Renault Laguna GT 2.0 Turbo

Uwaga wszystkie radiowozy! Podejrzany jest groźny i uzbrojony! Ucieka na północ srebrną Renault Laguną o numerach rejestracyjnych WE 2192H. Cech charakterystycznych brak. Ponoć przyspiesza do setki w 7 sekund. Oto pościgowy test Renault Laguny GT 2.0 Turbo.

Tak mógłby brzmieć mocno fikcyjny komunikat nadawany przez policyjne radio. Nie chcę żadnego posiadacza Renault Laguny 2.0 GT Turbo namawiać do ucieczek przed władzą, jednak testowany samochód jest właśnie typem tajniaka, który próbuje wtopić się w tłum, a w rzeczywistości jest niebezpiecznym brutalem. Z zewnątrz niepozorna, a w odpowiednich rękach potrafi siać postrach na ulicy. Na takie auta powinno się polować.

RYSOPIS PODEJRZANEGO

"Cichociemniak" - to najtrafniejsze określenie Renault Laguny 2.0 GT. W miejskiej dżungli jest praktycznie niedostrzegalna, po prostu kolejny srebrny liftback francuskiego producenta, który rok temu przeszedł atrakcyjny choć nieco spóźniony lifting. Techniczny styl Laguny pasuje wielu ludziom, bo ten samochód naprawdę dobrze sprzedaje się - choć jedynie tylko w cywilnej wersji.

Testowaną wersję GT wybierają tylko nieliczni - prawdziwi twardziele. Żeby jednak nie mieli łatwego życia, nad identyfikacją takich szybkich aut pracują specjalne służby. Dzięki nim dostrzeżemy genialne w rysunku 17-calowe polakierowane na antracytowy kolor alufelgi z oponami Michelin Pilot Exalto 225/45 R17 oraz spoiler na tylnej klapie. Groźne spojrzenie to efekt świetnych reflektorów ksenonowych (przy przełączeniu na światła drogowe automatycznie się podnoszą) oraz powiększony wlot powietrza w zderzaku z nieco inną kratką. Napis 2.0T na bocznej listwie to jakby tatuaż schowany pod koszulą - wiemy, że jest ale nikomu nie rzuca się w oczy.

Może brakuje nieco więcej agresji i smaczków, tego zewnętrznego feelingu, że czujemy, że siedzimy w jednym z najszybszych liftbacków na rynku. Jednak niepozorny wygląd ma również ogromną zaletę. Jedni uwielbiają ten styl, kiedy najpierw słychać muzykę, potem wydech, gdzieś tam dostrzegamy kolorową łunę pod samochodem a na samym końcu dojeżdża do nas cudo z kiczowatymi spoilerami i ogromnymi felgami. Jego kierowca wie, że to on zarządzi, gdy zaświeci się zielone światło na skrzyżowaniu. Zza czarnej szyby nie dostrzega napisu 2.0T. Gdy można ruszać, jest już za późno - szkoda, że może już tylko odczytać logo LAGUNA na tylnej klapie, które oddala się w oszałamiającym tempie.

Firma Renault w ręce wybranego przekazuje specjalną kartę "hands free", którą wystarczy mieć w kieszeni, a nasza Laguna sama odblokuje zamki oraz za pomocą przycisku "Start Stop" odpali silnik (dodatkowym przyciskiem na karcie zaświecimy również światła, aby "odprowadziły" nas do domu). Kiedy już zasiądziemy w świetnie wyprofilowanym fotelu kubełkowym (podgrzewany z elektryczną regulacją), zobaczymy i poczujemy mięsistą kierownicę, której projektant powinien dostać nagrodę Nobla, poczujemy się jak w wyjątkowej krainie. I to nie dlatego, że wszystkie wspomniane elementy plus dodatkowo boczki tapicerskie oraz schowek między fotelami pokryto świetnej jakości skórą przeszywaną czerwoną nicią.

Wrażenie wyjątkowości tworzy mikroklimat, którego nie poczujemy w żadnym innym Renault, a który sprawia, że odcinamy się od zwykłego świata zewnętrznego. I to nie za sprawą dwustrefowej klimatyzacji czy znakomicie grającego 8-głośnikowego systemu audio firmy Cabasse. Tu cały czas mamy wrażenie, że nic poza nami, samochodem i drogą nie istnieje. Podświetlane na czerwono zegary potwierdzają tę tezę - po uruchomieniu procedur startowych budzi się w nas zwierze, które zmusza do nagłego wciskania gazu i patrzenia, jak wskazówka oryginalnego i dużego obrotomierza skacze coraz wyżej.

Warto wspomnieć o rzeczy, która totalnie zraziła mnie w tym samochodzie. Mowa o oryginalnej nawigacji firmy Carminat. Szkoda, że jest genialna tylko w największych miastach i na głównych drogach - reszta kraju to pustkowie według Renault. Gdybyśmy mieszkali w Niemczech czy we Francji, to rozumiem - jednak wydatek 9.000 złotych za ten system w Polsce wydaje się mocno przesadzony. I sytuacji niestety nie poprawi system łączności bluetooth z telefonem komórkowym, który akurat spisuje się bardzo dobrze.

Przy długości 4,6 metra, rozstawie osi ponad 2,7 metra oraz szerokości dochodzącej do 1,8 metra, muszę powiedzieć, że auto nadaje się jedynie dla 4 pasażerów. I to nie dlatego, że miejsca jest za mało - tego na tylnej kanapie jest pod dostatkiem, nawet jak przednie fotele zajmują wysokie osoby. Po prostu z tyłu również panuje szybka i sportowa atmosfera. Zagłębienia w świetnie wyprofilowanej skórzanej kanapie właśnie sugerują obecność tylko pary pasażerów. Zamiast trzeciego jest podłokietnik z dużym schowkiem. Jeśli faktycznie chcemy być cichociemni, Laguna GT proponuje nam potrójne zasłony na okna, aby żaden ciekawski z zewnątrz nie zaglądał, kto podróżuje na tylnej kanapie. Bagażnik nie ucierpiał na osiągach i jego wymiary pozostały zadowalające - szeroki i wysoki otwór załadunkowy odsłania nam 430 litrów, po złożeniu kanapy mamy do dyspozycji 1340 litrów.

CECHY CHARAKTERU

Mamy do czynienia z groźnym przeciwnikiem. Mocno obudowana plastikami 2-litrówka pochodzi z ultraszybkiej Meganki RS. Dzięki turbosprężarce generuje moc 205 koni mechanicznych (zduszone z 225 KM w kompakcie) oraz maksymalny moment obrotowy rzędu 300 Nm. Dane robią wrażenie, szczególnie jeśli dodam, że samochód waży zaledwie 1320 kg. Co prawda do ok. 3.000 obrotów na minutę możemy poczuć się zaniepokojeni (a może to wersja 1.6?), jednak gdy tylko czerwona wskazówka przekroczy tą wartość, Laguna GT katapultuje nas do innego wszechświata. Rozpoczyna się szał zmysłów, błyskawiczne wkręcanie na obroty, wgniatanie ciała w fotel, rozjeżdżający się uśmiech kierowcy i malowanie się przerażenia na twarzach pasażerów.

Producent zapewnia pierwszą setkę po 7,2 sekundy i prędkość maksymalną 235 km/h. Nie sprawdzałem, ale poczułem. Nie raz, nie dwa. Mój styl jazdy nie zmusił przy okazji Laguny GT do szaleństw konsumpcyjnych - z góry zaznaczam, że grono redaktorskie sprawdziło zachowanie samochodu przy różnym poziomie dociskania gazu, jednak najchętniej był on w pozycji "do oporu". Mimo usilnych starań samochód nie przekroczył 11 litrów podczas szybkiej trasy (maksimum 10,7 litra na 100 km), a w mieście osiągnął 12,2 litra. Średnia wyszła mile zaskakująca - 10,8 litra na 100 kilometrów przy częstym dokręcaniu silnika do czerwonego pola i wsłuchiwaniu się w gwizd turbosprężarki to ogromna przyjemność.

Aby sprawnie zarządzać mocą, do naszej dyspozycji przekazano 6-biegową skrzynię manualną. Chodzi ona typowo dla Renault - nieco topornie, jednak ma krótkie drogi prowadzenia i nigdy nie zazgrzytała. Jedynym mankamentem jest gałka zmiany biegów, która dzięki temu, że jest okrągła i aluminiowa powoduje ślizganie się dłoni na niej. Gdyby tak dorzucić nieco skórki byłoby idealnie. Jeśli już jesteśmy przy lewarku zmiany biegów, warto wspomnieć o dźwigni ręczego... której nie ma. Zastąpił ją samozwalniający się przycisk, który usytuowano w dolnej lewej części konsoli. Szaleństwom na "rękawie" powiedziano głośne NIE.

Zawieszenie w parze z szerokimi 17-calowymi kołami to ten element, który nieco nie pasuje do sportowego i agresywnego stylu Laguny GT. Owszem jest przyjemnie, nie buja zbytnio na boki a samochód dzięki systemom bezpieczeństwa nawet przy dużych prędkościach bardzo sprawnie pokonuje ostre łuki. Jednak od takiego samochodu oczekuje się czegoś więcej, a tu charakterystykę postawiono na bardziej komfortową niż "wybij-plombową". Ja rozumiem, że dziury, że nierówne drogi, że to limuzyna. W porządku. Jednak to samochód z ambicjami sportowymi, a zawieszenie kompletnie nie pasuje do ponad 200 szalonych koni. Poza tym producent twierdzi, że utwardził i obniżył zawieszenie w stosunku do serii o 10 milimetrów. Popatrz sam Drogi Czytelniku - czy nasza Laguna wygląda jak niskopodłogowy odrzutowiec? Chyba bliżej mu do wielkomiejskiego SUV-a skaczącego po wysokich krawężnikach. Natomiast bardzo precyzyjny okazał się układ kierowniczy i jest moim zdaniem idealnie dopasowany do stylu samochodu - czuły kiedy trzeba i precyzyjny w ważnych momentach.

POSZUKIWANY, POSZUKIWANA

Co dostaniemy więc w Renault Lagunie 2.0 GT Turbo? To samo, co w zwykłym liftbacku, czyli ciekawą choć nieco już opatrzoną linię nadwozia, przestronne i wygodne wnętrze oraz bogate wyposażenie zarówno z dziedziny komfortu jak i bezpieczeństwa (6 poduszek w serii, dodatkowo w testowanym egzemplarzu dołożono dwie dla pasażerów na tylnej kanapie). Wersja GT dodatkowo zaoferuje nam kilka dodatków stylistycznych, bardziej dopieszczone wnętrze oraz ponad 200-konny silnik, a to wszystko za ciekawe pieniądze. Wypada tylko żałować, że w Polsce nie jest oferowana Laguna GT z wysokoprężnym silnikiem 2.0 dCi o mocy 175 KM - a szybkiego Diesla dostaniemy od niedawna w Skodzie Octavii RS.

A skąd tytuł testu? "Znikający punkt" (org. "Vanishing Point") to kultowy film drogi z lat 70-tych. Opowiada o losach Kowalskiego, który po zawarciu zakładu mknie potężnym Dodge Challengerem przez Stany Zjednoczone uciekając przed Policją i własnymi wewnętrznymi problemami. Testowa Laguna GT jest właśnie takim samochodem dla Kowalskiego. Z jednej strony tego przeciętnego, bardziej naszego polskiego, który nie chce się rzucać w oczy i woli pozostać anonimowym. Z drugiej strony dedykowana jest Kowalskiemu z filmu - człowiekowi, dla którego liczy się droga i samochód. Renault Laguna GT jest tym właśnie tytułowym znikającym punktem - niepozornym, jednak potrafiącym zaskoczyć wielu nieuświadomionych kierowców.