Saab 9-3 SportKombi 2.8 V6 TS Aero

Aeroklub - stowarzyszenie lotnictwa sportowo-turystycznego. Zajmuje się szkoleniem, treningiem i wyczynem we wszystkich dziedzinach lotnictwa sportowego. Od dziś również zrzesza miłośników najmocniejszej wersji Saaba 9-3 Aero. W teście SportKombi.

Dwa razy nie trzeba było powtarzać - Saab 9-3 sam w sobie jest samochodem ciekawym i oryginalnym. Nikt jednak nie przypuszczał, że na terenie zamkniętego lotniska przyjdzie nam obcować z samochodem, który odstaje i to znacznie od swoich seryjnych, szarych braci. Ta swego rodzaju katapulta czasoprzestrzenna ma tylko jeden cel - przenieść nas z punktu A do punktu B i to jak najszybciej tylko może. Gdyby miał skrzydła z pewnością latałby. Jak na razie ich nie ma i dzięki Bogu, bo i tak na czterech kołach jest piekielnie szybki.

ZAMKNIĘTE LOTNISKO

Wieża kontrolna, hangary, rozstawione samoloty i kilometry szerokiego pasa startowego - tak, to lotnisko, dziś zamknięte specjalnie dla nas. I to bynajmniej nie ze względu na to, że samoloty pasażerskie mogłyby przeszkodzić w testowaniu. Raczej, żeby nasz Saab nie zawstydził pilotów małych awionetek, które będziemy wyprzedzać podczas startowania. Ogromny hangar stoi otworem, w nim nasza tajna broń. Czarne kombi leży przyklejone do ziemi i tylko czeka na wyprowadzenie na pas startowy.

Jeśli interesujesz się choć odrobinę motoryzacją, to poznasz z daleka szwedzki samochód. Charakterystyczna atrapa i dwie chrapy po bokach są nie do pomylenia z żadnym innym autem. Z resztą linia Saaba 9-3 SportKombi jest oryginalna i jedyna w swoim rodzaju. Przód jest delikatny i nie straszy innych uczestników ruchu ogromnymi wlotami i potężnymi halogenami. Spoiler podzderzakowy to tylko smaczek, który upewnia nas, że mamy do czynienia z nietypowym gatunkiem.

Wybrzuszona środkiem maska poprzez zawiniętą na boki przednią szybę delikatnie przechodzi w kabinę pasażerską, która w linii bocznej ma dużo dynamiki. Głównie za sprawą wznoszącej się linii okien, choć nakładki na progi czy cudowne 18-calowe felgi to również elementy wpływające na to, że każdemu zaczyna szybciej bić serce. Czarne szyby z poprowadzoną nad nimi chromowaną listwą to tylko kropka nad "i", zwłaszcza, że wprost idealnie komponują się z czarnym perłowym lakierem Saaba.

Tył latającego kombi to najbardziej kontrowersyjny element całego samochodu. I to bynajmniej nie przez dwa wydechy odpowiedniej średnicy, bo dzięki nim 9-3 SportKombi wygląda z tyłu jak rakieta. Saab zaeksperymentował z tylnymi lampami wzorując się na soplach lodu. Szklane słupy o kształcie trójkąta wznoszącego się do góry mają biały kolor, a na dodatek nie są zupełnie przeźroczyste jak ostatnio panuje moda, tylko mleczne. Jedni mówią, że powinny być ciemne, drudzy że czerwone a ja mówię, że to najbardziej oryginalny element SportKombi i dlatego te światła muszą zostać. Całość sylwetki jest bardzo dynamiczna, choć dla niektórych może zbyt cichociemna. To ogromny plus, bo nie zwracamy na siebie praktycznie uwagi i nikt się nie spodziewa, że to auto z rykiem i piskiem opon odpali zaraz spod świateł i zostawi wszystko daleko z tyłu.

TYLKO DOŚWIADCZENI PILOCI

Co prawda nie ma szklanej klapy otwierającej się do góry, a kierowca nie musi ubierać hełmu jak pilot myśliwca, jednak deska rozdzielcza nie pozwala zapomnieć o lotniczych korzeniach marki Saab. Jest pionowa i przytłaczająca, a środkowa konsola wprost naładowana tysiącami przycisków, od których można dostać zawrotu głowy. Dzięki Bogu komuś to również przeszkadzało i 9-3 po liftingu już ma całkiem przyjazną deskę. Ja jednak wsiadłem do wersji przed korektą zmarszczek i dochodzenie do czego służy dany przycisk może zająć do pół godziny.

Guziczków jest około 50 sztuk na samej konsoli. Część z nich obsługuje rozbudowane, choć naprawdę kiepsko grające radio CD (regulacja tonów wciskanymi pokrętłami doprowadza do obłędu), które zostało sprzęgnięte z porządnym stadkiem głośników na czele z subwooferem. Ten ostatni od razu można wyłączyć, bo do reprodukcji niskich tonów zupełnie się nie nadaje. Do odrywania się tablicy rejestracyjnej z klapy na pewno. Kolejnych kilkanaście sztuk to regulacja 2-strefowej klimatyzacji oraz parę do komputera pokładowego. Jest natomiast jeden klawisz, który robi niesamowite wrażenie - "nightpanel". Równie dobrze mógłby służyć do odpalania silników odrzutowych. Po jego naciśnięciu gaśnie cała deska Saaba, prawie wszystkie wskazówki opadają i zostaje przed nami tylko prędkościomierz... wyskalowany do 140 km/h. Gdy tylko jednak przekroczymy tą wartość zaświeca się pełna skala do 260 km/h. Wrażenia niesamowite.

Fotele zostały obszyte materiałem powiązanym z beżową skórą. Może nieco niepraktyczny kolor, jednak są wygodne i świetnie trzymają w zakrętach. Szkoda, że w samochodzie za taką cenę musimy je regulować ręcznie pokrętłami i dźwigienkami. Takie dziwne oszczędności. Kierownica może jest ciut za cienka, a udawane srebrne stery samolotu zbyt plastikowe, jednak trzyma się ją pewnie i dobrze manewruje szybkim kombi. Schowków mamy pod dostatkiem (jednak tylko jeden uchwyt na napój, w dodatku kosmicznie otwierany), a kieszenie w drzwiach pomieszczą więcej niż małą szmatkę.

Z tyłu również jest wygodnie pod warunkiem, że na przednich fotelach nie siedzą pasażerowie o wzroście powyżej 180 cm. W przeciwnym razie braknie nam miejsc na kolana, a jeśli mierzymy tyle samo, możemy jeszcze zacząć zawadzać głową o sufit. Jeśli szanujemy pasażerów nie wpychajmy 5 osób do 9-3 - będzie po prostu za ciasno. Własne wyloty świeżego powietrza to żadne pocieszenie.

Bagażnik jest skromny, jednak od tego auta nie oczekujemy, że kufer zmieści psa, lodówkę, zakupy i teściową. To szybki odrzutowiec dla dżentelmenów z aktówkami i dla ich potrzeb został skrojony bagażnik. Mieści zaledwie 419 litrów - dla porównania konkurencja w postaci Alfy Romeo 159 Sportwagon oferuje "aż" 445 litrów. A mówią, że Włoszka w kombi ma malutki bagażnik. Co prawda w Szwedzie mamy kilka schowków, (sub pod podłogą, której pokrywę możemy otworzyć aluminiowym uchwytem przypominającym... samolot), siatek oraz rozkładaną kanapę, która pozwoli nam maksymalnie załadować 1237 litrów, jednak wielbiciele przestrzeni poczują się mocno nieusatysfakcjonowani.

SAAB USTAWIONY DO STARTU

Jeszcze przed rozpoczęciem procedury startowej na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Może nie szyderczy, ale jak patrzę na gumowy "kluczyk" dziwnie się czuję. Niby jak zabawka dla małych dzieci, moje psy również mają podobne gryzaki. No nic, dumnie wkładam go między fotele w stacyjkę (tak, tak - nie przy kierownicy a na środkowym tunelu) i przekręcam. Do moich uszu dochodzi stłumiony bulgot zaturbionej V-szóstki. To nie przelewki. 24 zawory, 2,8-litra pojemności i dzikie 250 KM czeka na moją komendę. Mocniejsze dodanie gazu i zachrypnięty głos niczym Rysia Rynkowskiego roznosi się po okolicy, choć wnętrze jest znakomicie wygłuszone.

Pas zapięty, lotnisko puste, przede mną setki metrów wolnej przestrzeni. Jedynka i pełen gaz! Auto zrywa się jak z katapulty, ESP zaczyna migać, silnik ryczeć a 18-calowe koła z oponami 225/45 ledwo dają radę z przeniesieniem mocy na przednią oś. "Dwójka" i Saab zaczyna wciskać w fotel. Zauważam ciut za długie drogi prowadzenia drążka zmiany biegów. Trzy. Na szczęście jest bardzo precyzyjnie. Wskazówka prędkościomierza leci jak oszalała, a SportKombi mknie jak przyklejone. Szukam przycisku chowania podwozia, bo prosta się kończy, ale na szczęście hamulce są jak brzytwa. Potężne tarcze z zaciskami ledwo mieszczą się za felgami.

Szybki nawrót, zawieszenie wciąż daje odczuć każdy nawet najmniejszy kamyczek, jednak 9-3 Aero nie zna uczucia kładzenia się w zakrętach. Wybieram drogę dojazdową do lotniska. Więcej dziur, więcej zakrętów, wrażenia znów te same - twardo i sztywno. Mój kręgosłup zaczyna protestować, więc zwalniam. Na dziś koniec szaleństw, bo paliwo trzeba oszczędzać. To nie 1,0 z gazem, tylko potwór, który zadowala się paliwem o sumach 2-cyfrowych - średnie zużycie wyniosło 14,6-litra.

PAS NALEŻY DO MNIE

Wśród latających braci w postaci Saabów Viggen i Draken, 9-3 Aero udaje się na zasłużony wypoczynek. To chwila refleksji dla mnie. Mimo całej adrenaliny, szybkiego bicia serca i świetnej niezapomnianej zabawy targają mną mieszane uczucia. Z jednej strony mamy oryginalnie wyglądające kombi, które katapultuje się niczym F-16 z lotniskowca i podobnie też hamuje. To, że jest szalenie twardy, to tylko plus - Aero takie musi być. Z drugiej strony mamy jednak dość kiepską jakość wykonania, braki w wyposażeniu seryjnym i naprawdę mało miejsca wewnątrz.

Jeśli pokochałeś ten silnik, a jesteś szybkim tatusiem, to polecam Opla Vectrę, z którego 9-3 czerpie i to dużo. 138.400 złotych to cena za 280-konną wersję OPC w nadwoziu kombi. Ponaddźwiękowe osiągi i bagażnik zaczynający się na 530 litrach, a kończący na prawie 1900. Dla tych, dla których taka moc na przednią oś to szaleństwo, Alfa Romeo proponuje model 159 Sportwagon z 260-konnym silnikiem V6 o pojemności 3,2-litra. Napęd na cztery koła i dostępność po wpłaceniu 189.000 złotych. Wybór należy do Ciebie.

Ja wracam jednak do Saaba 9-3 SportKombi. To samochód dla indywidualisty. Szwedzka marka nikomu się nie napycha, a zasiadając za sterami choćby podstawowej wersji możemy poczuć lotniczy klimat. O Aero nie wspominam. Wystarczy tylko zapiąć pas, włożyć hełm i można lecieć w przestworza.

P.S. Dziękuję serdecznie dyrekcji Aeroklubu Krakowskiego za udostępnienie terenu Muzeum Lotnictwa w Krakowie do sesji zdjęciowej oraz Red. Jakubowi Krępie za pomoc w przeprowadzeniu testu.