Honda Civic 5D 1.8 Comfort

Z poprzednią generacją Civika był jeden zasadniczy problem - auto nie zostało zaprojektowane. Designerzy nie kiwnęli palcem, aby nadać mu formę. Albo kiwnęli co najwyżej małym palcem i mieli zły dzień. Najnowsza generacja to zupełnie inna bajka.

Civic ósmej generacji wygląda kosmicznie, futurystycznie, perfidnie nowocześnie. Najkrótszy w klasie zwis przedni szybciej się kończy niż zaczyna. Małe tylne szybki i ukryte klamki to ukłon w stronę coupe. Chromowane klamki są pornograficznie piękne i nieprzyzwoicie wygodne. Trójkątne rury wydechowe po prostu wymiatają. Zanim projektanci Civika wzięli się za auto, naszprycowali się pewnie jakimiś prochami, wpadli w seksualny trans i weszli w bliskie kontakty psychofizyczne z ciałami astralnymi. Nikt o zdrowych zmysłach nie byłby w stanie zrobić czegoś tak nieziemskiego.

Tylko ten tył... Jest przestylizowany, brak mu motywu przewodniego, jest niepotrzebnie powyginany i brak mu "czystości" przodu i płynności profilu. Wnętrze też jest niecodzienne. Deskę ukształtowano z kosmicznym rozmachem. Szkoda tylko, że miękkie materiały sąsiadują z tanią tandetą. Nie wszystko spasowane jest tak, jak można by tego oczekiwać od auta z japońskiej przestrzeni kosmicznej.

Szkoda też, że namiętnie czerwony przycisk startera to prawie atrapa. Nie można po prostu wcisnąć guzika i odpalić nasz statek kosmiczny. Wcześnie jeszcze trzeba przekręcić staroświecki kluczyk. Po co sobie tak utrudniać życie?

Civic jest powalający stylistycznie. Niestety, ma to swoje wady. Przez dzieloną tylną szybę nie widać czasami całego auta. Przednie słupki są bardzo grube i bardzo wyciągnięte, co dotkliwie ogranicza widoczność. Małe boczne szybki sprawiają, że drugi rząd siedzeń jest spowity mrokiem. Grube tylne słupki nie pomagają w parkowaniu. Przez wąskie tylne drzwi ciężko się wsiada. Ale i tak to wszystko się nie liczy przy takim wyglądzie.

Miejsca z przodu nie brakuje. Fotele są obszerne, twarde i jako tako trzymają w ryzach. Ale z jakiś względów brak im regulacji odcinka lędźwiowego. Foteli nie można opuścić za bardzo, ponieważ znajduje się pod nimi zbiornik paliwa. Dzięki temu siedzisko tylnej kanapy można jednym ruchem ręki podnieść i przewieźć coś niekonwencjonalnego. Rozwiązanie przywędrowało do Civika z Jazza. Z tyłu przestronnie, ale ciemno. Bagażnik jest ustawny, regularny i pojemny.

Kierowca ma przed oczami trzy wyświetlacze. Ogólnie rzecz biorąc są one czytelne i fajne. Obok obrotomierza znajdują się "wizytówki" zakochanego w elektronice narodu. Tylko Japończycy mogli nam zafundować wskaźnik, który ostrzega, że silnik zaraz dojdzie do obrotowego apogeum. Drugi z kolei jest z innej bajki - "nagradza" za ekonomiczną jazdę pokazując zielone światełka. No proszę.

Benzynowy motor 1,8 lubi ostre traktowanie. Z lekkością i niekłamaną przyjemnością wchodzi na wyższe obroty. I do tego brzmi bardzo rasowo, wręcz seksownie. Hondowskie serce obchodzi się bez kompresorów i turbosprężarek. Moc rozwijana jest równomiernie. Elastyczność nie daje powodów do narzekań.

Osiągi są bardziej niż wystarczające - setka osiągana jest po około 9 sekundach, maksymalnie pojedziemy ponad 200 km/h. Skrzynia biegów? Jedynka nie chce czasami wchodzić, trójka natomiast wymaga zbyt wiele atencji. Ale drążek jest bardzo designerski. Układ kierowniczy działa poprawnie. Jest bezpośredni i nie przesadnie wspomagany. I jeszcze ta kierownica - mięsista, niewielka i do tego z kilkoma przydatnymi przyciskami.

Komfort trochę rozczarowuje. Honda zachowuje się nerwowo na poprzecznych nierównościach i jest za twarda przy wolnej jeździe. Ósma generacja Civika ma z tyłu belkę skrętną, co jest podróżą do przeszłości, ponieważ poprzednik miał oś wielowachaczową. Widać statki kosmiczne buduje się według innych reguł. Przy szybszej jeździe auto zachowuje się przewidywalnie, pewnie i bezpiecznie.

Wersja 1,8 Comfort kosztuje prawie 70 tys. złotych. W cenie mocny silnik, bogate wyposażenie i nieziemski wygląd. Statek kosmiczny Civic Enterprise odniósł sukces i (podobno) zmusił Toyotę do ponownego zaprojektowania następcy Corolli, gdyż przy nowej Hondzie okazał się zbyt nudziarski. To jest naprawdę coś.