Mitsubishi Outlander 2.0 DI-D Intense

Jaki jest Twój typ samochodu marzeń? Diabelsko szybka stajnia trzymająca kilkaset ogierów? Piękny kabriolet do przemieszczania się po nadmorskich kurortach? A może zwinne GTI? Znalazłeś? Ja też. Ale mój jest zupełnie odmienny.

Postawmy sprawę jasno. Wszystko co piękne, szybkie i drogie podoba się większości z nas. Podobnie jak Ty chciałbym mieć Lamborghini Gallardo śmigające po górskich serpentynach, 50-letniego Caddy'ego Eldorado do "lansowania" się po lazurowym wybrzeżu i Mini Coopera S... dla żony na zakupy. Ale to kiedyś, jak będę patrzył na życie bardziej beztrosko. Dziś jestem człowiekiem bardziej przyziemnym, szukającym praktyczności i możliwie najlepszych rozwiązań w życiu. Wolę uniknąć sytuacji, kiedy żona zapyta mnie, czy dziecięcy fotelik mieści się na przedni fotel Lambo, czy do bagażnika Cadillac'a wejdzie wózek naszej najmłodszej córeczki albo czy moglibyśmy którymś z nich pojechać w góry do domku letniskowego. O dziwo takie wizje spędzają sen z powiek niejednemu ojcu. Co może być zatem realnym marzeniem?

Otóż samochód klasy, z której nie wszyscy są zadowoleni. Co więcej, część osób uważa, że ten segment jest zbędny i powinno się go zlikwidować. Mowa oczywiście o SUV-ach (Sport Utility Vehicle), autach które próbują wcielić się w rolę samochodu idealnego. Są duże, przestronne i wygodne. Na asfalcie zapewniają odpowiedni komfort i pewne właściwości jezdne, w terenie pozwolą nam dojechać na działkę lub nawet zaliczyć dziewiczą polanę. Możliwość parkowania na najwyższych krawężnikach pod marketem i spojrzenie z góry na innych uczestników ruchu gratis. SUV-y są stawiane między samochodami kombi i vanami, a typowymi autami terenowymi. Niektórzy twierdzą, że to co jest do wszystkiego, jest do niczego, ale ta maksyma nie sprawdza się w tym wypadku.

Jakie auto skłoniło mnie to myślenia, że SUV jest dla mnie autem idealnym? To nowy Mitsubishi Outlander, główny bohater tego testu. Druga generacja terenówki spod znaku trzech diamentów jest na rynku od wiosny i zastąpiła pierwszego Outlandera, który faktycznie był bardziej "pozaziemski" niż najnowsze wcielenie. Przerośnięte japońskie kombi nie zrobiło jednak furory na rynku europejskim, mimo oferowania ponad 200-konnej odmiany Turbo (nota bene wciąż oferowanej przez Mitsubishi w cenie 117 490 zł z możliwymi rabatami). Bliżej mu było do Subaru Forestera niż Toyoty RAV4, dlatego też nowy Outlander dostał zadanie zdobycia nie tylko rynków japońskiego i amerykańskiego, ale również europejskiego. Stał się atrakcyjniejszy, przestronniejszy i oszczędniejszy. Czy to wystarczy, żeby pokonać "zadomowione" modele Hondy, Suzuki czy Toyoty?

Pozaziemski
W porównaniu z "przerośniętym kombi na sterydach" w postaci pierwszego Outlandera, nowa generacja wygląda niczym Pajero przy mniejszym bracie. Pomijam fakt, że to właśnie zwycięzca Dakaru 2006 użyczył Outlanderowi swojej fizjonomii, ale auto niesamowicie urosło. Jest teraz pełnowymiarowym SUV-em (długość 4,6 metra, szerokość 1,8 metra i wysokość prawie 1,7 metra) mogącym wygodnie pomieścić w podstawowej wersji 5, a nawet 7 osób (w bogatszych istnieje możliwość stworzenia dodatkowego rzędu, który wyciąga się z podłogi bagażnika). Kształt reflektorów, atrapy czy zderzaka z dodatkowym wzmocnieniem dolnym powodują, że auto wygląda z przodu stylowo i jednocześnie dość agresywnie. Tej tendencji nie gubi tył Mitsubishi, który zdobią głównie lampy diodowe. W nocy efekt jest niesamowity.

16-calowe alufelgi to standard testowanej wersji Intense (w tańszej Invite dostajemy kołpaki i felgi stalowe, a 18" od wyposażenia Intense+). Z jednej strony są praktyczne, bo opona 215/70 R16 (wyjątkowo dobra terenowa Yokohama Geolandar) jest odpowiednim kompromisem między asfaltem a terenem, z drugiej jednak koła z felgami o mało wyszukanym wzorze giną pod wypchanymi błotnikami Outlandera. Przełamana linia boczna też niektórym może nie przypaść do gustu, ale moim zdaniem to cały urok oryginalnej stylizacji terenowego Mitsubishi i jeden z elementów, który mocno go wyróżnia z tłumu innych SUV-ów. No może poza braćmi bliźniakami, Citroenem C-Crosser'em oraz Peugeotem 4007, którzy są niemal identyczni z Outlanderem i odziedziczyli te przetłoczenia.

Pozaprzestrzenny
Co prawda słowo pozaprzestrzenny nie istnieje w słowniku języka polskiego, ale chyba najbardziej określa ilość miejsca, jaką dysponują kierowca i pasażerowie. Mitsubishi Outlander po prostu powala przestrzenią i nie jest to przesadzone stwierdzenie. Fotele przednie są obszerne i wygodne, kierowca ma możliwość ustawienia go sobie bardzo nisko, jak w zwykłym samochodzie osobowym. Poza tym welurowy materiał i mocne profilowanie sprawiają bardzo dobre wrażenie. Z tyłu także Mitsubishi rozpieszcza swoich pasażerów, aczkolwiek lepiej dwóch dorosłych niż trzech, bo wówczas może być nieco za ciasno w rejonie ramion. Nie ma jednak co narzekać na ilość miejsca nad głową oraz na nogi, kanapa jest dzielona w proporcji 60:40 i niezależnie przesuwana w zakresie 8 cm, a oparcia regulowane.

Mało? Otóż Mitsubishi dorzuciło w bagażniku dwa przyciski, których chwilowe przytrzymanie powoduje automatyczne złożenie kanapy i powiększenie bagażnika ze standardowych 771 litrów (przy podsuniętej kanapie do przodu 882 l) do 1691 litrów. Respekt dla Outlandera; wakacyjny bagaż rodziny 2+2 mieści się spokojnie. Konkurenci na tym polu "wymiękają" - przede wszystkim 5-drziowe Suzuki Grand Vitara (398/ 1386 l), Jeep Compass (436/ 1277 l), Chevrolet Captiva (465/ 930 l), a także Honda CR-V (556/ 955 l) i Toyota RAV4 (586/ 1469 l). Jednym z niewielu konkurentów godnych do rywalizacji pojemnością bagażnika jest Hyundai SantaFe - jego kufer mieści 774/ 1582 litry. Do zalet przestrzeni bagażowej Mitsubishi dorzucamy schowek pod podłogą (dość płytki; w wersjach Intense+ i Instyle zmodyfikowano go i wmontowano w nim trzecią rozkładaną kanapę) oraz fakt, że jest ona stosunkowo nisko (60 cm nad ziemią). Praktyczną ciekawostką jest dzielona tylna klapa - większa górna część podnosi się do góry, a mniejsza, równa z podłogą odchyla się na poziomo i tworzy pewnego rodzaju półkę, która może wytrzymać do 200 kg. W sam raz dla wędkarzy.

Deska rozdzielcza nowego Outlandera jest prosta, czytelna i wykonana z dobrych materiałów. Faktura pokrywająca górną część wygląda niemalże jak włókno węglowe, ale jest przyjemna w dotyku. Nieco gorzej jest z tapicerką drzwi. Smutek wszędobylskiej czerni nieco rozweselają srebrzyste plastiki wokół kratek nawiewu powietrza, na konsoli środkowej i drzwiach. Najciekawiej jest jednak za kierownicą - jest ona mała, skórzana i wygodna, a przed oczami mamy atrakcyjne i czytelne zegary, które ukryto w okrągłych tubach. Dobrze, że wygląd poszedł w parze z praktycznością. Co prawda po zapaleniu świateł rozświetlają się na czerwony i biały kolor, ale natężenie można regulować i zupełnie nie przeszkadza podczas nocnej jazdy. Niestety jednocześnie z włączeniem świateł momentalnie przyciemnia się wyświetlacz radia, który w dzień staje się zupełnie nieczytelny. To duża wada, zwłaszcza że audio gra całkiem przyzwoicie, mimo że nie jest markowym Rockford Fosgate'm dostępnym w najdroższej wersji Instyle.

Schowki to także bardzo mocny punkt Outlandera. Są dosłownie wszędzie - mniejsze, większe, podwójne, chłodzone... Wystarczy spojrzeć na zdjęcia obok. Jedyny zgrzyt to taki, że klapka na górze deski lubi się czasem przycinać. Mimo tego Mitsubishi kategorię "funkcjonalność" opanowało niemalże do perfekcji.

Pozaglobalny
Tu również udziela się słowotwórstwo autora. Jednak wróćmy do konkretów. Mitsubishi Outlander to prawdziwe globalne auto. Po pierwsze korzysta z płyty podłogowej o nazwie GS (lub Project Globar) stworzonej wspólnie z koncernem Daimler Chrysler, która jest również bazą dla Mitsubishi Lancera, oraz nieco zmodyfikowana służy takim modelom jak Chrysler Sebring/ Dodge Avenger i Dodge Caliber/ Jeep Compass. Wkrótce stanie się także bazą dla crossover'ów Chryslera i Dodge'a. Po drugie silnikiem napędzającym Mitsubishi jest volkswagenowski 2.0 TDI o mocy 140 KM, ale na początku roku Outlander powinien otrzymać również benzynowy 2.4, pod którym podpisują się Daimler Chrysler i... Hyundai oraz wysokoprężny 2.2, który pochodzi z koncernu PSA. Do kompletu "globalizacji" dochodzi wspomniany fakt, iż Mitsubishi Outlander ma wcześniej wspomnianych bliźniaków w postaci Citroena C-Crosser'a i Peugeota 4007.

140-konny turbodiesel nieźle daje sobie radę z ważącym ponad 1,6 tony Mitsubishi. Przyspieszenie i elastyczność są zadowalające (choć na 6. biegu brakuje mocy), ale 2.0 TDI cierpi na brak kultury. Poza tym bywa głośny, jednak wygłuszenie w Outlanderze jest bardzo przyzwoite. Przy spokojnej jeździe okazuje się również dość oszczędny - w trasie potrafi zejść poniżej 7,4 litra na 100 km, a w mieście nie przekroczy 10 litrów nawet przy dynamicznej jeździe. Dobrze współpracuje z silnikiem 6-biegowa przekładnia manualna, poszczególne przełożenia wchodzą bez żadnych sprzeciwów, a skórzana gałka zmiany biegów bardzo dobrze leży w dłoni.

Jak się zachowuje auto na asfalcie? Pozytywnie zaskakuje. Spodziewałem się bujającej terenówki, którą lepiej nie przekraczać 100 km/h i która będzie "nurkowała" i "kładła się" w zakrętach. A tu nic bardziej mylnego. Dzięki niskiemu środkowi ciężkości (aluminiowy dach!) Outlander świetnie trzyma się drogi, jest wystarczająco komfortowy i sprawia dużo frajdy podczas pokonywania szybkich zakrętów. Niezależne zawieszenie dobrze też tłumi wszystkie niedogodności naszych pięknych dróg, a wysoki profil opon (215/70 R16) pozwala czasem zapomnieć o slalomie między wyrwami w asfalcie. Braku precyzji nie można zarzucić układowi kierowniczemu, który chętnie wykonuje nasze polecenia. Wspomaganie nie ma zbyt dużej siły i dzięki temu nie kręcimy kierownicą jak w "maśle", tylko jesteśmy dokładnie informowani o tym, co się dzieje z przednimi kołami.

Pozaterenowy
SUV-y nigdy nie będą tak sprawne w terenie, jak prawdziwe samochody terenowe, ale są bardziej uniwersalne i powinny dowieźć nas nieco dalej, niż przeciętne kombi. Wyższy prześwit i stały napęd na cztery koła to główne atuty aut klasy Outlandera. Mitsubishi zna się na napędach jak mało kto (ponad 70 lat doświadczenia) i w nowym SUV-ie zastosowano innowacyjny system Kontroli Wszystkich Kół (AWC - All Wheel Control), który steruje napędem na cztery koła, kontrolą stabilizacji oraz trakcji. Kierowca ma do dyspozycji pokrętło na tunelu środkowym i trzy tryby napędu - 2WD (napęd na przednią oś), 4WD (napęd elektronicznie rozdzielany na obie osie) oraz 4WD LOCK (stały napęd na obie osie z przekazaniem większej ilości momentu obrotowego na tylne koła).

Jak wygląda to w praktyce? Pierwszy tryb nadaje się do spokojnej jazdy i dobrych warunków drogowych, również wówczas teoretycznie samochód spala najmniej paliwa. Tryb 4WD świetnie natomiast sprawdza się na śliskich nawierzchniach i to nie tylko w terenie. Wystarczy, żeby nasze ulice stały się mokre, a Outlander będzie wystrzeliwał spod świateł jak z katapulty, podczas gdy reszta uczestników ruchu będzie nerwowo "mieliła" kołami. W terenie sprawdzi się najlepiej tryb 4WD LOCK. Mitsubishi daje sobie radę w kopnym piachu, na stromych zniesieniach i w błocie, jednak nie przesadzajmy. To nie samochód stricte terenowy, prześwit jest stosunkowo niewielki, a Mitsubishi nie montuje wyciągarki nawet za dopłatą. Pamiętajmy o tym, gdy zdecydujemy się przejechać przez głęboką kałużę w błocie czy pokonać koleiny, które wczoraj dzielnie "przeleciał" Defender znajomego.

Pozakonkurencyjny?
Czy Mitsubishi Outlander faktycznie jest tak idealnym samochodem? W sumie tak, przynajmniej idealnie trafia w mój gust. Wakacyjny wypad w góry doskonale sprawdził go jako pojemne auto rodzinne, które wygodnie i bezpiecznie dowiezie mnie i moich najbliższych w miejsca, gdzie przeciętna osobówka już dawno zostałaby na dole na parkingu. Na wyposażenie seryjne nie możemy narzekać nawet w podstawowej wersji Invite kosztującej 109 990 złotych - ABS, 6 poduszek powietrznych, stabilizacja toru jazdy i kontrola trakcji ASTC, radio CD MP3, pełna elektryka i automatyczna klimatyzacja to bogaty standard. Na końcu cennika znajdziemy Outlandera Instyle kosztującego 139 990 złotych, ale posiadającego wszystko - od 18-calowych alufelgi, poprzez system nagłośnienia Rockford Fosgate i skórzaną tapicerkę, do reflektorów ksenonowych i oczywiście trzeciego rzędu siedzeń.

Testowana wersja Intense warta 117 990 złotych wydaje się jednak najodpowiedniejsza. Oferuje ponad Invite 16-calowe alufelgi, relingi dachowe, skórzane wykończenia wnętrza, tempomat, welurową tapicerkę i halogeny. To detale, które mocno wpływają na komfort, nasze samopoczucie i sam wygląd Outlandera. Do pełni szczęścia chyba brakuje tylko 18-calowych alufelg. Dobrze, że bezpieczeństwo trzyma najwyższy poziom we wszystkich wersjach - krok godny naśladowania. Sumując Mitsubishi Outlander to świetny samochód, mocno dopracowany niemal we wszystkich kategoriach. Rozsądnie skalkulowane ceny to także wielki plus dla "trzech diamentów". Podobnie wyposażona konkurencja jest zazwyczaj droższa - najtańsze i lepiej wyposażone Suzuki Grand Vitara kosztuje 114 900 złotych (1.9L DeLuxe), ale podobnie wyposażona Toyota RAV4 już 118.500 złotych (2.2 D-4D 135 KM Sol), a Honda CR-V 127 900 zł (2.2 i-CTDi Elegance) i Hyndai SantaFe aż 129 900 złotych (2.2 CRDi Style).

Jak widać Outlander ma zapewnioną dobrą pozycję na rynku, co potwierdza ilość zamówień zarówno w Europie jak i w Polsce. Myślę, że nawet bliźniacze Citroen i Peugeot nie zagrożą Outlanderowi - mimo iż są niemal identyczne, to kierowane są do nieco bogatszej klienteli. C-Crosser startuje w podstawowej wersji ze 160-konnym silnikiem HDI i kosztuje od 139 990 złotych, a więc cennik Citroena zaczyna się tam, gdzie Outlandera kończy. Tak, czy inaczej ja już decyzję podjąłem - jak to powiedział mój redakcyjny kolega "zaraziłem się w końcu wirusem suvoticus motoricus". Pieniądze na Outlandera już odłożone.