Renault Laguna GT 2.0 dCi 180

W życiu każdego maniaka samochodów nadchodzi czas, kiedy okoliczności zmuszają do porzucenia starego, wysokooktanowego, trybu życia i przejścia w kierunku rodziny, pracy. Ogólnie pełnej stabilizacji. To opowieść o jednym z nich. I o samochodzie, który miał mu pomóc przetrwać kryzys.

Ze łzami w oczach podpisywałem dokumenty i patrzyłem, jak nowy, szczęśliwy właściciel odjeżdża moją starą dobrą ukochaną Imprezą WRX. Ale taka kolej rzeczy. Kilka lat, wspaniałych lat, pełnych KJS-ów, Trackday-ów i spotkań przepełnionych swądem palonych opon, rozgrzanego sprzęgła, strzałami z wydechów i świstem turbiny. To wszystko odeszło. Kątem oka spojrzałem na stojące w rogu pokoju łóżeczko, w którym spała spokojnym snem mała Kinga. To za jej sprawą trzeba zmienić całkowicie tryb życia.

Cały następny tydzień chodziłem przybity, jednocześnie starając przystosować się do nowej rzeczywistości i szukać czegoś, co połączyłoby przeszłość z teraźniejszością. Z odrętwienia wyrwał mnie telefon od znajomego, mającego dojścia do różnych firm. "Słuchaj, mam coś dla Ciebie. Nowiutkie cacko, nawet kolor Ci się spodoba". Nie bardzo chciałem mu wierzyć, zwłaszcza w kwestii koloru. W końcu czy coś może równać z "blue mica" z palety Subaru? Ale dałem się skusić i o to przed moimi oczami stoi błękitna Laguna GT. Kumpel ma przechlapane. Francuski, przednionapędowy, do tego diesel. Okrutny żart. I ta durna nazwa "GT". Ale cóż, niech mu będzie, zaryzykuję.

Nieufne spojrzenia
Pierwsze spojrzenie. No Laguna. I nic poza tym. Ten sam design, który wywołuje w internecie skrajnie różne emocje. Zresztą nie tylko w sieci. Moja żona twierdzi, że jest prześliczna, ja nie jestem przekonany. Ale podchodzę bliżej. Zmieniony przedni zderzak z wielkim wlotem powietrza. Skrzela przed błotnikami - niestety okazują się imitacją. Do tego nowy tylny zderzak, lakierowane na czarno lusterka i emblemat GT. No i ten kolor. Faktycznie przywołuje wspomnienia. Patrząc jednak z daleka na linię wozu, postawionego na ładnych felgach w rozmiarze 18 cali i naciągniętych na nie oponach w rozmiarze 225/45 R 18, widać jakąś ukrytą moc samochodu. Z boku wygląda na przyczajonego do skoku drapieżnika. Zupełnie inaczej niż zwykła Laguna.

Obchodzę samochód po raz drugi i zauważam jeszcze więcej zmian. Z przodu pod kloszami ksenonowych reflektorów zastosowano czarne wkłady, tylne lampy nieco przyciemniono, a poniżej nich, w dokładce tylnego zderzaka wycięto dwa otwory, przez które połyskują duże chromowane końcówki wydechu. Tak, gdybym nie wiedział, że pod maską "mojego" egzemplarza drzemie diesel, to byłbym zachwycony. Ale trzeba przyznać, że designerzy Renault się postarali i nadali nieco sportowego szlifu niespecjalnie urodziwemu liftbackowi. Może to zbędny sentymentalizm, ale brakuje mi czegoś na tylnej klapie. Nie mówię już o "imprezowym" skrzydle, ale choćby jakiejś malutkiej lotki, spoilerka. Trzeba by było udać się do jakiegoś tunera.

Konflikt wewnętrzny
System bezkluczykowy to w coraz większej ilości samochodów standard, tym bardziej w Renault, które już od dawna stosuje ten system. Otwieram więc drzwi i po raz pierwszy od wielu dni na moich ustach gości uśmiech. Przede mną kubełkowe fotele obite czarną skórą i szarą alcantarą z wyszytym logo GT. Wyglądają świetnie. Tylna kanapa również wyprofilowana w stylu sportowym. Raczej nie na pięć osób. Ale fotelik i teść się zmieszczą. Teściowa pojedzie autobusem.

Wsuwam się na fotel kierowcy i... no tak, nigdy nie jest idealnie. Ciężko mi dostosować sobie idealnie fotel i kierownicę do swoich wymiarów. Główny zarzut - regulacja wysokości fotela. Powinna mieć oddzielnie regulowany przód i tył, w obecnej sytuacji prędzej zjadę z fotela, niż będę miał pewne podparcie ud. Trudno. Patrzę dalej. Kierownica to majtersztyk. Jest ładna, trójramienna, wykończona aluminium i spłaszczona u dołu. Gruby wieniec pokryty skórą idealnie leży w dłoniach. Myślę, że mogę się przekonać do Laguny. Zegary są ładne i czytelne, na środku komputer pokładowy, ale to znamy i ze zwykłego rodzinnego transportera.

Prawa ręka napotyka chłodny metal. To idealnie kulista aluminiowa gałka zmiany biegów. Zresztą całe wnętrze wykończone jest aluminium bądź materiałami je imitującymi - nawet tunel środkowy. Swoją drogą ciekawe czemu jest tak wielki. Przez to mogę mieć problem ze złapaniem żony za kolano podczas samotnej podróży. Jednak mnie samemu miejsca nie brakuje. Z tyłu miejsca jest w sam raz dla dwojga, czyli można zabrać znajomych na weekend na działkę.

Do bagażnika wejdzie wózek i niewiele więcej - 450l to o wiele więcej, niż w moim poprzednim samochodzie, ale konkurencja oferuje więcej. Co ja mówię, nawet Thalia ma ponad pięćset litrów. Ale przynajmniej jest ustawnie, są schoweczki, półeczki. Co ja w ogóle mówię. Jeszcze dwa tygodnie temu wyśmiałbym gościa, który zwraca uwagę na coś takiego w samochodzie.

Co ciekawe, miejsce kierowcy jest już pozbawione takich udogodnień. Jeden schowek przy lewym kolanie, jeden (notabene wielki) standardowy, jeden w podłokietniku. I gdzie ja teraz położę telefon podczas jazdy? Jest jeszcze dołek, w którym można postawić napój, ale gdzie nieodłączna puszka z colą? Przecież nie postawię jej w tym bezsensownie umieszczonym uchwycie dla pasażera. Zdecydowanie wymaga oderwania uwagi od drogi. Popielniczka też odpada. Co prawda w prospekcie figuruje to jako schowek, ale ma wygląd i praktyczność popielniczki.

Za to zupełnie nie mam zastrzeżeń do dwustrefowej, rozbudowanej klimatyzacji i obsługi systemu audio przy kierownicy. Jednak wyświetlacz na środku mógłby być czytelniejszy i na stałe pokazywać tytuł utworu. Za to samo audio (bez USB - w dzisiejszych czasach?!) nie wywarło na mnie najlepszego wrażenia. Głośników ma co prawda osiem, odtwarza "empetrójki", ale całość brzmi nijako, a głośniki szybko tracą oddech. Wolne wieczory na mieście z dudniącym basem chyba nie będą raczej udane.

Wykończenie? Też nigdy nie zwracałem na to większej uwagi, ale w pewnym wieku nie można jeździć samochodem z gołymi blachami i bez wygłuszeń w środku. W lagunie plastiki są ładne i miękkie, ale niezbyt przyjemne w dotyku. Całość sprawia wrażenie solidnej konstrukcji, jednak podczas jazdy tu i ówdzie dobiega poskrzypywanie i telepanie. Głównie za sprawą zagłówka pasażera.

2.0 turbo czy 2.0 turbodiesel, oto jest pytanie
Poczytałem parę folderów. Nie chciałem być nieprzygotowany na to, co mnie czeka. Silnik niewiele różni się od seryjnej laguny. Dostał całe 3 KM mocy więcej - w sumie ma ich 178. Za to moment osiągnął bardzo ładne 400 Nm. Ale z drugiej strony, 400Nm na przedniej osi?? Do tego to nadal jest diesel. Czuję się zniesmaczony i mam wrażenie, że dla znajomego dobrze by było, jakby mnie unikał. Ale poczyniłem pewne przygotowania, może uda mu się przeżyć. Żona z małą została wysłana "do wód". Niech sobie wypoczywają w zdrowym klimacie. A ja na serio zajmę się Laguną.

Usadowiłem się w fotelu, nacisnąłem guziczek "START". Nie wierzę! Wkręcali mnie z tym klekotem, czy jak? Silnika na wolnych obrotach praktycznie nie słychać. Nie jest to jedwabistość i gładkość sześciocylindrówki, ale i nie powarkiwanie i szarpanie czterocylindrowego boxera. Czyżbym się zestarzał? Papiery mówią, że do setki przyspieszanie zajmie mi 8,5 sekundy. W dostępnej benzynie 2.0T to 7,8 sekundy. Pod skórą czuję, że charakterem nadal bliżej mi do "tego drugiego". Ale co robić. Jedynka wskakuje i gaz do oporu.

Kontrola trakcji. Tak się nazywa mój wróg nr 1. Skutecznie zdławił turboklekota. Jeszcze jeden start, nieco delikatniejszy. Udało się. Wyszło idealnie. Szybciutko dwójeczka, potem trójeczka, czwóreczka, i w górę. Strzałka obrotomierza przemieszcza się cały czas w zakresie maksymalnego momentu obrotowego. Silnik ma niesamowitą siłę ciągu i sprawia wrażenie, że mógłby przyspieszać w nieskończoność. I ten dźwięk!! Zapomnijcie o Audi, zapomnijcie o innej konkurencji. Laguna GT przy przyspieszaniu wydaje dźwięki dużej benzyny. Nie ma co prawda ukochanego świstu turbiny, ale warkot jest naprawdę przyjemny. Spece od wydechów się postarali. Redukcja, o, bieg nie wszedł, jeszcze raz. I znów do góry. Na wyświetlaczu przed moimi oczami komputer sugeruje mi, kiedy zmienić bieg i w którą stronę. I robi to całkiem udanie, dostosowując swoje rady do tego, z jaką siłą naciskam aluminiowy, perforowany pedał gazu.

Reakcja silnika jest idealna, własnie takiego czegoś mi trzeba. Elastyczność w sam raz. Skrzynia biegów? Niestety tylko jest. Nie da się o niej nic powiedzieć, poza tym, że ma sześć biegów i czasem przy redukcji może nie wejść trójka. Brakuje jej trochę do tworzenia idealnego tandemu z silnikiem.

Jazda po dużym, polskim mieście wymaga dynamiki. Albo cierpliwości, jak się stoi w korku. A to wszystko wpływa na spalanie Laguny. Jazda miejska to między 11 a 12 litrów oleju napędowego na każde 100 km. W trasie ok. 3-4 litrow mniej. Nie jest to najoszczędniejszy samochód świata, a deklaracje producentów należy raczej tłumaczyć dużą ilością Bordeaux. Nie sądzę, aby benzynowe turbo było dużo bardziej spragnione.

Echa przeszłości
To, co w Lagunie GT najważniejsze, to system Active Drive. Poczytałem o tym i nie jestem wiele mądrzejszy. Spece z Renault twierdzą, że to nowoczesna konstrukcja, polegająca na tym, że mamy cztery koła skrętne. Tak, bardzo nowoczesna. Powiedzcie to Hondzie, która w Prelude stosowała to już prawie 20 lat temu.

Do 60 km/h koła mają się skręcać przeciwnie do przednich, dzięki czemu zawrócimy "w miejscu", a powyżej tej prędkości w kierunku tym samym co przednie, dzięki czemu łatwo i szybko pokonamy każdy zakręt. Ha ha ha. I ktoś w to wierzy? Ciężka przednionapędówka ma śmigać po zakrętach. Bez AWD albo tylnego napędu nigdy nie będzie dobra.
Ale niech im będzie. Szansę trzeba dać. Pierwsze spostrzeżenie to zawieszenie. Jest twarde. Ale twarde w sposób przyjemny, a nie powodujący przyspieszoną wizytę u dentysty na powtórne zamocowanie plomb. Zbliżamy się do zakrętu. Prędkość normalna. Lekki ruch kierownicą, a samochód precyzyjnie podąża tam, gdzie chcemy. Fajnie, ale nie tylko Laguna ma precyzyjny układ kierowniczy. Pora na coś więcej.

Druga w nocy, małe dwupasmowe rondo na jednej z ulic. Dojeżdżam z prędkością grubo przekraczającą normę. Odpuszczam gaz na chwilę przed wejściem w łuk i wybieram zewnętrzny pas. Obie dłonie zaciśnięte na kierownicy. Samochód wchodzi w zakręt i... jedzie jak przyklejony do drogi. W połowie postanawiam zaryzykować i zawęzić kąt skrętu. Gaz nadal wciśnięty, lekki ruch kierownicą, Laguna płynnie zacieśnia łuk nie tracąc spokoju podczas przejazdu. Czyżby na mojej twarzy pojawił się uśmiech? Chyba tak. Jeszcze raz. I znów, i jeszcze. Laguna sprawia wrażenie, jakby nic nie było w stanie wytrącić jej z równowagi.

Biorąc pod uwagę, że trasa nie jest zamknięta, boję się popchnąć ją dalej, ale i tak kontrola nad pojazdem jest bliska tej znanej z czteronapędówek. Kolejny test. Wredny, zacieśniający się stuosiemdziesięciostopniowy wiadukt w prawo zakończony ostrym skrętem w lewo. Idziemy torem optymalnym, "renówka" nawet nie zadrżała przy nagłej zmianie kierunku jazdy. To jest FWD? Z niedowierzaniem kładę się pod samochodem. No ewidentnie, wału nie ma, tylnego mostu też.

A co z punktem pierwszym? No cóż, 2:0 w meczu Active Drive : Ja. Udaje się zawrócić na absurdalnie wąskiej uliczce. I zaparkować na dziwnie wykrojonym miejscu parkingowym.
Do tego skuteczne, powiększone w stosunku do zwykłego rodzinnego liftbacka hamulce.

Czyżby więc idealnie się prowadził? Otóż nie. Po pierwsze układ powinien być jeszcze bardziej bezpośredni. Powinien jeszcze nieco się utwardzać przy wyższych prędkościach. Po drugie, mimo wszystkich, niewątpliwych zalet, to nadal tylko przednionapędówka, która ma duży problem pod tytułem "trakcja". 400Nm na przedniej osi nijak nie może być dobrze przenoszone. Kontrola trakcji zdławi nasze próby ostrego ruszenia, a jak ją wyłączymy to jedyne miejsce, gdzie będziemy musieli dojechać, to sklep z oponami. Przykro mi.

Dylematów ciąg dalszy
Żona z córką wróciły i nadziwić się nie mogą, że chodzę i podśpiewuję po domu. O co w ogóle chodzi? Gdy przy kolacji spytałem o naszą zdolność kredytową, mało nie spadła z krzesła. Ale zreflektowałem się i zaczęliśmy się zastanawiać. Podstawowa wersja to 110 000 zł. Przyjazne opcje, które znalazły się w moim samochodzie podniosły cenę do 114 300 zł (pojawiły się między innymi poduszki boczne tylne, rolety z tyłu i w tylnych bocznych szybach, kontrola ciśnienia w oponach i elektrycznie składane podgrzewane lusterka). 114 300 za diesla rodzinnego? "Dużo", powiedziała małżonka, tęsknie spoglądając w kierunku Scenica.

Z drugiej strony, argumentowałem, że Laguna jest szybka, bezpieczna i może dawać frajdę z jazdy. Odpowiedzią było spore spalanie i niewielki bagażnik. Również argument o ładniejszym i bardziej funkcjonalnym kombi został zbity ceną (4 tysiące więcej za podstawowe GT), ale już bardziej łaskawie wysłuchany. Kontratak w tej samochodowej dyskusji był strzałem w stopę z mojej strony, jednak to byłby ideał. Mianowicie, kombi z benzynowym silnikiem. Kosztuje 108 tysięcy za wersję bez dodatków, a więc podobnie wyposażony kosztowałby 112 200 zł. Dla mnie w sam raz. Niestety, konflikt narósł za bardzo i w efekcie nie doszliśmy do niczego. Poza mną. Ja już wiem, że Renault mimo kilku niedoróbek zrobiło samochód, w którym nawet tatuś taki jak ja może mieć coś z życia bez konieczności kupowania drugiego samochodu w rodzinie. Czy konkurencja to potrafi? A4 quattro, BMW serii 3. To potencjalna konkurencja - tylko ich cena.