Subaru Legacy 3.0 R

Mglisty sierpniowy poranek. Między budynkami szybko przejeżdża granatowy sedan. Nikt go nie zauważa. Kierowca dość szybko zbliża się do zakrętu; znika za nim nie ujmując gazu. Dopiero redukcja i roznoszące się po okolicy echo gardłowego pomruku sprawia, że ludzie się oglądają.

Zauważyłem kilka tych spojrzeń. Powoli parkuję przy chodniku, sprawdzając czy granatowy sedan wzbudza jakiekolwiek emocje u przechodniów. Żadne. Tak spokojnej i niepozornej linii nadwozia nie ma chyba żadne auto w tej klasie. Granatowy, metalizowany lakier to kolejny dowód na to, że jeśli chcesz być niezauważalnym, kup samochód w ciemnym kolorze. Chromowane akcenty w postaci atrapy, listew progowych pod drzwiami oraz wykańczających tylne lampy dodają smaku i elegancji. 17-calowe alufelgi o prostym wzorze także nie wzbudzają zainteresowania, choć stanowią znakomity kompromis pomiędzy komfortem, bezpieczeństwem i oczywiście odpowiednią prezencją.

Biedna wersja...
Zazdrosnych spojrzeń niewiele (właściwie chyba tylko jedno - dziewczyna się popatrzyła w moim kierunku... albo na koleżankę idącą drugą stroną ulicy), więc przynajmniej Wam zdradzę w czym siedzimy, skoro zainteresowanych brak. To Subaru Legacy. Zapewne wielu z Was podskoczy na fotelach i wiwatując "Niech żyje stara Impreza!!" wyskoczy z pokoju. To zrozumiała reakcja dla fanatyków błękitnych sedanów na złotych felgach. Niestety po chwili euforii popadną w zadumę i zastanowią się, co to za dziwne słowo "Legacy". Dzięki Bogu Japończycy mają w swojej ofercie więcej modeli, niż tylko Imprezę. Legacy to jednak drugi biegun, jeśli chodzi o charakter. Impreza ma wloty, potężne halogeny w odmianie STI, w obecnym wcieleniu nawet do czterech rur wydechowych i potężne skrzydło na klapie. Nie ukrywa, że jest blisko 300-konnym potworem.

A tu? W największym sedanie marki postawiono na gustowną "cichociemność", zrezygnowano ze szpanu, lansu i bajeru. Każde Legacy ma dwie końcówki układu wydechowego, ale to bynajmniej nie wspomniana krzykliwość. Poza tym nic, nawet wlotu powietrza na masce. Pewnie jakaś biedna wersja, pomyślisz. Nawet testowana przeze mnie pod koniec czerwca odmiana z nowym, 2-litrowym bokserem dieslem miała pokaźny "połykacz wszystkiego" na pokrywie silnika. Biedna wersja... No dobrze, żyj dalej biedny Czytelniku w niewiedzy.

Spokój inside
Drzwi z szybami bez ramek to klasyka i wyróżnik modelu Legacy. Czarne wnętrze wykończone srebrnymi detalami to kontynuacja zewnętrznego spokoju. Skórzane fotele są wygodne, jednak na szybko pokonywanych zakrętach domagają się głębszego profilowania. Regulacja lędźwiowa jest trudno dostępna - niewielką dźwignię zamontowano tuż przy podłokietniku. W podobnie niedostępnym miejscu (zwłaszcza w zimie, gdy będę miał na sobie ciepłą, zimową kurtkę) umieszczono pokrętła podgrzewania foteli - tuż za dźwignią ręcznego. Pasażerowie tylnej kanapy nie mają już takich niespodzianek poza faktem, że może im doskwierać delikatny brak miejsca. Legacy ich nie rozpieszcza pod tym względem, zwłaszcza jeśli chodzi o przestrzeń nad głową. Mają oni jednak osobne nawiewy, siatki w oparciach przednich foteli oraz oczywiście wygodny podłokietnik z zagłębieniami na napoje.

Siedząc za kierownicą nie narzekam jednak na złą pozycję, miękka skórzana kierownica jest regulowana w dwóch płaszczyznach, a zewnętrzne lusterka odpowiednio duże. Dziwne, że Subaru nie oferuje czujników cofania w Legacy - podczas miejskich manewrów czasem bywa trudno. Nie mogę nic zarzucić materiałom. Deska rodzielcza jest wykonana z przyjemnego w dotyku plastiku, który jednak jest zbyt śliski i zostają na nim "policyjne" odciski naszych palców. Zwłaszcza na konsoli środkowej, której często używamy. Skrywa panel dwustrefowej klimatyzacji oraz systemu audio, który połączono z kolorową nawigacją. Całe te kilkadziesiąt centymetrów kwadratowych ma jednak kilka minusów w postaci m.in. braku opcji dual w klimatyzacji (kierowca nie może w Legacy sterować ustawieniem temperatury dla siebie i pasażera jednym pokrętłem) czy niewielkiego zróżnicowania pokręteł (chcąc podwyższyć temperaturę możemy omyłkowo podkręcić radio).

Obsługa dla profesjonalistów
Osobny akapit chcę poświęcić systemowi audio i nawigacji. Super, że 7-calowy ekran na górze deski rozdzielczej jest duży, kolorowy i dotykowy, że jest prosty w obsłudze, a menu nieskomplikowane. Cieszę się, że wreszcie mamy bardzo dokładną mapę Polski (dopłata ok. 3 500 zł), a także kilka bajerów w postaci zaawansowanego komputera pokładowego wskazującego dokładne spalanie czy nawet profesjonalny kalkulator. Ale...

Dlaczego system audio gra tak wyjątkowo przeciętnie, a ustawienie odpowiednich tonów należy zlecać profesjonalistom, którzy będą w stanie poinstruować nas, jak wyregulować decybele i herce, żeby można było wydusić zadowalającą nas nutę z głośników? Brakło prostej regulacji w skali "tony wysokie, niskie, średnie", a fabryczny korektor w ustawieniu JAZZ niczym nie różni się od ROCK. Przynajmniej tak mówi moje ucho nadepnięte przez słonia. Inżynierowie Subaru skupili się chyba na innych dźwiękach, które powinny powodować uśmiech od ucha do ucha na naszej twarzy...

Porządek w samochodzie
Wychodząc z założenia, że z zestawu audio i swoich ulubionych płyt CD będziemy rzadko korzystać, inżynierowie Subaru zaprojektowali niewielkie schowki. Zarówno ten w podłokietniku jak i przed pasażerem nie powalają swoją pojemnością. Całe szczęscie, że umiejscowione na tunelu dwa, podświetlane w nocy na niebiesko, zagłębienia na napoje spokojnie mieszczą po dużej butelce. Wspomniany ekran systemu audio/navi zajął miejsce jednego z praktyczniejszych schowków, który bardzo przydawał się podczas testów zarówno Legacy 2.0D jak i Outbacka. No cóż, albo rybki, albo akwarium.

Bagażnik podobnie nie szokuje - 433 litry to przeciętna pojemność. Producent pojemności po złożeniu oparć kanapy nie podaje, bo... oparcia się nie składają. Co najwyżej możemy skorzystać z otworu w podłokietniku na narty. Potężne, obudowane plastikiem zawiasy klapy ograniczają przestrzeń załadunkową, mimo iż są dość dokładnie osłonięte w nim wykładziną. Pod podłogą znajdziemy jednak kilka skrytek w osłonie oddzielającej koło zapasowe od przedziału bagażowego. Bardziej wymagającym polecam Legacy Kombi.

Skrywana tajemnica...
Jest kilka elementów we wnętrzu, które mogą budzić Twoją wątpliwość. Jeśli dźwignia automatycznej skrzyni biegów SPORTSHIFT jeszcze nie powoduje emocji, tak pokrętło na tunelu środkowym może zaniepokoić. To element sterowania systemem SI-DRIVE (SUBARU Intelligent Drive) - czegoś, co potrafi przemienić potulne Legacy w agresywną bestię. Z czym więc przyszło nam się spotkać?

Tajemnica rozwikłana - brak wlotu na masce to jeszcze nie dowód, że mamy do czynienia ze słabą odmianą Legacy. Tak naprawdę jest on zarezerwowany tylko dla 150-konnej odmiany wysokoprężnej, a więc w rzeczywistości najsłabszej. Paradoks czy filozofia Subaru? Raczej to drugie, zwłaszcza kiedy zerkam pod maskę. Pod granatową, niepozorną karoserią Legacy kryje się sportowa technologia na czele z najmocniejszym silnikiem w ofercie. 3-litrowy, 24-zaworowy bokser legitymuje się mocą 245 KM (180 kW). Bez turbosprężarek, po prostu czysta moc płynąca z 6 cylindrów. Potęgę przeciwsobnego silnika widać na pierwszy rzut oka - jednostka jest niska, ale bardzo szeroka. Takie zamontowanie obniża środek ciężkości oraz znacznie poprawia prowadzenie auta na drodze.

To tylko początek
Gęsia skórka na ciele, przekręcam kluczyk w stacyjce. Kto oczekuje grzmiącego bulgotu, tak charakterystycznego dźwięku dla boksera (a raczej turbodoładowanych Imprez) będzie zawiedziony. 6-cylindrowy motor budzi się łagodnie, bezwibracyjnie i od razu przechodzi w ledwo słyszalny pomruk. Niebieska lampka świecąca się przy temperaturze silnika sygnalizuje tak naprawdę temperaturę oleju. "Unikaj dynamicznej jazdy do momentu, kiedy kontrolka temperatury nie zgaśnie" - wyraźnie informuje naklejka na tapicerce drzwi kierowcy. Potulnie przesuwam dźwignię automatycznej, 5-biegowej skrzyni biegów na "D" i puszczam hamulec. Legacy zaczyna się toczyć, spokojnie reaguje na pedał gazu. Zawieszenie na które składają się kolumny MacPhersona z przodu i układ wielowahaczowy z tyłu wyjątkowo komfortowo traktuje pasażerów, nawet na większych dziurach. W mieście trudno wyczuć zalety Legacy, wyjeżdżam zatem w trasę.

Ponad 20-kilometrowy odcinek prowadzący górską drogą od Zawoi do Jabłonki (droga krajowa 957) to najlepszy fragment do sprawdzenia tego, co przygotowali nam inżynierowie z Fuji Heavy Industries. Najbardziej "gorące" pokrętło w Legacy czas "rozbroić". Sterownik systemu SI-DRIVE (SUBARU Intelligent Drive), sterujący pracą przepustnicy oraz skrzyni biegów, działa w trzech trybach. Najnudniejszy to Intelligent (uruchamia się po wciśnięciu pokrętła). Subaru turla się wtedy leniwie i ekonomicznie. To dobre do miasta, na korki. Najbardziej uniwersalny jest Sport. Ten tryb automatycznie uruchamia się po odpaleniu silnika, jest więc odpowiedni do większości manewrów, zarówno dynamicznej jazdy po ulicach naszych metropolii jak i szybkiej w trasie. Jest jeszcze jeden tryb. Jeśli cierpisz na epilepsję, akrofobię, masz lęki nerwowe i nęka Cię choroba lokomocyjna nigdy go nie włączaj...

S#
Maksymalne przekręcenie pokrętła SI-DRIVE w prawo uruchamia tryb Sport Sharp. Na wyświetlaczu komputera pokładowego wykres ilustrujący pracę systemu przestawia się z płaskiego na najbardziej stromy. Jeśli wydaje Ci się, że Subaru Legacy 3.0 było szybkie, przygotuj się na to, że teraz będzie piekielnie szybkie. Uruchamiam tryb manualny automatycznej skrzyni SPORTSHIFT. Teraz do dyspozycji mam dwie, pokaźne łopaty (nazywane delikatnie "manetkami") przy kierownicy, służące do zmiany przełożeń. Na wyświetlaczu audio i nawigacji ustawiam komputer na wyświetlanie trzech zegarów - spalania średniego, chwilowego i procent wykorzystania mocy. Niczym jak w najnowszym Nissanie GT-R.

Chwila zastanowienia, głębszy oddech i pedał gazu wciskam do oporu. Legacy z donośniejszym pomrukiem 6-cylindrowego boksera katapultuje do przodu. Bez pisków, zbędnego buksowania kół. To permamentny napęd na cztery koła, specjalność Subaru. Żaden z 245 koni nie może się zmarnować przy próbie startu. Wskazówka błyskawicznie dociera do blisko 7000 obrotów, pociągnięcie prawej łopatki i już drugi bieg jest na miejscu. Bez zastanowienia można nawet stwierdzić, że w trybie Sport Sharp pracuje dwa razy szybciej, niż w Intelligent.

Przepustnica wtóruje refleksem automatowi. Z dwóch końcówek układu wydechowego wydobywa się złowrogi ryk 6-cylindrowego boksera - jeśli raz słyszałeś Porsche 911 na wysokich obrotach, to seksowną karoserię Carrery zamień na niepozornego, granatowego sedana i będziesz miał przed sobą obraz pędzącego Subaru Legacy 3.0 R. To dokładnie ten sam odgłos! 100 km/h na godzinę osiągane po czasie 8,4 sekundy na papierze wydaje się "tylko" zadowalającym wynikiem, jednak w rzeczywistości odczucia są całkiem inne. Przy każdym dodaniu gazu autem szarpie, przepustnica dawkuje moc tak brutalnie, że zwłaszcza przy niskich prędkościach kończy się po chwili bólem szyi. Maksymalna prędkość dla informacji wynosi 237 km/h.

Pierwsza seria zakrętów pozostaje niewzruszona dla Legacy. Dynamiczne ruchy kierownicą udowadniają wyjąktową precyzyjność układu kierowniczego. Tu także nie ma miejscu na uślizgi. O nasze bezpieczeństwo dba rozbudowany system kontroli trakcji i stabilizacji toru jazdy VDCS, który wyśmienicie pracuje z symetrycznym napędem na wszystkie koła. Przednionapędowe auto dawno zostałoby w rowie, albo pędziłoby dobrych kilkadziesiąt metrów za nami mocno zwalniając przed każdym napotkanym łukiem. Tu, w Subaru nie ma o tym mowy.

Auto wykonuje nasze polecenia szalenie sprawnie i granicę przyczepności może poznać tylko wprawiony kierowca wyścigowy. Dla zwykłego śmiertelnika wcześniej kończy się granica przewidywania - "oj, tu mogę wypaść z zakrętu, odpuszczę gaz". W rzeczywistości ten zakręt można było pokonać jeszcze szybciej. Naturalną barierą stają się także wspomniane wcześniej fotele, które mogłyby jeszcze lepiej trzymać nasze ciało. Bardzo dobrze spisuje się także układ hamulcowy, wyjątkowo odporny na zmęczenie cieplne.

Nuda czy perfekcja?
Dyskretny charakter eleganckiej limuzyny łączy się tutaj z bardzo dynamicznymi właściwościami jezdnymi i, kiedy trzeba, ostrym układem napędowym. Subaru Legacy 3.0 R to idealny przykład na to, że pod skromną "skórką" może kryć się prawdziwa bestia. Bestia, którą można obudzić w ułamku sekundy - przyciskiem S# na kierownicy, który wybudza system SI-DIRVE z letargu i przełącza go w tryb Sport Sharp. I wbrew pozorom, zużycie paliwa, jak na smoka, nie jest przesadnie wielkie. Podczas spokojnej jazdy w trasie można się zmieścić w 9-10/100 km, w mieście skoczy jednak do przynajmniej 15 l/100 km. Średnia testu z blisko 650-kilometrowego dystansu wyniosła przyzwoite 11,6 l/100 km.

Ile Subaru życzy sobie za przyjemność podróżowania 245-konnym Legacy 3.0R? Mocny poziom złotówki powoduje, że Subaru osiągnęło wyjątkowo atrakcyjne ceny. Dziś katalogowe 48 000 euro to w przeliczeniu 164 760 złotych (wg średniego kursu NBP 1 EUR = 3,4325 zł). Wyposażenie jest absolutnie kompletne - ABS, poduszki powietrzne kierowcy, pasażera, boczne oraz podwójne kurtynowe, pełna elektryka, system audio DVD z MP3, reflektory ksenonowe i 17-calowe alufelgi to ważniejsze pozycje z bogatej listy wyposażenia seryjnego.

Dodatkowe opcje? Jedna, zaklęta w cenniku pod nazwą "Subaru Legacy 3.0 Spec. B". Kosztuje w wersji z manualną, 6-biegową skrzynią 171 625 zł, a z 5-biegową automatyczną 176 773 zł. Ma zawieszenie firmy Bilstein, układ kierowniczy z Imprezy STI oraz wydech Prodrive. Poza tym z manualną skrzynią (także pochodzącą z najszybszej Imprezy) zamyka "setkę" w fenomenalnym czasie 6,9 sekundy. Jak każde Legacy występuje także w odmianie kombi, droższej o równy 1000 euro. Spec. B to moje kolejne marzenie. Najchętniej w eleganckiej bieli.