Fiat Linea 1.4 T-Jet Emotion

Pendolino - wymyślony we Włoszech pociąg ekspresowy, który, ze względu na swoją konstrukcję, może na zwykłych torach poruszać się z dużymi prędkościami bez utraty wysokiego komfortu dla podróżnych. Tę samą definicję można zastosować dla małego ekspresu Fiata - Linei 1.4 T-Jet.

Włoskie pociągi już ładnych parę lat wożą zadowolonych pasażerów w wielu krajach Europy. Są komfortowe, nowoczesne konstrukcyjnie i bardzo szybkie i wymagają specjalnych torów. Ich konstruktorem jest, co ciekawe, odłam turyńskiego giganta. W dziedzinie samochodów Fiat niedawno wypuścił samochód, który z powodzeniem może spełniać rolę włoskiego ekspresu. Pięknie wystylizowana, zaawansowana technicznie, wygodna i szybka - Linea 1.4 T-Jet Emotion w teście autoGALERII. Czy daliśmy się uwieść?

Włoska szkoła
Linea teoretycznie należy do, jakże popularnej w tej części Europy, klasy miniaturowych sedanów. W teorii oparta jest na Grande Punto, jednak patrząc na jej wymiary zewnętrzne, świadczyć o tym może jedynie szerokość, gdyż długość i rozstaw osi plasują ją raczej w klasie trójbryłowych kompaktów. Wymiarami jest niemal identyczna z Fordem Focusem w wersji sedan. Jednak atutem Fiata jest nie tylko rozmiar. Przede wszystkim zwraca uwagę stylistyka. Masywny przód z dużymi reflektorami nie jest wspólny z Grande Punto, ale również przywodzi na myśl niektóre modele Maserati. Atrapę chłodnicy i ramki reflektorów wykończono, podobnie jak klamki drzwi, chromem, dzięki czemu samochód nabiera elegancji, zwłaszcza w zestawieniu z prezentowanym czarno-grafitowym lakierem Rockabilly (1800 zł dopłaty).

Sama nazwa modelu każe nam zwrócić uwagę na linię sedana. A ta może zachwycić. Mimo ostatniej tendencji do wydłużania rozstawów osi kosztem zwisów, Linea aż tak się temu nie poddała i dzięki temu mamy do dyspozycji proporcjonalne, spójne nadwozie, narysowane jakby jedną kreską. Linia dachu łagodnie opada przechodząc w całkiem zgrabny, choć sporych rozmiarów, bagażnik, w który wkomponowano ciekawe tylne lampy. Do całości idealnie pasują, opcjonalne nawet w testowanej wersji, siedemnastocalowe felgi ze stopów lekkich (w standardzie dostaniemy "szesnastki"). Patrząc na Lineę od razu widać, że producent nie chciał nawet konkurować z takimi samochodami jak Renault Thalia, Chevrolet Aveo czy Honda City. To raczej stylowa alternatywa dla Corolli czy debiutującej niedawno Astry Sedan.

Pierwszą klasą
Pierwszy rzut oka do wnętrza testowej Linei - ładnie wystylizowane fotele, pokryte ciepłym, beżowym welurem, mieszanka jasnych i ciemnych plastików na desce rozdzielczej i imitacją aluminium na konsoli środkowej. Brzmi bardzo dobrze. A jak z praktyką? Fotele to klasa sama dla siebie. Nie wyglądają na duże, ale zapewniają naprawdę niezły komfort podczas podróżowania. Może nieco brakuje im podparcia bocznego, ale nie jest to jakiś wyraźny feler. Do tego pasażerowie przedniego rzędu nie będą mieli żadnych problemów ze znalezieniem sobie wygodnej pozycji. Miejsca jest naprawdę sporo. Nieco gorzej jest w drugim rzędzie. Mimo rozstawu osi wynoszącego nieco ponad 2,6 metra, jeśli z przodu usiądą dwie wysokie osoby, z tyłu zrobi się nieco ciasno. Ale wyższym osobom bardziej będzie przeszkadzać "przerost formy nad treścią". Innymi słowy linię dachu poprowadzono w ten sposób, aby się podobała, a nie zapewniała jak największą ilość miejsca nad głową. Coś za coś. Można przeboleć, zwłaszcza biorąc pod uwagę statystyki, które mówią, że średnio samochodem podróżuje 1,5 osoby. A tyle, to się zmieści z przodu.

Problemów z miejscem nie będą miały również nasze bagaże. Bagażnik oferuje całkiem ustawne 500 litrów, co może nie jest rekordem klasowym, gdyż każdy mały sedan ostatnio przekracza tą magiczną granicę, ale zapewnia komfort podczas wakacyjnych wypadów. Dodatkowo oczywiście możemy złożyć tylną kanapę w stosunku 60/40 i wtedy będziemy mogli urządzić niewielką przeprowadzkę.

Po zajęciu miejsca za sterami Linei, okazuje się, że najlepiej by było, gdybyśmy my, jako kierowca, wywodzili swoje pochodzenie od orangutana. Wpadką projektantów było zaprojektowanie podłokietników na drzwiach oraz obsługi elektryki w taki sposób, że użycie przełączników będących intuicyjnie pod ręką, spowoduje otwarcie... tylnych szyb. Do przednich i lusterek należy mieć rękę o parę centymetrów dłuższą od przeciętnej, co powinno sugerować związki z sympatycznym przedstawicielem naczelnych.

Jeśli już mówimy o niedoróbkach, to niestety we wnętrzu parę ich znajdziemy. Poza niefortunnymi przyciskami, uwagę zwracają uchwyty na napoje na tunelu środkowym. Są nieco pochylone, i rozmiar mają niezbyt dostosowany do standardowych opakowań. W efekcie upragniony płyn może się wylać, albo utknąć w uchwycie, a w najlepszym przypadku mocno przeszkadzać podczas zmiany biegów. Kolejna wpadka, aczkolwiek nie mająca wielkiego znaczenia w praktyce, dotyczy profilowania fotela. Bardzo ładnie wygląda, jednak na wysokości łopatek podczas jazdy bardzo wyraźnie czuć garb materiału. Na szczęście nie uwiera.

Przejdźmy teraz do pozytywów. Poza wygodnymi fotelami i pozycją za kierownicą, sporą przyjemność sprawiają materiały wykończeniowe (trochę słabsze w dolnej części). Może nie są miękkie, ale przyjemne w dotyku i świetnie spasowane. Do tego bardzo wygodna i poręczna kierownica oraz drążek zmiany biegów są obszyte skórą.

Przed kierowcą rozpościera się świetna deska przyrządów. Od wersji Dynamic tarcze zegarów są białe, co poprawia ich estetykę, ale również zmniejsza czytelność, zwłaszcza o zmierzchu, gdyż podświetlenie jest pomarańczowe. Na środku, między zegarami, znajdziemy mały wyświetlacz, przekazujący informacje z komputera pokładowego, a także... wskaźnik użycia turbiny. Nie, nie myślcie sobie, że Linea posiada, znany z wielu sportowych, bądź tuningowanych, samochodów, zegar, pokazujący ciśnienie doładowania. Na centralnym wyświetlaczu znajduje się ikonka turbiny oraz wykres w formie diagramu słupkowego. Im turbina więcej "dmucha", tym więcej słupków wypełnia się na pomarańczowo. Uroczy gadżecik, jednakowoż pozwalający stwierdzić w jakim zakresie obrotów nasz silnik dostaje "drugi oddech". I jak uzależnia.

Jeśli chodzi o konsolę środkową, wykończoną imitacją aluminium, to jest prosta, przyjazna i dość czytelna. Radio nie powala może jakością gry, ale wraz z fabrycznym systemem blue & me (m. in. system bluetooth, odtwarzacz mp3 z portem USB) stanowi ciekawe uzupełnienie wyposażenia pojazdu. O ile oczywiście nie posiadacie telefonu niekompatybilnego z systemem, jak niżej podpisany. Jednak nie oszukujmy się, system fajny, typowe telefony działają, więc nie ma na co narzekać. Choć w sumie to jest. Radyjko, mimo odtwarzania mp3 i sześciu głośników, dostawca sprzętu, niemiecki Blaupunkt, zapomniał wyposażyć w funkcję Random, zwaną w niektórych kręgach Shuffle. Biorąc pod uwagę pewien upór "empetrójek" podczas nagrywania na płytę CD czy pendrive'a objawiający się kolejnością alfabetyczną, ma to spore konsekwencje, jeśli na przykład lubimy sobie przeplatać podczas jazdy Abbę ZZ-Topem.

Mała rzecz, a cieszy
A ZZ Top w podróży to całkiem niezły pomysł, sprzyja dynamicznej jeździe, tak jak i włoskie serce naszego mini Pendolino. Za dobre samopoczucie odpowiada tu nowoczesna jednostka o pojemności zaledwie 1370 ccm, wyposażona w małą turbosprężarkę IHI. Tuż po odpaleniu nie słychać, z jakim silnikiem mamy do czynienia. Generalnie, w ogóle nie słychać, czy mamy do czynienia z jakimś silnikiem. Zwłaszcza na zewnątrz samochód jest cichutki. Więc jedynka, gaz i ruszamy. Tu przestaje być już tak cicho, ale, komu by to przeszkadzało. Linea T-Jet brzmi świetnie. Głośniej od konkurencji, ale rasowo, z przyjemnym gangiem.

Gdy temperatura osiągnie właściwą wartość, możemy wcisnąć gaz w podłogę. I nie zawiedziemy się. Pierwszą setkę osiągniemy po 9 sekundach, a dalej wcale nie będzie gorzej. Silnik, dzięki niewielkiemu, działającemu praktycznie od jałowych obrotów, turbo, moc rozwija harmonijnie i mamy wrażenie, jakbyśmy podróżowali raczej samochodem z dużym wolnossącym silnikiem. Turbina jest w stanie bowiem pracować już od około 2000 obrotów, a taki zakres jest charakterystyczny raczej dla nowoczesnych diesli. Wcześniej dzieje się mniej, jednak o zjawisku turbodziury ciężko mówić, po prostu moc rozwijana jest zgodnie ze starą japońską turbo-filozofią: "im szybciej jedziesz, tym szybciej jedziesz".

Ma to znaczenie też podczas wyprzedzania. Jak wszyscy wiemy, na naszych drogach to manewr niezbyt przyjemny i bezpieczny. Ale można go polubić. Po zredukowaniu biegu Fiat bardzo żwawo nabiera prędkości i szybciutko mijamy kopcący pekaes, nie narażając na stresy kierowców jadących z naprzeciwka. Czyżby więc silnik bez wad, motoryzacyjny ideał, techniczny Olimp i absolut w jednym? Niestety, nie ma nic za darmo. Zastrzeżenia mam do skrzyni biegów. O ile zestopniowanie poszczególnych przełożeń jest naprawdę dobre, to sama dźwignia potrafi haczyć, a wsteczny lubi "nie wejść". Ponadto idealnym rozwiązaniem byłaby skrzynia sześciobiegowa i doprawdy nie wiem, czemu Fiat w tej wersji nie zdecydował się na nią. Dzięki temu prawdopodobnie Linea ustrzegłaby się wiecznego popełniania piątego z siedmiu grzechów głównych - obżarstwa.

Spalanie, którym skusi nas sprzedawca w salonie możemy od razu włożyć między bajki. Podczas zwykłej trasy, z odrobiną wyprzedzania, bez szaleństw ale i zbytniego oszczędzania, silnik zadowolił się w teście 7,6 litrów benzyny na każde przejechane 100 kilometrów. Prawie dwa i pół litra więcej niż przewiduje prospekt. W mieście jest nieco lepiej, ale nadal powyżej oczekiwań. Przy dynamicznej jeździe po stolicy, stojąc trochę w korkach, a trochę jeżdżąc pustymi nocnymi ulicami, Linea pochłania średnio ponad 10 litrów. Jak na 1.4, to całkiem sporo.

Jak po szynach
Czyli kolejowych konotacji ciąg dalszy. 1.4 T-Jet w wersjach Dynamic i Emotion dostało obniżone zawieszenie. Dodajmy do tego opony 205/45 R17 i możemy się już spodziewać, co zaoferuje nam zawieszenie. Generalnie jest świetnie. Samochód jest sztywny, ale nawet po jeździe miejskiej, z dużą ilością dziur i torów tramwajowych, nie musimy zbierać plomb z podłogi, a nasz kręgosłup nie protestuje. Jest akurat, żeby nie męczyło, a dawało frajdę.

Zakręty Linea pokonuje szybko i pewnie, nie zdradzając żadnych ciągot do wyjeżdżania przodem z zakrętu czy też nadrzucania tyłem. Problem, z którym niestety boryka się samochód, to jego szerokość, w zestawieniu z szerokością opon i naszym ulubionym kolorytem drogowym, czyli koleinami. Podczas szybkiej zmiany pasa po prostu potrafi bujnąć w sposób mało kontrolowany. Poprzeczne nierówności nie robią żadnego wrażenia i raczej je słychać, niż czuć, w czym zapewne niemałą zasługę mają wspomniane wyżej fotele. Rozczarowują hamulce. Co prawda w normalnym użytkowaniu tego nie zauważymy, ale czas potrzebny do zatrzymania w awaryjnej sytuacji jest zbyt długi. W takim samochodzie i z tym silnikiem, to nieco wstyd.

Za przyjemności trzeba zapłacić
Testowany egzemplarz Fiata Linei to wydatek prawie 70 tysięcy złotych. Jak na sedana klasy B, to dużo za dużo. W końcu "dorzucimy" trzy tysiące i mamy Forda Mondeo. Będzie większy, bardziej prestiżowy, w pełni zasługujący na miano klasy średniej. Jednak lista wyposażenia będzie długa, a pod maską będzie drzemał (zapewnie podczas jazdy również) silnik 1.6 110 KM. Nasz Fiat, w wersji Emotion zaczyna się od 64 490 zł. W standardzie dostaniemy 6 poduszek powietrznych, ABS, radio z CD/MP3 i sześć głośników, system blue & me, klimatyzację automatyczną, welurową tapicerkę, cztery elektryczne szyby, czy szesnastocalowe alufelgi. Ford tyle nie ma. Za to ma ESP, które w Fiacie będzie płatne 2600 zł.

Nasz testowy egzemplarz ma niewiele dodatków. Wspomnianego ESP brak, za to pojawił się lakier metalik (nieszczęsna "wieczna opcja" - przy każdym samochodzie należy ją doliczyć, jeśli mamy ochotę na coś naprawdę ładnego), większe felgi oraz czujniki parkowania z tyłu. I w zasadzie tyle wystarczy, aczkolwiek nawet w opcji nie dostaniemy ksenonowych reflektorów, czy nawigacji satelitarnej. Ale można bez tego przeżyć.

Fiat Lineą T-Jet pokazał, że mały sedan nie musi być nudnym samochodem, kojarzącym się wyłącznie z rodzinnym wypadem na działkę oraz dającym świadectwo tego, że w koncernach za nowe modele odpowiadają nie tylko księgowi. Mimo niedoróbek, widać po nim, że można stworzyć naprawdę dobry samochód w tej klasie.