Ford Mondeo kombi 2.0 TDCi Titanium X

Pomysł, by promować Mondeo w filmie o przygodach Jamesa Bonda mógł okazać się samobójstwem. Bo jakże inaczej nazwać nieodzowne porównania do legendarnego Astona Martina DB5, Lotusa Esprita czy BMW Z8? Aby nie narazić się na śmieszność producent musiał stworzyć wyjątkowe auto.

W pierwszej chwili Ford do tego towarzystwa wydaje się pasować jak wół do karety. Tym bardziej, że agent 007 w tym samym filmie pt. "Casino Royal" zasiadał także za kierownicą najnowszego Astona Martina DBS. Nie ukrywajmy - Mondeo to pospolity samochód. Prędzej spotkamy go w garażu sąsiada niż na wyposażeniu służb specjalnych. Mimo to, twórcom udało się połączyć ogień z wodą. Ford jest zarówno popularnym przedstawicielem klasy średniej, jak i niezwykle atrakcyjnym stylistycznie autem. To chyba pierwsze Mondeo, za którym oglądają się przechodnie.

Jednak nie tylko uroda wyróżnia Forda na tle konkurencji. Jego głównym atrybutem jest ponadprzeciętny rozmiar. Nikt inny w tej klasie nie oferuje tak przestronnego samochodu. Do naszego testu trafiła wersja kombi z silnikiem Diesla 2.0 TDCi o mocy 140 KM, wyposażona w automatyczną skrzynię biegów. Najbogatsza odmiana Titanium X czyni z rodzinnego Mondeo luksusowy środek transportu.

Być jak Aston Martin
Filmowy debiut Mondeo nieprzypadkowo odbył się w zacnym towarzystwie Astona Martina DBS. Właściwie nie ma się czemu dziwić, wszak do 2007 roku Ford był właścicielem spółki, do której należał Aston Martin, a obecnie nadal posiada 15 proc. udziałów tej marki. Twórcy Forda wyraźnie inspirowali się liniami legendy brytyjskiej motoryzacji. Widać to szczególnie, kiedy patrzymy na auto od przodu. Mamy tu do czynienia z tą samą dynamiką i wyrazistością, ale jednocześnie i elegancją tak charakterystyczną dla pojazdów z Albionu.

Osobiście, bardziej do mojej estetyki przemawia odmiana kombi. Ostro narysowane linie harmonijniej prezentują się właśnie w tym nadwoziu. Klinowaty kształt całości podkreśla płaszczyzna dachu, która płynnie przechodzi w klapę bagażnika. Dzięki temu kombi sprawia wrażenie bardziej kompletnego stylistycznie, a ponadto prezentuje się agresywniej niż sedan. Rzadko spotyka się tak ładnie i dynamicznie skrojone kombi. Styliści Forda wykonali kawał dobre roboty.

Wersję Titanium X można rozpoznać po detalach - są to m.in. lakierowane na srebrny kolor i otoczone chromem atrapa oraz wlot powietrza w zderzaku, chromowana listwa górnej krawędzi drzwi, przyciemniane szyby w odcieniu niebieskim czy 17-calowe obręcze z aluminium.

Królewski rozmiar
Pierwsza myśl jaka pojawia się po otwarciu drzwi Mondeo to - ależ tu dużo miejsca! Kierowca i pasażerowie są wręcz rozpieszczani nadmiarem przestrzeni. To idealny partner dla puszystych lub cierpiących na klaustrofobię. Co ważne, nawet ponadprzeciętnie wysocy nie powinni odczuwać dyskomfortu. Jedynie osoba zasiadająca w centralnym miejscu z tyłu może poczuć się nieco gorzej z powodu wyprofilowania kanapy, która faworyzuje dwójkę podróżujących.

Imponująca powierzchnia wnętrza to zasługa ponadprzeciętnych gabarytów Mondeo. Co prawda Opel Vectra jest dłuższy od niego o skromne 9 mm, ale biorąc pod uwagę rozstaw osi, który decyduje o przestronności kabiny, Ford nie ma konkurencji. Vectra traci do niego 2 cm, ale Passat już szokujące 14 cm. Nowa Mazda 6 także ustępuje w tym parametrze o 12,5 cm, a leciwa Toyota Avensis nawet o 15 cm. Także na szerokość wnętrze Mondeo oferuje najwięcej. Drugi w kolejności Passat jest węższy od niego o ponad 6 cm. Zatem tajemnica rozwiązana - Ford po prostu zbudował wielki samochód.

Fotele przednie mogłyby posiadać nieco dłuższe siedziska. Poza tym są wybitnie komfortowe, na co niewątpliwy wpływ ma standardowa w wersji Titanium X tapicerka z alcantary. Ponadto posiadają one elektryczną regulację z pamięcią dla czterech osób. Tak duża liczba sugeruje, że producent wziął pod uwagę fakt wykorzystywania Mondeo przez wielu kierowców jako auto flotowe. Co niezwykle rzadkie w tej klasie aut - fotele wyposażono w nie tylko w funkcję podgrzewania, ale także chłodzenia. Brawo!

Bagażnik to kolejny powód do dumy (554 l). Nie jest tak wielki jak w Passacie (588 l), ale niezwykle funkcjonalny dzięki regularnym kształtom, niskiemu progowi załadunku, prostemu mechanizmowi składania kanapy i praktycznym schowkom pod podłogą. Udało się także ulokować w nim pełnowymiarowe koło zapasowe. Takie parametry kufra to istny ideał dla licznej rodziny czy Regional Sales Manager'a przemieszczającego się z miasta do miasta z próbkami towarów dla klientów kluczowych.

Z aspiracjami do klasy wyższej
Aż siedem wersji wyposażeniowych pozwoli każdemu znaleźć coś dla siebie oraz wedle własnych możliwości finansowych. Poza tym, nawet gotowe propozycje można rozbudować o dodatkowe elementy podnoszące komfort czy bezpieczeństwo. Oczywiście niektóre, topowe rozwiązania są możliwe do skonfigurowania tylko z najbogatszymi pakietami wyposażenia. Nawet bazowe odmiany Mondeo cechują się wysoką jakością wykonania. Widać tu znaczący postęp jeśli chodzi o poprzednika.

Testowana wersja Titanium X prezentuje się wręcz znakomicie. Wspomnianej szlachetnej tapicerce z alcanatary towarzyszą inne skórzane wstawki w boczkach drzwi. Księgowi jednak musieli wrzucić swoje trzy gorsze i właśnie na wspomnianych obiciach drzwi z gustowną skórą zestawiono nieduży - ale jednak - fragment twardego plastiku. Za to cała konsola centralna to już bardzo dobre gatunkowo tworzywo. Firmowym znakiem tej wersji są srebrzyste wstawki w stylu szczotkowanego aluminium. Wyglądają naprawdę świetnie i skutecznie ożywiają klimat wnętrza.

Kształt deski rozdzielczej to raczej klasyka niż awangarda, ale sporo uroku wnoszą okrągłe wloty powietrza. Mimo wielu dodatków podnoszących walory użytkowe samochodu udało się nie przesadzić z ilością przycisków na konsoli centralnej. Dzięki temu łatwo ogarnąć obsługę wszelkich urządzeń. Każda wersja posiada w kierownicy przyciski ułatwiające sterowanie funkcjami samochodu. Od wersji Titanium wzwyż, pośrodku zegarów głównych, w miejscu typowego komputera pokładowego znajduje się kolorowy wyświetlacz Ford Converse+. To rozbudowany system multimedialny obsługujący oprócz komputera także radio, odtwarzacz CD i MP3, telefon i bluetooth. Duże uznanie dla producenta za polskie menu.

Ford z nowym Mondeo subtelnie próbuje ugryźć kawałek tortu z klasy auto sytuowanych o półkę wyżej. Świadczy o tym luksusowo wyposażone wnętrze. Wspomniane już wcześniej wysokiej jakości materiały są naprawdę porządnie spasowane. Do tego dochodzi bardzo bogate wyposażenie. Mamy m.in. biksenonowe reflektory adaptacyjne, elektrycznie sterowane fotele (podgrzewane i klimatyzowane z przodu), podgrzewaną tylna kanapę, czujniki parkowania z przodu i z tyłu, dwustrefową klimatyzację, nawiewy na tylny rząd siedzeń, samościemniające się lusterko wsteczne, system bezkluczykowy FordPower, czujniki deszczu i świateł, rolety przeciwsłoneczne w oknach tylnych, system audio firmy SONY ze zmieniarką na 6 płyt CD i odtwarzaczem MP3 (gra świetnie), układ kontroli tłumienia amortyzatorów. Opcjonalnie można zamówić aktywny tempomat ACC, zestaw nawigacyjny z DVD czy system multimedialny z dwoma 7- calowymi monitorami i słuchawkami dla pasażerów tylnej kanapy.

Bezpiecznie do celu
Twórcy nowego Mondeo wiele uwagi poświęcili kwestii bezpieczeństwa. Mamy więc do dyspozycji czołowe, boczne i kurtynowe poduszki powietrzne, a także kolanowy airbag dla kierowcy. W razie wypadku cofa się kolumna kierownicza i wspornik przytrzymujący pedały. Zastosowano także poprzeczną belkę wzmacniającą w przedziale silnika i ramę pomocniczą zawieszenia pochłaniającą energie podczas zderzenia. Do tego systemy ABS z EBD, ESP z układem kontroli trakcji i wspomaganiem nagłego hamowania (EBA) tworzą mieszankę wydatnie podnoszącą bezpieczeństwo trakcyjne samochodu. Testowana odmiana posiada ponadto standardowo halogenowe reflektory adaptacyjne (AFS) ze statycznymi światłami doświetlającymi zakręty. W testach zderzeniowych organizacji Euro NCAP Mondeo zainkasowało maksymalną ilość, pięciu gwiazdek.

Wzór godny naśladowania
Ford przez lata przyzwyczaił już swoich użytkowników do niezwykle dopracowanych konstrukcji zawieszenia w swoich modelach. Nowe Mondeo kontynuuje tę chlubną tradycję dorzucając jeszcze coś więcej. Pod skrótem IVDC kryje się interaktywny układ wspomagający pracę kierowcy i zwiększający bezpieczeństwo czynne, a także system sterowania pracą amortyzatorów. W praktyce IVDC działa tak, że Mondeo niezwykle pewnie zachowuje się na różnego rodzaju nawierzchniach, a praca układu hamulcowego zostaje zoptymalizowana. Wystarczy nieco szybciej wejść w ostrzejszy zakręt, by przekonać się o jego skuteczności. Mimo dużej masy i sporych zwisów nadwozia Ford zachowuje wzorową stabilność, a nadwozie praktycznie nie wychyla się na boki. Próba mocnego hamowania w zakręcie także wypada świetnie - wszystkie systemy trakcyjne utrzymują auto na wybranym torze jazdy, a samochód nie nurkuje przodem i daje się w pełni kontrolować.

IVDC posiada ponadto inną, bardzo praktyczną funkcję. Możemy wedle życzenia ustawić sobie jeden z trzech trybów pracy amortyzatorów. Do miasta i spokojnej jazdy polecam opcję "comfort". Ford wówczas dosłownie połyka każdą napotkaną dziurę czy poprzeczny uskok asfaltu. Ma wtedy tendencję do bujania, ale właśnie po to go stworzono, by w specyficznych warunkach dawał maksimum luksusu. Tryb "normal" to udany kompromis pomiędzy sztywnością a sprężystością. Jest idealny do typowej jazdy pozamiejskiej, gdzie podczas dynamiczniejszego przyspieszania liczy się i komfort i pewne właściwości jezdne. Z kolei ustawienie zawieszenia w położenie "sport", jak można się spodziewać zdecydowanie ogranicza skok amortyzatorów i daje sygnał, że samochód gotowy jest na bardziej ekstremalne doznania.

Warto wówczas za pośrednictwem komputera przestawić układ kierowniczy w tryb "sport", który i tak standardowo czuły system, czyni jeszcze bardziej bezpośrednim. W takiej konfiguracji każda próba wejścia w zakręt wywoła u kierowcy szeroki uśmiech na twarzy i jednocześnie zdumienie, że taki kolos tak sprawnie radzi sobie w miejscach, będących żywiołem aut typu GTI.

Niestety nie ma róży bez kolców...
... i teoretycznie sportowe możliwości zawieszenia oraz układu kierowniczego najczęściej pozostaną bezrobotne. Powód? Zbyt słaba jednostka 2.0 TDCi w połączeniu z automatyczną skrzynią biegów nie dodają Fordowi oczekiwanego temperamentu. Szczególnie rozczarowuje sześciobiegowy automat Durashift, który mimo trybu sekwencyjnej zmiany i sportowego programu pracy jest zwyczajnie "mułowaty". Co prawda potrafi płynnie zmieniać poszczególne przełożenia, ale podczas próby dynamicznego przyspieszania zwyczajnie gubi się i nie rozpoznaje właściwie zamiarów kierowcy. Silnik wchodzi także na zbyt wysokie obroty i jest nieprzyjemnie głośny. Przekładnia sprawdza się jedynie podczas spokojnej jazdy oraz w ruchu miejskim. To propozycja dla mało wymagających w kwestii dynamiki kierowców, którzy preferują dostojny, majestatyczny styl jazdy. Kto szuka większych wrażeń, niech po prostu wybierze manualną skrzynię biegów.

Poza tym 140-konny Diesel ma pewne kłopoty z udźwignięciem ponad 1,6 tonowego kombi. Nie jest mistrzem sprintu spod świateł, o czym świadczy wynik przyspieszenia do 100 km/h w postaci 10,4 sekundy. Lepiej prezentuje się elastyczność jednostki, która posiada funkcję chwilowego wzrostu maksymalnego momentu obrotowego do 340 Nm (overboost). Wyprzedzanie w polskich realiach drogowych nie będzie więc stresującą czynnością. W ofercie jest jeszcze mocniejszy silnik wysokoprężny - 2.2 TDCi o mocy 175 KM. To może być skuteczne antidotum dla amatorów dynamicznego "klekota".

Czasy, kiedy chwalono silniki 2,0 TDCi za kulturę pracy i małą hałaśliwość powoli przechodzą do historii. Konkurencja, szczególnie francuska i azjatycka, wyznacza już wyższe standardy dla motorów zasilanych olejem napędowym. W dziedzinie ekonomii spalania Ford prezentuje się przyzwoicie. Biorąc pod uwagę masę auta i "automat", średni wynik oscylujący w graniach 8 l nie jest powodem do wstydu.
Komfort w cenie
Tak to już jest, że chcąc jeździć autem klasy średniej, ale dobrze wyposażonym, trzeba przygotować się na spore wydatki. Ford nie jest tu wyjątkiem i za najbogatsze wersje każe sobie słono płacić. Mondeo Titanium X ze 140-konnym dieslem i automatem nie chce kosztować mniej niż 122,6 tys. zł. Ale to nie kres cenowych możliwości, bowiem lista dostępnych opcji jest jeszcze dość długa. Zaskakuje jednak fakt, że w testowym egzemplarzu za ponad 144 tys. zł nie uświadczymy nawigacji GPS czy tempomatu. Chcąc przekonać do siebie wymagającego klienta powyższe wyposażenie powinno być już standardem w tej cenie.

Rezygnując z automatycznej skrzyni biegów oszczędzimy 6 tys. zł. Schodząc o stopień niżej z wyposażenia na poziom Titanium zapłacimy 108,6 tys. zł. Będziemy wtedy musieli pogodzić się m.in. z brakiem skórzanej tapicerki, podgrzewanych i wentylowanych foteli, reflektorów adaptacyjnych i bezkluczykowego systemu uruchamiania auta. Sumując jednak wartość tych dodatków wyjdzie jednak, że korzystniej jest kupić bogatszą odmianę, niż dopłacać za wszystko oddzielnie. Tak czy inaczej - potencjalny klient ma wielkie pole manewru i tylko zasobność jego portfela może być tu jedynym hamulcem. Pytanie tylko, czy najbogatsze wersje za prawie 150 tys. zł nie wkraczają niebezpiecznie w rejony zarezerwowane dla klasy Premium? Z pewnością po części tak. Tylko czy Audi lub Volvo zaoferują tak wielki samochód w podobnej cenie?

Ford Mondeo to dojrzała i dopracowana konstrukcja. Jest nie tylko praktyczny i komfortowy, ale także wykonany z bardzo solidnych materiałów. Najwięksi rywale w postaci Toyoty Avensis, Opla Vectry czy Volkswagena Passata wyraźnie się zestarzeli. Póki nie pojawią się ich następcy głównym rywalem Forda będzie Citroen C5 i Mazda 6. Żaden z nich jednak nie jest w stanie nawiązać z nim walki pod względem oferowanej przestrzeni w środku. A jak powszechnie wiadomo - rozmiar ma znaczenie.