Lexus LS 600h Superior FL

Wszelkiego rodzaju motoryzacyjne rewolucje zawsze niosą za sobą daleko idące zmiany i nierzadko prowadzą do spektakularnych rezultatów. Lexus ma jednak swój sprawdzony sposób na sukces. To dyskretne, stonowane modernizacje. Zupełnie jak w przypadku flagowego LS-a.

Hybrydowe, największe modele Lexusa gościliśmy w naszej redakcji dwa razy - jeździliśmy zarówno odmianą krótką, jak i długą. Obie przekonały nas, że seria LS z literą h w nazwie istotnie stanowi propozycję z najwyższej półki, przemieszczającą się w zgodzie z ekologią i o zachwycająco niskim zapotrzebowaniu na paliwo.

To nieprawdopodobnie cicha, ultraluksusowa limuzyna, w której wszystkie schowki znajdujące się w kabinie otwierają się zawsze w tę samą stronę, z tą samą prędkością, a podczas zamykania stawiają zawsze taki sam opór bez względu na temperaturę otoczenia.

To niesamowicie komfortowy samochód godny zainteresowania najwyższych koronowanych głów, w którym elektrycznie sterowane szyby - pod koniec procesu zamykania, tuż przed zetknięciem z uszczelkami drzwi - wyraźnie zwalniają swój bieg, aby nie zakłócać wszechobecnej ciszy niepotrzebnymi dźwiękami, jakie w innych autach towarzyszą raptownemu zetknięciu się szkła i gumy.

Lifting ma w tym przypadku miejsce...
...po nieco ponad trzech latach od momentu rozpoczęcia produkcji. Dużo to czy mało? Trudno jednoznacznie wyrokować. W każdym razie, jeżeli chodzi o stylizację nadwozia, to przeprowadzono po prostu delikatną "kosmetykę", zmieniając lampy, lusterka, zderzaki, maskę, grill i kilka innych pomniejszych, w dużej mierze obficie chromowanych szczegółów. W rezultacie z zewnątrz auto zmieniło się niewiele. Wewnątrz, niestety, jeszcze mniej. Niestety, ponieważ konkurencja bynajmniej nie śpi, czuwa, wypuszcza na rynek nowe modele i ma się najzupełniej dobrze.

Pierwsze, co niemal natychmiast rzuca się w oczy, to diametralnie inne podejście do kwestii drewnianych inkrustacji. Teraz mogą być matowe, co zdecydowanie poprawia odbiór bardzo estetycznie zaprojektowanej kabiny. Naturalnie, jeżeli klient wyrazi takie życzenie, mogą zostać - jak poprzednio - pokryte kilkoma warstwami lakieru, który nada im wysoki połysk.

Nie polecamy jednak formułowania życzeń tego rodzaju, gdyż wspomniane lakierowanie nie prezentuje się dostatecznie nobliwie. Drewno wygląda wówczas sztucznie i nie licuje z klasą auta, podobnie zresztą jak nowy, w pełni cyfrowy zestaw zegarów, którego Lexus najwyraźniej pozazdrościł nowemu Jaguarowi XJ. Japoński projekt nie jest jednak do końca dopracowany. Chociaż czytelny, to wydaje się niewyszukany i nazbyt jednorodny, a na wyświetlaczu nietrudno dostrzec pojedyncze piksele. Klasyczny, elegancki Optitron, którego z jakiegoś powodu się pozbyto, sprawiał znacznie korzystniejsze wrażenie.

Tyle zmian można...
...dostrzec tzw. gołym okiem. Cała reszta pozostała po staremu, oprócz pewnego małego szczegółu, którego nie poczujemy już własnym nosem, ale o tym później. Tak jak poprzednio, silnik benzynowy (394 KM) - przy udziale automatycznej, bezstopniowej przekładni - w dalszym ciągu ściśle współpracuje z elektrycznym (224 KM). Ten pierwszy do życia budzi się głównie podczas ostrego przyspieszania i przy wyższych prędkościach. Zdarza się mu również uruchomić tylko po to, aby podładować akumulatory, które następnie możemy wykorzystać do bezszelestnego i niemal darmowego podróżowania.

Oczywiście da się jeździć wyłącznie "na bateriach", byle nie za ostro i nie za szybko. W przeciwnym razie benzynowa V8-ka znów dojdzie do głosu i zacznie spalać cenne paliwo. Wskazane jest więc delikatne operowanie pedałem przyspieszenia, w czym pomaga bardzo rozsądnie skalibrowany komputer pokładowy, przywołujący prawą stopę do porządku stosownymi, odpowiednio wcześniej wyświetlanymi komunikatami.

Dzięki temu nietrudno zapobiec sytuacjom znanym choćby z Toyoty Prius, gdy przy akompaniamencie ostrzegawczego brzęczyka, pokładowa elektronika radośnie oznajmiała o ponownej aktywacji silnika spalinowego. Za późno, chciałoby się rzec, czyli przysłowiowa "musztarda po obiedzie". Tutaj na szczęście sytuacje tego typu mają szansę należeć do rzadkości, przy zachowaniu wstrzemięźliwości ze strony kierującego, rzecz jasna.

Szczęśliwiec ów...
...z pewnością doceni pracę układu kierowniczego i jezdnego z napędem 4x4. Oba są wyśmienicie dopracowane, zgrane ze sobą i bardzo spójne. Komfort resorowania przewyższa zarówno Audi A8 jak i BMW serii 7, prezentuje naprawdę najwyższy poziom. Zawieszenie charakterem swojej pracy przypomina Citroena C6 i Mercedesa Klasy S, a podstawowa różnica polega na tym, że Lexus odczuwalnie mniej kołysze nadwoziem.

Podróżując nim, naprawdę trudno zrozumieć powszechną niechęć do jakości polskich dróg, bo wszelkiego rodzaju nierówności są doskonale tłumione i zupełnie nie ma przy tym najmniejszego znaczenia, że na seryjne 19" felgi nałożono opony o szerokości 245 mm i profilu 45. Z uwagi na pokaźną średnicę tarcz hamulcowych, mniejszy rozmiar nie wchodził w grę, ale pomimo że auto waży prawie 2,5 t, dzięki skutecznemu układowi firmy Brembo nie ma problemów z wytracaniem prędkości, a wychodząc z auta nie poczujemy już charakterystycznego zapachu pochodzącego z okładzin klocków hamulcowych (poprzednikowi zdarzało się to czasami nawet wówczas gdy nie był ostro traktowany).

Niejakie trudności sprawia natomiast interaktywny asystent parkowania, którego działanie instrukcja obsługi objaśnia szczegółowo na ponad 90 (!) stronach. Mamy więc tryb parkowania prostopadłego, równoległego oraz specjalnego, czyli - cokolwiek miałoby to oznaczać - w ciasnym miejscu. Problem w tym, że żaden z nich nie działa do końca tak, jak można by sobie tego życzyć.

Całość jest...
...dość skomplikowana. Po pierwsze, niewiele odbywa się tu się samoczynnie, jak choćby w systemie zastosowanym przez Volkswagena. W reprezentacyjnym, ogromnym LS-ie, układ ten stanowi tak naprawdę jedynie pomoc przy manewrowaniu na biegu wstecznym. Wymagania są spore. Trzeba być "za pan brat" z dotykowymi strzałkami ekranowymi i różnokolorowymi obrysami pozycjonującymi, domagającymi się zatwierdzania i precyzyjnego klikania na ekranie tylko po to, aby można było ustalić położenie planowanego miejsca parkowania. W międzyczasie pojawiać się będą różnego rodzaju linie dystansowe, kursowe, manewrowe i obrysowe w barwach kojarzących się nieodmiennie z ulicznymi sygnalizatorami. Mamy więc linie żółte, czerwone i zielone...

Po drugie, trzeba stale pamiętać, że jeżeli w trakcie wyznaczania docelowego miejsca parkowania obrys pozycjonujący ma kolor czerwony, to..., a z kolei jeżeli ma kolor zielony, to... itp. W międzyczasie może się też okazać, że powinniśmy utrzymywać skręt kierownicy do chwili, kiedy zielony łuk ustawi się... lub też po prostu utrzymywać skręt kierownicy o pół obrotu. Czasem bywa z kolei tak, że jeżeli nie jest pokazywany obraz wspomagania parkowania z liniami prowadzącymi, proszę dotknąć przycisku na ekranie. Ufff, robi się tego wszystkiego "dużo za dużo".

Po trzecie wreszcie, jeżeli już uda nam się mozolnie przebrnąć przez cały ten bałagan, to szybko okaże się, że większość tzw. czarnej roboty w istocie wykonaliśmy sami. Daje się to odczuć szczególnie w trybie parkowania prostopadłego, kiedy to system, owszem, obraca nieco kierownicą w końcowej fazie całej procedury, ale na tym w zasadzie koniec. Co jak co, ale tego asystenta naprawdę warto byłoby mocno uprościć, najlepiej pozbywając go jak największej części "interaktywności", z której jest taki dumny.

Do poprawki...
...nadaje się także aktywny tempomat, który swoim działaniem zachwycał cztery lata temu w momencie debiutu modelu, dziś jednak nie stanowi już takiej atrakcji przede wszystkim dlatego, że na tym polu konkurencja poczyniła ogromne postępy. Można jakoś przeboleć fakt, że układ dysponuje zaledwie trzema zakresami działania, podczas gdy standardem staje się pięć i więcej. Gorzej, że często bywa po prostu nieobliczalny.

Niejednokrotnie potrafi pozytywnie zaskoczyć kierującego precyzją działania, dostrzegając mikroskopijnego (z punktu widzenia radaru) motocyklistę, innym razem przyprawia o gęsią skórkę, kompletnie ignorując zwalniającego właśnie przed nami, wielkiego TIR-a. Na pocieszenie trzeba przyznać, że prędkość zawsze wytracana jest płynnie i niemal nigdy w ostatniej chwili, niemniej jednak system ten wymaga kilku poprawek. Wielka szkoda, że nie wprowadzono ich właśnie teraz, przy okazji modernizacji.

Trudno natomiast mieć większe zastrzeżenia do sposobu działania asystenta utrzymywania pasa ruchu. Układ musi nieustannie wyczuwać na kierownicy obecność dłoni osoby prowadzącej auto. Tor jazdy jest korygowany łagodnie, ale zdecydowanie. Naturalnie, prowadzący ma pełną kontrolę nad pojazdem i sam, po pokonaniu lekkiego oporu na kole kierownicy, wybiera kierunek jazdy. Całość należy jednak traktować z przymrużeniem oka, bo (jak sama nazwa wskazuje), jest to tylko "asystent", któremu nie wolno bezgranicznie ufać.

Jazda nocą jest prawdziwą przyjemnością za sprawą skrętnych reflektorów mijania wykonanych w technologii LED, które świecą jaśniej i bardziej równomiernie niż ksenony i są znacznie bardziej odporne na zużycie, ale niestety lampy drogowe to już tylko zwykłe, tradycyjne halogeny. Niejako na pocieszenie do dyspozycji mamy elektronikę. Gdy naprzeciwko pojawi się inny pojazd, "długie" automatycznie wyłączają się, a kiedy droga przed autem zrobi się pusta, włączają się ponownie. Szkoda, że nie zdecydowano się na montaż dodatkowej żarówki doświetlającej statycznie zakręty. To zaskakujące, ale funkcji tej nie posiadają nawet światła przeciwmgłowe. Nie całkiem przystoi to tak wysoko pozycjonowanej limuzynie, ale cóż poradzić.

Nie wiemy, czy...
...zmodernizowany, flagowy okręt Lexusa stanie się hitem sprzedaży w Europie. Osoby, które stać na pojazdy tego rodzaju, swoje kroki kierują zwykle do salonu którejś z niemieckich marek, gdzie nie muszą pokazywać, że są w posiadaniu nie tylko odpowiedniej sumy pieniędzy, ale także fantazji i odwagi. Tam wystarczy zwykle jedynie to pierwsze.

Testowana, "wszystko-mająca" wersja Superior kosztuje niemało, bo aż 605 900 zł. Oferuje atrakcje adekwatne do ceny, m.in. kino samochodowe z niesamowitym, 19-głośnikowym systemem audio Mark Levinson. To właśnie za jego sprawą można odnieść nieodparte wrażenie przebywania w centrum tzw. sceny muzycznej, a poszczególne instrumenty mamy na przysłowiowe wyciągnięcie ręki. Reszta wyposażenia prezentuje się równie imponująco. Jest więc mechanizm dociągający drzwi (trzaskać nimi po prostu nie wypada), interaktywny asystent parkowania, aktywne zawieszenie pneumatyczne o zmiennej charakterystyce, świetnie wykończone wnętrze z materiałów pierwszorzędnej jakości, które są naprawdę tym, na co wyglądają, zaawansowany system ochrony przedzderzeniowej z aktywnym tempomatem i asystentem utrzymywania pasa ruchu, czterostrefowa klimatyzacja, elektrycznie regulowane, podgrzewane i wentylowane cztery fotele (tylne z masażem) czy choćby dopasowany do bagażnika zestaw walizek Samsonite.

Można jedynie żałować, że jeżeli chodzi o siedzenia przednie, to masażu nie otrzymamy nawet za dopłatą. Podobnie rzecz ma się w przypadku układu monitorowania tzw. martwych pól wokół samochodu. Jedyna opcja to lakier metalizowany lub perłowy, wyceniony na 6800 zł.

Japońska marka...
...z dużym L w znaku firmowym przyzwyczaiła nas do luksusowych, bogato wyposażonych i nienagannych pod względem technicznym samochodów. Tak jest i tym razem, bo flagowemu Lexusowi doprawdy nic nie brakuje, choć z drugiej strony przyznać trzeba, że zakres jego modernizacji okazał się stosunkowo wąski. Najprawdopodobniej producent daje w ten sposób do zrozumienia, że ma w planach kolejny lifting (lub nawet dwa), zupełnie jak miało to miejsce w przypadku modeli GS i IS. Czekamy z niecierpliwością.