Toyota Auris 1.4 D-4D Premium

Z każdą kolejną cyfrą, która pojawiała się na dystrybutorze, do moich oczu napływała następna fala łez. Zacząłem myśleć nad psychoanalitykiem - zamiast cieszyć się dobrym silnikiem i emocjonującą jazdą, popadam w depresję przy każdym tankowaniu. A może by tak to zmienić?

Czy naprawdę niezbędny jest mi samochód, który przepala aż takie ilości benzyny? Może wystarczy kupić małe, oszczędne auto, które nie będzie zapewniać emocji, ale pozwoli na normalne funkcjonowanie bez spoglądania z paniką w oczach na wyświetlone ceny na stacjach? Emocje może mi zapewnić co innego. Z tą myślą postanowiłem rozejrzeć się za samochodem, który mógłby spełniać odpowiednie kryteria.

Musi być ze wszech miar rozsądny. Nie może więc dużo palić - najlepiej jakby w stolicy udawało mu się zmieścić w 6,5 l/100 km. Poza tym, nie za mały - skoro ma być jedyny w domu, to musi być rozmiaru samochodu kompaktowego. Powinien być wygodny i zapewniać jako taką dynamikę - w końcu nie ścigam się każdego dnia. Ale z drugiej strony, przydało by się, by nie najgorzej prowadził się na autostradzie, mamy ich coraz więcej i warto z nich korzystać. Co by tu wybrać?

Po pierwszym "przejrzeniu" w pamięci listy kompaktów z niewielkimi silnikami, zupełnie przeoczyłem Toyotę Auris. Samochód tak bardzo "zdroworozsądkowy", że jak wreszcie sobie o nim przypomniałem, stwierdziłem, że to właśnie może być "to". Segment C, uznanej marki, z dobrze rozwiniętą siecią serwisową. Pod maską 1.4 D-4D o mocy 90 KM. Do kompletu wersja wyposażenia Premium - bo nie zamierzam rezygnować ze wszystkich przyjemności.

Test statyczny
Nie zgubię Aurisa na parkingu. Na pewno! Czerwony lakier jest tak nietypowy dla tego modelu i tak atrakcyjny, że powinien być dodawany bez dopłaty. Dzięki temu kompaktowa Toyota pozbywa się szybko łatki "służbówki" i staje się całkiem atrakcyjnym, choć bardzo prostym i oszczędnym w formie samochodem.

Wewnątrz już cztery lata temu pozwolono sobie na odrobinę "szaleństwa" podczas projektowania Aurisa. Stąd wygięta konsola środkowa z "wgnieceniem" w miejscu na hamulec ręczny, półeczka pod nią, czy bursztynowe zegary. Sprawdzam więc, czy uda mi się dopasować do tego stylu.

Po pięciu minutach wiem, że nie będzie łatwo. Wnętrze zbudowano nadzwyczaj solidnie - wszystkie materiały sprawiają wrażenie, że wytrzymają ostrzał artyleryjski. Niestety, to nie powoduje, że czuję się lepiej - jest zbyt surowo i zbyt "szaroburo". Można by było jakoś ożywić to wnętrze, nie wspominając o użyciu bardziej miękkich materiałów. Ale z drugiej strony - na pewno są dość łatwe do utrzymania w czystości i odporne na zarysowania. W sam raz do codziennego traktowania samochodu jako narzędzia pracy wszelakiej. Za dobre wrażenia odpowiada tu kierownica - spłaszczona lekko u dołu, wygodna, pokryta perforowaną skórą. Można ją wygodnie chwycić i zapomnieć o tym, że pod maską jest tylko mały diesel. Zwłaszcza, że zegary przed oczami również są dość ładne - tyle tylko, że wyświetlacze wewnątrz nich nie należą do najczytelniejszych.

Rozplanowanie pozostałej części wnętrza to mieszanina pomysłów bardziej i mniej udanych. Już wiem na przykład, że Toyota nie polubi się z moją komórką - nie mam jej zupełnie gdzie położyć, a wertując instrukcję obsługi nigdzie nie zauważyłem zestawu głośnomówiącego Bluetooth. No trudno, telefon idzie do kieszeni - w końcu i tak nie wolno mi z niego korzystać w trakcie jazdy. Owszem, mogę położyć go na półeczce, którą wygospodarowano poniżej konsoli środkowej, ale dostęp do niej jest tak fatalny, że najlepiej trzymać tam coś, z czego w zasadzie nie korzystamy. Na szczęście w podłokietniku również jest schowek, a samo udogodnienie jest na odpowiedniej wysokości.

Poza tym ktoś przy wnętrzu kompaktowej Toyoty pomyślał. Uchwyty na kubki są dwa, kierowca i pasażer mają indywidualne, w okolicach słupka A. Nie przeszkadza na środku, nie ogranicza widoczności, pozwala wygospodarować więcej przestrzeni na konsoli, tak żeby wszędzie łatwo było sięgnąć. Ergonomia również jest na bardzo wysokim poziomie. Nawet osoby niechętnie patrzące na nowinki techniczne poradzą sobie bez instrukcji zarówno z dwustrefową klimatyzacją, jak i z radiem odtwarzającym płyty CD/MP3 z portem USB. Ten ostatni ukryty jest zresztą w jednym z dwóch schowków przed pasażerem. Sprytny pomysł - drobiazgi w górnym, a większe rzeczy można schować w dolnym.

Szkoda tylko, że nie udało się wygospodarować nieco więcej miejsca. Z tyłu jest go przyzwoita ilość (oczywiście dla dwóch osób - trzy obok siebie to w samochodzie tej klasy tylko wyższa konieczność), jednak z przodu jest nieco za wąsko. Wspomniana już wcześniej konsola jest dość szeroka i ogranicza miejsce na kolana. Do tego wszystkiego nawet w wersji Premium fotele nie należą do najwygodniejszych. Mimo że dość sprężyste, to przy tym niezbyt szerokie. Zdecydowanie lepsze wrażenie robią te z wersji Dynamic, bądź HSD.

Test dynamiczny
Pora na tę część testu, z powodu której w ogóle zainteresowałem się tego typu samochodem, a Aurisem w szczególności. Po przekręceniu kluczyka silnik budzi się z typowym, "bocianim" klekotem, który od razu sugeruje, jaki rodzaj paliwa mamy zamiar tankować.

Wrzucam więc "jedynkę" i delikatnie ruszam, po czym od razu mocno wciskam gaz. W końcu w folderze przeczytałem, że sprint do 100 km/h zajmuje nienajgorsze, jak na ten stosunek mocy do masy, 11,9 sekundy. Poza tym, nie po to przesiadam się w rozsądny samochód, żeby nim szaleć. Tak czy inaczej, dynamika faktycznie się pojawia. Na chwilę, potem znika. Wrzucam więc kolejny bieg. Tak samo - "strzał" mocy, po czym dziura - skończył się bieg. Pierwsze pięć przełożeń z sześciu, które oferuje manualna przekładnia, zestopniowano wyjątkowo krótko. Tak, żeby w jeździe miejskiej nie zasnąć z nudów, trzeba trochę pomieszać. Na szczęście drążek zmiany biegów, choć początkowo wydaje się być umieszczony zbyt wysoko, okazuje się dość poręczny, i gładko podąża tam, gdzie go wysyłamy.

W trasie zaczyna robić się mniej ciekawie - do 100-110 km/h silnik wystarcza. 90 KM i 205 Nm pchają go dzielnie do przodu. Powyżej tej prędkości jednak samochód zaczyna coraz wolniej przyspieszać, a limity polskich autostrad to dla niego maksimum, przy którym podróż jest komfortowa. Dalsza wędrówka strzałki prędkościomierza w prawo, wymaga już dużo przestrzeni i równie sporo samozaparcia. Poza tym Auris wtedy przestaje już poruszać się cicho.

Jeśli podróżujemy w kilka osób, dodatkowo niedostatek mocy da się we znaki. Wyprzedzanie ciężarówek to test, który na polskich drogach jest o tyle niezbędny, co trudny dla większości samochodów. Ponieważ szósty bieg wynagradza krótkie przełożenia poprzednich i w zasadzie służy tylko do tego, żeby silnik nie miał zadyszki, w celu szybkiego wyprzedzenia, trzeba zredukować. Czasem nawet warto do czwórki - będzie głośniej, ale przynajmniej trochę szybciej.

W takich warunkach, raz błogosławiąc, raz klnąc na diesla pod maską Toyoty, zrobiłem ok. 350 km trasę pozamiejską. Dojechałem na stację benzynową z duszą na ramieniu - w ciągu paru godzin, kiedy mnie nie było, znów wzrosły ceny. Trudno. Tankuję do pełna i liczę. Wyszło 5,7 l/100 km. Bardzo przyzwoicie, choć spodziewałem się wyniku jeszcze lepszego.

Podczas kolejnych paru dni jeździłem po stolicy - to tu robię największe przebiegi i zużywam najwięcej paliwa. Wynik Aurisa jest bardzo przyjemny - 6,7 l/100 km podczas codziennych prób przedostania się z jednego końca miasta na drugi, o różnych porach, często w godzinach szczytu. To mi się podoba.

Neutralność, czy nijakość?
Podczas tych wszystkich zmagań przyjrzałem się też temu, w jaki sposób Auris się prowadzi. Nie musi być idealnie wyważony, mieć super precyzyjnego układu kierowniczego (choć byłoby miło) - przecież nie został stworzony do wyścigów.

No i od razu wiadomo, że taki jest - układ kierowniczy pracuje dość lekko, ale nie daje wrażenia "kręcenia łyżką w zupie". Daje bardzo poprawne wyniki, zarówno podczas manewrowania w ciasnych uliczkach, jak i w trakcie szybszej jazdy po autostradzie - spełnia wszystkie wymagania, jakie stawiamy środkowi transportu.

Podobnie z prowadzeniem auta - jest na tyle neutralne, że można usnąć podczas jazdy. W ostrym zakręcie co prawda lekko się wychyla, ale na dobrą sprawę poza tym nic się nie dzieje - za to zdobywa dużo punktów.

Kwestia komfortu jest już nieco bardziej złożona. Aurisa zestrojono niezbyt twardo i na poprzecznych nierównościach ma tendencję do wpadania w delikatne "bujanie" przy akompaniamencie różnych dźwięków dobiegających od podwozia - taki jego urok, choć osobiście nie przepadam za tak głośnym pokonywaniem nierówności. Dobre wrażenie układu jezdnego psuje właśnie jego nijakość. Samochód jeździ nieźle, ale nie można powiedzieć o nim ani, że jest zły, ani że jest wybitny. Z jednej strony prowadzi się dobrze, z drugiej nie daje uczucia pewności, znanego z samochodów o których mówi się, że prowadzą się jak po sznurku.

Wieczór nad kartką papieru
Po kilku dniach testu należało uporządkować moją wiedzę o Aurisie, a przede wszystkim przedyskutować z samym sobą opłacalność takiej operacji. Spalanie jest całkiem akceptowalne, zwłaszcza po mieście. A cena? W tym momencie Auris w limitowanej serii Premium jest dostępny w ofercie za 73 000 zł (5000 zł rabatu w cenniku). W stosunku do testowanego egzemplarza, jest bogatszy o Bluetooth, jednakże poza tym, niczym się od niego nie różni. Jest więc dwustrefowa klimatyzacja, są 16-calowe alufelgi, radio z pełnym "podłączeniem". Jest oczywiście komplet "poduch", w Premium standardowe wyposażenie obejmuje też ESP (samochód uzyskał pięć gwiazdek w testach Euro NCAP). Nasz egzemplarz dostał jeszcze warty 1900 zł lakier metalizowany.

Względem konkurencji Auris wypada nie najgorzej. Od Renault Megane 1.5 dCi 110 KM Dynamique jest droższy w tym momencie o około 5000 zł, jednak po uzupełnieniu wyposażenia w Renault, różnica spada o około 2000 zł (nie licząc lakieru). Volkswagen Golf 1.6 TDI 105 KM zaczyna się z kolei od 79 tys., więc jeśli nie skorzystamy z naszych umiejętności negocjacyjnych, możemy traktować go jako poważnego konkurenta. Najbliższy i najbardziej warty zastanowienia jest nowy Citroen C4 1.6 HDI 90 KM Seduction - z lakierem i kilkoma dodatkami wyniesie nas 76 400 zł, a zaczyna się od niecałych 71 tysięcy.

Policzywszy wszystko, podsumowawszy tydzień z Aurisem, westchnąłem i wyjrzałem przez okno, gdzie stał mój samochód. No tak. Toyota w żadnym wypadku nie jest zła. Nie jest też bardzo droga w stosunku do konkurencji. Niestety, mój rozsądek nie został odnaleziony. Nawet od auta, które ma nie być skarbonką oczekuję tego, że będzie wywoływało jakieś emocje. Toyota jest bardzo dobra jako środek transportu z punktu A do B. Ale jeśli choć trochę lubicie samochody - nie wybierzecie jej, bo jest zbyt nijaka. Nigdy nie stanie się marzeniem, nie będzie tłem dla walki w internecie, nie będziecie za nią odwracać głowy. Auris z tym silnikiem jest dobry w mieście i na niewielkiej trasie, sensowny, ale kupicie go tylko i wyłącznie jako pochodną wykresów i kalkulacji.