Infiniti FX30d GT Premium

Słońce leniwie chowa się za horyzontem i zalewa ostatnimi promieniami ciemny lakier dwutonowego Olbrzyma. Duży prześwit, napęd AWD oraz opony M+S sprawiają, iż scenka ta mogłaby się rozgrywać gdzieś w górach. Ale nie w przypadku Infiniti FX, które najlepiej czułoby się na bulwarze Zachodzącego Słońca.

Słynna amerykańska ulica ma 39 kilometrów i ciągnie się przez zachodnie rejony hrabstwa Los Angeles. Mija najbardziej prestiżowe dzielnice miasta, gdzie rezydują sławni i bogaci. Jednocześnie jest też niebezpieczną drogą pełną ostrych i często zwodniczych zakrętów, o których w latach sześćdziesiątych śpiewał duet Jan & Dean w piosence "Dead Man's Curve". Dlaczego więc okolice Miasta Aniołów? Może zacznijmy od początku...

Luxury
Słońce górowało już wysoko nad miastem, gdy stanąłem przed budynkiem Infiniti, który swoim wyglądem wyróżniał się w okolicy pod względem architektonicznym. Elewacja wokół wejścia pokryta była kamieniem, a szklana fasada budynku nie należała do typowych. Całość przypominała bardziej ekskluzywny sklep lub biurowiec niż salon samochodowy. Nie inaczej prezentowało się wnętrze budynku: drogie materiały i styl połączony z perfekcyjnym wykończeniem. Po uporaniu się z "papierologią" i otrzymaniu kluczyka oraz dokumentów, ruszyłem przed salon, gdzie pomiędzy łopoczącymi flagami reklamowymi stał czarny Olbrzym.

Z zewnątrz ciężko jest pomylić FX30d z jakimkolwiek innym pojazdem jeżdżącym po ulicach: masywna sylwetka, niskie okna i niesamowicie ukształtowana przednia maska. Swoim wyglądem budzi emocje wszędzie, gdzie się pojawi, dla jednych jest dziełem sztuki, dla innych bazyliszkiem. Jeżeli ktoś szuka samochodu, za którym obejrzy się każdy, to ma właśnie możliwość poznać jeden z nich.

Mocno przyciemnione tylne szyby ukrywają pasażerów na tylnej kanapie przed wścibskimi spojrzeniami przechodniów. Potrafią zapewnić intymność i sprawić, że poczujemy się jak sławni i bogaci, mieszkający w dzielnicy Bel-Air. Chromowane elementy oraz artystyczny grill, który mógłby stanowić element wystawy w muzeum sztuki nowoczesnej, są przysłowiową wisienką na torcie.

Otwórz się dla mnie
Dzięki systemowi I-key nie potrzeba wyciągać kluczyka z kieszeni. Wystarczy nacisnąć przycisk na klamce by otworzyć drzwi, za którymi wita nas wnętrze Infiniti ze skórzaną tapicerką Graphite (dostępne są jeszcze dwie opcje kolorystyczne). Zajęcie pozycji na fotelu kierowcy nie nastręcza problemów, bowiem odsuwa się on przy każdym wyłączeniu silnika, podobnie zresztą jak elektrycznie regulowana kierownica. Skóra, którą zastosowano, jest miękka i przyjemna w dotyku. Szkoda, że nie zdecydowano się na obszycie całej deski rozdzielczej. Na szczęście zastosowane nań plastiki są miękkie i dobrze spasowane. Ciężko też zarzucić coś elementom wykańczającym wnętrze w postaci lakierowanych na czarno plastików i polerowanych listew aluminiowych. Może tylko to, iż bardzo łatwo pozostają na nich odciski palców.

Jednym z elementów, które przykuwają wzrok, jest analogowy zegar na konsoli centralnej. Najlepiej prezentuje się on w nocy, podświetlony przyjemnym, blado niebieskim światłem, którym rozbłyskuje również przycisk Start. Ergonomia wnętrza jest dobra. Najczęściej wykorzystywane funkcje pogrupowano i zlokalizowano w zasięgu ręki na konsoli środkowej. Pod dużym i wyraźnym wyświetlaczem umieszczono przyciski odpowiadające za sterowanie multimediami. Sam ekran jest również dotykowy, a pomiędzy opcjami można się też poruszać przy użyciu przycisków zlokalizowanych na kierownicy. Cieszy fakt, iż nie narzucono jednej metody do poruszania się po systemie. Szkoda, że menu nie jest równie przyjazne użytkownikowi i nawet po zaznajomieniu się z nim, momentami staje się uciążliwe podczas korzystania. Próżno też liczyć na język polski zarówno w menu jak i w komunikatach głosowych nawigacji, której mapy nie są zbyt szczegółowe i aktualne.

Pozytywne wrażenia (przede wszystkim słuchowe) budzi system nagłośnieniowy BOSE Premium Sound. Gra on wyśmienicie w pełnym zakresie i nawet przy wysokich poziomach głośności. Mocne basy nie generują niepożądanych dźwięków z plastików. Miłym dodatkiem jest też wbudowana baza Gracenote, dzięki której po włożeniu większości płyt Audio CD, na wyświetlaczu zobaczymy jej tytuł i nazwę.

D jak diesel
Aby sprostać wymaganiom europejskiego rynku i powiększyć swoje udziały w segmencie, Infiniti musiało wprowadzić do oferty jednostkę wysokoprężną. Trzy litrowy silnik V6 z Common Rail o oznaczeniu V9X powstał w wyniku współpracy Nissana z Renault. Legitymuje się on mocą 238 KM oraz momentem wynoszącym 550 Nm przy 1750 obr/min. i pozwala na rozpędzenie ważącego 2150 kg kolosa do 212 km/h. Natomiast pierwszą "setkę" przekroczymy po upływie 8,3 sekundy. Nie są to nadzwyczajne wyniki, gdy popatrzymy na najsłabszą odmianę benzynową z silnikiem 3.7 V6. Czym zatem skutecznie przekonać klientów do zakupu FX30d?

Główną zaletą jednostek zasilanych ON jest spalanie. Nie inaczej jest w przypadku Infiniti, które przy ostrej i dynamicznej jeździe zadowoli się lekko ponad 12 litrami na sto kilometrów, a przy spokojnej jeździe na trasie można zejść poniżej 9. Zwolennicy Eurosuper 95/98 stwierdzą w tym momencie, iż nawet niskie spalanie nie wynagrodzi klekotu pod maską. Tutaj jednak przychodzi największe zaskoczenie.

Przyciskając biały guzik Start (w nocy pulsujący niczym serce kierowcy), budzimy napędzaną ropą jednostkę do życia i jednocześnie odkrywamy, czym chcą nas skusić japońscy inżynierowie. Dobre wyciszenie komory silnikowej jak i kabiny sprawia, iż do uszu kierowcy nie dochodzi charakterystyczny dla silników wysokoprężnych klekot. Owszem jest on słyszalny na zewnątrz (zwłaszcza na zimnym silniku), ale tylko w bliskiej odległości. Jeżeli podczas jazdy na bardzo niskich obrotach, wyłączonej klimatyzacji oraz radiu, zaczniemy się wsłuchiwać w silnik, usłyszymy delikatny odgłos charakterystyczny dla pracy silników wysokoprężnych. Podczas normalnej eksploatacji nic takiego nie dociera jednak do naszych uszu. Jedyne dźwięki jakie słyszymy, to świst turbiny w okolicach 2 tys. obrotów. Wraz z ich wzrostem, kabinę zacznie wypełniać rasowo brzmiący bulgot widlastego silnika, który z czasem przemieni się w ryk nijak nieprzypominający silnika zasilanego ropą.

Sport...
...Utility Vehicle to rozwinięcie popularnego wśród producentów skrótu SUV. Często takie auta legitymują się możliwością poruszania po bezdrożach, a nawet w lekkim terenie. Inaczej jednak jest z Infiniti, mimo iż jak napisałem na wstępie, posiada ono pewne elementy, które mogłyby świadczyć o możliwości bezstresowego zjechania z utwardzonej drogi. Więc co jest z nimi nie tak?

Wystarczy kilka kilometrów, by zrozumieć, czemu FX bardziej pasuje do wspomnianego Bulwaru aniżeli terenu. Zawieszenie zestrojono dość sztywno, dzięki czemu w połączeniu z precyzyjnie działającym układem kierowniczym, auto prowadzi się bardzo pewnie. Podczas szybkich zakrętów nadwozie nie wychyla się na boki. Do szybszej jazdy zachęca też układ napędowy. Moc z silnika jest przenoszona głównie na tylną oś poprzez 7-biegową przekładnię automatyczną. Przód natomiast załączany jest tylko w chwili utraty przyczepności, a dba oto znany układ ATTESA E-TS. Skrzynia sprawnie zmienia biegi zarówno w trybie D jak i DS (tryb sportowy), a jeżeli to nam nie wystarczy, możemy ręcznie dobierać przełożenia manetkami przy kierownicy.

Nie ma róży bez kolców. Tak zestrojone zawieszenie i układ napędowy sprawiają, iż na nierównych drogach komfort jazdy spada w zasadzie do zera, a próba jazdy w lżejszym terenie może się skończyć nawet zakopaniem samochodu. Z drugiej jednak strony, sam producent nie reklamuje FX-a jako auta terenowego, a raczej jako dużego i bezpiecznego crossovera, który świetnie czuje się podczas szybkiej jazdy na krętych, górskich odcinkach.

Utility, a więc praktyczność
Duże nadwozie sprawia, iż w środku ciężko narzekać na brak miejsca, aczkolwiek ze względu na kształt tylnej kanapy jak i pokaźnych rozmiarów tunel środkowy, przewóz trzech pasażerów z tyłu należy traktować jako opcję awaryjną. Za regulowanym oparciem kanapy zlokalizowano 410-litrowy bagażnik, pod którego podłogą znajduje się serce systemu BOSE oraz akumulator. Klapę bagażnika, której pokrycie jest wykonane z laminatu, otwiera się i zamyka elektrycznie. Jest to dość wygodna, acz powolna metoda. Na szczęście istnieje możliwość odłączenia zasilania i ręcznego jej unoszenia.

Skoro już jesteśmy przy gadżetach, to nie sposób zapomnieć o systemach poprawiających komfort, jak i bezpieczeństwo jazdy. Jednym z nich jest pakiet czterech kamer, który okaże się niezbędny do bezpiecznego manewrowania pojazdem. Będący na wyposażeniu aktywny tempomat świetnie radzi sobie zarówno na trasie jak i w warszawskich korkach. Szkoda tylko, że po zatrzymaniu auta wyłącza się. Ale na tym się nie kończy lista dodatków, bowiem standardem dla wersji GT Premium jest m.in. system ostrzegania o niekontrolowanej zmianie pasa (LDW). Jak to działa? Nad przednim lusterkiem zlokalizowano kamerę, która analizuje oznaczenia poziome na drodze i w momencie, gdy wykryje zmianę pasa bez uprzedniego włączenia kierunkowskazu, karci kierowcę sygnałem dźwiękowym. Jakby tego było mało, można włączyć system zapobiegający niekontrolowanej zmianie pasa (LDP), który sam zadba o powrót samochodu na właściwą trasę. Inne elementy zwiększające bezpieczeństwo to: 6 poduszek powietrznych, system IBA (Inteligentne Wspomaganie Hamowania), aktywne zagłówki oraz system ostrzegania przed kolizjami (FCW).

Vehicle, to może o cenie
Za testowaną wersję GT Premium z silnikiem wysokoprężnym trzeba zapłacić 285 400 zł. Jeżeli jednak nie potrzebujemy gadżetów w postaci aktywnego tempomatu, systemów IBA, LDW z LDP, pakietu multimedialnego oraz przedniej i bocznych kamer ułatwiających manewrowanie, to możemy skusić się na wersje GT za 263 300 zł. Moim zdaniem najlepiej w ogóle zrezygnować z wersji GT/GT Premium i pokusić się na droższą o 10 tys. odmianę S Premium. Staniemy się dzięki temu bogatsi o system ciągłej kontroli tłumienia (CDC), sportowe fotele przednie z pełniejszą regulacją oraz niedostępny dla silnika benzynowego 3.7 V6 układ aktywnego sterowania tylnych kół skrętnych (RAS), a nawet dojdzie kilka sportowych dodatków stylistycznych.

Aby móc jeździć Infiniti FX na bulwarze Zachodzącego Słońca, na szczęście nie trzeba uciekać na drugą stronę kuli ziemskiej. W jednej z warszawskich dzielnic, w trakcie wojaży udało mi się odkryć ulicę Zachodzącego Słońca. Może nie jest to prawdziwy Sunset Boulevard, ale na pewno nie przejedziemy tamtędy niezauważeni.