Toyota Auris Prestige Hybrid

Żegnajcie diesle, witajcie hybrydy. Toyota i Lexus forsują takie hasło od dawna. Czy jest w tym choć odrobina prawdy, czy to - jak często bywa - tylko pusty slogan? W trasie, w mieście, jeżdżąc ekonomicznie lub zdecydowanie za szybko, sprawdzałem Aurisa Hybrid wcielając się w różnych klientów.

Trochę nowa, trochę nie-nowa Toyota Auris to dziwny samochód. Z jednej strony nowoczesny, z drugiej konserwatywny na siłę. Efekt końcowy ma być zapewne na tyle uniwersalny, aby przyciągnąć do salonów jak najwięcej klientów. Nie ma co się dziwić - to przecież główny plan większości marek, których wyroby mogą kupić ludzie nie będący właścicielami międzynarodowych korporacji.

Aby spróbować ocenić zasadność takiej polityki, należy wcielić się w rolę potencjalnego klienta i zastanowić się, co w Aurisie jest kuszącego bądź też odstraszającego dla reprezentantów różnych grup docelowych. Co myślę ja? Nie ma to znaczenia, bo Aurisa i tak nie kupię. Dlaczego? O tym później...

Edward, lat 78
Swoją Corollę z 1998 roku kupił w polskim salonie. Myje ją raz w tygodniu, nie żałuje plaka i trzepie buty przed zajęciem miejsca za kierownicą - nie wytartą, bo od razu kupił nakładkę. Jak skórzaną. Tapicerka na fotelach jest również jak nowa, ponieważ chronią ją pokrowce. Futrzane, komfortowe. Wygląda więc zaskakująco dobrze jak na swoje lata, co znajduje potwierdzenie w przebiegu - 80 tysięcy kilometrów w 16 lat. Kilku chciało kupić. Powiedział im, że owszem - sprzeda, ale jak zapłacą mu tyle, że będzie mógł kupić nowy. Bo kupił jako nowy. Dlaczego ma sprzedać taniej? Jeszcze w niego zainwestował - hamulce, olej, filtry, paski. Nic innego się nie psuło, bo i od czego? Nie dla niego szybka jazda, a na drodze na działkę wszystkie dziury ma opanowane. Ale ten nowy Auris to ładny jest... Żyje skromnie, a pieniędzy na książeczce zaoszczędził sporo. Do licha, czas na wizytę w salonie.

Szukał podstawowej wersji z manualem i najsłabszym silnikiem benzynowym, ale bardzo miły pan w salonie zaprosił go na przejażdżkę czymś bardziej nowoczesnym. Machnął tylko ręką i powiedział, że takie rzeczy go nie interesują, jednak po krótkiej rozmowie dał się przekonać, aby przed jazdą próbną wersją podstawową sprawdzić hybrydę. Przejażdżka potwierdza przypuszczenia p. Edwarda - nowy to jednak nowy. Pachnie nowością, wszystko świeże, jest o co zadbać. Wewnątrz panuje porządek i logiczny ład, dzięki czemu łatwo nauczyć się obsługi wszystkich elementów wyposażenia. A tych jest niemało! Od klimatyzacji można zachorować, ale w hybrydzie dają ją jako standard. Kolorowy wyświetlacz dotykowy to już przesada, po co to komu - telewizor wozić? Nawigacja? Niepotrzebna, przecież drogę wszędzie zna. Pan z Toyoty zaczął też coś o blutut audio, ale urwał w połowie zdania, gdy nasz bohater pokazał mu Nokię 3310 w idealnym stanie.

Handlowiec czarował i czarował, że w mieście to pali mniej niż cztery na sto, oraz, że nie ma tu elementów, które wymieniał w Corolli - jak pasków klinowych, alternatora, a nawet rozrusznika! Jako argumentów użył też 1. miejsca Toyoty Prius w rankingu TÜV oraz 16-letniego doświadczenia marki w produkcji hybryd. Pan Edward jednak już go nie słuchał - zachwycał się ciszą wewnątrz pojazdu i tym, jak łatwo się rozpędza z naładowaną baterią oraz automatem, którego działania nie czuć, bo w ogóle nie zmienia biegów. Okazuje się, że to całkiem normalne samochody są! I tak nie rozważał kupienia czegokolwiek innego niż Toyota. A eko czy nie eko - jakie to ma znaczenie? Urzekła go niebywała cisza podczas spokojnej - czyli jedyną, jaką uprawia - jazdy, hamowanie silnikiem elektrycznym bez zużywania tarcz i klocków oraz wygląd zewnętrzny. No i zaczął oszczędzać na paliwie w mieście. Dla bogatych emerytów Auris Hybrid jest samochodem prawie idealnym.

Jakub, lat 21
Typowy "piękny, młody i bogaty" chłopak z dobrego domu, już dwa lata ma prawo jazdy, podobnie jak dwuletnią praktykę za kierownicą Volkswagena Golfa IV. Ojciec nie chciał kupić nowego samochodu, dopóki nie nauczy się jeździć. Studiuje Amerykanistykę, bo jest zafascynowany USA, filmy też ogląda tylko amerykańskie. Dlatego już dawno postanowił, że kupi hybrydę. Na początku chciał - tak jak postaci z filmów - kupić Priusa, bo modny i ECO, a bycie ECO to zawsze plus u dziewczyn. Trzeba udawać, że dba się o planetę. Po zastanowieniu stwierdził jednak, że Auris ma praktycznie taki sam napęd, lecz w ładniejszym i bardziej kompaktowym opakowaniu. To nic, że pali trochę więcej, nie on będzie tankował. Poza tym, Aurisa HSD można mieć za 84 tysiące, a nie prawie 100. Przynajmniej w teorii, bo wyposażenie kusi.

Po odebraniu samochodu w najbogatszej wersji (tatuś uległ) szybko sparował telefon z jabłuszkiem w kolorze Aurisa przez bluetooth, by puścić ulubioną muzykę przez dedykowany odtwarzacz systemu Toyota Touch. System okazał się funkcjonalny, bo na stuknięcia palcem reaguje bardzo szybko, a jego obsługa jest tak łatwa, jak jego ulubionego telefonu. Audio - bardzo dobre, generujące czysty dźwięk z głębokim basem, sygnowane logo JBL (konkretnie JBL GreenEdge, żeby i tu było coś ekologicznego). Siedzi w głęboko profilowanych, sportowych fotelach, wszystkie szyby ma elektrycznie sterowane (zamiast tylko przednich), tylne są do tego przyciemniane, a deska rozdzielcza zyskała miękkie wykończenie, czyli twardy jak skała plastik został obszyty skórą i wsadzono trochę pianki pomiędzy. Kolor - biały. Modny. Również we wnętrzu.

Dziewczyny lecą na jazdę w trybie elektrycznym jeszcze bardziej niż się spodziewał, a po odrobinie praktyki udaje mu się spalać poniżej 6 l/100 km w mieście podczas bardzo dynamicznej jazdy, przy której wzkazówka mocomierza zapala się na czerwono. Ciekawa sprawa z tą wzkazówką - podczas ładowania lub gdy jedziemy spokojnie - wszystko jest w porządku. Czerwień jest zarezerwowana dla sytuacji, w której za pomocą pedału gazu wkręcamy 1,8-litrowy silnik benzynowy na najwyższe obroty, dokonując jednocześnie masowego mordu na zamieszkujących topniejące lodowce niedźwiedziach polarnych. Silnik ryczy wtedy równie żałośnie co umierający niedźwiedź, co Jakubowi przeszkadza najbardziej - oto jedna z wad bezstopniowej przekładni e-CVT.

Bożena, lat 34
Pani prezes dużej firmy. Zarabia dużo i może sobie pozwolić na wiele. Ciągle pracuje, często się spieszy, a samochód jest dla niej tylko narzędziem do przemieszczania się. Główne założenia - rzadko odwiedzać stację benzynową i mechanika. Toyota dobrze i często się reklamuje, wykorzystując właśnie te dwie zalety - nie można się więc dziwić, że właśnie o hybrydowej Toyocie pomyślała Bożena. Nie miała czasu ani ochoty szukać alternatyw, tym bardziej, że Auris nawet się jej spodobał. Więc po prostu kupiła najbogatszą wersję w perłowej bieli, którą widzicie na zdjęciach. Zapłaciła astronomiczne 115 400 zł. Była zdziwiona, że można tyle zapłacić za kompaktowe auto. No, ale słowo się rzekło.

Od razu się z nią zaprzyjaźniła - kierownica pracuje lekko, a napęd jest bardzo płynny i zapewnia dużą rezerwę mocy. Bo Bożena - choć się tym nie chwali - jeździ o wiele za szybko, a Auris jej to umożliwia. W trybie PWR samochód łączy moc obu silników: 99 KM benzynowego o pojemności 1,8 litra oraz 80 KM elektrycznego, a sumaryczna moc układu wynosi 136 KM. Pierwszą setkę widzi na liczniku po 10,9 sekundy, a autostradą może jechać maksymalnie 180 km/h. Pod miejsce pracy podjeżdża jednak w trybie EV, bo tak wypada - firma od lat angażuje się w wizerunkowe działania proekologiczne...

Janusz, lat 58
Kup hybrydę! EKO! Spalaj mniej! Dbaj o środowisko! Janusz widząc tyle reklam, spotów w telewizji i coraz więcej hybryd na drogach postanowił w dniu wolnym wybrać się do najbliższego salonu Toyoty i wypytać o te wynalazki. Sam jeździ Octavią 2.0 TDI, z której jest bardzo zadowolony. Co znajdzie w Toyocie?

Bez zbędnych wstępów mówi, o co mu chodzi, bo Janusz to nie typ gawędziarza. Podpisuje co trzeba i idzie z handlowcem do salonu. Wsiada, włącza samochód przyciskiem i nie słyszy nic - to dziwne uczucie po przyzwyczajeniu się do nadzwyczaj głośnego klekotu Skody. Spod salonu wyjeżdża spokojnie, więc w kabinie nadal cisza - słychać tylko szum dwustrefowej klimatyzacji i specyficzny dźwięk silnika elektrycznego, który na myśl przywodzi Januszowi tramwaj. Skoda zapewniała bardzo dobre osiągi, więc celem porównania gaz powędrował do podłogi. Janusz błyskawicznie podniósł nogi do góry, co bardzo zdziwiło pracownika salonu. Zadziałało tu przyzwyczajenie - zawsze podnosi nogi, gdy żona odkurza, a tak się składa, że Toyota na silniku spalinowym brzmi dokładnie tak samo. Ale jedzie szybciej.

Komfort jest nieco mniejszy niż w jego własnym samochodzie, a z wyjącym E-CVT nie może się dogadać - brakuje tej kontroli, co w skrzyni ręcznej. A spalanie? Dopóki bateria miała w sobie trochę prądu, dopóty spalanie utrzymywało się na poziomie ok. 4 l/100 km. Ale gdy wykorzystał cały zapas, a bateria musiała się naładować - wzrosło do 7 litrów. A to już wrażenia nie robi - Octa schodzi w trasie poniżej "piątki", a i w mieście potrafi osiągnąć 6-7 litrów. Na koniec zapytał o cenę. Wyszedł z salonu pukając się w głowę.

Jaki z tego morał?
Dla pana Edwarda Auris Hybrid będzie świetnym wyborem - przez 10 lat nie wymieni w nim pewnie żadnej części, bo hamulców będzie używał tylko na tyle, aby nie zardzewiały, a reszta jest już sprawdzona i wyjątkowo niezawodna. Tyle tylko, że taki zakup pod względem ekonomicznym jest zupełnie pozbawiony sensu - różnica w zakupie względem najtańszej i najsłabszej wersji benzynowej przy przejażdżkach dwa razy w tygodniu po kilka, kilkanaście kilometrów nigdy się nie zwróci. Jako zaletę można więc uznać tylko brak konieczności zmiany biegów i jazda w ciszy, dopóki wystarczy energii w akumulatorze. Czy warto zapłacić za to ponad 20 tysięcy?

Kuba z pewnością zdobędzie względy kilku dziewczyn, które jedzą tylko produkty BIO. Zbudowany długoletnim marketingiem - również w amerykańskich filmach - wizerunek hybryd doskonale pasuje do jego RayBan'ów oraz iPhone'a, a system multimedialny świetnie się z nim dogaduje. Wyposażenie jest pełne, a na 17-calowych kołach Auris wygląda naprawdę dobrze. Pytanie tylko - ile jest samochodów, o których można powiedzieć to samo? Za takie pieniądze mógłby kupić na przykład Opla Cascadę, MINI z dachem lub bez, Mercedesa klasy A i wiele innych, zdecydowanie bardziej szpanerskich samochodów. Ale kto synowi bogatego zabroni?

Jest jeszcze Bożena. Hybrydy to walka o wizerunek. Czegoś zielonego, czystego i lubianego przez naszą planetę i wszystkie organizmy ją zamieszkujące. Rzeczywistość okazuje się brutalna - produkcja baterii to środowiskowy koszmar, o czym pisaliśmy w niedawnym teście Renault Twizy - a tam był tylko silnik elektryczny i bateria. W Aurisie mamy też wszystkie koszty produkcji tradycyjnego samochodu, co sprawia, że ciężar dla środowiska jest nieporównywalnie większy. Ale pani prezes - jak większość klientów decydujących się na hybrydy - pewnie nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, więc nie będziemy nazywać jej kłamczuchą. Tak naprawdę to mało kto o tym wie. Więc zadanie wizerunkowe uznajemy za wykonane.

Janusz za to twardo stąpa po ziemi i nie da się wciągnąć w żadne obiecanki o zielonych lasach Amazonii. Już sytuacja po wyczerpaniu baterii, gdy spalanie lubi wzrosnąć, wywołała u niego oburzenie. W trasie byłoby gorzej, bo przy dużej prędkości elektryczna część napędu jest tylko balastem - podczas mojego testu spalanie wyniosło 5,9 l/100 km podczas zupełnie normalnej jazdy. Octavią 2.0 TDI można zejść poniżej 5, a nawet 4 l/100 km... Są też bardziej komfortowe i lepiej prowadzące się samochody w tym segmencie - 308, Leon, Focus, Golf, Civic... Są też praktyczniejsze, jak Octavia czy wersje kombi wymienionych wcześniej, które nawet z dieslami pod maską będą tańsze od podstawowej wersji hybrydy. Ale za to Auris, jeśli wierzyć rankingom niezawodności, będzie służył dłużej i włożymy w niego mniej. Mocnym konkurentem będzie więc... Zwykły Auris. Po prostu. Bo to bardzo dobry samochód.

Zalety:
+ komfort akustyczny podczas spokojnej jazdy na baterii
+ bagażnik nie zmniejszył się przez montaż baterii
+ najoszczędniejszy sposób na jazdę w mieście poza elektrykami
+ bogate i dobrze działające wyposażenie
+ przewidywana trwałość i niezawodność
+ hamujesz = odzyskujesz - aspekt psychologiczny

Wady:
- wysokie spalanie poza miastem
- mało miejsca na tylnej kanapie
- wysoka cena
- produkcja jest dużym obciążeniem dla środowiska
- kiepsko zamaskowane, twarde materiały we wnętrzu

Podsumowanie:
Jazda hybrydą to wielka przyjemność łatwego rozpędzania się, niskiego spalania w mieście oraz możliwości jazdy "po cichu". Wystarczy jednak wziąć kalkulator do ręki, by się przekonać, że sensu ekonomicznego w naszym kraju taki pomysł nie ma za grosz. Na razie lepiej będzie przejść się do konkurencji po coś oszczędnego, lecz normalnego, lub wybrać zwykłego, niezawodnego Aurisa. Ja wybieram szybki samochód starej daty napędzany benzyną w trasę i pełnego elektryka do miasta. Ale za kilka lat, jak baterie będą mniejsze, lżejsze i produkowane z bardziej przyjaznych środowisku materiałów.