Subaru Impreza 2.0 RS

Dwubryłowe nadwozie, biały kolor karoserii, drzwi z ramkami szyb i brak turbosprężarki. Czy to wciąż Subaru Impreza, kultowy japoński samochód z grzmiącym bokserem pod maską, czy też masowy hatchback, który ma trafić do jak największej liczby klientów? Przekonajmy się.

Patrząc na podstawową Subaru Imprezę 1.5 RA, z wielkim zawodem stwierdzisz, że najbardziej kontrowersyjny model japońskiej marki, który zadebiutował w kwietniu zeszłego roku, wygląda gorzej niż koreańskie kompakty, które ni stąd, ni zowąd stały się dla Subaru konkurencją. No bo co możesz powiedzieć optymistycznego o nijakim hatchbacku, którego dodatkowo oszpecono zmyślnymi tylnymi lampami z przeźroczystymi kloszami rodem z taniego sklepu tuningowego. Nie raz Ci przemknie przez myśl opinia, że najnowsza Impreza wygląda niczym Daewoo Lanos "na diodach", a spoglądając na przejeżdżającego obok Ciebie Hyundai'a i30 stwierdzisz, że to dzieło sztuki designerskiej. No prawie.

Twojego doła psychicznego pogłębią 15-calowe felgi aluminiowe wyglądające niczym kołpaki oraz możliwość polakierowania nadwozia np. o zgrozo na beżowy kolor. Nie przemówi do Ciebie nawet fakt, że auto wciąż ma stały napęd na cztery koła i "zjada" 99% swojej konkurencji jeśli chodzi o prowadzenie na śliskiej nawierzchni. Jesteś zatwardziałym fanatykiem Subaru, które ma mieć niebieskie nadwozie, złote felgi, potężny spoiler na klapie i "miotać gromami" z układu wydechowego. Basta.

Jest jeszcze nadzieja...
Czy już wypisałeś się z fanklubu Imprezy? Jeśli jeszcze nie, to jest dla Ciebie ratunek. Jak dobrze pamiętasz, poprzednie generacje Twojego ulubionego samochodu żyły nie tylko kultowymi odmianami WRX czy STi. Subaru miało przecież w swojej ofercie także zwykłe modele - bez spoilerów i turbosprężarek. I właśnie taka jest wspomniana Impreza 1.5 RA - "zwykła". Nadzieją są kolejne pozycje w lineupie marki, które są po prostu szybsze i mocniejsze. Nie łudź się jednak, że zmieni się też wersja nadwoziowa - masz tylko 5-drzwiowego hatchbacka. Owszem, jest i i sedan, ale po pierwsze jest oferowany tylko i wyłącznie w Stanach, a po drugie wygląda... gorzej od odmiany 5d.

Dobre wieści są więc takie, że Subaru oprócz dychawicznej odmiany 1.5, która przyspiesza gorzej niż 12-letnia Felicia Twojego wujka, proponuje 2-litrową, 150-konną Imprezę RA oraz RS, a także 230-konnego WRX-a z 2,5-litrowym, turbodoładowanym bokserem. W zanadrzu Japończycy mają jeszcze najbardziej bojową odmianę STI o mocy 300 KM, która już dumnie stanęła nawet w polskim cenniku za kwotę 55 000 euro. Póki co, do naszego testu trafiło o połowę tańsze Subaru Impreza 2.0 RS i na jej podstawie spróbuję stwierdzić, czy legenda modelu wciąż żyje.

Biała dama
"Biała dama" - to pierwsze określenie, jakie przylgnęło do testowej Imprezy. Perłowa biel, jaką pokryto nadwozie, robi niesamowite wrażenie. Każde załamanie karoserii wpada w piękne refleksy perły i zupełnie zapominamy o fakcie, iż ten kolor był niegdyś atrybutem "PeHowców" poruszających się swoimi "ciężarowymi" Seicento. Dziś, dzięki daleko płynącej fascynacji Bliskim oraz Dalekim Wschodem, barwa ta staje się coraz modniejsza na samochodach, a określenie Dubai White wcale nie jest przypadkowe.

Nie tylko biel czyni nową Imprezę bardzo trendy. Niewątpliwej atrakcyjności dodaje jej również zestaw spoilerów, na który składają się dokładki zderzaków oraz osłony progów. To standard dla wersji RS, który upodabnia ją do mocniejszej odmiany WRX. Nawet tylny dyfuzor i końcówka układu wydechowego są takie same, jak w 230-konnej wersji. Do szczęścia i teoretycznego "bycia jeszcze szybszym" brakuje potężnego "wiatrołapu" na masce, tak charakterystycznego dla Imprezy WRX, który tłoczy świeże powietrze do intercoolera. Do kompletu dorzucono przedłużający linię dachu lakierowany spoiler, który znajdziemy także w 1.5 RA. Testowana odmiana RS otrzymała również atrakcyjnie wyglądające 17-calowe felgi z lekkich stopów (z oponami 205/55 R17). Tak, identyczne znajdziesz w WRX-ie.

Rewolucyjny hatchback w porównaniu z poprzednim modelem został skrócony o 5 cm, jednak dzięki zastosowaniu zmodernizowanej płyty podłogowej z Legacy bardzo mocno wydłużył się rozstaw osi - o 95 mm. Wynosi teraz 2620 mm, co stanowi jeden z najlepszych wyników w klasie. Tę wartość przewyższają jedynie Renault Megane (2625 mm), Honda Civic (2635 mm) oraz Kia cee'd (2650 mm).

Bez zaskoczeń
Prawdziwego fana Subaru na pewno zaskoczy fakt, że drzwi w nowej Imprezie mają ramki szyb. Element, który był jednym z najbardziej charakterystycznych "niebieskich sedanów" ustąpił miejsca rozwiązaniom służącym bezpieczeństwu. Dzięki temu nadwozie po prostu stało się sztywniejsze. Dobrze, że drzwi mają solidne klamki, szeroko się otwierają i zamykają z przyjemnym klapnięciem. Pewne jest, że zainteresuje Cię jedyne właściwe miejsce w japońskim kompakcie - a więc fotel kierowcy. Ten jest wyśmienicie wyprofilowanym kubełkiem, bo pochodzi wprost z WRX-a. Do tego jest bardzo wygodny i odpowiednio regulowany. Pasażer obok ma taki sam, choć bez ustawiania wysokości. Do kompletu dorzucam jeszcze świetną, skórzaną kierownicę o właściwej (niewielkiej) średnicy. I zupełnie nie przeszkadza fakt, że podobno jest nieco przesunięta w prawo w stosunku do osi fotela. Wczucie się w rolę kierowcy jest tak dobre, że zupełnie nic nie jest nam w stanie przeszkodzić w odbiorze wrażeń z prowadzenia Imprezy.

O pełnym komforcie i dużej ilości przestrzeni możemy rozmawiać także z pasażerami tylnej kanapy, choć na pewno nie mają tak dobrze profilowanych oparć ani siedzisk. Sporo miejsca jest przede wszystkim na nogi, a dzięki temu, że pozycja jest dość niska, nawet wysokim osobom nie zabraknie także przestrzeni nad głowami. Zupełnym nieporozumieniem jest pas bezpieczeństwa dla środkowego pasażera, który niewygodnie ukryto przy prawej ściance bagażnika. Ten natomiast w nowym Subaru nie porywa pojemnością, ale z prostego względu - pod jego podłogą znajdują się elementy napędu tylnej osi. Kufer ma niską krawędź załadunku, płaską podłogę tworzoną dzięki złożeniu oparcia kanapy i mizerną pojemność. 301 litrów to absolutne minimum w klasie kompaktów, konkurenci oferują przynajmniej o 20 litrów więcej. A gdzie tam Imprezie do rekordzisty w klasie - Hondy Civic, która chwali się kosmicznymi 485 l. Ciekawostką jest zastosowanie rolety osłaniającej bagaż, zamiast normalnej półki - czyżby pasowała z Forestera?

Plusem auta są schowki, których jest pod dostatkiem i mają przyzwoitą pojemność. Nawet w drzwiach schowamy 1,5-litrową butelkę. Przed odjazdem rzut oka na deskę rozdzielczą. Jest zaprojektowana prosto i ergonomicznie, wszystko mamy pod ręką. Przyzwyczajenia wymaga tylko spryskiwacz przedniej szyby - uruchamiamy go przyciskiem na dźwigience, a nie pociągnięciem jej do siebie. Jednocześnie kokpit nowej Imprezy jest przygnębiająco czarny, piekielnie twardy i wykonany ze średniej jakości tworzyw. Dobrze przynajmniej, że są świetnie spasowane i nic nie trzeszczy, choć o pomstę do nieba woła wyłożenie boczków drzwiowych twardym i łatwo rysującym się plastikiem. Przynajmniej tyle, że podparcia pod łokcie są miękkie.

Środkowa konsola z charakterystyczną falą ciągnącą się od lewych drzwi do prawych skrywa w dolnej części trzy pokrętła seryjnej automatycznej klimatyzacji. Umieszczone wyżej radio CD pozwala na odtwarzanie utworów zapisanych w formacie MP3 oraz posiada wbudowaną zmieniarkę na 6 płyt. Niestety jakość dźwięku wydobywająca się z 10 głośników jest zaledwie przeciętna. Najlepsze wrażenie w całym wnętrzu i tak robią podświetlane na czerwono zegary.

Za co kochamy Subaru...
Fotel przysunięty, kierownica ustawiona, pas zapięty. Wkładasz kluczyk do stacyjki i przekręcasz go. Zaczyna się pewnego rodzaju spektakl, tak prosty i banalny, a jednocześnie tak ujmujący. W czeluściach licznika zapalają się na czerwono najpierw wskazówki. Wszystkie trzy - obrotomierz wyskalowany do 8000 obr./min, prędkościomierz do 240 km/h i wskaźnik paliwa - robią pełny obrót do końca swojej skali, po czym wracają do pierwotnego położenia. Na sam koniec zapalają się cyfry i wskazania liczników. Proste i piękne. Człowiek żałuje, że w każdym aucie nie ma podobnych gadżetów.

Zabawa zaczyna się dopiero, gdy po kolejnym przekręceniu kluczyka budzi się do życia jednostka napędowa. Motor, który od zawsze był, jest i mam nadzieję jeszcze długo będzie kojarzony z Subaru. To bokser, leżący silnik w którym tłoki pracują naprzeciw siebie. Ma tyle samo zalet, co i wad. Tu akurat w Imprezie RS ma 2 litry pojemności, po dwa wałki rozrządu w głowicach i system zmiennych faz rozrządu AVCS (Active Valve Control System=. Legitymuje się mocą 150 KM (przy 6400 obr./min) i maksymalnym momentem obrotowym wynoszącym 196 Nm (przy 3200 obr./min.). Nie za wiele, choć w rodzinie jest też i słabszy 1.5. Bulgoczące boksery to domena turbodoładowanych WRX-ów - w ofercie Subaru znajdziesz 2,5-litrowego o mocy 230 KM oraz 300-konne STI.

Tu w "białej damie" jednak nie masz turbo. Silnik budzi się nieco szorstko. To, że jest zimny poznasz jedynie po nieco podwyższonych obrotach i niebieskiej lampce zapalonej na zegarach. Nie poczujesz natomiast zupełnie żadnych wibracji - to właśnie jedna z zalet przeciwsobnego silnika. Na mocniejsze dodanie gazu musisz jednak poczekać, żaden motor nie lubi szaleństwa zaraz po przebudzeniu. Jeśli jednak myślisz, że do Twoich uszu doleci stłumiony bulgot, to grubo się mylisz. Takie odłosy wydają potężne, zaturbione Imprezy WRX. Odgłos zwykłego boksera owszem jest charakterystyczny, nieco metaliczny, ale to jednak nie to, czego wszyscy oczekujemy. Pora ruszyć.

Wysoko umieszczona dźwignia 5-biegowej skrzyni i nisko położony fotel powodują, że czujesz się niemalże jak Peter Solberg w rajdowej Imprezie. Żałuję, że biegi nie wchodzą sekwencyjnie, bo skrzyni brakuje precyzji. Wrzucenie wstecznego biegu nierzadko kończy się niepowodzeniem i dopiero za którymś razem na tylnej lampie zapala się białe światło cofania. W przód już jest znacznie lepiej, choć przekładnia momentami nie przepada za szybką zmianą.

Próba ognia
W mieście Subaru jest po prostu typowym kompaktem. Prowadzi się go lekko, bez zbędnych problemów, a nasz "pogromca" spod maski nie wydaje natrętnych odgłosów przy spokojnej jeździe. Zastosowanie kolumn McPhersona z przodu i wielowahaczowego zawieszenia z tyłu powoduje, że Impreza jest zaskakująco sprężysta i przyjemnie pokonuje nierówności polskich metropolii. Twój strach przed utratą zębów przed wjazdem na torowisko szybko mija i stajesz się znacznie pewniejszy.

Manewrowanie w wąskich uliczkach i parkowanie tyłem to także duża przyjemność - dodatkowe okienko za tylnymi drzwiami oraz ogromne boczne lusterka rodem z dostawczaka to duże plusy w miejskiej dżungli. Niestety dodatkowy komplet spoilerów rodem z WRX-a (seryjnie w 2.0 RS) powoduje, że nie każdy krawężnik może być łatwy do pokonania. Wizyta pod dystrybutorem potrafi tylko przerazić - kilka wygranych pojedynków od świateł do świateł i za bycie głównym bohaterem filmu "Szybcy się wściekli" płacisz spalaniem wynoszącym prawie 14 litrów na 100 kilometrów (test: 13,6 l/100 km).

Nowa Impreza pod niewinną, białą skorupą oryginalnego hatchbacka kryje też w sobie dynamiczną osobowość. Odkrywasz ją razem z minięciem tablic terenu zabudowanego, najlepiej znajdując szybką i krętą trasę. Tu Impreza pokazuje na co ją stać. Początkowo metaliczny odgłos pracy silnika przy niskich obrotach staje się wraz ze wzrostem obrotów coraz donośniejszy, a gdy wskazówka minie liczbę "4" zaczyna się prawdziwa jazda. Z wydechu zaczyna się wydobywać głośny pomruk auta, które wydaje się mieć przynajmniej ze 300 KM pod maską.

Oscylowanie w okolicach 6000 - 7000 obr./min powoduje, że mocniej ściskasz kierownicę, na Twojej twarzy maluje się szeroki uśmiech i dopiero teraz "załapujesz", dlaczego te 10 głośników tak dennie gra. Najlepszą muzykę prezentuje Ci bokser i już nigdy więcej nie chcesz włączać radia. Odczucia prowadzenia prawdziwej wyścigówki gwarantowane. Auto wije się niczym wąż, wskazówka skacze, przed ostrymi zakrętami łapią doskonałe hamulce. Tak można cały dzień, od rana do wieczora. Uśmiech o poranku i na dobranoc zawsze będzie ten sam. To zabawka. To cały charakter Subaru Imprezy.

Plusy dodatnie i plusy ujemne
Cały ten show okazuje się być jednak troszkę na wyrost, kiedy okazuje się, że mocy jest jednak za mało, przede wszystkim przy niskich obrotach. 150 koni na auto ważące 1355 kg to może i odpowiednia liczba, jednak aby sprawnie przyspieszać i wyprzedzać, należałoby mieć więcej mocy pod prawą nogą. Zresztą przyspieszenie 0 - 100 km/h wynoszące 9,6 sekundy mowi samo za siebie.Chcielibyśmy po prostu czegoś więcej. W efekcie podczas wyprzedzania nie obejdzie się bez zredukowania biegu i trzymania silnika na wysokich obrotach. To natomiast poskutkuje zwiększonym zużyciem paliwa, które może sięgnąć nawet 10 litrów na 100 km.

Na to, że Impreza 2.0 bywa ospała wpływa również jeden fakt. Subaru, zgodnie ze swoją wieloletnią tradycją, zastosowało symetryczny napęd na cztery koła z centralnym mechanizmem różnicowym. Ma go każda Impreza - nawet 1.5 - i dzięki niemu moc przenoszona jest w proporcjach 50:50. To niezaprzeczalna zaleta w każdych warunkach pogodowych. Kto myśli, że napęd 4x4 służy tylko do zabaw na szutrze, grubo się myli. Owszem, nie ma nic lepszego od "slajdów" prowadzonych Subaru Imprezą, jednak taki napęd do przede wszystkim bezpieczeństwo. Na mokrym asfalcie nie ma mowy o zerwaniu przyczepności któregoś z kół, podobnie jak na suchym. Nie wspomnę już jak wielką przyjemnością jest jazda "białą damą" po śniegu. Auto prowadzi się bardzo przewidywalnie, w czym duża zasługa bardzo precyzyjnego układu kierowniczego, który ode mnie zbiera najwyższe noty oraz silnika.

Umieszczony nisko bokser dodatkowo wpływa na obniżenie środka ciężkości samochodu, co zapewnia jeszcze lepsze prowadzenie. Gdy tylko fantazja zaprowadzi nas za daleko, do akcji wkroczy system kontroli trakcji i stabilizacji toru jazdy VDCS (Vehicle Dynamic Control System), który w odpowiednim momencie przyblokuje któreś z kół i zaprowadzi porządek z ustawieniem auta na drodze. Standardem dla wszystkich Imprez jest również... reduktor. Tak, urządzenie znane raczej z samochodów terenowych teoretycznie ma pomoć w stromych podjazdach i podczas holowania przyczep. Przydatność raczej wątpliwa.

Ważnym czynnikiem decydującym o powodzeniu nowej Subaru Imprezy na rynku jest jej cena. Za model 2.0 RS zapłacimy 25 490 euro, co przy kursie 3,62 zł (z dnia 22.02.08) daje nam kwotę ok. 92 270 złotych. Lista wyposażenia seryjnego jest niemalże pełna - 6 poduszek powietrznych, ABS, system kontroli trakcji, pełna elektryka szyb i lusterek, automatyczna klimatyzacja, radio CD MP3 ze zmieniarką, kubełkowe fotele, reflektory ksenonowe, 17-calowe alufelgi i pakiet optyczny WRX to standard dla testowanego auta. Możemy dopłacić jedynie 400 euro za lakier metalizowany. Kwota nie jest mała, jednak auto przekonuje praktycznie kompletnych wyposażeniem i przede wszystkim świetnymi właściwościami jezdnymi.

Impreza wiecznie żywa...
Posiadanie Subaru Imprezy to pewien sposób wyznawania kultu. Tego auta nie kupuje się ze względu na niską cenę, ekonomiczność czy praktyczność. Od tego są inne samochody. Impreza to legenda, którą najlepsi z najlepszych stworzyli na rajdowych odcinkach mistrzostw świata. To blisko 15 lat historii, którą budowali Ari Vatanen, Carlos Sainz, czy wreszcie Colin McRae, Richard Burns i Peter Solberg. To dzięki nim "niebieskie sedany na złotych felgach" zostały uznane za samochody kultowe. Doszukiwanie się w nich duszy może być dyskusyjne, ale bojowego charakteru Subaru Imprezie nikt nie odmówi. Przynajmniej tak było do zeszłego roku.

Nowa Impreza zerwała z wizerunkiem poprzednika. Odcięcie trzeciej bryły od nadwozia już było poważnym ciosem dla fanów. Zostali pognębieni dodatkowo kontrowersyjnymi diodowymi lampami. Wśród nich byłem też i ja. Subaru dzięki temu posunięciu chce trafić do szerszego grona. Do ludzi, którzy szukają kompaktowego i funkcjonalnego auta z odrobiną szaleństwa w postaci boksera pod maską i stałego napędu na cztery koła.

Pytanie tylko, czy zebranie nowych klientów nie spowoduje utraty starych, wiernych marce fanów? Impreza nie kojarzy się z szarym sedanem z 1,5-litrowym silnikiem pod maską. Powiedz "Subaru Impreza", a każdy zobaczy przed oczami basowo dudniącego niebieskiego sedana na złotych felgach z potężnym spoilerem na klapie. To jednak tylko stylistyka, pod którą wciąż kryje się cała magia Subaru, może jeszcze mocniejsza niż w poprzedniku. Jedno jest pewne - nie oceniaj książki po okładce. Zawartość może Cię bardzo zaskoczyć.

Test powstał we współpracy z portalem www.autowizja.pl