Volkswagen CC 1.8 TSI

Pomysł na nieco bardziej prestiżową odmianę nieustannie zalewającego nasze drogi Passata pozwolił ceniącym jakość i sprawdzone rozwiązania indywidualistom na pokazanie wszystkim, że mają gust i nieco grubszy portfel niż podróżujące 'Paskami' pospólstwo. To przepis na sukces?

Nie od dziś wiadomo, że gdy Kowalski kupi auto klasy X, jego sąsiad Nowak stanie na głowie, aby pod jego domem stanęło auto klasy X+1. Nie dotyczy to wszystkich, ale i tym mniej zazdrosnym Volkswagen poświęcił nieco uwagi - oferując porządne i dobrze wyglądające auto. Faktycznie, to w dużej mierze Passat, ale różnice są na tyle istotne, że odbiór auta przez kierowcę zmienia się diametralnie.

Przede wszystkim dlatego, że lepiej wygląda. Przód może nie przypaść do gustu każdemu, ale nawiązując do Phaetona, wygląda dużo poważniej niż poprzednik, który w nazwie miał jeszcze słowo Passat, a tył z lampami ozdobionymi LED-owym światłem puszczonym przez światłowody wygląda wyjątkowo elegancko. No i jeszcze ta linia boczna - niemal niezmieniona, lecz wciąż bardzo atrakcyjna. Nadwozie jest długie, co pozwoliło na opadającą linię dachu bez ryzyka pogorszenia komfortu pasażerów z tyłu. Wszędzie jest dużo miejsca, dzięki czemu jazda na długich dystansach to czysta przyjemność.

W trasie o komfort pasażerów dbają rewelacyjnie wygodne, zapewniające dobre trzymanie boczne fotele. W egzemplarzu testowym nie są obszyte ani skórą, ani alcantarą - i nadal wyglądają dobrze, choć wprawne oko z daleka dostrzeże, że właściciel poskąpił na wyposażenie. Silnik to turbodoładowany 1.8 TSI, który przy bardzo przyzwoitych osiągach zapewnia wyjątkowo niskie spalanie i wspólnie z 6-stopniową manualną skrzynią biegów o długich przełożeniach oraz specjalnie wyciszonymi szybami, ciszę przy prędkościach autostradowych. Jeśli z podróży po Polsce nie wracasz z 10 punktami karnymi na koncie, nie spalisz więcej niż 7 l/100 km. W mieście z reguły poniżej 10 litrów, więc jest dość oszczędnie.

A co przeszkadza? Najbardziej brak tempomatu. Przepraszam bardzo, ale brak tego urządzenia w samochodzie przewidzianym właśnie do jazdy po autostradzie to jakaś pomyłka. Można go oczywiście dokupić za 1390 zł, co nie zmienia faktu, że jego brak w wyposażeniu standardowym jest zastanawiający. Ale to nie jedyna dziwna cecha wyposażenia. Do naszej dyspozycji otrzymujemy bowiem system multimedialny z solidnym audio i dyskiem twardym o pojemności ok. 40 GB, o ile oczywiście zapłacimy wcześniej 5610 zł. Przygotowałem więc dysk USB z moją ulubioną muzyką, by go zapełnić, po czym zacząłem szukać portu USB. Niestety, bez skutku. Spróbowałem więc przez bluetooth, lecz tędy też nie zapiszemy nic na dysku. Jedyna opcja to karta SD lub złącze do iPoda (za 770 zł), które trzeba wciskać do urządzenia z ogromną siłą - lecz nawet wtedy ma problemy z "załapaniem" (testowane na kilku różnych urządzeniach z jabłuszkiem). Dziwne...

To nie koniec dziwactw. Kojący głos pani z nawigacji, która mówi jak poważnie upośledzone dziecko, skłania do otwarcia drzwi i opuszczenia pojazdu niezależnie od aktualnej prędkości. I bynajmniej nie jest to jej jedyna ułomność. Moja ulubiona to komunikaty wyglądające mniej więcej tak: Za. Dwieście. Metrów. Skręć. W prawo. W drogę. 7. W kierunku hsgdashbckahcuayehbdjhadsgajshbahsbajcavjshcabdncj ahjbnsnvmsakxbnzk.. Pani do wymiany, bo język polski to dla niej za duże wyzwanie.

Nie są to jednak wady dyskwalifikujące samochód i można im łatwo zaradzić - dokupić tempomat, zmienić oprogramowanie nawigacji lub wyłączyć komunikaty głosowe, wyjąć z aparatu kartę SD lub dokupić złącze USB (za 650 zł!) i wyrzucić iPod'a/iPhone'a, bo znajomi i tak wiedzą, że wyszedł już nowszy model.

Zalety są zdecydowanie bardziej wyraźne. Wygoda stoi na bardzo wysokim poziomie, pomimo 18-calowych felg z oponami o niskim profilu. Pozycja za kierownicą jest niemal idealna, a nisko położony fotel pozwala na szczegółową regulację podparcia. Trzymanie w zakrętach też nie pozostawia wiele do życzenia. Jest więc szybko, cicho, oszczędnie i wygodnie. Ponad pięć godzin jazdy bez przerwy i zero jakiegokolwiek zmęczenia. Tym autem po prostu chce się jeździć i robi się to z klasą o niebo wyższą aniżeli w Passacie, zwracając na siebie mniejszą lub większą uwagę przechodniów, o czym można pomarzyć w zwykłym sedanie.

Wszystko jest oczywiście zbudowane na Passacie, dzięki czemu zaoszczędzono dużo pieniędzy na produkcji, kasując jednocześnie sporo złotych więcej w salonach. A porównując do nierzadko kilka razy droższej konkurencji ze strony innych "czterodrzwiowych coupe", to cena niezwykle promocyjna, więc chętni się znajdą, czyniąc CC kolejnym hitem Volkswagena. Czy ktoś jeszcze nie wie, dlaczego niemiecka marka ma się tak dobrze?

Wyposażenie testowanego egzemplarza jest raczej podstawowe, co oznacza, że do ceny 105 490 zł za najtańszą wersję z silnikiem o mocy 160 KM (tu 1.8 TSI, w roczniku modelowym 2013 - 1.4 TSI) sparowanym z manualną skrzynią należy oprócz wspomnianych wcześniej dodatków doliczyć 1550 zł za przyciemnione tylne szyby, 2330 zł za 18-calowe felgi oraz 1040 zł za pakiet "5 miejsc", który dodając miejsce dla niewielkiej dziewczyny lub dziecka zabiera schowki, uchwyty na napoje i trzymanie boczne dla pasażerów na tylnej kanapie. Ostatnim dodatkiem jest niezwykle atrakcyjny, ciemnobrązowy metaliczny lakier za 2430 zł. W sumie - 121 260 zł.

Plusy:
+ wygodne fotele
+ oszczędny silnik
+ cisza nawet przy wysokich prędkościach
+ poczucie podróżowania "czymś lepszym"

Minusy:
- brak tempomatu oraz portu USB w standardzie
- oporne złącze do iPod'a
- upośledzona pani z nawigacji
- mało stylowe wnętrze

Podsumowanie:
Volkswagen CC z Passatem ma więc zarówno mało, jak i dużo wspólnego. Dużo od strony technicznej, lecz dość mało, jeżeli chodzi o odczucia, wygląd i poziom prestiżu. To inny samochód, który jego nabywcom przyniesie dużo radości, a marce jeszcze więcej zysku. I tak się powinno robić samochody.