Renault Laguna Grandtour 2.0 dCi 130 Tech Run

Jeden kierowca i jeden samochód. Jeden dzień i dystans ponad 900 km. Prawdziwa próba sił. Kilkanaście godzin jazdy po polskich drogach to nie tylko lekkie szaleństwo, lecz także dobry sposób na wychwycenie słabości Laguny Grandtour ze 130-konnym dieslem pod maską. Zapraszam na pokład.

Laguna przeszła ostatnio leciutki facelifting. Dajmy jednak spokój nowym zderzakom i zmodyfikowanym kloszom lamp. Jest szósta rano, sobotni, majowy poranek. Nie przekładam się z boku na bok - jestem już na nogach. Nie oglądam Dzień Dobry TVN, bo jeszcze na to za wcześnie. Ptaszki śpiewają, ktoś na chodniku przewraca się po "wczorajszym", a robotnicy z pobliskiej budowy mają dziś wolne. Nie słyszę więc soczystego k.... zwiastującego rozpoczęcie dnia pracy.

Marzę o odrobinie kawy. Tylko tyle jestem w stanie pochłonąć, nim na dobre obudzę swój żołądek. Słońce dopiero zaczyna nagrzewać zmarznięty asfalt, ale mnie wygania już z domu chęć przemierzenia kilkuset kilometrów za kierownicą Laguny Grandtour napędzanej dwulitrowym, 130-konnym turbodieslem. Wiosna nareszcie zawitała na dobre do naszego kraju i ładna pogoda sprzyja dalekim podróżom. A zatem wskakuję czym prędzej do srebrnego kombi, by sprawdzić czy długa trasa jest prawdziwym żywiołem francuskiego auta uchodzącego od lat za jedno z najbardziej komfortowych w swojej klasie.

Oprócz nienagannego komfortu o Lagunie krążą też inne, mało pochlebne opinie, stawiające ten model w niezbyt korzystnym świetle. Fakt - poprzednia generacja trochę nabroiła. Widać to po cenach używanych egzemplarzy oraz po... moim sąsiedzie. Po kilkunastu latach znajomości z trzema Lagunami przesiadł się on za stery Opla Insigni. Uchylając o poranku wrota garażu zastanawiam się, czy ów jegomość zrobił właściwy krok... Konstruując Lagunę trzeciej generacji Renault postanowiło definitywnie uporać się ze złą sławą poprzedniczki. 120 prototypów przetestowano łącznie na dystansie sześciu milionów kilometrów w ekstremalnych warunkach klimatycznych (w Rosji, Argentynie, Malezji i Australii), gdzie jeden kilometr odpowiada mniej więcej trzem przemierzonym w codziennej eksploatacji. Mam to wszystko w pamięci, gdy wkładam kartę-kluczyk do czytnika umieszczonego w desce rozdzielczej i naciskam przycisk "Start".

0-100 km: Systemy pokładowe i takie tam...
Francuski "diesel dalekobieżny", przed uruchomieniem silnika zawsze wykonuje na początku "test systemów pokładowych". Nie wiem co dokładnie komputer ma na myśli wyświetlając taki właśnie komunikat, ale co ciekawe, gdy w tym czasie wciśnie się przycisk na dźwigni wycieraczek, można sprawdzić poziom oleju. To przydatne udogodnienie i, o ile oczywiście wierzymy elektronice, pozwala ono utrzymywać czcigodne łapki kierowcy w czystości, z dala od brudu pochodzącego z komory silnika przykrytej aluminiową maską (niestety, brakuje siłowników do jej podnoszenia). Odpalamy!

Już od pierwszych sekund spędzonych za kierownicą Laguny zaczynam rozumieć, co jest bardzo mocną stroną Renault - doskonałe wyciszenie. Dwulitrowe dCi z 16-zaworową głowicą i napędem rozrządu realizowanym przy pomocy łańcucha nawet po uruchomieniu na zimno nie wydaje z siebie żadnych zbyt natarczywych odgłosów i nie denerwuje nadmiernym poziomem wibracji. Szybko przyzwyczajam się do neutralnej pracy sprzęgła i zapamiętuję, że przy ruszaniu trzeba nieco dodać gazu, by silnik nie stracił "pary" i pociągnął auto płynnie do przodu. "Jedynka" i przed siebie!

100-200 km: Wygodne wnętrze i wkurzający GPS
W przepastnym wnętrzu Laguny czuję się tak, jak przystało na podróż autem klasy średniej. Bardzo podobają mi się faliste linie deski rozdzielczej z wkomponowanym na środku ekranem do nawigacji, choć przyznam szczerze, że obsługa GPS-u przy pomocy "dżojstika" umieszczonego za dźwignią zmiany biegów jest totalnie chybionym pomysłem. Kręcenie "iDriveopodobnym" ustrojstwem w poszukiwaniu pojedynczych literek w nazwach ulic potrafi doprowadzić do szału. Szczególnie wtedy, gdy akurat trochę nam się śpieszy. Dziś na szczęście dzień jest piękny i cudownie leniwy. Po sobocie zawsze jest jeszcze niedziela, a poza tym nawet nie wybiło południe. Odpuszczam więc poirytowanie nawigacją i koncentruję się na reszcie samochodu "płynąc" przez zaspane miejscowości położone przy drodze krajowej.

Ładnie wykończona kabina Laguny oferuje dużo miejsca, szczególnie na wysokości łokci, zaś "kufer" o regularnych kształtach, wyposażony w sprytny system składania oparć tylnej kanapy, "połknie" ponad 500 l bagażu. Ładunek bezpiecznie umocujemy dzięki obecności metalowych oczek. To nie koniec praktycznych zalet Laguny Grandtour. Wnętrze wyposażone jest w bardzo wygodnie usytuowany przedni podłokietnik oraz w trzy gniazda 12V.

200-300 km: Gdzie odłożyć telefon?
Po kilku godzinach jazdy, gdy majowe słońce rozkręca się na dobre, w kabinie Renault zaczyna robić się gorąco. Sięgam do panelu elektronicznie sterowanej "klimy". Niestety, wychwalany przez Renault układ klimatyzacji z trzema trybami działania ("soft", "auto", "fast") w dwóch pierwszych programach nie zapewnia utrzymania we wnętrzu zadanej temperatury.

Ze swej strony zgłaszam też wyraźny niedostatek uchwytów na napoje: dla kierowcy i pasażera jest tylko jeden ( i cóż mi po tym, że przepięknie wygląda i rozkłada się jak w Audi?). Z przodu brakuje też schowków/półeczek/zagłębień na szpargały codziennego użytku. Poza tym, że nie bardzo wiem, gdzie odłożyć telefon komórkowy i portfel, podróż Laguną mija mi całkiem przyjemnie... Renault w ciszy i spokoju przemierza kolejne kilometry dziurawych polskich dróg wiodących wzdłuż pól umalowanych żółcią dojrzewającego rzepaku. Czas zatankować i sprawdzić, czym Laguna odwdzięczy się w zamian za średnio dynamiczne operowanie pedałem gazu.

400-500 km: Mea culpa!
Nieco ponad 6 l/100 km. Nie jest źle, chociaż... Po zatankowaniu do pełna wskaźnik paliwa Laguny postanawia zastrajkować pozostając na swoim wcześniejszym miejscu. Czyżby awaria? Przez chwilę zastanawiam się, co też mogło spowodować takie zachowanie. Na początek używam podstawowego sposobu naprawy urządzeń stosowanego przez informatyków: wyłączam i włączam silnik. Nie pomaga. I nagle nachodzi mnie olśnienie: testowa Laguna jest przecież wyposażona w system bezkorkowego otwierania wlewu paliwa. Po odbiciu pistoletu do tankowania, niepotrzebnie starałem się dolać nieco więcej oleju napędowego. Prawdopodobnie dlatego wskaźnik paliwa postanowił "zgłupieć".

Kilkaset kilometrów dalej napełniam zbiornik Laguny ponownie, tym razem już nie karmiąc auta na siłę i wszystko wraca do porządku. Mea culpa! A efekt przepisowej jazdy? Proszę bardzo: 5,6 l/100 km. W powściąganiu mojego temperamentu wspomagał mnie wskaźnik idealnego momentu zmiany biegu, który na szczęście nie sugeruje katorżniczo niskich prędkości obrotowych. Ale dość "eko-drajwingu". Przed maską wyłaniają się przepiękne krajobrazy okolic Jeziora Czorsztyńskiego oplecionego wspaniałymi, górzystymi, krętymi drogami. Sprawdźmy na co stać podwozie Laguny!

500-600 km: Po zakrętach całkiem fajnie!
Dla aktywnie prowadzących kierowców pierwszym miłym zaskoczeniem będzie sztywne zestrojenie elektrycznie wspomaganego układu kierowniczego. Podczas miejskiej jazdy opór, jaki stawia kierownica może wręcz trochę przeszkadzać, ale na trasie zapewnia on kapitalne wyczucie samochodu. Renault dobrze reaguje nawet na małe ruchy kierownicą, co szczególnie docenimy podczas szybkiej jazdy. A co ze stereotypowym, bujającym francuskim zawieszeniem? Te czasy to przeszłość! Trzecia generacja Laguny jest zwarta i dość twarda. Nie ma mowy o przesadnych wychyleniach nadwozia, nawet w ostro pokonywanych zakrętach. Samochód jest przewidywalny i przyjemnie "lekki" w prowadzeniu.

600-700 km: Na to uważaj!
Gdybym miał wskazać jakiś mankament w zawieszeniu Laguny, byłaby to tylna belka skrętna. Nie do końca radzi sobie ona z tempem jazdy narzucanym przez przednią oś. Po kilku szybko następujących po sobie zmianach kierunku jazdy może wystąpić lekka nadsterowność. Nie jest to nic strasznego, tym bardziej, że każda Laguna seryjnie wyposażona jest w ESP. Warto jednak pamiętać, że przy zestrojeniu podwozia ukierunkowanym na lekko sportowe prowadzenie istnieje pewna granica, której nie należy przekraczać. Ta granica leży dość daleko i przyznam szczerze: mnie nie przeszkadza.

Przeszkadza mi natomiast praca dźwigni zmiany biegów, która zupełnie nie pasuje do "sztywnego" koła kierownicy. Lewarek, choć w miarę precyzyjnie trafia w wybrane przełożenia, to jednak porusza się z charakterystyczną "gumowatością" właściwą innym autom spod znaku Renault. Z drugiej strony, dzięki tej właśnie "gumowatości" w zmianę biegów nie trzeba wkładać praktycznie żadnego wysiłku. Niektórzy to lubią.

700-800 km: Jak samolotem...
Przemierzam kolejne dziesiątki kilometrów po drogach krajowych i choć jestem już trochę zmęczony to przyznam, że ciągle nie mogę wyjść z podziwu, jak wygodnie prowadzi się Lagunę przy wyższych prędkościach. Na moment wyłączam radio, by wsłuchać się w dźwięk wysokoprężnej jednostki napędowej. Miłe zaskoczenie: jedyne co dociera do moich uszu, to szum powietrza opływającego nadwozie. Na "piątce" i "szóstce" w ogóle nie słychać pracy silnika.

Do ok. 140 km/h diesel Renault ma w sobie wystarczająco dużo "pary" i oczarowuje płynnością rozwijania mocy w przedziale od 2 do 4 tys. obr./min. Niestety, im wyższa prędkość, tym bardziej wyczuwalne stają się lekkie niedostatki mocy. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie osiągnięcia Laguną katalogowych 202 km/h prędkości maksymalnej (nie mówiąc już o "licznikowych" 270, które widnieją na zegarach testowego egzemplarza). W okolicach 170 km/h Renault zupełnie traci zapał do nabierania prędkości.

Kto jednak bardziej od "szpanowania lewym pasem" potrzebuje bezpiecznego wyprzedzania i przyspieszeń w zakresie 80-120 km/h, ten powinien być zadowolony z dwulitrowego dCi w wersji 130-konnej (choć istnieją w Lagunie mocniejsze odmiany tego silnika: 150 KM i 175 KM). Płynne rozwijanie mocy cudownie współgra z wysokiej klasy wyciszeniem i dobrym dostrojeniem zawieszenia. Wszystko to powoduje, że Laguną wyśmienicie jeździ się w dalekie trasy... Niestety, każda, nawet najmilsza przejażdżka, musi kiedyś dobiec końca.

800 - 900 km: Bez wad?
Zajeżdżając wieczorem przed dom zastanawiam się, jak podsumować te kilkaset kilometrów "przygód drogowych". Jak już wspominałem, mój sąsiad - wielki zwolennik Renault - miał do tej pory trzy Laguny. Po cichu myślę, że chyba źle zrobił nie kupując sobie czwartej. Dopiero obecna generacja wolna jest od wielu bolączek poprzednich wersji. Popracowano nad usterkowością, samochód jest bardzo przyzwoicie wykończony, na drodze zwarty i sztywny, ale jednocześnie wystarczająco komfortowy.

Segment D to klasa aut, w której nie ma miejsca na większe potknięcia. Pewne rzeczy mogą się podobać bądź nie, ale ewidentne słabości nie uchodzą tu na sucho. Z czystym sumieniem, po pokonaniu ponad 900 km jednego dnia, mogę powiedzieć, że Renault klasy średniej większych wad właściwie... nie posiada. No dobrze, poza jedną - koszmarnym wyglądem przodu. Ale to kwestia gustu, a kierowca Laguny dCi przy oszczędnej jeździe na dystansie 900 km może nie ujrzeć przodu swojego auta ani razu. W salonie ujrzy za to bardzo atrakcyjną cenę zakupu Laguny...