Hyundai ix20 1.4 CRDi 90 KM Premium

Crossover, cóż to takiego? Według definicji jest to pojazd łączący w sobie cechy kilku typów samochodów, czyli mówiąc w skrócie jest to auto do wszystkiego. Czy nowy Hyundai ix20 rzeczywiście okaże się samochodem do wszystkiego i zdoła przekonać do siebie potencjalnych nabywców?

W 2002 roku na Mistrzostwach Świata w piłce nożnej reprezentacja Korei Południowej udowodniła, że sztuka dobrego "posługiwania" się piłką kopaną nie jest jej obca. Zajęcie 4. miejsca na tychże Mistrzostwach zostało uznane za olbrzymi sukces.

Kilka lat po tym wydarzeniu Koreańczycy spod znaku Hyundaia, prezentując kolejne nowe modele swoich samochodów, udowodnili i udowadniają nadal, że ich naród może być dumny nie tylko ze swoich piłkarzy, ale także z rodzimych produktów motoryzacyjnych. Uprzedzając nieco fakty, napiszę, że nowy Hyundai ix20 z pewnością ujmy temu skośnookiemu narodowi nie przynosi. Ale po kolei.

Wyjedź poza schemat
Takim właśnie hasłem jesteśmy atakowani podczas reklam nowego crossovera Hyundaia. Patrząc na auto z zewnątrz mam wrażenie, że owo wyjście czy też wyjechanie poza schemat w przypadku ix20 nie do końca się sprawdza. Pomimo tego, że nie jest to test porównawczy, praktycznie nie da się nie skonfrontować stylistyki zewnętrznej Hyundaia z KIĄ Vengą. Z zewnątrz te auta są praktycznie nie do odróżnienia i tylko wprawne oko dociekliwego fana motoryzacji dostrzeże nieco inny przedni grill oraz inaczej wystylizowane tylne lampy.

Może się podobać
Pomimo indywidualnych gustów każdego z nas, trzeba szczerze przyznać, że bryła nadwozia małego Koreańczyka może się podobać. Model ix20 jest drugim po ix35 autem wyprodukowanym przez Hyundaia zgodnie z nową filozofią Fluidic Sculpture, co w wolnym tłumaczeniu oznacza opływową rzeźbę. Między innymi dzięki kilku przetłoczeniom, widocznym szczególnie na przedniej masce oraz bocznych drzwiach, sylwetka auta prezentuje się dynamicznie i jest różna od typowych kanciastych i pudełkowych kształtów, jakimi szczyciły się inne auta z nadwoziem typu minivan produkowane jeszcze parę lat temu.

Wymiary zewnętrzne Hyundaia - 4100 mm długości, 1765 mm szerokości oraz 1600 mm wysokości - sprawiają, że do przestronności wnętrza oraz pojemności bagażnika możemy mieć dość spore oczekiwania. W praktyce, dzięki wysoko poprowadzonej linii bocznych malutkich okienek występujących w ostatnim rzędzie, bagażnik oferuje do naszej dyspozycji 440 litrów wolnej przestrzeni. Bagaże 4-osobowej rodziny wybierającej się na tygodniowe wakacje z pewnością się zmieszczą. Po złożeniu tylnego rzędu siedzeń przestrzeń bagażowa wzrasta do 1486 litrów.

Wygodnie i przestronnie
Ilość miejsca we wnętrzu ix20 także nie rozczarowuje. Nawet przy maksymalnym odsunięciu przednich siedzeń pasażerowie siedzący na tylnej kanapie nie będą narzekać na brak miejsca. Pomimo szklanego dachu, w jaki był wyposażony nasz egzemplarz, wolnej przestrzeni nad czuprynami nawet rosłych członków załogi Hyundaia również nie powinno zabraknąć.

Co do samego szklanego dachu, to jego "pomoc" w rozświetlaniu całego wnętrza jest nieoceniona, jednak czasami w najmniej oczekiwanym momencie, zamiast podziwiać piękne słoneczne niebo, jesteśmy zmuszeni do dość bliskiego kontaktu wzrokowego z produktami ptasiej przemiany materii. Być może ornitolodzy docenią i taką nieco przypadkową funkcję tego rozwiązania, jednak ja z pewnością do grona wielbicieli ptaków się nie zaliczam.

Wysoko
Nieco podwyższona sylwetka nadwozia oraz stosunkowo wysoko umieszczone fotele sprawiają, że pozycja za kierownicą tego Koreańczyka jest, nazwijmy to, adekwatna do wymiarów auta. Kierując Hyundaiem ix20, siedzimy wysoko, patrząc z góry na innych użytkowników dróg. Nie da się jednak ukryć, że dzięki takiemu, a nie innemu usytuowaniu foteli, widoczność w każdą stronę jest bardzo dobra.

Dodatkowym atutem przy wykonywaniu manewru cofania są pokaźnych rozmiarów lusterka boczne oraz kamera cofania, która notabene mogłaby być wyposażona w wycieraczkę. Chyba żaden producent aut nie oferuje tego typu rozwiązania, ale zastanawianie się, szczególnie w nocy, czy duża czarna kropka na wyświetlaczu to mała błotna plamka, czy może jednak wyrwa w ziemi, jest czasami irytujące.

Brawa
W przeważającej większości przypadków auta, które otrzymujemy do testów, są w najbogatszej wersji wyposażenia. W przypadku opisywanego Hyundaia również było podobnie, a co za tym idzie, we wnętrzu mieliśmy sporo "wypasionych" i praktycznych udogodnień. Nawigacja z ekranem dotykowym oraz modułem bluetooth, klimatyzacja automatyczna, podgrzewane przednie fotele, złącze USB czy też wspomniana już wcześniej kamera cofania z pewnością umilają każdą podróż, jednak nie są one dostępne w najniższych wersjach wyposażeniowych nawet za dopłatą.

Materiały, jakimi została wykończona kabina naszego Hyundaia śmiało można ocenić jako dobre. Tak naprawdę plastik znajdujący się na górnej części deski rozdzielczej (w testowym egzemplarzu był koloru czarnego) sprawia bardzo dobre wrażenie i delikatnie ugina się pod naciskiem dłoni, natomiast materiał, jakim zostały pokryte boczki drzwi oraz dolna część deski rozdzielczej (koloru hmm... beżowego) jest twardy i podatny na zarysowania.

Siedząc we wnętrzu ix20 nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy: niemalże doskonałej ergonomii. Wszystkie przełączniki zostały w bardzo logiczny sposób rozmieszczone i ich obsługa nie sprawia absolutnie żadnych trudności. Jedynym niekonwencjonalnym rozwiązaniem wymagającym przyzwyczajenia są wbudowane jedno w drugie pokrętła do ustawiania temperatury oraz siły nawiewu.

Nawet najbardziej zagorzali przeciwnicy produktów made in Korea będą mieli problem, aby cokolwiek zarzucić wnętrzu Hyundaia. Być może kolor podświetlenia cyfrowego zegara oraz wskazań nawigacji mógłby być nieco mniej rażąco niebieski, jednak mimo tego kolorowego niedociągnięcia projektantom wnętrza ix20 należą się zasłużone brawa

Klekoczące serduszko
Po zapoznaniu się w sposób organoleptyczny z bohaterem naszego dzisiejszego testu przyszła pora, aby sprawdzić, jak ten crossover radzi sobie podczas jazdy zarówno po zatłoczonych ulicach stolicy Polski, jak i w dłuższej trasie, gdzie kolumny tirów jadących jeden za drugim zdają się nie mieć końca.

Do dyspozycji mamy 90 dieslowskich koni mechanicznych oraz 220 Nm produkowanych przez jednostkę napędową o pojemności 1,4 litra. Oczywiście takie parametry nie uczynią z Hyundaia demona prędkości, a jadąc niemalże w pełni obciążonym ix20, podczas sprintów będziemy musieli uznać wyższość nawet co poniektórych samochodów dostawczych. Zresztą 14,5 sekundy potrzebne na rozpędzenie się do pierwszej "setki" jest wynikiem akceptowalnym co najwyżej w mieście.

Podczas wyprzedzania pojazdu z napisem "Long Vehicle" będziemy musieli zostawić sobie spory margines bezpieczeństwa i uzbroić się w cierpliwość. Tylko czy osoba, która decyduje się na zakup takiego auta z oszczędnym i niezbyt mocnym dieslem pod maską oczekuje sportowych osiągów? Wątpię.

Skoro jesteśmy już przy temacie oszczędzania, wspomnę, że w mieście ten niewielki silnik zadowoli się nieco ponad 6 litrami na każde mozolnie przejechane sto kilometrów. W trasie bez jakiegoś większego wysiłku udało mi się uzyskać wartość na poziomie 4,4 litra. Wynik ten jest po części spowodowany opływową linia nadwozia oraz 6-biegową skrzynia manualną.

Do pracy tej przekładni nie mam większych zastrzeżeń, natomiast aby w miarę sprawnie poruszać się po mieście, wystarczy używać pierwszych czterech biegów. Zarówno na piątym, jak i na szóstym auto staje się bardzo leniwe i ewidentnie czuć, że ostatnie przełożenia zostały stworzone celem zmniejszenia ilości zużywanego oleju napędowego oraz obniżenia poziomu hałasu w kabinie.

Jak widać, pomimo tego, że auto z tym silnikiem "nie jedzie", to przynajmniej wizyty na stacjach benzynowych nie będą zbyt częstym procederem w codziennej eksploatacji.

Gąbczaste kołysanie
Muszę się Wam przyznać, że oczekiwałem nieco więcej po zachowaniu na drodze i sposobie prowadzenia tego miejskiego Hyundaia. O ile dość mocne kołysanie się na zakrętach jestem w stanie wybaczyć ze względu na wysoko umieszczony środek ciężkości, to zarówno "gąbczastość" układu kierowniczego, jak i nerwowość zawieszenia są, delikatnie mówiąc, deprymujące.

Silne wspomaganie kierownicy być może jest sporym ułatwieniem w mieście, szczególnie dla kierowców płci pięknej, jednak przy większych prędkościach niemalże zatracamy "czucie" drogi. Dodatkowo przy szybszym pokonywaniu poprzecznych nierówności zawieszenie staje się dość nerwowe i głośne. W tej kategorii inżynierowie z Hyundaia mają jeszcze trochę do poprawienia.

Korea w cenie
Studiując aktualne cenniki Hyundaia, odnoszę wrażenie, że czasy, w których produkty motoryzacyjne pochodzące z Korei przyciągały klientów głównie ceną, bezpowrotnie minęły. Chcąc wyjechać z salonu tak kompletnie wyposażonym autem jak nasze testowe, należy wyłożyć na stół ponad 81 tys zł. Drogo? Biorąc pod uwagę, że bliźniacza KIA Venga w topowym wyposażeniu z silnikiem 1.4 CRDi kosztuje niespełna 65 tys. zł, cena Hyundaia wydaje się być wysoka.

Jako że te najbardziej "wypasione" wersje nigdy nie są na szczycie rankingów sprzedaży danego modelu, przyjrzyjmy się cenom podstawowych wersji. 45 900 zł za bazową wersję Classic z benzynowym 1.4 pod maską na pewno nie wygląda odstraszająco. Jednak i tym razem KIA Venga z ceną 39 900 zł okazuje się sporo tańsza.

Najtańsza wersja ix20 z dieslem pod maską to koszt rzędu 51 900 zł. Ze względu na mierne osiągi tej jednostki napędowej (w słabszej odmianie diesel ma tylko 77 KM), właśnie taka "klekocząca" wersja znajdzie uznanie tylko u baaaaardzo cierpliwych kierowców.

Wszystko ładnie, pięknie, ale...
Koreańczykom udało się stworzyć nie tylko bardzo dobre i funkcjonalne, ale także atrakcyjne stylistycznie auto. Jednak Hyundai ix20 w moich oczach posiada jedną zasadnicza wadę. Wadę zwaną Venga. Za niższą cenę otrzymujemy praktycznie taki sam samochód, tylko z innym znaczkiem na masce.

Gdyby konkurentem Hyundaia było jakieś auto np. z Chin, którego nazwa bardziej przypominałaby egzotyczną potrawę niż firmę produkującą samochody, wtedy ix20 byłby oczywistym wyborem. Jednak w przypadku, gdy na szali razem z Hyundaiem staje KIA, wybór wcale nie musi być łatwy i tak oczywisty.