SEAT Leon 1.8 TSI DSG Style

Czy nadchodzi koniec ery manualnych skrzyń biegów? Odpowiedzi na to pytanie szukałem na zakrętach bocznych dróg Beskidu Niskiego. Przekładnia DSG i silnik 1.8 TSI pracujące pod maską SEAT-a Leona próbowały wybić mi z głowy stare przyzwyczajenia. Zobaczcie, jak im się to udało.

Jest piątek 13-go, ale czy ta data ma jakieś znaczenie? W radio grzmi gniewny ton spikera straszącego obfitymi deszczami. Koniec świata czy koniec lata? To nieistotne. Odrzucam białą koszulę, wkładam jeansy i schodzę do garażu. Pokonując kolejne stopnie schodów pozbywam się bagażu trosk nagromadzonych przez kilka ostatnich dni. Pakuję do auta tylko to, co najpotrzebniejsze. Jest aparat, T-shirt i parę złotych w kieszeni.

Tym, co wypełni schyłek tygodnia, będzie chwila odpoczynku. Każdy pojmuje ją na swój sposób. Mnie do regeneracji sił i poprawy humoru nie potrzeba niczego więcej prócz kawałka solidnie pokręconej drogi oraz auta zdolnego wypełnić brakującą przestrzeń pomiędzy dłonią a asfaltem. Myślę tu o Leonie 1.8 TSI DSG. Na co dzień grzeczny i ułożony pojazd z "automatem" przebijający się przez gąszcz miejskich korków. Po godzinach zaś, gdy dźwignia skrzyni DSG powędruje w pozycję manualnej zmiany, SEAT potrafi pokazać swą dziką, pełną werwy naturę. A zatem... Zobaczcie, jak Leon poradził sobie na krętych ścieżkach Magurskiego Parku Narodowego. Czy zdoła wybić mi z głowy moją ślepą miłość do manualnych skrzyń biegów? Na weekend zamieniłem białą koszulę na biały samochód, by wyruszyć na starcie z DSG. Zacznijmy od paru słów wstępu o naszym głównym bohaterze.

Leona dobrze znamy...
...w obecnej formie już od 2005 roku. Pozwolicie, że podaruję sobie przynudzanie o pokrewieństwie z Volkswagenem, Walterze de'Silva czy hasłach reklamowych. Każdy, kto interesuje się motoryzacją wie, że hiszpański kompakt to taki utwardzony Golf ubrany w nieco ciekawsze "szaty". W przypadku testowanego egzemplarza to, co najpikantniejsze, znajduje się jednak pod karoserią. Wnętrzności białego połykacza magurskich zakrętów skrywają dwa interesujące komponenty.

Po pierwsze, silnik. To 160-konny 1.8 TSI rozwijający 250 Nm momentu obrotowego w bardzo szerokim zakresie użytecznych prędkości obrotowych. Jednostka napędowa wywodzi się z większej, dwulitrowej "siostry" z koncernu VW-Audi i skrywa w sobie szereg ciekawych rozwiązań technologicznych. Oprócz chłodzonej cieczą turbosprężarki zintegrowanej z kolektorem wydechowym, mamy tu bezpośredni wtrysk benzyny realizowany pod ciśnieniem 150 barów oraz układ zmiennych faz rozrządu po stronie zaworów dolotowych. Sam rozrząd napędzany jest bezobsługowym łańcuchem, zaś o dobrą kulturę pracy silnika dbają dwa wałki wyrównoważające. A teraz czas na drugi gwóźdź programu...

Direkt-Schalt-Getriebe
Ależ to trudne! Czasem wypowiedzenie paru słów po niemiecku bez jednoczesnego wyplucia "siódemek" graniczy z cudem. Już za czasów liceum na lekcji języka niemieckiego doszliśmy z kolegami do wniosku, że pączek to po niemiecku "der Ponczek". Wspomniany wybryk wzbudził w nauczycielce małą furię, ja zaś dałem sobie spokój z właściwą wymową germańskich fraz o długości powyżej trzech liter. A zatem, na potrzeby testu, ograniczmy się do skrótu: DSG. Tak, to osławiony sprawca zamieszania na rynku wszelkiej maści "automatów" i "półautomatów". Jak twierdzą niektórzy, dwusprzęgłowa zautomatyzowana przekładnia wyczuwająca intencje kierowcy i posiadająca oddzielne wałki z przełożeniami dla biegów parzystych i nieparzystych to wynalazek zwiastujący rychły zmierzch ery wciskania pedału sprzęgła. Ale czy aby na pewno? Czy to rzeczywiście rewolucja? Czy volkswagenowska technologia nie pogubi się w gąszczu zakrętów Beskidu Niskiego? Sprawdźmy...

Na początek tryb automatyczny
Używam go w mieście i podczas podróży w góry, snując się po drodze krajowej przepisową 90-ką. Zmiany biegów nie są tak subtelne jak w przypadku klasycznych "automatów" z przekładnią hydrokinetyczną, co wyraźnie można odczuć zwłaszcza na dohamowaniach przed światłami. Planując na trasie wyprzedzanie, lepiej przestawić przekładnię w tryb manualny, niż korzystać z klasycznego kick-downu aktywowanego przy wdepnięciu gazu do oporu. DSG lubi wtedy niepotrzebnie ganiać silnik do końca skali obrotomierza. Własnoręczna zmiana przełożeń sprawi kierowcy sporo satysfakcji i przy okazji pozwoli skorzystać z nienagannej elastyczności silnika TSI.

Nieco powyżej 2 tys. obr./min odczujemy wyraźny przyrost mocy, a kolumna tirów na prawym pasie stanie się dla 160-konnego Leona fraszką. Wyprzedzanie odbywa się w ciszy i spokoju, gdyż benzynowy silnik jest rewelacyjnie wyciszony (chwilami trochę szkoda, że nie serwuje efektownych świstów turbiny). Po wszystkim przechodzimy z powrotem w tryb automatyczny. Warto nadmienić, iż nieco denerwująca bywa nadmierna troska "automatu" o niskie spalanie. W praktyce objawia się ona dążeniem do jazdy na jak najwyższym przełożeniu. Niby nic w tym złego, ale to nieco irytujące, gdy silnik prawie dławi się na 1,5 tys. obr./min, a skrzynia uparcie trzyma się 7-go biegu... Dlatego właśnie prawdziwa zabawa z DSG zaczyna się tam, gdzie kończy się prosta i nudna droga, a zaczyna...

Tryb manualny
Zjeżdżam na boczne szosy, wybierając tylko te równiejsze, świeżo wyremontowane dzięki dofinansowaniu pochodzącemu z UE. Nie jestem z tych, którzy strugają kozaka, ubierając do jazdy cywilnym autem rajdowe buty. Nie mam też w garażu N-grupowego Lancera ani nie stać mnie na porsche 911 GT3 RS. Może właśnie dlatego podczas objeżdżania magurskich zakrętów Leonem DSG wcale nie przeszkadzał mi kierunek pracy lewarka skrzyni w trybie manualnym. Wielu dziennikarzy narzeka na układ "od siebie - bieg w górę, do siebie - bieg w dół". Nie zamierzam dyskutować z fizyką, której rzeczywiście przeczy taki schemat pracy dźwigni.

W praktyce jednak, jadąc dość szybkim autem, jakim niewątpliwie jest Leon 1.8 TSI ("setka" w 7,8 sek.), nie odczuwa się aż takich przeciążeń, które utrudniałyby zmianę biegu. Być może nie jestem na tyle szalony, by przycisnąć Leona do granic jego możliwości, więc powiem tylko tyle: umiarkowanie jeżdżącym kierowcom, którzy czepią przyjemność z sekwencyjnego trybu w DSG, kierunek pracy lewarka na pewno nie będzie sprawiał problemów. Dla mnie był on wręcz na swój sposób intuicyjny. Ale może po części dlatego, że pochodzę już z pokolenia "komputerowego", dla którego strzałka do przodu oznacza gaz... No i dlatego, że nie mam N-grupowego Lancera.

Porównując do manualnego trybu pracy klasycznych automatów, skrzynia DSG rzeczywiście działa piorunująco szybko, ale... By tak się działo, musi dostawać wyraźne komendy w postaci zdecydowanych ruchów pedałem gazu bądź hamulca. W przeciwnym razie bywają chwile zawahania i zmiany trwają dłużej, niż byśmy się spodziewali. To potrafi nieco popsuć radość z dynamicznej jazdy. A zatem: chcąc czerpać przyjemność wraz z przestawieniem lewarka w tryb manualny, najlepiej przestawmy też swoje emocje. Automatyczny tryb sportowy można sobie podarować, zastępując go własnoręczną żonglerką przełożeniami, chyba że ktoś ubóstwia tuning, po nocach wymawiając frazę "do odcięcia" (taka mniej więcej jest metoda działania DSG po przestawieniu lewarka na pozycję z literką "S").

Jest jeszcze jedna rzecz, której lepiej dać spokój podczas dynamicznej jazdy Leonem z dwusprzęgłową skrzynią: plastikowe, nieco tandetne manetki do zmiany biegów. Są zdecydowanie za małe i poruszają się razem z kierownicą, do której są przytwierdzone. To utrudnia ich lokalizację przy ostrzejszych skrętach. Można zatem potraktować je jako gadżet, na który pasażerowie mniej zaznajomieni z motoryzacją będą patrzeli z podziwem.

Reszta Leona...
...jest przewidywalna i znana. Na ciasnych zakrętach twarde zawieszenie i komunikatywny, choć nieco zbyt lekko pracujący układ kierowniczy nie pozostają w tyle za dynamicznym silnikiem i szybko działającą skrzynią. Razem tworzy to zgrany tandem, który potrafi dać prawdziwą przyjemność z jazdy, nie zatracając przy tym zdroworozsądkowej cząstki samochodu. Leon bowiem cały czas ma bagażnik, pięcioro drzwi i sporo miejsca w środku. Podczas codziennych wypadów do supermarketu zmieści się w nim cała rodzina, zaś na czas stania w poniedziałkowo-piątkowych korkach DSG uśpi swoją dziką naturę i z powodzeniem zastąpi nam klasyczny automat. Czyżbym więc na koniec zgodził się z głosami wychwalającymi DSG jako uniwersalny wynalazek i optymalny substytut dla skrzyni manualnej? Po części owszem. Dla klienta, który potrzebuje na co dzień samochodu z "automatem", zaś od czasu do czasu ma ochotę na odrobinę szaleństwa, DSG to znakomity kompromis. Mnie jednak czegoś tu zabrakło...

Czerpałem mnóstwo frajdy z jazdy Leonem 1.8 TSI. Zrywna jednostka napędowa nie raziła brakiem kultury pracy, sztywne zawieszenie zachęcało do lekkich szaleństw, zaś ponadczasowy design SEAT-a sprawiał, że na parkingu przyjemnie było mi spojrzeć na auto, którego kształt znam doskonale już od pięciu lat! Paradoksalnie, brakowało mi tu tylko jednej rzeczy: solidnej, manualnej skrzyni, z którą można kupić Leona 1.8 TSI o dobrych 5,5 tys. zł taniej. Odniosłem wrażenie, że pomimo siedmiu przełożeń, dwóch sprzęgieł oraz usilnych starań elektroniki, Leon traci przez DSG nieco wigoru, odbierając równocześnie kierowcy pełnię zabawy z wpływania na cykl pracy maszyny. Dekoncentruje też ciągłe spoglądanie na wskaźnik włączonego aktualnie biegu. Bez tego dość trudno jest intuicyjnie zorientować się, ile przełożeń należy "zbić" przed wejściem w zakręt...

A może to tylko detale wymagające jedynie przyzwyczajenia? Czemu tak bardzo uparłem się przy pracy lewej nogi, skoro przecież jestem już z pokolenia "strzałki do przodu oznaczającej gaz"? Odpowiedź na to pytanie chyba na zawsze pozostanie zagadką zaklętą gdzieś głęboko w fantastycznych zakrętach bocznych dróg Beskidu Niskiego...