Subaru Impreza 2.5 WRX Sedan

W 1994 roku po raz pierwszy zadebiutowało Subaru Impreza GT. W tym roku mija 15. rocznica od momentu pojawienia się pierwszej Imprezy z turbodoładowanym silnikiem. Z okazji jubileuszu dostajemy prezent w postaci klasycznego sedana. W teście 230-konna odmiana WRX.

Zaskoczony? Ja do niedawna również byłem. Nowy model Subaru Imprezy w Europie pojawił się jako kontrowersyjny hatchback (o gustach się nie dyskutuje...) i nic nie zapowiadało, żeby na naszym kontynencie miałaby się pojawić odmiana trójbryłowa. Owszem, sedana pokazano, ale tylko w specyfikacji na rynek amerykański tam też jest z powodzeniem sprzedawany. Co robi więc w Europie?

Czy Subaru wystraszyło się, że największy konkurent Imprezy - Mitsubishi Lancer - znacznie lepiej sprzedaje się w sedanie niż w 5-drzwiowym Sportbacku? A może powodem, dla którego pojawia się trójbryłowe Subaru jest fakt, że hatchback wywołuje zbyt dużo kontrowersji i nie trafia do fanów błękitnych sedanów na złotych felgach? Trudno powiedzieć. 15. rocznica zaistnienia pierwszej, turbodoładowanej Imprezy też raczej nie jest głównym powodem pojawienia się nowego modelu na rynku.

Jedno jest pewne - tego auta tak naprawdę na Starym Kontynencie jeszcze nie ma. Brak cenników, ofert, szczątkowe dane techniczne. Powód prosty - nowe Subaru Impreza Sedan pojawi się dopiero na wiosnę. My jednak mieśli okazję sprawdzić to auto już teraz i to w najmocniejszej, dostępnej w sedanie wersji - WRX.

Dziedzictwo Imprezy
Czy nowy sedan faktycznie wreszcie wygląda jak na Imprezę przystało i czy jest ładniejszy od hatchbacka? Kwestia gustu. Bez wątpienia Subaru Impreza najlepiej prezentuje się od przodu. Ksenonowe reflektory wyglądają bojowo i ciekawie komponują się z pofalowaną linią atrapy wykończonej stalową listwą. Szeroki wlot powietrza w zderzaku zakończono po bokach okrągłymi halogenami. Nie mogło zabraknąć kolejnego wlotu - tym razem na masce, przecież turbodoładowany bokser musi czymś oddychać.

Trzecia bryła nowej Imprezy jest wyjątkowo krótka i zakończona jakby bez pomysłu. Jeśli trudno zarzucić coś zderzakowi z obniżającymi go dokładkami (będącymi kontyuacją nakładek progowych) i wystającymi spod niego dwiema okrągłymi końcówkami układu wydechowego, tak projektanci tylnych lamp nie popisali się. Wzorowali się chyba na poprzedniej generacji Hyundai'a Elantry lub na Roverze 75. Firmowy, błękitny lakier z palety Subaru - pięknie mieniący się metalizowany Blue Mica (dopłata 400 euro) - powoduje, że tył może nawet skojarzyć się ze sportową odmianą Brytyjczyka - MG ZT, który często występuje w podobnym odcieniu niebieskiego. Tak czy inaczej auto od tej strony wygląda bardziej jak Koreańczyk niż rasowy Japończyk. Płaski spoiler na klapie, zamiast dobrze znanego potężnego skrzydła z poprzednich generacji, też nie napawa nas specjalną euforią.

Być albo nie być sportowym sedanem
Wnętrze Subaru Imprezy WRX zaskakuje brakiem charakteru, bo tak naprawdę poza sportowymi fotelami kubełkowymi i zegarami z centralnie umieszczonym obrotomierzem trudno poznać, że mamy do czynienia z naprawdę mocnym, bo 230-konnym autem. Projekt deski rozdzielczej jest udany, ergonomiczny, aczkolwiek niektóre detale mogą nas denerwować - jak choćby nieczytelny wyświetlacz komputera pokładowego czy brak zamknięć środkowych nawiewów. Materiały, z których wykonano kokpit są wyjątkowo dobrze spasowane (takie np. pokrętła klimatyzacji robią zdecydowanie lepsze wrażenie niż w Mitsubishi Lancerze), jednak większość z nich jest chropowata i niemiła w dotyku. Dotyczy to także tapicerki drzwi (na marginesie: skończyła się era drzwi bez ramek szyb w Subaru), która w całości wykonana jest z twardego tworzywa. Przydałaby się materiałowa wstawka.

Seryjnie oferowany radiootwarzacz CD MP3 ze zmieniarką na 6 płyt dobrze wygląda, jest prosty w obsłudze (również z kierownicy), jednak emitowana przez system jakość dźwięku woła o pomstę do nieba. Akustycy w Subaru po raz pierwszy dali plamę - komplet głośników do wymiany. Na szczęście nie ma co narzekać na schowki - Impreza jest praktyczna, schowków ma pod dostatkiem, poza tym są wystarczająco pojemne i wygodne.

Przestrzeń życiowa
Subaru Impreza oferuje przyzwoitą ilość miejsca dla pięciu pasażerów. Przednie, kubełkowe fotele początkowo wydają się zbyt "cienkie" jak na WRX-a, jednak po kilkunastu kilometrach przekonują do siebie komfortem i odpowiednim trzymaniem bocznym. Zarówno kierowca jak i pasażer znajdą dla siebie odpowiednią pozycję. Duży plus za podgrzewanie, minus za umieszczenie przeznaczonych do tej funkcji przycisków, które mocno cofnięto na tunelu środkowym. Także w tylnym rzędzie jest przestronnie. Najwięcej na nogi, nieco mniej nad głową, ale wciąż dwóch pasażerów może stwierdzić, że jest im wygodnie. Na upartego wejdzie i trzeci, bo nie przeszkodzi mu ani wysoki tunel środkowy, ani zbytnie wyprofilowanie kanapy, ani podłokietnik którego, niestety, nie ma.

Bagażnik mieści 400 litrów, jest płaski o nierównej podłodze i wchodzi do niego europaleta... bez towaru. Nie zachwycają zarówno potężne zawiasy wnikające do środka jak i klapa, która nie ma od wewnątrz jakiegokolwiek uchwytu do jej zamykania. Z jednej strony kiepsko, jak na kompaktowego sedana, z drugiej jednak strony warto sobie przypomnieć, że mamy do czynienia z autem z napędem na cztery koła i gdzieś ten tylny most musi się mieścić.

Łagodny jak baranek...
Trzymając w ręku archaiczny kluczyk można się zastanowić, czy faktycznie pochodzi z nowej Imprezy. Do stacyjki wchodzi jednak gładko, po jego przekręceniu następuje efektowne "przegonienie" wszystkich wskazówek zegarów po ich całej skali (dopiero na koniec zaświecają się na czerwono cyfry) i po chwili pod maską zaczyna pobrzmiewać 4-cylindrowy bokser o pojemności 2,5-litra. Metaliczne szemranie jednak w zupełności nie przypomina basowego bulgotu poprzedników - akustycy w Subaru po raz drugi dali plamę - tym razem komplet tłumików do wymiany. Przy przegazówce nawet turbosprężarki nie słychać. Jedni załamią ręce, drudzy pochwalą konstruktorów z Fuji za fenomenalne wyciszenie kabiny pasażerskiej.

5-biegowa manualna skrzynia ma wysoko umieszczony lewarek i krótkie drogi prowadzenia. Kolejne biegi wchodzą precyzyjnie, a Subaru śmiało nabiera prędkości. W mieście zachwyca fenomenalna elastyczność przeciwsobnej jednostki - ciągnie od samego dołu i chętnie współpracuje w pełnym zakresie obrotów (maksymalny moment obrotowy 320 Nm jest osiągany przy 2800 obr./min.). Zawieszenie składające się z kolumn MacPhersona z przodu i podwójnych wahaczy z tyłu zaskakuje łagodnością i dużym skokiem amortyzatorów. Mimo zastosowania teoretycznie dużych, 17-calowych kół (opony 205/50 R17), kolejne dziury i torowiska są pokonywane wyjątkowo miękko i cicho.

Jazda po mieście odkrywa jeszcze jedną zaletę Imprezy - bardzo dobrą widoczność, zwłaszcza do tyłu. Mimo braku czujników parkowania doskonale wiemy, gdzie kończy się tył auta - wyznacza nam go spoiler na klapie. Poza tym szokują ogromne powierzchnie lusterek bocznych - ich szkła dorównują wielkością samochodom... dostawczym. Czy tylko oby na pewno pasują do sportowego charakteru auta?

... czy agresywny jak wilk?
Turbodoładowany bokser Subaru Imprezy WRX osiąga moc 230 KM przy 5200 obr./min. Nie jest to jakiś specjalny wyczyn z pojemności 2,5-litra, zwłaszcza że Volkswagen, a dokładniej SEAT, potrafi z 2-litrowego TFSI wykrzesać aż 240 KM (SEAT Leon Cupra). Jest jednak jedna, kolosalna różnica - Hiszpan jest przednionapędowy, a Japończyk AWD. Nie muszę tłumaczyć, że przy obecnych warunkach pogodowych tj. śnieg na zmianę z deszczem, w momencie startu ze skrzyżowania Cupra "mieli" swoimi 18-calowymi oponami śliski asfalt próbując ruszyć, podczas gdy w tym samym czasie opada pył wodny po starcie Imprezy, która znika za zakrętem. Symetryczny napęd obu osi jest fantastyczny i w Subaru dopracowano go do perfekcji. Auto każdy łuk pokonuje z lekkością i niebywałą pewnością, a dzięki fenomenalnemu układowi kierowniczemu (elektrycznie wspomaganie!) - także z ogromną precyzją.

Wspomniana wcześniej skrzynia biegów idealnie współgra z motorem, a dzięki skróceniu jej przełożeń w porównaniu z poprzednim WRX-em, najnowszy model osiąga setkę po niewiarygodnym czasie 6,5 sekundy! Wskazówka obrotomierza szybko dociera do granicznych wartości, głos silnika podnosi się dość wyraźnie, a na ustach kierowcy zaczyna się malować szeroki uśmiech (na twarzy pasażera podobno przerażenie). Niestety coś za coś - prędkość maksymalna to tylko 209 km/h.

Przyjemność gwarantowana!
Nie szkodzi, że Subaru Impreza wygląda, jak wygląda, że deska rozdzielcza ma takie plastiki, a nie inne i że bokser nie wydaje z siebie grzmotów Posejdona (no dobra, szkoda...). To wszystko nie ma znaczenia w momencie, kiedy siedzimy za kierownicą tego auta. A trzeba przyznać, że za miękką, skórzaną i przyjemną w manewrowaniu kierownicą. WRX słucha kierowcy jak żadne inne auto, a elektronika w postaci VDCS (Vehicle Dynamic Control System) pilnuje, żeby Impreza nie sprawiła nam psikusa. Jednak do tego psikusa bardzo trudno doprowadzić - auto jest bardzo neutralne, świetnie trzyma się drogi (sztywne zawieszenie), nawet tej śliskiej. W razie uślizgu któregoś z koła, elektronika delikatnie ingeruje nastawiając Subaru we właściwym kierunku.

A gdyby tak zaszaleć? Przy lewym kolanie niewygodnie nisko ukryto magiczny przycisk - "ESP OFF". Ważna informacja - zanim go wciśniesz i ruszysz, pomyśl czy naprawdę jesteś dobrym kierowcą ("A jakże, pewnie że jestem!..." - myślenie większości z nas) lub czy masz przed sobą kawał szerokiej i najlepiej mocno oblodzonej nawierzchni. WRX-a bez kontroli trakcji na zmrożonym starym lotnisku prowadzi się wyjątkowo precyzyjnie i pewnie wprowadza w kontrolowane poślizgi. Nie muszę wspominać, że frajdy z podróżowania bokiem jest co niemiara, zwłaszcza że w Subaru przychodzi to z taką łatwością. Zupełnie inaczej może być jednak na suchym, czy nawet wilgotnym asfalcie. Jedyny mankament to fakt, że podczas takich szaleństw w 60-litrowym zbiorniku paliwa tworzy się zupełnie niekontrolowany wir, który powoduje że wysokooktanowa benzyna znika w zastraszającym tempie. Uroki boksera spowodowały, że 2,5-litrowe turbo zadowoliło się podczas testu średnio 17,6 l/100 km.

Jeden z najszybszych sedanów
Subaru Impreza 2.5 WRX Sedan to bogato wyposażone auto. Poduszki kierowcy, pasażera, boczne i podwójne kurtynowe, rozbudowany system kontroli trakcji, automatyczna klimatyzacja, ksenonowe reflektory czy 17-calowe alufelgi to standard. O pełnej elektryce szyb i lusterek oraz systemie audio CD MP3 chyba nie trzeba wspominać. Za jaką cenę? Nie wiadomo. Auto znajdzie się w polskiej ofercie dopiero na wiosnę, być może w marcu poznamy oficjalną cenę. Przypuszczalnie jednak może być wysoka - 5-drzwiowy hatchback 2.5 WRX kosztuje w tym momencie 37 500 euro, co po przeliczeniu na złotówki przy mocno szalejącej europejskiej walucie (1 EUR = 4,5634 zł wg średniego kursu NBP z dnia 06.02.2009) daje astronomiczną sumę ponad 171 000 złotych. Czy będzie warto?

Jeśli cenisz pewne właściwości jezdne dzięki napędowi na wszystkie koła, bezpieczeństwo w każdych warunkach drogowych i szukasz frajdy z prowadzenia - bez wątpienia zdecydujesz się na Imprezę WRX. Subaru to także szybkie i wyjątkowo komfortowe auto, które nadaje się także do codziennej jazdy. Ekstremalistom zostaje 300-konna wersja STI, która prawdopodobnie zostanie tylko i wyłącznie hatchbackiem.

Liczę po cichu tylko na jedno - niższą cenę. Przy takiej kwocie (przypominam - 37 500 euro, ale za 5-drzwiowego hatchbacka 2.5 WRX) łatwo zdecydować się na inny samochód, który może spełnić nasze wymagania posiadania szybkiej limuzyny z napędem na cztery koła. Wchodzimy nie tylko w rewiry zarezerwowane dla aut klasy premium (Audi A4 2.0 TFSI 211 KM Quattro - 141 300 zł oraz 3.2 FSI 260 KM Quattro - 185 800 zł; Mercedes C280 4MATIC 231 KM - 166 000 zł; BMW 325i xDrive 218 KM - 177 000 zł), ale także największego konkurenta - Evo. Za 169 990 złotych w salonie Mitsubishi kupujemy 350-konnego Lancera Evolution X GSR GT350. Dlatego oby Subaru nas zaskoczyło na wiosnę. Ewentualnie mocna złotówka i niskie euro. Albo jedno i drugie, bo Impreza to fajne auto.

Aktualizacja z dnia 30.03.2009
Znamy już ceny Subaru Imprezy Sedan - 230-konny WRX został wyceniony na 36 000 euro, czyli ok. 169 888 złotych (1 EUR = 4,7191 zł wg średniego kursu NBP z dnia 30.03.2009).