Renault Laguna Coupe Monaco GP 2.0 dCi 180

Wydawałoby się, że Laguna Coupe w wersji Monaco GP jest jak idealna towarzyszka prawdziwego kierowcy. Pochodzi z Francji, jest śliczna, ładnie się nazywa, mało pije i niewiele kosztuje. Któż by nie chciał jej przygarnąć? Ale gdzieś musi być jakiś haczyk. Gdzie? Przekonajcie się sami.

Jeszcze kilkanaście lat temu mało kto w naszej szanownej Polszy miał pojęcie o samochodach, produkowanych przez firmę Aston Martin. Jeśli się mylę, zaprzeczcie, rzucając w moją stronę tasak. Dwie dekady temu właściwie nikt lub niewielkie grono Polaków, zainteresowanych motoryzacją, miało pojęcie o istnieniu programu telewizyjnego TopGear. Jeśli znów się pomyliłem, ponownie rzućcie we mnie tasak, a ja go przyjmę na klatę. Oto bowiem dziś, dzięki TopGearowi, byle dzieciak nazywa Opla Vauxhallem, tandetnie szpanując pseudo-wiedzą samochodową, a połowa Polaków marzy o posiadaniu Astona Martina. Cudowna przemiana, prawda?

TopGear sprzed 20 lat, gdy prowadzący go prezenterzy nie byli jeszcze półbogami, a niektórzy z nich bardzo utalentowanymi kierowcami (kto wie o kim mówię, ten wie o kim mówię) pamiętają nieliczni. Nieliczni wiedzą też, ile ciekawostek skrywa w sobie czterodrzwiowa Lagonda i jak wyglądał imiennik obecnego Astona Virage z lat 90-tych. Ale po co ja o tym wszystkim piszę? Ano zapewne po to, by uświadomić Wam Drodzy Czytelnicy, że przy odpowiednim nakładzie środków finansowych można w Polsce (i nie tylko tutaj) wmówić ludziom naprawdę wiele. Wierzę, że tak właśnie stało się w przypadku marki Aston Martin, wychwalanej pod niebiosa w prawie każdym odcinku ostatnich kilku serii programu TopGear.

Patrzycie teraz na zdjęcia po lewej i myślicie sobie: ale ten tekst miał być o Lagunie, a gość wypisuje jakieś brednie o smarkaczach, co krzyczą "Vauxhall" zamiast "Opel". Zgadza się - zaraz pójdę bić smarkaczy szmatą, ale nim to zrobię, zahaczę o temat, dla którego dziś "zgromadziliśmy się tu wszyscy". Renault Laguna Coupe w wersji Monaco GP. Bardzo chciałbym obiecać Wam, że w tym tekście nie będzie ani słowa o jej podobieństwie do Astona Martina, ale nie mogę tego zrobić. Na szczęście nie będę wmawiał Wam, że Renault jest przystępną cenowo namiastką Astona (prawda, że to nawet brzmi głupio?). Nie skopiuję też ślepo gustu Jeremyego Clarksona i nie powiem, że ubóstwiam Astony Martiny, bo szczerze powiedziawszy średnio mi się podobają. Opowiem Wam raczej o tym, czym Laguna, oprócz namiastki Astona, NIE jest i dlaczego tak uważam. Gotowi?

Jak w domu
Zaczynamy od zwiedzania kabiny perłowobiałego Renault, z oczywistych względów pomijając wygląd karoserii (jeszcze jakoś się trzymam, nie mówiąc nic na ten temat). Nad czym tu dywagować? Klimat, panujący wewnątrz Laguny Coupe, jest z grubsza taki sam jak we wszystkich innych Lagunach. Nie ma więc co spodziewać się kryształowych kluczyków i napisów w stylu "power, beauty, soul". Płynnie ukształtowana deska rozdzielcza nie razi niczym dziwnym i każdy, kto miał wcześniej do czynienia z jakimkolwiek Renault, wnet poczuje się tu jak u siebie w domu. Dosłownie.

U mnie w piwnicy, przez głupią pomyłkę budowniczych, włącznik światła znajduje się po przeciwnej stronie drzwi. W ten sposób wchodząc do ciemnej izby trzeba okrążyć drzwi, aby włączyć oświetlenie. Ja o tym wiem, więc nie sprawia mi to problemu - przez 10 lat zdążyłem przywyknąć. Tak samo, zdążyłem przyzwyczaić się do włącznika tempomatu, umieszczonego w Renault na tunelu środkowym, obok podłokietnika. Nie narzekam, bo kabina Laguny trzeciej generacji, poza brakiem cupholderów, stanowi dla kierowcy i pasażerów naprawdę przyjemne miejsce podróżowania. Jest tu szeroko, fotele są wygodne (z dobrym trzymaniem bocznym) i nawet na tylnej kanapie zmieszczą się swobodnie dwie osoby. Fakt - zapadną się one w swoje miejsca dość głęboko i będzie im brakować przestrzeni nad głowami, ale to w końcu auto dwudrzwiowe.

Nie ten klimat
Testowa Laguna to z wyglądu rasowe coupe, więc jak zauważyliście szyby w drzwiach nie mają obramowań, a głowy pasażerów dotykają szklanego sufitu. Wszystko OK, ale skoro tak, to dlaczego we wnętrzu jest do bólu zwyczajnie? Naprawdę brakuje tu klimatu wyjątkowości. Sytuacji nie ratują pseudosportowe, białe wstawki na desce rozdzielczej i tunelu środkowym. Zdecydowanie brak im kontynuacji w postaci jasnych cyferblatów zegarów, czy choćby zmienionej kierownicy. Na domiar złego, aby usiąść w Lagunie tak, jak siada się w samochodach typu coupe (czyli naprawdę nisko), trzeba opuścić fotel kierowcy w ten sposób, że uda ześlizgują się do przodu z siedziska. Chyba nie tak powinno być. A gdzie sportowa atmosfera wersji Monaco GP, którą obiecują ciemnografitowe felgi i malowana na czarno połać dachu, wtapiającego się w tafle szkła przedniej i tylnej szyby? Coś tu nie gra...

I na pewno nie chodzi o dziesięciogłośnikowy system audio, firmowany przez Bose - ten sprawuje się rewelacyjnie. Dobrze grające radio niewątpliwie przyda się Lagunie 2.0 dCi, bowiem silnik nie jest tym elementem pojazdu, którego można słuchać dla przyjemności. Dwulitrowa, wysokoprężna jednostka Renault zachowuje się kulturalnie i trudno powiedzieć o niej złe słowo. Sami jednak przyznajcie: czy czterocylindrowy diesel może wydawać z siebie dźwięki, pieszczące zmysły samochodziarzy? Cieszy niskie spalanie, które nawet podczas dynamicznej jazdy w cyklu mieszanym nie przekracza granicy 7,5 l na 100 km. Zważywszy na wielkość auta (4,6-metrowe coupe z 423-litrowym bagażnikiem), wysoką moc (178 KM) i zadowalające osiągi (8,5 sekundy do "setki") trudno uznać to za zbyt wygórowaną wartość.

Jak w Monaco?
Skoro już wiecie, co znajduje się pod maską Laguny Coupe, to czas na kilka słów o tym, jak to wszystko jeździ. Zawieszenie, tak samo jak w odmianach liftback/kombi, stanowi udany kompromis pomiędzy komfortem i sztywnością. Samochód doskonale filtruje mniejsze nierówności, a jednocześnie na szybko pokonywanych zakrętach pozostaje wystarczająco sztywny i nadmiernie nie przechyla się na boki. Dwudrzwiowa Laguna jest też podobnie lekka w prowadzeniu jak jej pięciodrzwiowe siostry. Na dłuższych trasach nie absorbuje kierowcy elektronicznymi bajerami, nie wymaga wczuwania się w jazdę i kontrolowania samochodu na każdym metrze nawierzchni. Jest tylko cisza, spokój i zrelaksowane zachowanie na drodze. Czy to dobrze?

Normalnie w odniesieniu do auta klasy D powiedziałbym, że tak, ale w przypadku samochodu wyglądającego tak, jak Laguna Coupe, niestety uważam to wszystko za brak drogowego charakteru. Wiem - polecą w moją stronę kuchenne noże i tasaki, ale doprawdy jeśli coś nazywa się "Monaco GP", to niech będzie to rzecz, która ma w sobie nieco więcej pikanterii niż inne rzeczy bez tegoż znaczka. Tutaj nie widzę różnicy, a co gorsza, jeden element francuskiego coupe wyróżnia się negatywnie na tle słabszych, pięciodrzwiowych wersji Laguny. Chodzi o hydraulicznie wspomagany układ kierowniczy. Za jego sprawą kierownica stawia zdecydowanie zbyt mały opór. Takie zestrojenie jakoś nie pasuje mi do charakteru dwudrzwiowego samochodu.

4Control not 4You
Precyzję i dynamikę prowadzenia dwudrzwiowego Renault ma wzmagać coś ekstra: układ skrętnej tylnej osi. Wszystko fajnie, tylko że zalety 4Control (bo tak nazywa się ten wynalazek) najbardziej daje się odczuć podczas... manewrowania na parkingach. Wtedy wyraźnie poprawia się zwrotność Laguny. W pozostałych przypadkach bajki o zapewnieniu niesamowitego prowadzenia na zakrętach można wsadzić między kolorowe foldery reklamowe. Prawdę powiedziawszy, 4Control nie jest potrzebny do szczęścia bardziej niż 5300 zł, wydanych na jego zakup. Nie warto, jako że Laguną i tak nie da się ostro poszaleć, a tylne zawieszenie w umiarkowanie trudnych sytuacjach poradzi sobie bez dodatkowego wspomagania w postaci drugiej osi skrętnej. A co z przednimi kołami? Czy 400 Nm, generowanych przez mocnego diesla, nie wpływa negatywnie na kierowalność?

Niestety, 178-konna Laguna cierpi na typową przypadłość mocnych, przednionapędowych samochodów: lubi zastawiać na kierowcę pułapkę w postaci utraty trakcji w połowie zakrętu. Coś takiego pojawia się, gdy nieopatrznie mając skręcone koła wdepniemy mocniej gaz. Tuż powyżej 2 tys. obr./min. silnik wybuchnie dawką temperamentu, a przednia oś zaczynie delikatnie ślizgać się po drodze. Najwidoczniej dieslowskie 400 Nm wykracza poza granicę trakcyjnych możliwości przedniego zawieszenia Laguny. I tak oto, uważając na zdradliwą podsterowność, dojeżdżamy powoli do końca tego tekstu.

Bez-konkurencyjna?
Zobaczcie: ani razu nie wspomniałem, że tylne lampy, wtopione w poszerzające się błotniki Laguny Coupe, przypominają Astona Martina. Wytrzymałem aż do przedostatniego akapitu! Nie było zmyślonych historyjek o tajemniczych przechodniach, pytających co to za auto i bezkresnych linijek opisu przedniego grilla w kształcie paszczy rekina. Można? Można. A teraz czas na podsumowanie. Innymi słowy, na usprawiedliwienie moich uwag, dotyczących Laguny, z którymi zapewne nie zgodzicie się, mając w pamięci atrakcyjną karoserię wersji Coupe oraz jej niemniej atrakcyjną cenę.

Renault w testowanej specyfikacji kosztuje bowiem ok. 120 tys. zł. Z taką metką samochód ten, w swojej klasie, właściwie nie posiada na naszym rynku rywali. Na podobnie wyposażone Audi A5 TDI wydamy kilkadziesiąt tysięcy więcej, a dwudrzwiowa 407-ka oficjalnie nie figuruje w polskim cenniku Peugeota. BMW i Mercedesa w ogóle nie bierzemy pod uwagę, ze względu na tylny napęd i ceny jeszcze wyższe niż u Audi. Czyli co, kupujecie?

Nim to zrobicie, pamiętajcie że Laguna Coupe nie jest samochodem stworzonym do szybkiej jazdy, choć paradoksalnie na taki właśnie wygląda. To nie jest też wóz, którego prowadzenie sprawi kierowcy jakąś szczególną frajdę i chyba to jest w nim najbardziej rozczarowujące.

Zwyczajność wnętrza, na którą narzekałem na samym początku, jest tylko dopełnieniem tego obrazu. Szczerze mówiąc, nigdy nie myślałem, że napiszę coś takiego o tak ładnym samochodzie. Fakt jest jednak taki, że żadne auto nie jeździ samą karoserią, a w kategorii "prowadzenie" Laguna Coupe nie zachwyca właściwie niczym, prócz wysokiego poziomu komfortu. Sytuacji nie zmienia zestaw niby-pikantnych dodatków, w które wyposażane są auta z serii Monaco GP. Jeśli mimo wszystko właśnie ta wersja wpadła Wam w oko, polecam jej nieco słabszą 150-konną odmianę. Wystarczy do codziennej jazdy, a w kieszeni zostanie ponad 6 tys. zł. W sam raz na parę dni urlopu. W Monaco oczywiście!

Plusy:
+ Oszczędny silnik
+ Wysoki poziom komfortu
+ Dość atrakcyjna cena

Minusy:
- Zbyt lekko pracujący układ kierowniczy
- Problemy z trakcją na zakrętach
- Wnętrze skopiowane z innych wersji nadwoziowych

Podsumowanie:
Zbyt zwykła, by być niezwykła? Niestety, Laguna Monaco GP nie zachwyci kierowcy niczym szczególnym, prócz designu karoserii. Dobrze, że cena jest atrakcyjna.