Dodge Nitro 4.0 R/T

Kryzys finansowy dobił amerykańską motoryzację. Trzy czołowe firmy stanęły na krawędzi bankructwa. Receptą ma być cięcie kosztów - m.in. mniejsza oferta potężnych silników na rzecz mniej paliwożernych. Zagrożonym gatunkiem może być Dodge Nitro, szczególnie z 4-litrową benzyną pod maską.

Opisywanie samochodów Made in USA przez europejskich dziennikarzy odbywa się głównie na zasadzie pewnego schematu - m.in. krytyka plastikowego wnętrza, mało precyzyjnego układu kierowniczego i pochwała nietuzinkowej stylistyki. Przyznam, że pierwotnie w podobnym tonie miałem "wziąć na warsztat" największego na naszym rynku Dodga. Tu jednak dopadła mnie chwila refleksji. Zadałem sobie pytanie - po co? Przecież wszyscy już to znamy.

Wiemy, że amerykańskie SUV-y nie grzeszą jakością wykonania detali środka, a działanie układu kierowniczego jest równie bezpośrednie jak ruchy kołem sterowym tankowca. Wiemy też, że benzynowe V6 czy V8 spalają takie ilości paliwa, że można w ekspresowym tempie uzbierać masę punktów w programach lojalnościowych danej stacji paliw. Doceni to głównie żona, która ucieszy się z nowego tostera, robota kuchennego, czy zestawu noży ze stali nierdzewnej, które otrzymasz "za free", po wymianie uzbieranych punktów za tankowanie.

A gdyby tak przymknąć oko na oczywiste niedostatki i poszukać w Nitro tego, co znajduje uznanie u klientów za oceanem. Co sprawia, że tam te kolosy cieszą się tak wielkim powodzeniem? Sposobem na poznanie odpowiedzi będzie Dodge Nitro w najbogatszej odmianie R/T z 260-konnym, czterolitrowym motorem pod maską. Powinno wystarczyć.

Pod lupą ciekawskich spojrzeń
Aby stać się właścicielem Nitro łatwiej uzbierać na niego fundusze (o tym później), niż wytrzymać namolne spojrzenia ludzi, które przykuwa linia tego SUV-a. Trzeba to zaakceptować lub zwyczajnie lubić takie wyróżnianie się z tłumu. Jazda ulicami stolicy to ciągły ostrzał ciekawskich spojrzeń penetrujących samochód i osoby w nim siedzące. W standardzie z autem otrzymasz więc to, z czym zmagają się rodzime gwiazdy ekranu czy celebrity. Wypad na prowincję skutkuje tym, że przejeżdżający obok sklepu ogólnospożywczego Dodge, przykuwa uwagę autochtonów okupujących jego okolice. Przez chwilę jest on ważniejszy od miarowo przechylanej butelki "Wisienki" czy innej alpagi. A to już sztuka nie lada.

Jaskrawa czerwień testowego egzemplarza bije ponadto po oczach. Osobiście wolałbym gustowną czerń. Ale żadna barwa nie ukryje bicepsów, które prężą się na karoserii. To prawdziwa eskalacja siły i muskulatury. Patrząc na konsekwencję, z jaką projektanci wyrzeźbili jego sylwetkę widać tu jakąś myśl i pomysł. Aerodynamika toi-toia, nadkola rodem z wywrotki Caterpillar i ta atrapa... Niemal pionowa, podzielona na cztery części, otoczona podwójnymi reflektorami. Komu mało niech zerknie na felgi - 20 cali chromu osadzonego na oponach w rozmiarze 245/50. Szkoda strzępić język, popatrzcie po prostu na zdjęcia.

Dla jednych stylizacja Nitro to barokowy przesyt. Inni docenią jego monstrualny charakter. Po to właśnie go stworzono - ma szokować, zwracać uwagę i krzyczeć wyglądem. A jeśli myślisz, że kobietom nie podoba się taka muskulatura, idź latem na plażę i postaw swoje wątłe, blade ciało koło opalonego i zbudowanego ratownika. I wmawiaj sobie, że ta długonoga brunetka w bikini, która wpadła Ci w oko, najpierw chętnie pozna twój intelekt. Trzymam kciuki.

SUV raczej z nazwy
I tu pojawia się kolejne pytanie - czy jest sens aplikować do SUV-a takie mega koła? A może Nitro nie jest wcale przedstawicielem tego gatunku? Osobiście jestem zdania, że akurat w wersji R/T to SUV z gatunku "asfaltowych". Zapewne wielu uzna, że Honda CRV, czy nawet Jeep Patriot to także mało przydatne auta w terenie. To prawda, ale bez problemu dojedziesz nimi błotnistym duktem na brzeg jeziora. A Nitro? Po pierwsze - z powodu rozmiaru felg i opon przydatność testowego Dodge'a nawet w lekkim terenie jest bliska zeru. Chyba, że ktoś nie boi się wjechać na dwudziestocalowych kołach i niskoprofilowych oponach w głębsze kałuże czy zmarznięte koleiny.

Po drugie - typowi przedstawiciele tego segmentu aut posiadają zazwyczaj elektronicznie dołączaną drugą oś napędową, która wspomaga prowadzenie auta w trudniejszych warunkach pogodowych lub podczas wypadu poza utwardzoną drogę. W Nitro jest inaczej. Producent zaleca na suchej i utwardzonej nawierzchni jazdę tylko z napędem na jedną oś (tylną), z przełącznikiem ustawionym w pozycji 2WD. Załączenie dodatkowej osi jest możliwe tylko do prędkości 80 km/h. Jazda w trybie 4WD powyżej tej wartości może skutkować uszkodzeniem napędu i nadmiernym zużyciem ogumienia. Paradoksalnie Nitro jest tu podobne to klasycznego pick-upa! A zatem szybsza jazda w warunkach zimowych po autostradzie nie będzie tak bezstresowa. Co prawda na pokładzie auta mamy standardowy system kontroli trakcji i ESP, ale to ma przecież obecnie niemal każde auto kompaktowe średniej klasy.

Jeśli jednak poruszamy się zimowa porą w realiach górskich, to możemy załączyć drugą oś napędową i nie przekraczając wspomnianej prędkości wspinać się pod zaśnieżony stok narciarski. Wówczas następuje zblokowanie przedniego i tylnego wału napędowego i możemy cieszyć się stałym napędem 4x4. I właśnie w takich warunkach Nitro R/T sprawdzi się najlepiej. Wycieczka poza drogę publiczną - tylko na własne ryzyko.

Magiczne 110 km/h
Mimo tych ograniczeń jazda Nitro dostarcza osobliwych wrażeń. To pojazd do spokojnej, dystyngowanej jazdy. Polubiłem w nim ten jego flegmatyczny image. Masa auta oraz gabaryt działały na mnie wręcz kojąco. A niech mnie wyprzedza tym "kaszlakiem", mogę mu nawet zjechać troszkę, bo widoczność pozwala obserwować rzeczywistość na trzy, cztery auta dalej do przodu niż w aucie osobowym. A nie, to nie "kaszlak", to Golf IV, który z perspektywy siedziska kierowcy wygląda jak zabawka.

Powyżej 110 km/h komunikacja kół auta z kierownicą zaczyna przypominać rozmowę niewidomego z głuchoniemym. Niełatwo o porozumienie. Mnie się jednak nie spieszy. Uznaję, że licznik prędkościomierza powinien być wyskalowany właśnie do 110 km/h. Szybsza jazda ma już po prostu coś z hazardu. Nie przekraczając jej, nie poznamy słabości zawieszenia, które jest zbyt miękkie i nie radzi sobie za dobrze z szybko pokonywanymi pofalowaniami asfaltu. Nitro zaskakuje komfortem. Przyjemnie neutralizuje większość dziur rodzimych dróg i amortyzuje je w sposób bezszelestny. Podczas hamowania z okolic licznikowej "setki" nie będzie nam także przeszkadzać, że hamulce działają zaledwie poprawnie.

Jazda po zakrętach nie jest ulubioną konkurencją Dodge'a. Nadwozie silnie się pochyla, co nie jest przyjemnym doznaniem. Wzorowo ze swojej roli wywiązuje się ESP i jeśli przesadzimy z dynamicznym wejściem w łuk drogi odpowiednio ingeruje, by auto zachowało obrany tor jazdy. To wręcz konieczny anioł stróż, bowiem pod maską tłoczy się pokaźne stado koni mechanicznych, które potrafią wyrwać "z kopyta".

Zapasowe rumaki
Wciśnięcie gazu do oporu brutalnie budzi z drzemki 260 koni mechanicznych. Taka moc sprawia, że nawet blisko dwutonowy kolos potrafi pokazać pazury. Wówczas Nitro jakby przysiadał na tylnych kołach a przednia maska unosi się tak znacznie, że co niższemu kierowcy może przesłonić na chwilę pole widzenia. Wynik 8,5 sekundy do pierwszej "setki" to w tej klasie aut całkiem imponujący rezultat. Także elastyczność jednostki stoi na wysokim poziomie i gdy tylko zajdzie potrzeba szybkiego manewru wyprzedzania, Dodge reaguje posłusznie i natychmiast na sygnał zadany prawą stopą. Motor wygrywa wtedy piękną, chrapliwą melodię, która nostalgicznie przypomina, że to właśnie amerykańskim akustykom sprzed kilku dekad należy się nagroda za rasowy sound sześciu cylindrów. Nie poganiany - pracuje cicho i jedwabiście. Wstrząsów i drgań nie stwierdzono nawet tuż po rozruchu.

Idealnym partnerem widlastej szóstki okazuje się być poczciwy i dobrze znany z innych modeli koncernu Chryslera, pięciostopniowy automat. Nie jest przesadnie ospały, a przełożenia dobrano z dużym wyczuciem. Biegi zmieniają się płynnie i bez nieprzyjemnych szarpnięć nawet wtedy, kiedy usiłujemy udowodnić, że to MY jesteśmy królem startu spod świateł.

W polskiej ofercie znajduje się także wysokoprężny motor 2.8 CRD. Jednak jego 4-cylindry to nie tylko zdecydowanie gorsza kultura pracy. Mimo, że właśnie silniki Diesla z reguły najlepiej pasują charakterem do SUV-a, to w tym przypadku benzynowy odpowiednik daje zdecydowanie większą frajdę w codziennym użytkowaniu i zapewnia wyraźnie lepsze osiągi. Mówię to z pełnym przekonaniem, wiedząc, że zdolności jezdne Dodge'a sprawiają, iż wiele z tych rumaków najczęściej pozostanie bezrobotna.

Humor psuje jedynie wizyta przy dystrybutorze. Najniższy wymiar kary za jazdę zatłoczonymi ulicami stolicy to prawie 19 l/100 km. Górna granica zdaje się nie istnieć. Podczas delikatnego obchodzenia się z pedałem gazu w trasie, Nitro pochłaniał 10,3 l etyliny. To niemal o połowę mniej niż wynik miejski, ale tu górę bierze zapas mocy i możliwość bezstresowej jazdy bez konieczności wkręcania silnika na wysokie obroty.

Nic nowego
We wnętrzu widać głównie pracę księgowego. Amerykanie nie zwracają uwagi na hektary twardego i podatnego na zarysowania plastiku. My musimy to po prostu zaakceptować. Jakość boczków drzwiowych może jednak wystraszyć Europejczyka. Pomijając zaledwie przeciętne (dla większości amerykańskich produktów) wykończenie, rozczarowuje nieco stylizacja kokpitu. Wiele włączników, pokrętła klimatyzacji, zegary umieszczone w trzech głębokich tubach, koło kierownicy czy multimedialny system audio-DVD My GIG to prawie identyczne rozwiązania jak w innych modelach Dodga (Avenger, Caliber czy Journey) czy Jeepa (Patriot, Compas, Cheeroke). Niby to zrozumiałe, wystarczy spojrzeć na rodzinę Volkswagena, ale trochę denerwujące. Mając do czynienia z tak unikatowym nadwoziem chciałoby się w środku coś ekstra.

"Ekstra" jest natomiast ilość miejsca z przodu auta. Tu postura kierującego nie ma znaczenia. Skórzane fotele - co niecodzienne - posiadają elektryczną regulację siedziska, ale pozostałe funkcje obsługuje się już manualnie. Ich wyprofilowanie jest poprawne, zważywszy na charakter auta, ale sama faktura skóry jest dość śliska i surowa. Choć z drugiej strony pasuje to do brutalnego imagu nadwozia. Z tyłu także trudno narzekać na brak miejsca, jednak kanapa mogłaby mieć dłuższe siedzisko, gdyż udom pasażerów brakuje należytego podparcia. Cieszy możliwość regulowania kąta pochylenia oparcia - to przyjazne rozwiązanie dla pleców podróżujących z tyłu.

Jak na samochód o charakterze rodzinnym zadziwia skromna pojemność bagażnika. Niespełna 390 litrów przestrzeni na bagaże to szokująco mało. Nitro jest jednak przykładem, że surowe dane przelane na papier nie zawsze ilustrują realia. Okazuje się, że te 390 litrów jest niezwykle praktycznie rozplanowane, a kufer jest w stanie "połknąć" duże i nieforemne pakunki. Dla zobrazowania, że nie jest tak źle z tą pojemnością oświadczam pod przysięgą, że do bagażnika Nitro udało się bez problemu zmieścić największy na rynku wózek dziecięcy z gondolą, który ledwo co zmieścił się do Jeepa Grand Cheeroke z niemal 1000 litrowym przedziałem bagażowym. Zadziwiające, ale sprawdzone w praktyce.

Dla audiofila
W kwestii wyposażenia Nitro, trudno naprawdę narzekać. Większość mechanicznych funkcji i ustawień reguluje się za pomocą siłowników elektrycznych (szyby, lusterka, szyberdach, fotel kierowcy). Z obsługą podstawowych funkcji także nie ma problemu. Pewnego czasu wymaga jedynie opanowanie niezwykle rozbudowanego systemu audio i nawigacji, który obsługuje się za pośrednictwem ekranu dotykowego. System GPS Dodge'a wyposażono w świetnej jakości i precyzji mapę Polski, której estetykę oraz czytelność poprawia opcja 3D. O pozostałości mariażu koncernu Chryslera z Mercedesem świadczy ten sam system wspomagający parkowanie. To wręcz niezbędny element, by autem o takich wymiarach bezproblemowo manewrować w zatłoczonym mieście.

Prawdziwa gratka czeka na miłośników systemów audio-DVD. O ile na ekranie centralnym można oglądać filmy tylko na postoju, to już pasażerowie tylnej kanapy mają do dyspozycji umieszczony w suficie kolorowy monitor. Do tego 9 głośników (w tym subwoofer), wzmacniacz DSP o mocy 368 watów i można poczuć się jak na sali koncertowej. O nagłośnienie zadbali spece ze renomowanej firmy Infinity. Przyznaję, że to jeden z najlepiej grających seryjnych zestawów jakie spotkałem w aucie typu SUV. Aby nie rozpraszać kierowcy, jadący z tyłu mają do dyspozycji dwa zestawy bezprzewodowych słuchawek, a całość można obsługiwać podświetlanym pilotem. Nie zapomniano o złączu USB czy 20 GB twardym dysku na pliki multimedialne. Mniam.

Cena indywidualizmu
Trudno jednoznacznie określić konkurencję dla Dodga Nitro. Patrząc na cennik zdecydowanie bliżej mu do Toyoty RAV4, Hondy CRV, Opla Antary czy Volkswagena Tiguana. Gabarytowo "Amerykanin" jest od nich wyraźnie większy. Za to do aut pokroju BMW X5 traci sporo centymetrów, o prestiżu i półce cenowej nie wspominając. Spotkać go na ulicy nie jest jednak łatwo. Co jest powodem tak małej popularności? Nitro oferuje sporą przestrzeń, bogate wyposażenie, niezły komfort i elementy wpływające na bezpieczeństwo - 4 x airbag, kurtyny powietrzne, ESP, kontrolę trakcji czy system monitorujący ciśnienie w oponach. Jedyne w czym odbiega od konkurencji, to jakość wykonania wnętrza.

Skoro jednak Europejczycy zaakceptowali Dacię, to dlaczego nie mieliby przekonać się do Dodge'a? Tu jednak trafiamy chyba w sedno tematu - o ile przeciętna jakość jest akceptowalna w najniższej klasie cenowej aut, o tyle w samochodzie kosztującym ok. 150 tys. zł ma to dla klienta istotne znaczenie. Sam wygląd, który szokuje i przyciąga spojrzenia, to nie wszystko. Sam więc nie wiem dlaczego, ale kiedy oddawałem Nitro po redakcyjnym teście poczułem żal i tęsknotę. Ten Dodge ma bowiem w sobie o ile nie duszę, to ducha starych, dobrych, amerykańskich aut.