Toyota RAV4 2.2 D-4D 150 KM 2010

Wiele osób staje przed dylematem: kombi czy nieduży SUV. Które auto ma bardziej uniwersalny charakter? Postanowiłem sprawdzić, czy warto wydać nieco więcej za podniesione nadwozie i napęd na cztery koła. W roli królika doświadczalnego - odświeżona wersja Toyoty RAV4 z mocnym 150-konnym dieslem.

Jeden z najlepiej sprzedających się SUV-ów na świecie poddano właśnie kuracji odmładzającej. Nie ma mowy o nowym modelu. To po prostu korekta stylistyczna, która ma na celu odświeżyć wizerunek japońskiego hitu. Mamy więc do czynienia z identyczną bryłą, ale RAV4 jakby spoważniała. To zasługa nowej wizji przedniej części auta, która za sprawą masywniejszej atrapy i nowego kształtu reflektorów nabrała charakteru. Niektórzy widzą tu nawet pewną analogię z Land Cruiserem. Ja natomiast mam skojarzenia z jednym z głównych rywali - Volkswagenem Tiguanem.

Poprawiono także inne detale, jak kształt zderzaków czy lampy tylne, które zdominowały diody LED. Moja opinia - RAV4 wygląda teraz bardziej męsko. Zważywszy na fakt, że za jej kierownicą najczęściej widać przedstawicielki płci pięknej może to sprawić, że teraz łaskawszym okiem spojrzą na nią panowie. Myślę, że dwa tygodnie obcowania podczas urlopu z japońskim autem pozwolą mi autorytatywnie odpowiedzieć na to pytanie.

Pakowanie
Wyprawa autem na dwutygodniowy urlop z rodziną to już wyzwanie dla bagażnika. Szczególnie, gdy na pokład trzeba zabrać dwulatka. Ten, kto nie ma jeszcze małego brzdąca, nigdy tego nie zrozumie, że w kolejnej torbie nie upchano dziesiątej pary dżinsów czy piątego kapelusza żony. Tego po prostu tak dużo jest.

Trzy duże torby z ciuchami na 14 dni dla trójki osób. Jedna torba ręczników - po dwie sztuki dla każdego, plus 3 ręczniki na plażę. W sumie dziewięć. Pojemnik z zabawkami. Zamiast krzesełka do karmienia - substytut w postaci małego, plastikowego fotelika. Dalej - składane łóżeczko do spania dla malca, namiot na plażę (jakby za dużo słońca było dla szkraba), pieluchy, słoiki, soczki, ręczniki papierowe, nocnik, koszyk z żarciem na drogę. Do tego torba z kosmetykami (ja mam tylko uniwersalny żel do ciała i włosów, antyperspirant i jakiś zapach. Reszta to domena kobiety i dziecka) - a spróbuj negocjować, że czegoś tam nie trzeba brać. Dlatego rewanżuję się aparatem i laptopem, bo muszę być on-line, inaczej zwariuję głowiąc się, czy akcje Biotonu poszły w górę, czy spadły. A i "połowica" chętnie zerknie do Pudelka, gdy uśnie maleństwo. O biały pled wielkości dywanu niemal wybuchła awantura. Przegrałem, ale w rewanżu spakowałem statyw do aparatu i piłkę futbolową. Trzeba młodego uczyć od kołyski, bo na sukces naszych kopaczy podczas Euro 2012 jakoś nie liczę. I uzbierało się tego cały przedpokój. Zaczynam wątpić, czy wszystko uda się spakować do "Ravki".

Kufer liczy sobie 410 litrów przy maksymalnie odsuniętych do tyłu fotelach drugiego rzędu. Jako że z tyłu podróżuje tylko Junior, przesuwam dwa niezależne fotele do przodu. Pojemność nie zwiększyła się do maksymalnych 586 l, ale zdecydowanie jej przybyło. Poza tym pod podłogą odkrywam przepastne schowki, gdzie idealnie wciskam sporych rozmiarów łóżeczko i jeszcze jakieś "duperszmity". To właśnie jedna z zalet SUV-a, którego wysokie nadwozie pozwala na lepsze zagospodarowanie zakamarków niż w tradycyjnym kombi.

Pakowanie tylu bagaży wymagało pewnej ekwilibrystyki. Na szczęście kufer okazuje się bardzo praktyczny. Jest wysoki, więc możliwe jest ustawianie toreb w pionie. Nie udało się co prawda zasunąć rolety, ale patrząc na ilość naszego bagażu, uważam, że sprawdził się doskonale. Krytykowana przez niektórych, nietypowo otwierana klapa, dla mnie nie stanowiła problemu. Możemy ruszać w drogę.

Kierunek - polskie morze
Tym razem wybieram opcję krajowego wypoczynku. Najpierw tydzień nad polskim morzem, a potem obca mi dotąd kraina - Kaszuby. Jako że wychowałem się w Kamieniu Pomorskim, zawsze gdy kieruję się nad Bałtyk, wybieram pas nadmorski woj. zachodniopomorskiego. Inaczej niż większość osób z centralnej Polski, dla których kierunek: Dębki, Łeba, Ustka, Władysławowo i Hel, to ten zaprogramowany w pamięci. I błąd. Co prawda w rejony Międzyzdrojów czy Pobierowa jest ze stolicy prawie 600 km, ale plaże i cała okolica mają swój niepowtarzalny urok. Poza tym rzut beretem do Niemiec.

Można także wybrać się promem ze Świnoujścia na Bornholm. Ta mała duńska wyspa to prawdziwa perła Bałtyku. Jeden dzień starczy, by tam dopłynąć, zwiedzić i wrócić (podróż w jedną stronę trwa ok. 4h). Można oczywiście za rozsądne pieniądze przenocować na miejscu na jednym z licznych kempingów. Kwatery prywatne i miejsca hotelowe są niestety dość kosztowne. Przykładowo - w sezonie letnim dobrze wyposażony domek dla 2 osób na tydzień to wydatek ok. 3 tys. zł., dla 4-6 osób ok. 4 tys. zł. Lepiej więc zwiedzić i wrócić tego samego dnia.

Godz. 5.00, sobota, 24 lipca 2010 r. Ruszamy. O tej porze ruch w Warszawie już spory, ale bez problemu przebijamy się w kierunku Płońska. Na osiedlowych garbach przekonuję się, że RAV4 nie znosi tych najbardziej wystających ograniczników. Nadwozie dobija z wielkim hukiem. Co innego większe, ale łagodniej zaprojektowane spowalniacze, tu Toyota płynie bezszelestnie. Po zjeździe z trasy na Gdańsk ruch maleje. Niestety, po przejechaniu 120 kilometrów zaczynają się problemy. Niebo posiniało i lunął deszcz. Po chwili jest już prawdziwe oberwanie chmury. Na zewnątrz grzmi, a deszcz leje się z góry dosłownie wiadrami. Spadła widoczność, wszyscy snują się ok. 50 km/h.

Bardzo szybko doceniam zalety SUV-a. Mogę spokojnie jechać z prędkością 70-80 km/h. Kałuże zalewają połowę jezdni, ale to nie stanowi problemu dla nowej "Ravki". Trzymam pewnie kierownicę i brnę przez wodne przeszkody nie czując ani ściągania, ani nerwowych reakcji auta. To ważne, bo dołączany napęd 4x4 - a taki właśnie znajduje się w japońskim aucie - nie załącza się z opóźnieniem. Istotny jest tu także prześwit auta - 18 cm i opony o profilu 65 stwarzają komfort psychiczny kierowcy, że nawet jak pod kałużą skrywa się jakaś dziura, nie będzie problemów.

W takich warunkach jeszcze nie jechałem. Ulewa przeplatana burzami trwa już do końca trasy, czyli przez niemal 500 km. Koszmar. Nie ma jak zatrzymać się z dzieckiem. Co 2,5 h stajemy tylko na jakiejś stacji paliw przewinąć Franka. I dalej w drogę. "Młody" na szczęście nie marudzi. Wszystko dzięki cudownemu wynalazkowi pt. przenośne DVD. Kupiłem go w przeddzień wyjazdu, gdy okazało się, że opcjonalny system DVD montowany do zagłówków Toyoty trafił do serwisu po teście mojego poprzednika (którego serdecznie pozdrawiam). To najlepiej zainwestowane 299 zł, jakie ostatnio stało się moim udziałem. Co prawda to nie firmowy zestaw i wymaga zatrzymywania się, by zmienić płytę, czasem zsuwa się z zagłówka, ale i tak byłem zadowolony. W cenniku Toyoty "system rozrywki" dla pasażerów tylnej kanapy, wyposażony w dwa siedmiocalowe ekrany, bezprzewodowe słuchawki i pilota kosztuje 5,9 tys. zł. Mimo że nie było mi dane go ocenić, wydałbym taką kwotę bez mrugnięcia okiem.

Po dziesięciu godzinach jazdy w ekstremalnych warunkach, docieramy nad morze. Dokładniej - do Kamienia Pomorskiego, który położony nad zalewem i oddalony 7 km od morza stanowił naszą bazę wypadową na plażę. Zmęczony? No jasne, kto by nie był po jeździe w takich warunkach. Szybko wyliczam, że jadąc SUV-em jestem do przodu ok. 1,5 godziny. Autem z tradycyjnym prześwitem i napędem na jedną oś na bank nie zaryzykowałbym jazdy z dzieckiem z prędkością wyższą niż 50 km/h. Notabene, podczas całej trasy wyprzedziły mnie dwa auta: BMW X5 oraz Land Cruiser poprzedniej generacji. Są jakieś pytania?

To sam coś od siebie powiem. Wersja, jaką przyszło mi testować zwie się "2010". Za 131 tys. zł w podstawie dostajemy kompletnie wyposażone auto, razem ze skórzaną tapicerką alcantara, czujnikiem deszczu, systemem kontroli trakcji i stabilizacji toru jazdy, tempomatem, dwustrefową klimatyzacją czy elektrycznie sterowanym fotelem kierowcy. O fotelu słów kilka. W długiej trasie sprawdził się dobrze, choć przydałoby się nieco dłuższe siedzisko. Pozycja jest wysoka, mimo że jechałem w skrajnie niskim ustawieniu. W końcu to SUV. Zadałem sobie jednak pytanie, co jeśli kierowca mierzy 190 cm i więcej? Okazuje się, że wyraźnie brakuje mu miejsca nad głową i na wysokości kolan. Ja, z moimi 181 cm nie miałem tego problemu, ale poproszony o zajęcie miejsca za kierownicą rosły kolega, już tak. Wniosek - RAV4 to auto dla tych niewyrośniętych kierowców. Co innego z tyłu. Tu nawet dość wysokie osoby będą miały wystarczająco dużo swobody nad głową oraz na wysokości kolan.

Czas urlopu
Mimo że synek uroczym głosem oznajmił nam o 6:15, że pora snu już minęła, jestem szczęśliwy. To co innego, gdy wstaje się z myślą, że nikt nie będzie czegoś kazać, gdzieś gonić, dzwonić, klepać w klawiaturę. Dociera do mnie, że to wakacje. Prysznic, śniadanie i ruszamy nad wodę. Znaleźć nad Bałtykiem plażę w szczycie sezonu, by nie ocierać się łokciami z sąsiadem, jest coraz trudniej. Takie kąpieliska jak Międzyzdroje, to propozycja dla tych, którzy akceptują ścisk i lubią się polansować na słynnym deptaku gwiazd. Plaże pełne są napakowanych kolesi prężących swe torsy i czyhających na podryw. W knajpach jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu. To nie dla mnie. Nieco lepiej w mniejszych kurortach, takich jak Dziwnów, Pobierowo czy Międzywodzie, ale i tam walkę o skrawek wolnej przestrzeni na piasku trzeba rozpocząć skoro świt.

Dlatego do grzania kości preferuję malutkie osady, gdzie jeszcze nie zabetonowano wydm i lasów. Tak jest np. w Łukęcinie czy Niechorzu. Zatopione w drzewach, ciche, spokojne. Wybieram to pierwsze miejsce. Dojazd w najbardziej dzikie miejsce wiedzie piaszczystym, leśnym duktem. Dla RAV4 to pestka, ale oczywiście to nie auto na kopny, luźny piach. Dlatego gdybym chciał zwodować łódkę czy skuter, nie odważyłbym się na eskapadę na plażę. Choć na plus trzeba zapisać, że Toyota posiada opcję zblokowania na stałe obu osi, która działa do prędkości 40 km/h. Wówczas 55 procent mocy przekazywane jest na przód, a reszta na tył. Można więc poprawić względne właściwości terenowe i dotrzeć tam, gdzie nie da rady zwykłe kombi. A tego, wbrew powszechnej opinii, nie oferuje wiele miejskich SUV-ów.

Po fali upałów nie ma szału z temperaturą. I dobrze: dla mnie 22-23 stopnie Celsjusza są akceptowalne. Poza tym nie lubię spędzać całych dni na piachu. Można więc skorzystać z kilku okolicznych atrakcji. Polecam wizytę w Wolińskim Parku Narodowym. Można wybrać się uroczym szlakiem i obejrzeć polskie bizony (czyt. żubry) albo np. zobaczyć jeziorko turkusowe w Wapnicy, które zniewala swoim kolorem - zasługa wapiennego dna. Kto będzie w tej okolicy w sierpniu, może trafi na Festiwal Wikingów, który co roku odbywa się w Wolinie. Warto na własne oczy zobaczyć, jak żyli średniowieczni poganie, poznać ich obyczaje, zobaczyć inscenizacje obrzędów czy walkę okrętów barbarzyńskich wojów. Amatorzy starej architektury mogą zadać sobie trud i spróbować odkryć liczne pałace i dwory - pozostałość po niemieckiej szlachcie sprzed II wojny światowej. Są w różnym stanie, ale obiekty takie jak w Stuchowie, Piaskach, Dreżewie, Rusinowie czy Gąskach mają swój niepowtarzalny urok.

Bezwzględnie jednak trzeba zwiedzić romańsko-gotycką katedrę w Kamieniu Pomorskim z jedynym w Polsce ogrodem w środku (wirydarz) i słynnymi barokowymi organami. Zresztą sam Kamień to urocze miasto położone malowniczo nad zalewem, który posiada połączenie z morzem poprzez rzekę Dziwną. Najstarszą część miasta otaczają mury obronne. Jest średniowieczna baszta, która chroniła pradawny gród przed najazdem wroga, szczególnie Wikingów. Z zabytków warto zainteresować się ratuszem, renesansowym pałacem biskupim, kościołem św. Mikołaja. Niestety, dawne Stare Miasto otaczają czteropiętrowe bloki, typowe klocki z czasów PRL. Szpetotę niektórych ratują spadziste dachy.

Najciekawsza część miasta to okolice zalewu z pięknym widokiem, który szczególnie warto podziwiać z molo. Można wybrać się w rejs statkiem wycieczkowym do Dziwnowa. Mimo 7 km od morza, miasto dogorywa. Nie ma tu wielu kafejek czy knajpek. Po 23.00 zamiera życie, nawet nie można kupić piwa i posiedzieć pod parasolem. Może ratunkiem okaże się nowoczesna marina żeglarska, która, według władz miasta, ma powstać w ciągu półtora roku. To ma sens, bo miasto jest bardzo aktywne w promowaniu zawodów żeglarskich różnej rangi, także tych z wyższej półki, jak tegoroczne Mistrzostwa Europy w Klasie Optimist.

Smakoszom ryb polecam smażalnię i wędzarnię na ul. Wilków Morskich. Prosto z kutra świeże ryby mają tylko 10 metrów do tamtejszej wędzarni. Można zjeść je na miejscu lub zapakować próżniowo i zawieźć bez obawy o ich jakość nawet na drugi kraniec Europy. Genialny jest szczególnie wędzony węgorz i antar.

Kaszëbë
Drugi tydzień urlopu spędzam 210 km na wschód od Kamienia Pomorskiego. Sobota, 31 lipca. Drogi krajowe prowadzące nad morze pękają w szwach. Od kilku lat dojazd w weekend nad wodę to istna batalia. Korki, korki i jeszcze raz korki. Ze Szczecina do Dziwnówka jest ok. 90 km. Średni czas jazdy to ok. 3 godziny. Mimo że zamierzam przemieszczać się na wschód, czeka mnie to samo, bowiem urlopowicze wracają z końcem miesiąca do swych domów. Postanawiam więc zaufać firmowemu systemowi nawigacji w RAV4. Ustawiam opcję najkrótszej trasy i preferencji dróg lokalnych. Na mapie są to żółte, a często i białe szlaki. Nie martwi mnie to, bo jadę SUV-em.

To był genialny pomysł. Kiedy przecinaliśmy trasę Bobolice-Koszalin, przekonałem się, że jazda głównymi drogami byłaby koszmarem. W radiu informują o 40 kilometrowym korku. Stoję tylko chwilę, gdy muszę przeciąć jedną z głównych nadmorskich dróg. A potem znów luzik. Suniemy nawierzchniami o różnej jakości, czasem bardzo wąskimi, ale ruch jest tak mały, że to ja usuwam się na pobocze, gdy dojdzie już do sporadycznych przypadków mijania się z innymi pojazdami. Dziurawe podłoże nie stanowi problemu. Toyota jest dość sztywno zawieszona, ale jednocześnie zaskakująco komfortowa. Tylko szybsza jazda pofalowanym asfaltem ujawnia jej typowo "suvowatą" przypadłość - bujanie nadwozia. Jest ono jednak delikatne i występuje naprawdę rzadko. Co innego ostre wejście w zakręt i mocne hamowanie. Tu "Ravka" albo wyczuwalnie wychyla się na bok, albo "nurkuje" nosem. W aucie o rodzinnym charakterze to jednak nie wada.

Cieszy natomiast bardzo wydajny układ klimatyzacji - na zewnątrz 32 stopnie na plusie, a w środku czuć przyjemny chłód i nie ma mowy o przeciągach. Poza tym kabina szybko się schładza. Skoro mowa o kabinie, nie zauważyłem prawie żadnych różnic w jakości materiałów wersji sprzed i po liftingu. Jest jednak wyraźny postęp jeśli chodzi o jakość montażu poszczególnych elementów kokpitu. Wszystko solidniej przylega do siebie i nawet "ugniatane" nie powoduje wydawania denerwujących dźwięków. Dominują dość twarde materiały, jednak ich estetyce nie sposób cokolwiek zarzucić. Świetne wrażenie robi sportowo przycięta u dołu kierownica. Jest mała i poręczna, co w połączeniu z całkiem czułym jak na SUV-a układem kierowniczym, przekłada się na dobre wyczucie tego, co dzieje się z kołami.

Wjazd na teren Kaszub nie umknie nikomu. Nagle nazwy miejscowości zaczynają być prezentowane w dwóch językach - polskim i kaszubskim. Niektóre z nich ciężko nawet przeczytać. Moja inteligencja pozwala rozszyfrować wyraz "Kaszëbë" - tak w języku autochtonów wygląda pisownia tej pięknej części Polski. Podoba mi się ten specyficzny folklor i dbałość o tradycję tych terenów.

Droga robi się coraz bardziej malownicza. Co chwila pojawia się jakieś jezioro. Jest podobnie jak na Mazurach, tylko teren zdecydowanie pagórkowaty. Droga wije się to w lewo, to w prawo. Tu można jechać maksymalnie 60-70 km/h. Po pierwsze - więcej się nie da, po drugie - widoki skutecznie zniechęcają do wciskania gazu. Jest też inny plus - prawie w ogóle nie ma fotoradarów! Tutejsze władze mają głowę na karku - po co te pudła, skoro i tak nie da się jechać szybciej.

Po trzech godzinach jazdy docieramy do celu. Nasza kwatera mieści się w małej wiosce Mądrzechowo, która de facto stanowi przedmieścia Bytowa. Sam Bytów przyciąga turystów pięknym krzyżackim zamkiem. To właściwie jedyna atrakcja miasta. Nasz ośrodek to siedem domków, które na pagórkach rozciągają się wokół jeziora Gubisz. Jest pięknie, a domki dokładnie takie same jak obiecują właściciele na stronie www.domkikaszuby.pl. Jezioro czyste, a turyści z domków mają do niego dostęp za sprawą wydzielonej tylko dla nich plaży. Cisza, spokój, zadbany teren i sielanka. Tego oczekiwałem i nie zawiodłem się.

Dni płyną szybko. Rano trochę na plaży z dzieciakami (są z nami także znajomi), a potem wbijamy się w auta i zwiedzamy okolice. A jest co zwiedzać. Polecam wizytę w Węsiorach. Wioska jak wioska, ale to, co w jej pobliżu robi na mnie wrażenie. Polskie Stonehenge? Nie do końca. To cały kompleks kamiennych kręgów i kurhanów sprzed blisko dwóch tysięcy lat. Według kaszubskich legend zbudowali je mityczni przybysze z północy - Stolemowie. W tym miejscu odbywały się narady i sądy. Bardziej wiarygodne źródła podają, że kręgi to dzieło Gotów, którzy pomiędzy I a III w. n.e. zawitali w te strony. Podobno głazy posiadają tajemniczą energię. Śmiechy śmiechami, ale postanowiłem naładować swoje akumulatory i obejmowałem co większe kamienie. Wieczorem okazało się, że to działa. Miałem wyjątkowo mocną głowę podczas zakrapianego grilla.

W Szymbarku warto wybrać się do Centrum Edukacji i Promocji Regionu. Oprócz wielu atrakcji jest tam także słynny "dom do góry nogami". Przed wejściem napis: "osoby z zaburzeniami błędnika wchodzą na własną odpowiedzialność." Okazało się, że chyba mój błędnik ma jakiś feler - po 30 sekundach spędzonych w środku tego domu mało nie zemdlałem. Słaniając się po ścianach wyszedłem blady i spocony. Na pocieszenie - co najmniej połowa turystów miała te same objawy. Oprócz mojej żony, która po kilku minutach wyszła z synkiem wzruszając ramionami i cedząc jeden wyraz - "przereklamowane". Na pewno nie dla mnie.

Warto zwiedzić także dwa główne miasta kaszubskie - Kartuzy i Kościerzynę. Tak naprawdę jednak główny atut tego regionu to piękne jeziora obfitujące w ryby i grzybne lasy, o czym świadczą przydrożni zbieracze masowo oferujący kurki, borowiki czy podgrzybki. Komu przejadły się Mazury, ma alternatywę. Nie ma tu co prawda tak bogato rozwiniętej infrastruktury żeglarskiej, ale mniejsza ilość turystów może być sporą rekompensatą. I ceny - zarówno kwater, jak i jedzenia - są tu wyraźnie niższe niż w okolicach Giżycka czy Mikołajek. Warto wspomnieć też o świetnej regionalnej kuchni. Mój faworyt kulinarny to baba ziemniaczana. Polecam, mniam.

Poruszanie się po Kaszubach przypomina jazdę po górach. Całkiem spore wzniesienia, kręte drogi. W tych warunkach świetnie radził sobie mocny 150-konny diesel. Nie brakuje mu pary, bowiem 340 Nm dostępne są w szerokim zakresie obrotów. Nawet nieznacznie poniżej cyfry "dwa" na obrotomierzu Toyota ochoczo przyspiesza. Sprint do setki wynosi 10,2 sekundy. Wystarczający wynik. Do tego silnik spala wyraźnie mniej niż jednostka wysokoprężna o tej samej pojemności, ale mocy wyższej o 27 KM. Moim zdaniem nie warto przepłacać.

Miasta na głównych nadmorskich szlakach, takie jak Kościerzyna, są dość zapchane. Liczne wzniesienia powodują, że podczas ruszania trzeba korzystać z hamulca ręcznego, by nie stoczyć się do tyłu. Tu przydaje się asystent ruszania pod górę. Wystarczy w odpowiednim momencie silnie docisnąć hamulec i auto przez ok. 3-4 sekundy stoi nieruchomo. W sam raz, by włączyć jedynkę i bez stresu ruszyć płynnie do przodu.

Na koniec
Powrót do stolicy odbywał się w lepszych warunkach, dlatego prędkości były wyższe. Mimo to "Ravka" nie chciała wypić więcej niż 7,6 litra oleju napędowego na sto kilometrów. W drodze nad morze, z racji trudnych warunków, prędkości, jakie rozwijałem były niższe. Wtedy Toyota pochłonęła poniżej 7 litrów. Bardzo przyzwoicie. W mieście trzeba liczyć się, że spalanie podskoczy o ok. półtora litra, ale nigdy więcej. W porównaniu do mocniejszej odmiany japońskiego diesla, to sporo mniej.

Nowa RAV4 przekonuje do siebie brakiem ewidentnie słabych punktów. To, co się podoba, to ładne wnętrze, praktyczne rozwiązania i wysoki poziom bezpieczeństwa (w standardzie nawet poduszka kolanowa kierowcy). Dołączany napęd 4x4 jest teraz jakby bardziej dopracowany i potrafi być przydatny nawet latem, gdyż aura w Polsce jest w ostatnich latach wyjątkowo chimeryczna. Kto użytkuje auto tylko w mieście, niekoniecznie musi docenić zalety Toyoty nad zwykłym kombi. Jednak osobom aktywnie spędzającym czas i sporo podróżującym, z czystym sumieniem mogę rekomendować SUV-a, np. takiego jak odświeżona wersja RAV4.

Koniecznie jednak zachęcam do odwiedzenia zachodniopomorskiej części Bałtyku oraz Kaszub. Szczególnie ten ostatni rejon naszego kraju potrafi urzec.

Zamieszczone w teście zdjęcia nr: 19, 20, 21, 22, 31 i 32 (fotografie po prawej stronie) pochodzą z wyszukiwarki 'grafika' google.pl