KIA Magentis 2.0 CRDi Gold

Koreańczycy pokazali, że potrafią stworzyć auto konkurujące z europejską czołówką. KIA cee'd sprzedaje się świetnie nie tylko ze względu na dobrą cenę i warunki gwarancyjne. Teraz Azjaci atakują klasę, gdzie króluje Passat i Avensis. Czy nowy Magentis trafi w gusta klienteli Starego Kontynentu?

Dziś już nikt nie patrzy na auta ze znaczkiem KIA z politowaniem. Wszystko za sprawą wspomnianego modelu cee'd, który zapoczątkował nowy rozdział w historii KIA. Okazało się, że auto z Azji może być ładne, nowoczesne, dobrze wykonane i kosztować wyraźnie mniej niż europejscy rywale. Do tego pięcioletnia gwarancja, a na niektóre podzespoły nawet siedmioletnia - i sukces gwarantowany.

Magentis nie jest objęty tak preferencyjnymi warunkami gwarancyjnymi, ale trzy lata bezpłatnej opieki serwisowej bez limitu kilometrów to nadal atrakcyjna oferta. Klient ma do wyboru tylko dwa silniki. Oba posiadają po cztery cylindry i dwa litry pojemności, a różni je jedynie rodzaj paliwa, jakim są zasilane. Do testu trafiła odmiana Gold wyposażona w diesla o mocy 150 KM z manualną, sześciobiegową skrzynią biegów.

Klasyka gatunku
Trudno zachwycać się wyglądem poprzedniej generacji Megentis. Był to typowy styl koreańskiej szkoły wzorniczej, który nie cieszył się zbytnią aprobatą w naszej szerokości geograficznej. Gdy jednak ujrzałem nowy model na żywo, poczułem pozytywne bodźce płynące z mózgu. Fizycznie bowiem limuzynie KIA nic nie brakuje. Wygląda dostojnie i nie straszy udziwnieniami stylistycznymi, jak największy w rodzinie model Opirus. Z uwagi na pokaźne gabaryty auta warto zainwestować w czujniki cofania (1 tys. zł).

W Magentis można odnaleźć inspirację zarówno niemiecką, jak i japońską sztuką wzorniczą. Z przodu widać azjatycki rodowód auta, z wąską linią świateł i pokaźnym grillem bogato ozdobionym chromem. Z kolei linia bocznych okien przywodzi na myśl BMW serii 5. Tył - mimo, że kształt lamp jest inny - kojarzył mi się z poprzednią wersją Audi A4. Gdzieś obok czuć także powiew amerykańskiej motoryzacji - duże zwisy nadwozia za obiema osiami, monumentalny styl. Co by nie mówić - KIA prezentuje się jako elegancka limuzyna o ponadczasowym stylu. Choć technologicznie posiada DNA niemal identyczne z Hyundaiem Sonata, to właśnie Magentis wygląda nowocześniej i po prostu lepiej od swego rywala zza miedzy. Siedemnastocalowe felgi wydają się być optymalnym dopełnieniem i rozsądnym wyborem z uwagi na jakość polskich dróg.

W krainie plastiku
Projektantom wnętrza zdecydowanie zabrakło weny twórczej. Kokpit Magentis wygląda jak przeniesiony z auta sprzed dekady. Surowy styl i ciemne barwy kokpitu nie poprawią nastroju podróżującym. Dominują twarde tworzywa, których gładka faktura sprawia wrażenie tańszych niż są w rzeczywistości. Niestety są także podatne na osadzanie się na nich kurzu, przez co wymagają częstej pielęgnacji. Na szczęście wszystkie elementy spasowano z dużą starannością i nie można narzekać na denerwujące hałasy czy skrzypienia.

Brak polotu kokpitu rekompensuje jego ergonomiczny charakter. Nikt nie będzie mieć problemu z ogarnięciem funkcjonalności poszczególnych urządzeń pokładowych. Dwa klasyczne pokrętła obsługują automatyczną, jednostrefową klimatyzację (standard od wersji Gold), której wskazania przekazuje ciekłokrystaliczny wyświetlacz w czerwonym kolorze. Powyżej zlokalizowano system audio (6 głośnków), który gra naprawdę dobrze i pozwala na odtwarzanie muzyki zarówno z płyt CD czy plików MP3. Nie zapomniano o złączach umożliwiających podłączenie iPoda lub przenośnych nośników pamięci (port USB).

Nieco smaczku wnoszą miłe dla oka i doskonale czytelne zegary, które osadzono w trzech głębokich tubach. Kierownica posiada gruby wieniec i została wyłożona skórą. Posiada wygodne przyciski do sterowania systemem audio i standardowym dla tej wersji wyposażeniowej tempomatem.

XL
Największa zaleta kabiny Magentis, to jej rozmiary. W każdym kierunku przestrzeni jest aż nadto. Z przodu bez trudu zmieszczą się osoby o słusznej posturze. Docenią wygodne fotele wykończone częściowo ekologiczną skórą i preferujące wygodę nad perfekcyjnym trzymaniem ciała w zakrętach. Sporo czasu zajmie kierowcy znalezienie optymalnego miejsca. Mimo dużego zakresu regulacji fotela i kolumny kierowniczej (dwuzakresowa) miałem problem z odnalezieniem idealnej pozycji dla nóg i rąk. Dopiero po wielu próbach moje wysiłki zakończyły się sukcesem.

Pasażerom tylnej części auta zapewniono warunki prawie jak w salonce Marszałka Piłsudskiego. Można wręcz założyć nogę na nogę. Z klasowych rywali tylko Skoda Superb oferuje więcej miejsca. Użyteczność wnętrza podnoszą: pakowny schowek w desce rozdzielczej, zamykana półka w konsoli centralnej, głęboka skrytka w podłokietniku, sprytny wieszak na torbę, uchwyty na kubki pomiędzy przednimi fotelami i w podłokietniku kanapy. Jednak kieszenie w drzwiach mogłyby być obszerniejsze.

Bagażnik liczy niecałe 500 litrów pojemności i - jak to w sedanie - charakteryzuje go wąski luk załadunkowy. Można powiększyć go składając dzielone asymetrycznie oparcie kanapy, ale powstaje wówczas wyraźny próg. Istnieje jednak jakaś możliwość transportu dłuższych przedmiotów. W kufrze jest także uchwyt umożliwiający otwarcie klapy od wewnątrz. To patent związany ze specyficznymi przepisami rynku w USA, co zdradza amerykańskie inklinacje KIA.

Krążownik
Zawieszenie Magentis podporządkowano komfortowi. Polubią je miłośnicy spokojnej, relaksującej jazdy. Tu także widać podobieństwo do aut zza Oceanu. Jazda ma być przede wszystkim wygodna i płynna. Koreańska limuzyna wywiązuje się z tej roli idealnie. KIA nie jest na szczęście typowym "tapczanem" jak wiele samochodów amerykańskich. Nastawy amortyzatorów dostosowano do specyfiki naszego kontynentu. Podczas dynamicznej jazdy nie mamy więc uczucia pływania po pełnym morzu. Kto jednak zapragnie poszaleć na zakrętach nie będzie zadowolony, bowiem nadwozie ma tendencję do wychylania się. Co prawda dobrze reaguje system ESP (seryjny od wersji Gold), ale układ kierowniczy jest zbyt silnie wspomagany, przez co precyzja prowadzenia auta w szybko pokonywanych łukach nie jest jego specjalnością.

Majestatyczny charakter Magentis sprawia, że zasiadając za kółkiem człowiek wycisza się i relaksuje. Nie chce mu się walczyć na każdych światłach z autami stojącymi na pasie obok. To zdecydowanie propozycja dla kierowców o łagodnym usposobieniu, którzy ponad osiągi stawiają bezpieczną, nieagresywną jazdę.

Z zadyszką, ale oszczędnie
Silnik diesla to nowoczesna konstrukcja wykorzystująca wtrysk typu common rail drugiej generacji. Mimo większej o 10 KM mocy, niż ta sama jednostka zastosowana w KIA cee'd, ma problemy ze sprawnym rozpędzaniem nie lekkiej masy auta. Winę ponosi tu dość skromny jak na współczesne realia dwulitrowych Dieslów, moment obrotowy, który wynosi 305 Nm. Można zapomnieć, by jego maksymalna wartość była dostępna już od 1800 obr./min, jak podają dane katalogowe. Silnik jest ospały i budzi się dopiero wtedy, gdy wskazówka obrotomierza wychyli się wyraźnie powyżej cyfry "2". Przyspieszenie w postaci 10,3 sekundy do pierwszej "setki" jest akceptowalne.

Motor Magentis cechuje ponadto zastanawiająca przypadłość. Opisywana turbodziura pojawia się, gdy dynamicznie przyspieszamy od "zera" korzystając z górnej granicy maksymalnej prędkości obrotowej (2,5 tys. obr./min). Załączanie kolejnych biegów powoduje niemal dławienie się silnika, który zastanawia się dłuższą chwilę i dopiero później zaczyna przyspieszać. Jednak w warunkach drogowych, np. redukcja na trójkę przy 50 km/h powoduje, że auto przyspiesza dużo płynniej i bez wrażenia "zadyszki". Naprawdę dziwna sprawa.

Sześciobiegowa przekładnia działa sprawnie, a poszczególne tryby wchodzą precyzyjnie. Tylko szybkie operowanie dźwignią sprawia, że skrzynia czasem protestuje i potrafi "haczyć". Co ciekawe opcjonalny automat występuje tylko w połączeniu właśnie z wysokoprężna jednostką. Co osobliwe - drugi z silników, benzynowe 2.0 l o mocy 164 KM, dostępny jest tylko z pięciobiegowym(!) "manualem."

Użytkowanie Magentis nie zrujnuje portfela właściciela. W zakorkowanej stolicy zużycie oleju napędowego nie przekraczało 9 l/100 km, a w trasie spokojna jazda owocuje wynikiem 6,1 l. Nieźle jak na taką masę i słuszne rozmiary limuzyny.

Najtańszy w klasie
Rzadko na łamach autoGALERII przyznajemy maksymalną notę w kategorii "cena". Tym razem jednak nie może być inaczej. Za niespełna 74 tys. zł otrzymujemy bowiem duży, komfortowy samochód, objęty trzyletnią gwarancją, a do tego bardzo rozsądnie wyposażony. Opisywana wersja Gold posiada automatyczną klimatyzację, pełną elektrykę szyb i lusterek, komplet poduszek powietrznych z kurtynami z przodu i z tyłu auta, układy ABS z EBD i BAS, ESP, kontrolę trakcji. Ponadto obszytą skórą kierownicę i mieszek lewarka skrzyni biegów, porządny system audio z sześcioma głośnikami, wielofunkcyjną kierownicę, komputer pokładowy, tempomat, fotochromatyczne lusterko wsteczne, półskórzaną tapicerkę. Mało? No to wspomnę jeszcze o światłach do jazdy dziennej, halogenach, 17-calowych obręczach aluminiowych.

Okazjonalnie wygląda także cena najbogatszej odmiany Platinium, która za kwotę 77,9 tys. zł oferuje ponadto skórzana tapicerkę i elektrycznie sterowane oraz podgrzewane fotele przednie. Kto jednak zrezygnuje z automatycznej klimy na rzecz manulanej oraz z kilku elektrycznych funkcji, systemów ESP, TCS czy paru mniej istotnych detali, ten wyjedzie z salonu limuzyną w cenie 59,9 tys. zł (wersja Silver). Czy to okazja? Myślę, że to retoryczne pytanie.

Magentis to ciekawy samochód. Nie może jeszcze konkurować jakością z europejską czołówką, ale z drugiej strony prezentuje przyzwoity poziom w wielu dziedzinach. Kto szuka dużej i wygodnej limuzyny za rozsądne pieniądze, ten powinien zainteresować się ofertą KIA. Musi tylko przymknąć oko na przeciętną - jak na tę klasę aut - jakość plastików w środku. W kwestii ceny Magentis nie ma rywala - nawet spokrewniony z nim Hyundai Sonata z podobnym wyposażeniem kosztuje kilka tysięcy złotych więcej.