zakrętach nadwozie nie przechyla się zbytnio i potrafi dać sporą frajdę - biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z limuzyną o długości bliskiej 5 m. System ESP załącza się wtedy kiedy wymaga tego sytuacja i nie jest przesadnie nadgorliwy.

Największe zaskoczenie to jednak układ kierowniczy. Nie ma typowych przypadłości aut z kraju z którego pochodzi - a więc jest po prostu sztywny i precyzyjny. Może brakuje mu trochę do topowych rozwiązań europejskich przedstawicieli klasy średniej, ale w porównaniu do układów stosowanych np. w Toyocie Avensis czy autach francuskich, Avenger nie ma się czego wstydzić.

Dla mniej wymagających
Niewątpliwie Dodge Avenger to ciekawa propozycja. Atrakcyjna cena, przyzwoite wyposażenie, dobre prowadzenie i duży komfort to jego największe atuty. Do tego nietuzinkowa stylistyka stanowi magnes dla osób poszukujących czegoś innego, otwartych na świat i ceniących sobie indywidualny styl. Szkoda, że w ślad za oryginalnym designem nadwozia nie idzie lepsza jakość wykonania we wnętrzu auta. Tu Dodge musi jeszcze sporo popracować. Jeśli jednak zdarzyło Ci się kupić jakiś ciuch w Tesco lub Biedronce, to nie powinno być problemem obcowanie z twardymi materiałami oraz dalekim od perfekcyjnego spasowaniem detali Avengera.

Serdeczne podziękowania dla Pani Ewy Zaliwskiej - właścicielki gospodarstwa agroturystycznego w Chrząszczewku k. Kamienia Pomorskiego, za pomoc w realizacji sesji zdjęciowej,
www.nawyspie.spanie.pl