Seat Altea 2.0 TDI DSG Stylance

W święta Bożego Narodzenia byłem wymagający. Prosiłem Świętego Mikołaja o samochód. Miał być oryginalny, przestronny i ładnie wyglądać. Moja rodzina nie mogła narzekać na brak miejsca, a ja na osiągi i spalanie. Życzenie zostało spełnione i pod choinką znalazłem Seata Alteę.

Pod koniec 2003 roku Seat zaprezentował Alteę Prototipo. Zaprojektowana przez byłego stylistę Alfy Romeo Waltera de'Silvę (to człowiek, który stworzył cudowną 156), rzuciła wszystkich na kolana. Piękny i agresywny van zwiastował nową klasę nazwaną MSV (Multi Sports Vehicle), jednak nikt nie myślał, że w takiej formie ujrzy światło dzienne. A jednak. W 2004 pokazano światu produkcyjną wersję Seata Altei. Nikt nie mógł uwierzyć, że Seat może wyglądać pięknie jak Alfa Romeo i korzystać przy tym z technologii Golfa.

Walter de'Silva uczynił Alfę Romeo piękną. To samo zrobił z Seatem. Poprawka - z jednym modelem Seata. Testowaną przez nas Alteą. Sklonowana i zmutowana jej odmiana w postaci Toledo (Altea + kwietnik zamiast bagażnika) spowodowała, że Włoch stracił opinię cudotwórcy. Sytuację poprawił nieco nowy Leon, jednak to właśnie Altea jest cudownym, złotym dzieckiem. Dołóżmy do tego świetną skrzynię automatyczną DSG oraz pod maską umieśćmy 140-konnego turbodiesla, to otrzymamy gwiazdkowy prezent.

ALTEA POD CHOINKĄ

Altea jest gorąca niczym Alfa Romeo. Mimo seledynowego koloru wygląda jak wulkan. Linie są dynamiczne, pełne agresji, a zarazem bardzo smacznego stylu i piękna. Tu i ówdzie mamy załamania, przecięcia, jednak nic przez przypadek. Tak na przykład linia przebiegająca pod oknami. Przechodzi w stronę reflektora, żeby odciąć maskę, zawinąć się wokół lampy i wrócić znów do tyłu lekkim łukiem, a na końcu żeby zginąć gdzieś na tylnych drzwiach. Po prostu piękno. Podobnie jest z oddzieleniem zderzaka od błotnika (przecięcie od reflektora), czy duży łukiem zamykającym się wokół dużego logo Seata na masce i ciągnącym się wzdłuż przedniej szyby i dachu.

Jeśli już jesteśmy przy szybie czołowej. Niedoświadczony kierowca przestraszy się, że ktoś urwał ramiona wycieraczek. Jednak za pomocą magicznej różdżki zwanej przełącznikiem pojawiają się one na szybie, aby znów powrócić i schować się w słupkach (opcjonalnie podgrzewanych). Ciekawie stylistycznie i aerodynamicznie, choć nie wiem jak wygląda zgarnianie śniegu z szyby.

Tył również jest atrakcyjny. Jednak jeśli przód jest pełen muskularności i mięsni, tak tylna część, zwłaszcza klapa, Altei to element gładki. Jest praktycznie nie skażony zbędnymi liniami, niczym... seksowne cztery litery atrakcyjnej modelki. Okrągłe lampy zatopione w niewielkich rombach są ciekawe i zarazem czytelne. Całego stylu i elegancji dopełnia klamka tylnej klapy ukryta w logo Seata. Do szczęścia dorzucamy 16-calowe alufelgi z oponami w rozmiarze 205/55 R16, będące standardem dla wersji Stylance.

ROZWIĄŻMY WSTĄŻKĘ

Seat Altea nie gubi swojego charakteru we wnętrzu. Tu również jest elegancko i sportowo. Fotele są twarde, wygodne i odpowiednio regulowane, a ten kierowcy można nawet ustawić rasowo na samym dole. Nie muszę wspominać, że genialnie trzymają na szybkich zakrętach. Widoczność do tyłu jest dobra, nieco gorzej z przodu - szerokie słupki z wycieraczkami zasłaniają nam pole widzenia i staje się to niebezpieczne zwłaszcza, gdy dojeżdżamy do ciemnego przejścia dla pieszych. Malutkie trójkątne okienka z przodu w niczym nie pomagają, a są jedynie bajerem stylistycznym.

Kierowca przed sobą ma mięsistą i wygodną skórzaną kierownicę ze sterowaniem funkcjami komputera, telefonu oraz radia CD MP3. O telefonie zapomnijcie. Jest najgorszym urządzeniem skonstruowanym pod słońcem, głosowe wybieranie numerów trwa godzinami (my mówimy "ziroł", a Pani z krzywym uśmiechem powtarza "ziroł ziroł"), a słowa "Dial number" przyprawia nas o koszmary senne.

Za wolantem skrywają się trzy "studnie" mieszczące zegary. Dwie zewnętrzne są większe i mieszczą wskaźnik paliwa, temperatury i pokaźny wyświetlacz komputera pokładowego (lewy) oraz prędkościomierz (prawy). Między nimi w mniejszej tubie znajdziemy obrotomierz. Wskazówki startują rasowo z godziny szóstej, a wszystko jest podświetlane na czerwono. Nie trzeba być bykiem, aby zareagować na ten zestaw agresywnie, choć do pełni szczęścia obrotomierz powinien być zdecydowanie większy.

Deska rozdzielcza jest potężna i dość mocno pochylona w stronę szyby czołowej. Pokryta jest karbonowo-podobną fakturą, która jest ciekawa w dotyku. Plastiki są twarde i nawet dobrze spasowane, choć cudów Seat nie osiągnął. Konsola wygląda na nieco gołą, jednak skrywa radioodtwarzacz CD oraz 2-strefową klimatyzację. Wszystko ładnie i czytelnie, choć dziwne jest lakierowanie srebrnych elementów w różnych tonacjach (jeden plastik na zielonkawo, drugi na niebieskawo).

Tylna kanapa, a raczej jej fotele pomieszczą bezproblemowo dwóch pasażerów w dobrze wyprofilowanych i wygodnych miejscach. Trzeci na środku będzie miał wąsko i niewygodnie - na siłę owszem można, ale lepiej zamiast oparcia dla niego zrobić wygodny podłokietnik. Mamy za to pełną regulację i możemy zarówno podsunąć fotele do przodu jak i położyć oparcia. Altea jest przykładem samochodu, w którym mistrzowsko rozplanowano miejsce na różne przedmioty. Schowków, schoweczków, półeczek i innych "dziur" na drobiazgi jest ok. 30. Bagażnik o pojemności 409 litrów (maksymalnie 1320 l) może nie jest największy w swojej klasie, ale ma za to podwójne dno i ciekawy schowek pod półką. W tym miejscu polecam Alteę XL z potężnym 532-litrowym bagażnikiem.

RADOŚĆ Z PREZENTU

Altea jest szybka i głośna. Pod jej maską znalazł się dobrze znany z innych modeli koncernu VW silnik wysokoprężny TDI o pojemności 2 litrów. Przy akompaniamencie głośnego klekotu pasującego raczej do małej ciężarówki osiąga 140 KM przy 320 Nm. Niecała "dyszka" do setki oraz ponad 200 km/h pokazujące się na czerwonym prędkościomierzu to bardzo przyzwoite wyniki jak na 1,5-tonowego grzechotnika. Auto nie tylko rwie spod świateł, ale również znakomicie "zwija" się przy wyższych prędkościach. Dumnie w tym pomaga genialna skrzynia biegów DSG.

Automat z podwójnym sprzęgłem (a dokładniej przekładnia preselekcyjna) to dzieło sztuki inżynierów VW. Ma 6 przełożeń, ultraszybki i super inteligentny system zmiany biegów, a robi to tak mięciutko, że nie sposób się połapać, kiedy "szóstka" zmieniła się w "trójkę". Pomaga nam w oszczędnej jeździe, a kiedy trzeba przyspieszyć momentalnie redukuje bieg i Altea dostaje przysłowiowego kopa. Tryb manualny polegający na "cykaniu" lewarka do przodu i do tyłu to zabawa raczej na 5-10 minut, bo po chwili się nudzi i przechodzimy pod "opiekę mamusi" komputera. Dla wyścigowców przewidziano tryb "Sportowy", który pozwala dokręcać się wskazówce obrotomierza praktycznie do czerwonego pola.

Wiąże się to oczywiście ze zwiększonym zużyciem paliwa. Zwłaszcza, gdy sprawdzamy w mieście "odejście" ze skrzyżowania i próbujemy pokazać respekt innym użytkownikom dróg. Wówczas pompowtryskiwacze potrafią zawirować nawet ponad 10 litrami na każde 100 km. Ale jesteśmy niepokonani w racingu na 400 metrów od świateł do świateł. Na szczęście przy spokojnej jeździe na trasie zejdziemy poniżej 5,7 litra, a to już wynik godny nagrody.

Seat Altea świetnie się prowadzi. 16-calowe koła, obniżone zawieszenie i bardzo precyzyjny układ kierowniczy pozwalają na bezpieczną jazdę w szybkich łukach i na prostych odcinkach dróg. Auto nie wpada w wibracje, nie buja nami i posłusznie jedzie tam, gdzie chcemy. Co prawda przez odpowiednią twardość nie cierpi polskich dziur, ale coś za coś. Na szczęście na koleinach jest równie bezpiecznie.

Euro NCAP proponuje nam maksymalną notę 5 gwiazdek w zderzeniu czołowym i bocznym, 4 gwiazdki za ochronę dzieci (przy 5 maksymalnych) oraz 3 na 4 możliwe za "przejechanie" pieszego. ABS i sześć poduszek to standard. Szkoda, że zabrakło w nim systemu ESP za który musimy dopłacać.

PREZENT DOSKONAŁY

Kombinacja dieslowskiego silnika 2.0 TDI z cudowną skrzynią DSG oraz seksownej karoserii made by de'Silva to genialna propozycja dla każdego, kto lubi przemieścić się z rodziną szybko, oszczędnie i co najważniejsze samochodem, którego nie musimy się wstydzić. Co prawda nieco za głośny 140-konny silnik wysokoprężny jest dostępny tylko w najdroższej wersji wyposażeniowej Stylance, jednak dużym atutem jest cena wynosząca nieco ponad 95 000 złotych. To bardzo kusząca propozycja, do której dorzucamy jedynie lakier metalizowany i ESP, który powinien być montowany w standardzie.

Cena nie jest najmocniejszą stroną Altei, choć jest bogato wyposażona. Najbliższe rodzeństwo, czyli Volkswagen Golf Plus 2.0 TDI Trendline ze skrzynią DSG kosztuje 93 290 zł, a więc jest tańszy. Zaledwie 100 złotych więcej od Seata zapłacimy za Forda C-Max-a Ghia z silnikiem 2.0 TDCi 136 KM, jednak nie oferuje nam świetnej przekładni, kurtyn powietrznych i radia CD MP3. Najdroższa jest Zafira. Wersja Enjoy 1.9 CDTI ze 150-konnym silnikiem i 6-biegowym automatem to wydatek aż 112 500 złotych (słabsza 120-konna wersja Essentia kosztuje 96 900 złotych).

Oczywiście Seat proponuje również wiele innych, atrakcyjnych propozycji dla tych, którzy pokochali Alteę. Jeśli zostaniemy przy silniku wysokoprężnym zawsze możemy kupić tańszą wersję Reference z nieco już przechodzonym 1.9 TDI o mocy 105 KM (cena 75 490 zł) lub jeśli w naszych żyłach płynie paliwo (olej napędowy), to zachęcam do zapoznania się z modelem FR z 2-litrowym turbodieslem o mocy podniesionej do 170 KM - tu czeka nas koszt 99 490 złotych. Tym, którym brakuje w normalnej Altei przestrzeni, mogę jeszcze polecić odmianę XL - dodatkowe 19 cm długości i potężny 532-litrowy bagażnik. Ja już zakochałem się w Altei 2.0 TDI DSG i szybko o niej nie zapomnę. Dziękuję Święty Mikołaju.