Mercedes Citan 109 CDI BlueEFFICIENCY Furgon

Nie wiem jak to się stało. Czy była zamieszana w jakieś porachunki? A może jej działania na rzecz pokoju godziły w czyjeś plany? Dużo pytań i żadnych odpowiedzi - tylko kluczyki do Mercedesa na jej poduszce z karteczką, na której ktoś zapisał adres. Zrozumiałem wiadomość.

Złapałem tylko to, co było mi niezbędne i wybiegłem z domu, szukając jakiegoś auta z gwiazdą na masce - tam czekało na mnie tylko idealnie czyste, fabrycznie nowe, delikatnie zmodyfikowane Renault... chwileczkę, przecież to nie Kangoo - samochód zareagował na naciśnięcie przycisku na kluczyku, a gdy się do niego zbliżyłem, zauważyłem też gwiazdę. Nie mając czasu na przyglądanie się wsiadłem do środka.

We wnętrzu Mercedesa nie było nawigacji, lecz adres był mi dobrze znany - okolice portu w Gdyni. Czy tam ją trzymają? Do czego jest im potrzebna? I wreszcie co ja będę musiał zrobić, aby ją odzyskać? Ruszyłem na pełnym gazie, na co błyskawicznie zareagowała kontrola trakcji - jest bardzo ślisko i mokro, a do tego zupełnie ciemno. Nie zmieniając położenia pedału gazu, odjechałem na spotkanie nieznanego. Podchodząc do auta, zauważyłem oznaczenie 109 CDI na tylnych drzwiach, a z tego co mi wiadomo, powinno to oznaczać najmniejszego diesla o pojemności 1,5 litra (znanego i cenionego też jako 1.5 DCi) wspomaganego turbosprężarką. Szczęśliwie dla mnie, bez ładunku rozpędza się bardzo żwawo, a jego dźwięk nie pogarsza mojego stanu psychicznego. Sunąc przez ulewę, pozwalam, by dźwięki płynące z czysto grających głośników pomogły mi pozbierać się przed spotkaniem, które raczej nie będzie należało do luźnych.

Gdy dotarłem na miejsce, dookoła mnie panowała totalna ciemność i pustka. Nie było tu nikogo. Przestraszony pobiegłem pod wskazany adres i zapukałem do drzwi. Odpowiedział mi zdecydowany, lecz spokojny głos. - Martin Chlebnicki? - zapytał mężczyzna. - Tak, to ja - odparłem w nadziei, że zbliżam się do odzyskania mojej zguby. Nie wiedziałem wtedy, jak daleki byłem od prawdy... Drzwi się otworzyły, a w nich ukazał się człowiek o budzącej zaufanie twarzy, dobrze ubrany, nie wyglądający na porywacza. - Najpierw będziesz musiał coś dla nas zrobić. Masz moje słowo, że gdy dowieziesz przesyłkę pod wskazany adres, dziewczynie nic się nie stanie. Twoje słowo, czyli czyje? - zapytałem, nie wiedząc właściwie do czego mi ta informacja. - Moje nazwisko nie jest ważne. Weź to i wsiądź do samochodu, a następnie załóż. Gdy skończy się załadunek, będziesz miał cztery godziny na dowiezienie towaru. Unikaj policji. Jeśli ci się uda, dziewczyna będzie czekać na ciebie na miejscu. Zrozumiałeś? - powiedział, wręczając mi opaskę na oczy i karteczkę z adresem. Zrozumiałem - odpowiedziałem, po czym zrezygnowany udałem się do auta.

Po kilku minutach przeglądania dowodu rejestracyjnego, aby zająć czymś zadręczony umysł, usłyszałem, że zbliża się jakiś pojazd. Drzwi z tyłu auta otworzyły się, a po chwili poczułem, jak samochód wyraźnie przysiada od ciężkiego ładunku, jakby nagle stał się o wiele cięższy niż jego maksymalny ciężar całkowity - według dokumentu 1950 kg. Drzwi się zamknęły i usłyszałem, jak ktoś uderzył w samochód ręką na znak, że mogę już jechać. Zdjąłem opaskę i ruszyłem ile sił w małym, zaskakująco silnym turbodieslu. Przyda się każdy spośród 200 Nm, którymi stara się mi pomóc jak tylko może. Przed nami długa i ciężka droga - z Portu Gdynia do Zakładu Przewozów Towarowych przy Towarowej w Pruszkowie - 417 km. Odwracam się za siebie - przez kraty dostrzegam drewniane, bardzo solidne skrzynie. Co takiego jest w środku, co sprawia, że mam unikać Policji? Dla mnie będzie lepiej, jeśli nigdy się o tym nie dowiem.

Gdy zatrzymałem się na szybką wizytę w toalecie na stacji benzynowej, musiałem rzucić okiem. Wszystkie skrzynie były szczelnie zamknięte, oprócz jednej - najwyraźniej ktoś sprawdzał jej zawartość przed odjazdem. Gdy podniosłem wieko, wewnątrz zobaczyłem kolejną, znacznie solidniejszą, ołowianą skrzynkę - była podpisana. Wiedziałem, że będę tego żałował, ale ciekawość była silniejsza. Dopiero, gdy odczytałem napis, zacząłem rozumieć sytuację, w jakiej się znalazłem. Na skrzynce widniał wyraźny napis Plutonium.

Totalnie sparaliżowany oddechowo oddaliłem się od samochodu. Co ja tu do cholery robię? Przecież i tak mnie zabiją! - pomyślałem w rozpaczy. Ale dostarczenie tego ładunku było moją jedyną szansą na odzyskanie kobiety, na której na prawdę mi zależało - a wyznaczony czas nieubłaganie upływał. Przyszedł czas, aby wziąć się w garść i to skończyć. Chwiejnym krokiem ruszyłem do roboczej kabiny Mercedesa Citana, włączyłem jakieś MP3 z pendrive'a i licząc, że "jakoś to będzie", pojechałem w dalszą drogę.

Ciężar świadomości tego, co przewożę, sprawił, że dalszą część trasy pokonywałem znacznie ostrożniej - pozwoliło mi to dostrzec wyjątkowy komfort zawieszenia, nawet pod tak dużym obciążeniem. Nie jest to raczej typowa cecha dostawczaków, lecz biorąc pod uwagę rodzaj przewożonego ładunku - im mniej wstrząsów, tym lepiej. Mi też, zupełnie przy okazji, było zupełnie wygodnie - tu swoje trzy grosze oprócz dobrego audio i klimatyzacji wtrącił również fotel, bardzo dobrze wyprofilowany, miękki i zapewniający odpowiednie podparcie odcinka lędźwiowego. Zerkając w prawo zobaczyłem śmiesznie wąski i prawdopodobnie niewygodny fotel pasażera, który można też złożyć, po czym odgrodzić się od powstałej w ten sposób dodatkowej przestrzeni bagażowej, obracając kratę o 90 stopni - tak właśnie zrobiłem. I tak by mi to w żaden sposób nie pomogło, ale czułem się bezpieczniej. Odrobinę.

Istotną zagrywką, mającą zapewne ograniczyć ilość planów ucieczki w mojej głowie, było podstawienie auta zalanego do połowy. Nie przyniosło to chyba oczekiwanego rezultatu, ponieważ gdy dotarłem na miejsce, miałem jeszcze 1/4 zbiornika, dzięki średniemu spalaniu wynoszącemu 5,1 l/100 km - w sam raz na drogę powrotną. Gdy dotarłem na miejsce, znalazłem odpowiedni budynek przemierzywszy wcześniej labirynt przejazdów przez tory. Zaparkowałem Citana na tyłach.

Podeszło do mnie kilku gości w kominiarkach, otworzyli tylne drzwi i opróżnili mieszczącą 3,1 m3 przestrzeń ładunkową z niebezpiecznych materiałów. Do czego chcieli ich użyć - to już nie moja sprawa. Mają jednak jeden mały problem. W drodze mogłem wysłać ostrzegawczego sms-a znajomemu z Policji...

Oddział CBŚ szczelnie otoczył placówkę, a snajperzy na dachach mieli wszystkich na celowniku. Gdy kilku agentów pojawiło się w polu widzenia zamaskowanych ludzi, mając na celu rozegrać to pokojowo, ci bez chwili zawahania otworzyli ogień. Nie wiedzieli jednak, że byli w znacznej mniejszości. Szczęśliwie dla mnie, blachy Citana, za którego się schowałem, okazały się wystarczająco wytrzymałe. Przetrwałem kilkuminutową strzelaninę, w której postrzelonych zostało dwóch funkcjonariuszy Policji, a z życiem pożegnało się trzech członków organizacji przestępczej. Pozostali zeznali, że Pluton miał trafić na pokład pociągu, który miał go zawieźć na Ukrainę.

Gdy kilka osób pilnujących Kasi wewnątrz budynku zorientowało się, że wsypałem, chcieli ją wyprowadzić i wsadzić do pociągu, lecz szczęśliwie próbę tą udaremniła Policja. Nigdy bym się nie spodziewał, że potrafią tak sprawnie działać. Kolega, któremu dałem cynk o akcji, powiedział, że mogę odwieźć Citana do salonu w Gdańsku, z którego został skradziony kilka dni temu. Wsiedliśmy z Kaśką do środka i czym prędzej opuściliśmy to okropne miejsce, które chyba zawsze będzie przywoływać złe wspomnienia. Odzyskaliśmy siebie, całych i zdrowych. Tylko to się liczyło. A 7 tys. euro, które znalazłem na górnej półce? Cóż - może kilka dni we Francji pomoże nam choć trochę się uspokoić, a Paweł obiecał, że opóźni trochę sprawę z przekazaniem samochodu do salonu. Między mną a Mercedesem Citanem utworzyła się pewna więź - to solidny partner, który do ciężkiej roboty nadaje się jak mało które auto. Do tego jest zaskakująco komfortowy, świetnie poskładany i z dobrze pomyślanym wnętrzem. Nie zawiódł mnie.

Plusy:
+ świetny 109 CDI a.k.a. 1.5 DCi - oszczędny i dynamiczny
+ wysoki komfort zawieszenia
+ dobrze wyciszona kabina
+ praktyczne, dobrze poskładane i wyposażone wnętrze
+ 3,1 m3 użytecznej przestrzeni ładunkowej w testowanej wersji przedłużonej

Minusy:
- okazjonalne stuki pochodzące z tylnego zawieszenia
- kiepskie czucie przednich kół

Podsumowanie:
Mercedes Citan 109 CDI to solidny i niezawodny partner, który pomoże twojej firmie (lub organizacji przestępczej...) wyjść z każdej opresji. Można na nim polegać. W bazowej w wersji przedłużonej kosztuje 61 490 zł netto, a w testowanej 77 747 zł.