Lexus GS 450h Prestige

Odświeżony Lexus GS 450h udowadnia, że wciąż jest mocnym graczem w segmencie luksusowych limuzyn "pod napięciem". Przykuwa uwagę zaawansowaną techniką, uwodzi prostotą i urzeka osiągami. Jest przy tym dostojny i nie rzuca się w oczy. Ale czy na pewno wart jest swojej ceny?

Tak, dobrze pamiętacie - model GS 450h gościł już w naszej redakcji w ubiegłym roku. Jednak są powody, żeby przetestować go kolejny raz. Po pierwsze, przeszedł kosmetyczny face lifting, a po drugie, tym razem trafił do innego "testera", a jak wiadomo, co człowiek, to opinia.

Lifting?
O szczegółach drobnego liftingu pisaliśmy już przy okazji testu GS 460, gdzie redaktor Pazura niczym detektyw szukał większych zmian w tym aucie. Nie znalazł, gdyż Japończycy byli bardzo powściągliwi (albo leniwi) i zmienili niewiele. I dobrze - po co psuć coś, co jest dobre? Przeniesiono więc np. kierunkowskazy boczne, umieszczając je teraz w obudowach lusterek. Przednie lampy dostały nieco inny kształt, a zderzaki otrzymały trochę zmodyfikowane linie. I koniec. W środku zmieniono równie niewiele: kierownica dostała nieco inaczej rozmieszczone przyciski sterujące radiem i dodatkowo aktywnym tempomatem. Innych detali nie zauważyłem.

Pierwsze wrażenie
Odebrałem kluczyk i udałem się na parking. Znalazłem go dosyć szybko, choć nie jest to auto, które szczególnie rzuca się w oczy. Sylwetka narysowana jest poprawnie, klasycznie, nie ma tu żadnych stylizacyjnych fajerwerków. Testowany egzemplarz dostał w fabryce głęboki, czarny metalik, który w połączeniu z eleganckim wzorem osiemnastocalowych felg i chromami wokół szyb tworzy szykowny, dobrze wyglądający zestaw. Lexus GS ma w sobie, moim zdaniem, coś magicznego, bo na pierwszy rzut oka wygląda trochę bezpłciowo, a jednak kiedy pojeździć nim dłużej, zaczyna się bardzo podobać. Czemu tak jest, doprawdy nie wiem. Wiem natomiast, że moja początkowa obojętność co do wyglądu tej hybrydy, po tygodniu zmieniła się w podziw. Bo dzięki temu, że GS nie jest krzykliwy, pasuje na każdą okazję. To auto nadaje się zarówno dla prezesa na służbową podróż, jak i pod teatr czy modną knajpę. Jednak moim zdaniem powinni go też docenić młodsi, zamożni ludzie, którzy chcą mieć bardzo dobre, szybkie i komfortowe auto, ale unikają wyróżniania się w tłumie.

Wracając do...
...odbioru kluczyka i sprawy parkingu - odnalazłem auto i wsiadłem do niego, mając "kluczykopilota" w kieszeni. Komfortowy dostęp to miły gadżet. Wystarczy mieć kluczyk przy sobie i zbliżyć rękę do klamki drzwi. Elektronika "rozpozna" kierowcę i odrygluje zamek.

W środku wita mnie jasnobeżowa, skórzana tapicerka i wygodny, regulowany elektrycznie fotel. Okazuje się, że jest zarówno trzystopniowo podgrzewany, jak i wentylowany w razie potrzeby. Tak samo jest z miejscem pasażera. Trzeba przyznać, że miło jest tu w środku. Proste, czytelne zegary, duże, świetnie opisane przyciski - bezpretensjonalna elegancja. Przede mną spora kierownica, wykończona drewnem i skórą. Oczywiście są na niej guziki, którymi można sterować radiem, telefonem i wyświetlaczem, a także obsługiwać system komend głosowych. Czy jest regulowana w dwóch płaszczyznach? Jasne, i to elektrycznie. Brakuje tylko opcji podgrzewania, znanej z większego brata, LS.

Ustawiam wygodną pozycję, by wytoczyć się w końcu na ulicę, ale moją uwagę zwracają drewniane wykończenia kabiny. Hmm, wierzę, że w aucie za ponad "trzy stówy" mamy do czynienia z prawdziwym drewnem, ale czemu wygląda tak plastikowo? Poza tym małym szczegółem nie bardzo jest się do czego przyczepić. Materiały użyte do wykończenia przedziału pasażerskiego może nie wszędzie są tak miękkie jakbyśmy tego oczekiwali w aucie tej klasy, ale ich jakość nie budzi żadnych zastrzeżeń, a spasowanie jest najwyższej próby. Jak się później okaże, w testowanym samochodzie nawet podczas bardzo szybkiej jazdy panuje absolutna cisza. Na dołach zaś nic nie trzeszczy i nie stuka - Lexusowi to po prostu nie przystoi.

Kładę lewą...
...nogę na hamulcu, a palcem prawej ręki wciskam przycisk "start" na desce rozdzielczej. Zegary rozbłyskują światełkami, a system sygnalizuje gotowość do jazdy podświetlonym napisem "ready" na obrotomierzu. Poza tym nic się nie dzieje. Cisza... Słychać tylko delikatny szum wiatraka klimatyzacji. Baterie są naładowane, więc elektronika uznaje za zbędne uruchamianie silnika spalinowego. Przełączam dźwignię bezstopniowej, automatycznej skrzyni biegów na "R" i toczę się bezgłośnie niczym melex, na ekranie kamery cofania bacznie obserwując, czy aby nic nie stoi mi na drodze. Pomaga też parktronic. Potem zmiana na "D" i jazda. Najpierw powoli, delikatnie, wciąż ciesząc się ciszą i z zadowoleniem obserwując zdziwione miny przechodniów, którzy patrzą na GS-a niczym na statek-widmo. Po prostu nie są przyzwyczajeni do widoku poruszającego się niemal bezgłośnie auta z niepracującym silnikiem spalinowym.

Przekraczam "trzydziestkę"...
...i cichutki gwizd silnika elektrycznego przeradza się w równie delikatny i subtelny dźwięk benzynowej "V-szóstki". Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się tak dopracowanej techniki. I choć oczywistym jest fakt, że po paru kilometrach jazdy hybrydowym Lexusem każdy w miarę kumaty i wyposażony w sprawne uszy kierowca będzie w stanie dokładnie wskazać moment przejścia z energii elektrycznej na benzynowe konie mechaniczne, to trzeba tu wspomnieć o tym, że GS robi to genialnie płynnie i z niesamowitą gracją, dając tym samym dowód najwyższego poziomu japońskiej myśli technicznej.

Płynę więc tak...
...przez mroźną już nieco Warszawę, delektując się wygodą, ciszą i grzejąc sobie zadek. Sięgam do ekranu dotykowego systemu nawigacji i wprowadzam cel podróży. Przy okazji utwierdzam się w przekonaniu, że w tej japońskiej marce ergonomia jak zwykle pozostaje wzorowa. Nie muszę czytać tomów książek obsługi, żeby ustawić ulubioną stację muzyczną, podwyższyć temperaturę wnętrza czy znaleźć najkrótszą drogę do odległego miasta. Tylko znalezienie regulacji lusterek zajmuje mi 30 sekund. Okazuje się, że po lewej stronie od kierownicy, na wysokości kolan znajduje się magiczny schowek, który kryje też w sobie centrum dowodzenia kolejnymi funkcjami auta. Patent niczym z filmów o agencie 007, tak jak przesuwany podłokietnik, pod którym znajdziemy ustawienia pracy zawieszenia, skrzyni biegów czy podgrzewania/chłodzenia przednich foteli. Podoba mi się ten patent, to wreszcie coś innego niż w większości popularnych samochodów...

Zaczyna się dwupasmówka...
...więc nadchodzi czas na użycie kilku z tych przełączników. Pracę zawieszenia ustawiam na "SPORT", a skrzyni wydaję rozkaz "POWER" i jednocześnie silniej wciskam pedał "gazu"... Powiem Wam jedno - to uzależnia! Po prostu niesamowite, w jaki sposób to auto rozwija swą maksymalną moc. GS jest jak ninja - cichy zabójca, który z gracją łoi skórę konkurentów na autostradzie. Jego niepozorny wygląd sprawia, że właściciele niektórych naprawdę mocnych aut próbują stawać z nim w szranki. Niestety, ogromna większość ponosi sromotną klęskę - sumaryczne 340 koni mechanicznych, świetne prowadzenie po równej drodze, bezstopniowa skrzynia automatyczna i 5,9 sekundy do pierwszej "setki" sprawiają, że ta - swoją drogą duża i ciężka - limuzyna zachowuje się jak pocisk wystrzelony z broni z tłumikiem. Nawet przy "gazie" wciśniętym w podłogę nie ryczy jak tygrys, tylko wydaje z siebie przepiękny, przytłumiony dźwięk japońskiego V6 wspomaganego "elektryką".

Nie ma...
...żadnego szarpania biegami, nie ma nieprzyjemnych skoków nadwozia, to auto po prostu gna przed siebie niczym huragan i nie chce przestać aż do prędkości znacznie przekraczających te dozwolone w Polsce. A najgorsze jest to, że łatwo się zapomnieć, bo wcale nie czuć tego pędu. Trzeba się naprawdę mocno starać, żeby nie załapać się na jedną z droższych sesji fotograficznych w kraju. Jedno wiem na pewno - to nie jest samochód dla miłośników głośnych wydechów i piszczenia kołami. To japoński dżentelmen, który w fenomenalny sposób łączy ogień z wodą, w jednej chwili zmieniając się z dostojnej, wygodnej limuzyny w cichą rakietę, nie dającą żadnych szans krzykliwym GTI.

Tak, jestem urzeczony. Dodam, że do dziś dnia uważałem bezstopniowe skrzynie biegów za najgorszy wynalazek na świecie. Teraz wiem, że myślałem w taki sposób, bo nie dane mi było wcześniej trafić na to dzieło. Tu nie ma mowy o wyciu zarzynanego silnika, który robi co może, żeby urwać 0,1 sekundy do "setki", a Ty masz wrażenie, że pali się nieobecne sprzęgło. W japońskiej hybrydzie mocy jest pod dostatkiem, a sposób zgrania dwóch silników i "automatu" wraz z pracą wszystkich systemów bezpieczeństwa jest genialny. Hamowanie, mimo znacznej masy auta, też jest zaskakująco efektywne.

Akumulatory ładują się właśnie przy hamowaniu, a cały proces oddawania mocy możemy obserwować na kolorowym ekranie na konsoli środkowej (tym samym, na którym wyświetla się także nawigacja). A spalanie? Bo przecież nie po to hybryda jest cięższa od "cywila" i ma tylko 280 litrów bagażnika, żeby paliła tyle samo, co on? No cóż, średnie spalanie po czterech dniach testu wyniosło 14 litrów na 100 kilometrów. Powiecie, że dużo, lecz ja od razu zaprzeczę.

Po pierwsze, jeździłem dość dynamicznie, starając się nie być zawalidrogą. Po drugie zaś, dodam, że była to jazda głównie po mieście. Czy więc na taki stosunek mocy do masy pojazdu to zły wynik? Niech każdy odpowie sobie sam na to pytanie. Ja wspomnę tylko, że dwudniowa próba ekonomicznej jazdy mieszanej zaowocowała spalaniem poniżej 10 litrów. I tyle w temacie.

Można by...
...pisać o tym aucie jeszcze wiele. Ma przecież bardzo bogate wyposażenie, tak z zakresu komfortu, jak i bezpieczeństwa, bardzo przyzwoity system audio Mark Levinson, aktywne zawieszenie, godny osobnego rozdziału napęd hybrydowy i wiele innych. Lecz wszystko to opisaliśmy już w szczegółach w poprzednich publikacjach, dlatego skupiłem się na wrażeniach z jazdy. Czyli na tym, co dla większości z nas najważniejsze. Bo co nam z tego, że auto będzie kosmicznie wyposażone i przepiękne, jeśli jazda nim nie da nam żadnej frajdy? GS dostarcza ją nieprzerwanie i w ilościach znacznie przekraczających zalecaną dzienną dawkę. I chwała mu za to...

Jednakże to nie jest idealne auto. Takiego jeszcze nikt nie zbudował. Ale Lexus ma w sobie "to coś", co sprawia, że każdy kilometr nim przejechany to czysta przyjemność. Szkoda tylko, że cena jest tak wysoka. W polskich warunkach kwota powyżej 300 tysięcy złotych sprawia, że niewielu może sobie na niego pozwolić. A jak ktoś już ma takie środki, to często wybiera niemiecką konkurencję. Czy jego wybór jest słuszny? To zawsze indywidualna sprawa. Jeśli o mnie chodzi, GS to idealne auto dla kogoś, kto chce komfortowo podróżować, mieć duży zapas mocy, nie lubi przestylizowanych brył i nie chce kłuć w oczy sąsiadów. Japoński dżentelmen z klasą.

Wady
Na pewno dużą wadą Lexusa jest, mimo wszystko, jego cena. Za takie pieniądze możemy zaszaleć w salonach konkurencji. Poza tym 280 litrów bagażnika nawet w biznesowej limuzynie to zbyt mało, żeby zapakować wygodnie laptopy czterech osób jadących na konferencję sprzedaży do Juraty. Do tego wykończenie przedziału bagażowego jest na poziomie auta za 30 tysięcy złotych. Źle zamocowana, odpadająca, plastikowa klapka to spora skaza na wizerunku rzeczonej hybrydy. Dobrze, że zarzut ten dotyczy tylko bagażnika, na szczęście w kabinie nie bardzo jest się do czego przyczepić. Jest jednak jeszcze mały szkopuł związany z samą jazdą. O ile na równej drodze auto prowadzi się bezbłędnie, chętnie tnąc zakręty z prędkościami powyżej normy, to w przypadku niewielkich nawet kolein i nierówności staje się nieco nerwowe. Waga baterii i rozmiar ogumienia (245/40 R18) pewnie robią swoje...

Ostatnia rzecz, do której powinienem mieć zastrzeżenia, to zbyt wysoka pozycja za "kółkiem". Pomimo maksymalnego obniżenia fotela kierowcy, miałem uczucie, że czułbym się jeszcze lepiej, gdybym mógł siedzieć choć 5 centymetrów niżej. Ponadto harmonia, technika, komfort i osiągi. I niech tak zostanie.