Hyundai i10 1.1 CRDi Comfort

Hyundai i10 1.1 CRDi ma za zadanie zabrać nieco klientów Fiatowi Pandzie, Chevroletowi Sparkowi, czy też bratniej Kii Picanto. Czy ma na to szansę? Sprawdźmy to, pakując do niego rodzinę i jadąc na piknik do jednej z podwarszawskich miejscowości. Przed nami 650 kilometrów testu.

Małe samochody mają w naszym kraju trudne zadanie. Nierzadko, z różnych ekonomicznych względów, muszą pełnić kilka funkcji na raz. Na co dzień wożą nas do pracy i po zakupy. W weekendy lub podczas urlopu muszą sobie natomiast poradzić jako auta rodzinne. Takie są realia. Na rynek wszedł w tym roku nowy gracz segmentu A - Hyundai i10 CRDi. Jak sobie poradzi na naszych drogach? Czy wstrzeli się w gusta polskiego klienta? Postaramy się to sprawdzić.

Cena testowanego egzemplarza to aktualnie wydatek 39 490 złotych plus 1 000 złotych za kolor metaliczny. Jak na auto klasy A wydaje się to dużo. Co marka z Seulu oferuje za tę cenę? Po zajęciu miejsca za kierownicą można zauważyć, że autko wyposażono jedynie w 2 poduszki powietrzne, dla kierowcy i pasażera. Ze środkowej, częściowo wysuniętej konsoli, zerka na nas firmowe, estetyczne radio z CD i mp3. Duże przyciski, łatwa i przyjemna obsługa. Jakość dźwięku jak na te warunki naprawdę przyzwoita. Dodatkowo, radio posiada funkcję "news" co oznacza, że wybrane stacje, jeśli sobie tego zażyczysz, będą przerywały Ci słuchanie np. "Computer World" grupy Kraftwerk w porze nadawania wiadomości. Podążając wzrokiem dalej w dół dostrzegamy, że mały urwis został wyposażony w manualną klimatyzację. Miło. Rzeczywiście działa sprawnie i szybko, nie mając najmniejszych problemów ze schłodzeniem niewielkiej kabiny. Na drzwiach kierowcy odnajduję przyciski sterowania wszystkimi czterema szybami. Ponadto okazuje się, że duże, zapewniające doskonałą widoczność lusterka, są regulowane elektrycznie. Jeszcze milej.

Ustawiam...
...więc fotel kierowcy, regulowany także na wysokość. Dopasowuję w pionie pozycję kierownicy, chwytam za dosyć tandetną, w tej wersji plastikowa, dźwignię zmiany biegów. Umiejscowiona jest za to w bardzo wygodnym miejscu, wysoko i blisko kierownicy, właśnie w wysuniętej konsoli środkowej. Nie znajduję większej ilości elementów wyposażenia wnętrza wartych zainteresowania, więc przekręcam kluczyk w stacyjce, zapinam z łatwością pierwszy bieg i ruszam w drogę.

Fotel kierowcy, choć twardy i trochę tandetny, okazuje się całkiem wygodny. Miejsca wcale nie mam za mało. Brakuje tylko osiowej regulacji kierownicy, chętnie miałbym nogi dalej od pedałów. Poszczególne biegi przełączam nawet z przyjemnością. Krótko, pewnie, z charakterystycznym "kliknięciem". Silnik wcale nie brzmi źle. Oczywiście, nie spodziewajmy się fajerwerków. Autko mogłoby być nieco lepiej wyciszone, ale sam dźwięk silnika jest znośny, po jakimś czasie nie zwracam na niego uwagi. Pasażerowie tylnej kanapy są zaskoczeni, że nie czują się jak sardynki w puszce. Z zewnątrz i10 nie wygląda na tak pojemne auto.

Kolejne kilometry...
...ujawniają pewne braki. Może nie tyle mocy silnika, bo przecież 75 KM na masę około 1040 kg to nie tak mało, co braku jego elastyczności. Przy czterech osobach na pokładzie i prędkości około 60 kilometrów na godzinę, czwarty bieg ma trudne zadanie. Na "trójce" jest już za to nieco głośno. Cóż, jak na 1.1 litra pojemności i tak nie jest źle. Tym bardziej, że ten malec na autostradzie potrafi nieźle zaskoczyć. Wrzucając "piątkę" przy 110 km/h na autostradzie i płynnie przyspieszając, ani się spostrzeżesz, jak przekroczysz dozwoloną prędkość. I, jeśli moja żona przy tym nie krzyczy, to znaczy, że wcale tego nie czuć. Brawo.

"Papierowe" dane mówią o maksymalnym momencie obrotowym wartości 153 Nm w zakresie 1900-2750 obr./min. Praktyka pokazuje, że odczuwalny kop, choć raczej wypadałoby nazwać to zjawisko "kopytkiem", występuje w zakresie od około 2300 do 4000 obr./min. Malec rzeczywiście chce wtedy przeć naprzód. Mam tylko zastrzeżenie do układu kierowniczego. Jest nieco zbyt czuły nawet przy wyższych prędkościach. Generalnie w tym aucie czułem się, jakbym grał w PlayStation. Szybkie reakcje kierownicy na najmniejsze nawet ruchy, lewarek zmiany biegów jak joystick, krótkie skoki pedałów gazu, hamulca i sprzęgła. W sumie może się podobać. Tylko uprawiając slalom między autami w porannym korku trzeba pamiętać o tym, że w razie czego, na przedniej szybie nie wyświetli się napis "You have 2 lives left". Bardziej liczyć się trzeba z "Game Over". No i niestety, wszechogarniający, twardy i czarny plastik... O dziwo, wieniec kierownicy jest miękki!

Po następnych 100 kilometrach zaczyna mnie boleć prawe kolano, a w lewym uchu coś dzwoni. Przez chwilę zastanawiam się, co wpłynęło na taki stan rzeczy. Już wiem. Bolące kolano to sprawka wystającej, twardej jak kamień konsoli środkowej, o którą bezwiednie oparłem nogę. Natomiast ucho zostało podrażnione przez poskrzypujące mocowanie pasa kierowcy. Poza tym radio gra jak trzeba, a spasowanie poszczególnych elementów wykończenia wnętrza jest zupełnie przyzwoite. Co prawda na nierównościach krajowych dróg od czasu do czasu coś się nieśmiało odezwie, ale jak na takie auto, jest dobrze.

Zarządzamy postój. Na parkingu sięgam do bagażnika, w którym ukryłem nasz prowiant podróżny. Dobrze, że nie jemy za dużo, bo w 225 litrach przestrzeni bagażowej wiele się nie pomieści. No, ale to nie limuzyna. Przecież mogło być jeszcze gorzej. Mam teraz trochę czasu, aby przyjrzeć się naszemu bohaterowi z zewnątrz. Wygląda naprawdę miło. Ma wesoły pyszczek z dobrze widocznym logo marki, sprytne oczka i zgrabną bryłę nadwozia. Szkoda tylko, że kółka są takie małe. Gdyby mu dać jakieś większe, może nawet "alufelgi", wyglądałby pewnie zadziornie. Ogólnie jest niebrzydki. Jak dla mnie ładniejszy od Pandy. Może nie od samego misia, ale od Fiata na pewno. Zderzaki i lusterka w kolorze nadwozia, czarne listwy na drzwiach, białe boczne mini-kierunkowskazy. Ciekawy wzór kołpaków i ogólnie przyjemna linia nadwozia. Oto nasz skośnooki brzdąc.

Podsumowanie
Przyznaję, że podchodziłem do i10 z "pewna taką nieśmiałością". Nie wiedziałem za bardzo, jak go ugryźć, czego się po nim spodziewać. Koniec końców, wyszło na to, że ma chyba więcej zalet niż wad. Do tych pierwszych na pewno należy zaliczyć pojemne, jak na tę klasę, wnętrze. Naprawdę dosyć wygodnie może nim podróżować czterech dorosłych pasażerów. I jeśli nie będzie to Pudzian z rodziną, to na pewno dadzą radę bez odrętwienia kończyn pokonać nim dystans większy niż tylko w niedzielę do pobliskiego kościoła. Skrzynia biegów sprawi przy tym kierowcy nieco przyjemności z załączania poszczególnych przełożeń. W razie upałów wnętrze skutecznie schłodzi manualna "klima", a ogryzki ze zjedzonych po drodze jabłek będzie można wyrzucić przez elektrycznie odchylone szyby. Ale tego nie róbcie, bo to oznaka złego wychowania. Jeśli po drodze nie będziecie mieli o czym dyskutować, włączycie sobie przyzwoite firmowe radio z CD i możliwością odtwarzania plików MP3.

Co prawda na nierównościach nieco Was wytrzęsie, ale dzięki temu, mimo małej szerokości i dosyć dużej wysokości auta, nie będziecie się pokładać na siebie na każdym ostrzej wziętym zakręcie. Kierowca, dzięki zbyt czułemu układowi kierowniczemu, będzie musiał co prawda co chwila korygować tor jazdy, ale w zakrętach będzie czuł się dosyć pewnie. Jak na seryjne koła o rozmiarze 155/70 R13, jest dobrze. Trzeba tylko uważać na większe dziury w jezdni, bo w przypadku trafienia na jakąś naprawdę dużą, kółko może po prostu w niej zostać, a my pojedziemy dalej bez możliwości korygowania toru jazdy. Na autostradzie spokojnie będziecie mogli podróżować 130 km/h i nikt tego nie zauważy. I nie spalicie przy tym wiele. Średnia z całego testu to 5,5 litra na 100 kilometrów. Przyznać trzeba jednak, że połowę drogi stanowiły warszawskie korki.

Wady
Natomiast to na pewno czarne, tandetne i twarde plastiki we wnętrzu. Chciałem ponarzekać też na mały bagażnik, ale czy w tej klasie aut powinienem? W końcu jakiś on jest i kilka neseserów na pewno pomieści. Do tego kanapa daje się łatwo składać, zupełnie przyzwoicie powiększając przestrzeń bagażową. We dwójkę można więc jechać ze sporym bagażem potrzebnym na biwak. Kilka worków kartofli, kiełbasa, węgiel drzewny i grill wejdą wtedy na pewno. No i namiot wraz ze śpiworami też się zmieści. Nie ma co narzekać, nie tak dawno temu ludzie po całej Europie "Maluchami" i jeździli... Niestety do wad należy też zaliczyć ubogie wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa. Tylko dwie poduszki powietrzne w wersji komfort, obowiązkowy układ ABS plus napinacze pasów bezpieczeństwa. Trochę to mało jak na dzisiejsze standardy. Trzeba jednak zaznaczyć, że począwszy od wersji wyposażenia Style można mieć już także boczne poduszki powietrzne.

Wadą jest też na pewno cena. W naszych realiach płacowych, ten samochód powinien być, moim zdaniem, przynajmniej jeszcze 5 tysięcy złotych tańszy. A wtedy byłby naprawdę bardzo ciekawą propozycją dla tych, którzy za niewielkie pieniądze chcą mieć nowe, małe, ale dosyć pojemne autko z oszczędnym silnikiem Diesla pod maską.

Konkurencja nie śpi
Więc robiąc szybki research dowiaduję się, że np. Fiat Panda z podobnym wyposażeniem i silnikiem 1,3 Multijet 16V o mocy 70 koni mechanicznych, kosztuje aktualnie w granicach 43.000 złotych. Kia Picanto z tym samym co w i10, wysokoprężnym serduszkiem, odpowiednio około 42.600. Dzięki obowiązującemu w tej chwili rabatowi dla klienta w wysokości 2500 zł, rzeczony i10 w kolorze matalicznym to wydatek rzędu 40.400 złotych. Pakiet ubezpieczeń - 1.150 zł.