Hyundai i10 1.0 MPI Premium

Hyundai i10 to samochód dobrze znany na rynku. Nie jest on może autem marzeń, ale należy mu się spore uznanie. Koreańscy inżynierowie wprowadzili w nim kilka znaczących zmian w stosunku do poprzednika, dzięki którym prezentuje się on bardzo dobrze, nie tylko na tle swojego segmentu.

Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że to małe miejskie autko, które nie jest w stanie niczym szczególnym zaskoczyć, a już tym bardziej zachwycić. Z daleka nie przykuwa uwagi, z bliska zresztą podobnie - przechodzi się obok niego raczej obojętnie. Nie od tego jest jednak ten samochód. Hyundai i10 został bowiem stworzony do ekonomicznego podróżowania w zatłoczonych miastach, a w tym spisuje się zupełnie dobrze.

Początki znajomości
Testowana wersja Premium może pochwalić się subtelną urodą. Nie przyciąga tłumu gapiów, ale jeśli się jej przyjrzeć z bliska, to można zauważyć kilka smaczków. Sama linia samochodu rysuje się dość płynnie, choć patrząc na auto z przodu można dostrzec nutkę agresji i zadziorności. Nie jest to jednak duży samochód, więc swoje przeznaczenie docelowe zdradza od razu.

Warto zwrócić tu szczególną uwagę na 14-calowe felgi wykonane ze stopu metali lekkich, które dobrze pasują do sylwetki nadwozia. Może rozmiar wyżej byłyby jeszcze lepsze, ale czy to faktycznie jest potrzebne w miejskim aucie? Tak - jeśli mówimy o samochodzie do zabawy, czy na pokaz. Hyundai i10 nie jest jednak żadnym z nich, nie posiada mocnych silników, nie można go też szczególnie spersonalizować. Cel jego istnienia jest zupełnie inny - ma jeździć. Tak więc ten rozmiar felgi jest wystarczający. Dodatkowo diody LED do jazdy dziennej ułożone skośnie nadają mu ciekawy wyraz. To po prostu ładny samochód.

Bierzemy do ręki elegancko wykonany, składany kluczyk, który przypomina nóż sprężynowy, otwieramy samochód i oglądamy jego wnętrze. W pierwszej kolejności otwieramy bagażnik, bo w końcu trzeba gdzieś schować torbę. Tu miłe zaskoczenie, ponieważ wygląda on na całkiem spory, rozpatrując go oczywiście w kategoriach segmentu A. Licząca 252 litry pojemności przestrzeń bagażowa w zupełności wystarczy, by zapakować wszystkie niezbędne w życiu codziennym przedmioty. Nie będzie też problemu, żeby zmieścić tam zakupy, a w razie potrzeby można złożyć tylne siedzenia, by uzyskać pojemność nawet do 1046 litrów. To przyzwoity wynik, zwłaszcza że większość konkurencji dysponuje mniejszą kubaturą bagażnika.

Hyundai i10, mimo swoich niewielkich rozmiarów, jest samochodem pięcioosobowym. Z przodu naturalnie miejsca jest sporo, ale odbywa się to kosztem tylnych siedzeń. Te pięć osób pewnie i można tam zmieścić, niemniej nie chciałbym być jedną z tych, które siedzą z tyłu. To jednak powinno wystarczyć młodej rodzinie z małymi dziećmi, które z tyłu nie będą odczuwać dyskomfortu wynikającego z niewielkich gabarytów pojazdu. Same siedzenia są wygodne, nie tylko podczas krótkich dojazdów do pracy, ale także w czasie dłuższej podróży. To dosyć ciekawe, bo samochód ten nie męczy nawet w trasie, jadąc np. 300 kilometrów bez postoju. Jest też wystarczająco dużo miejsca nad głową, więc osoby wysokie również nie powinny narzekać. Przy moim wzroście (187 cm) miałem jeszcze spory zapas.

Kierownica leży dobrze w rękach. Przeszycie na niej wydaje się być solidne, a wszelkie przyciski funkcyjne są w zasięgu ręki, co usprawnia korzystanie z nich. Z łatwością można regulować radio, ale też bez trudu przechodzi się między kolejnymi wskazaniami komputera pokładowego, takimi jak chociażby spalanie bieżące, zasięg czy czas podróży. Zegary natomiast są proste, ale to i dobrze. Nie są tu potrzebne żadne ozdoby czy dodatki. Wnętrze zostało zaprojektowane dokładnie tak, żeby sprawiało wrażenie prostoty, przy jednoczesnym zachowaniu ergonomii z domieszką elegancji. Deska rozdzielcza została starannie przemyślana i to się czuje podczas jazdy Hyundaiem i10. Wszystko obsługuje się bardzo intuicyjnie, a to spora zaleta. Do wyboru są trzy kolory wnętrza: beżowo-czarny, niebiesko-czarny i pomarańczowo-czarny. W testowanym egzemplarzu znalazł się ostatni zestaw barw, choć plastikowy, to dobrze wykonany.

Trzycylindrowy ninja
Kluczyk w stacyjce, silnik budzi się ze snu. Czy aby na pewno? Nic nie słyszę? Według obrotomierza jednak wszystko jest w porządku. Dopiero po ściszeniu radia dało się usłyszeć bardzo cichy pomruk trzycylindrowej jednostki napędowej. Trzeba przyznać, że kabina została dobrze wyciszona, ponieważ także w czasie jazdy praca silnika jest niemalże niesłyszalna. Dopiero przy wyższych obrotach czuć jak Hyundai warczy, ale nie robi tego na siłę. Pokuszę się tu nawet o stwierdzenie, że silnik 1.0 MPI brzmi nawet przyjemnie dla ucha. To nie to samo, co ośmiocylindrowe monstrum, ale jak to się mówi - "daje radę".

Silnik jest żwawy i łatwo można zapomnieć o nieparzystej liczbie cylindrów czy małej pojemności skokowej. Generowana przez niego moc 66 koni mechanicznych spina się przy wysokich obrotach bardzo skutecznie, dzięki czemu dynamika jazdy pozostaje na przyzwoitym poziomie. W warunkach miejskich jest ona zupełnie wystarczająca, w trasie natomiast optymalna, pod warunkiem, że nie będziemy się spieszyć. Ciężko bowiem jest zmusić i10 do wyprzedzania przy większych prędkościach, co nie oznacza, że nie jest to możliwe.

Spalanie w warunkach miejskich zaskoczyło mnie pozytywnie. Jeżdżąc bardzo dynamicznie i nie bacząc na przeznaczenie auta, udało mi się uzyskać wynik na poziomie 5,8 litra. To dobry rezultat, szczególnie że producent podaje wartość średniego spalania nieco wyższą, bo 6 litrów. Trzeba jednak nadmienić, że jeździłem z wyłączoną klimatyzacją. Jej uruchomienie powoduje wzrost spalania o mniej więcej litr. W trasie, jadąc raczej oszczędnie, choć miejscami i rozpędzając i10 do granic jego możliwości, uzyskałem wynik na poziomie 4,2 litra na 100 kilometrów, czyli minimalnie więcej niż podaje specyfikacja.

Dusza wojownika
Hyundai i10 prowadzi się bardzo dobrze, szczególnie w mieście, co chyba nikogo nie dziwi. Układ kierowniczy reaguje prawidłowo na każde polecenie kierowcy, a w połączeniu z niewielkimi rozmiarami samochodu gwarantuje też łatwość manewrowania w ciasnych uliczkach, czy na parkingach. Bez trudu można nim też zawrócić w miejscach, gdzie większość samochodów nie byłaby w stanie tego zrobić. Również niewielka masa i10 przyczynia się do łatwości manewrowania, bo te 933 kilogramy w połączeniu z przyzwoitym układem kierowniczym pozwalają na bezwysiłkowe skręcanie kół nawet stojąc w miejscu. Dobrze dopasowane lusterka dodatkowo ułatwiają poruszanie się w zatłoczonych miejscach, gdy tylko trzeba użyć biegu wstecznego.

Skoro już o biegach mowa, tu rodzą się dwuznaczne emocje. Z jednej strony są one pozytywne, ponieważ skrzynia biegów chodzi płynnie, a same przełożenia są odpowiednio zestrojone. Problemu nie stwarza również konieczność częstego sięgania do lewarka wynikająca z niewielkiej mocy auta, gdyż jego umiejscowienie zapewnia optymalną ergonomię. Z drugiej jednak strony zauważyć można pewne niedociągnięcia. Mowa tu konkretnie o notorycznym haczeniu o kolano pasażera przy wrzucaniu piątego biegu, a także szarpaniu przy zmianie biegu na wsteczny. Pierwszy problem ciężko nazwać wadą, gdyż wynika on z niewielkich rozmiarów samochodu i jest raczej domeną tego segmentu. Drugi jednak wskazuje na pewną niedoskonałość. Przy wrzucaniu wstecznego biegu pojawia się bowiem charakterystyczne szarpnięcie, tak jakby dla samochodu było wielkim wydarzeniem to, że właśnie zmienia kierunek jazdy. Początkowo myślałem, że może po prostu sprzęgło było niewciśnięte do końca, ale ten powód szybko wykluczyłem. Możliwe też, że chodzi o przebieg samochodu, choć jeśli 17 000 kilometrów na liczniku może być tego przyczyną, to nie jest to dobra wiadomość dla Hyundaia. Z pewnością można się do tego przyzwyczaić, ale i możliwe jest poprawienie tej wady przez producenta.

O przebiegu wspomniałem nie bez powodu. Fabrycznie nowy samochód nie powinien brzmieć, jakby się rozpadał, a tu można było to zaobserwować, albo raczej usłyszeć. Znowuż nie jestem pewien, czy to kwestia przebytych przez i10 kilometrów, czy po prostu jakości wykonania, ale jeżdżąc z cicho włączoną muzyką i nie zagłuszając odczuć rykiem trzycylindrowego ninji, można poznać całą gamę plastikowych dźwięków, zupełnie tak, jakby każda część w samochodzie poruszała się wedle swojego pomysłu. I niby oczywistym jest, że samochód, którego cena startuje od 35 900 zł nie będzie demonem jakości, ale aż ciężko wyobrazić sobie, jak on będzie brzmiał po przekroczeniu 100 tysięcy na liczniku. O ile w ogóle tyle przejedzie. Nie budzi to poczucia solidności konstrukcji.

Ceny i10 zaczynają się, jak już wspomniałem, od 35 900 zł. Dokładnie tyle kosztuje podstawowa wersja wyposażeniowa z silnikiem 1.0 MPI, który również znalazł się w testowanym egzemplarzu. Cena lepiej wyposażonego samochodu, który będzie posiadał w standardzie takie elementy, jak: wielofunkcyjna kierownica, Bluetooth, 4 głośniki, aluminiowe felgi, światła LED do jazdy dziennej, skórzaną kierownicę, funkcję doświetlania zakrętów czy klimatyzację manualną, wynosi 45 900 zł - tyle kosztuje wariant Premium. W aucie testowym znalazła się dodatkowo klimatyzacja automatyczna za 1 000 zł. Istnieje również możliwość kupienia i10 z automatyczną skrzynią biegów, ale za tę wygodę przyjdzie zapłacić 4 000 zł.

Zalety:
+ łatwość manewrowania
+ wygodne siedzenia
+ spory jak na segment bagażnik
+ dynamiczny silnik, który udaje czterocylindrowy
+ można zwyczajnie polubić ten samochód

Wady:
- skrzynia biegów szarpie przy zmianie na bieg wsteczny
- trzeszczące plastiki
- jednostka 1.2 lepiej sprawdziłaby się wyjeżdżając za miasto
- niewiele miejsca z tyłu (choć to wina segmentu)

Podsumowanie:
Hyundai i10 to samochód miejski, którego jedynym słusznym przeznaczeniem jest po prostu jazda po mieście. Nie będzie to samochód rodzinny, ani też do szpanu. Jeśli jednak potrzebujesz czegoś w rozsądnej cenie do poruszania się głównie na niewielkich odcinkach, to z pewnością będziesz zadowolony możliwościami, jakie oferuje. Potrafi być oszczędny, ale jak się go przyciśnie, to potrafi też pokazać pazur (pazurek?). Jazda nim to prawdziwa przyjemność, tylko te plastiki mogłyby być lepiej wykonane i spasowane.