Volkswagen Golf R

Volkswagen Golf siódmej generacji już na dobre zadomowił się w salonach, a kampania reklamowa idzie pełną parą. My w ramach pożegnania ze starym modelem oraz starym rokiem, przeprowadziliśmy pełny test Golfa, o którym można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest nudny i nijaki.

Jest w końcu spadkobiercą słynnego Golfa R32 - maszynki, którą Wolfsburg wypuścił na drogi, tworząc coś w rodzaju europejskiej i rozsądnej odmiany muscle cara - czyli w popularne nadwozie upchnięto niepopularny, nierozsądny, niemały i mocny silnik 3.2. Tak było w Golfie IV. Dwie generacje później z paskudnego charakteru zostało coraz mniej. Obcięto dwa cylindry, zmniejszono pojemność i poprawiono trakcję. Dzięki temu, najnowszy Golf R (już nie mógł mieć nazwy od pojemności - R20 sugerowałoby baterię w bagażniku) stał się co prawda nieco mniej intrygujący niż poprzednicy, ale na pewno szybszy. Dużo szybszy.

Po łebkach
Nie czytacie tego testu dlatego, że nigdy w życiu Golfa nie widzieliście. Dlatego zabawy z twardością plastików pozostawiam redaktorom, którzy dopadną "siódemkę". W "eRce" wszystko jest takie, jakie być powinno. Tylko wykończenia są w aluminium (z oznaczeniem modelu), a we wnętrzu dołożono kilka odpowiednich detali.

Najważniejsza zmiana to fotele. Firmowane przez Recaro, z logiem "R", są wykończone materiałem i naprawdę są jednym z najmocniejszych punktów wnętrza. "Kubełki" świetnie trzymają w zakrętach i pozwalają utrzymać prawidłową pozycję za kierownicą, ale jednocześnie nie będą męczyć na długiej trasie. Ten Golf w dalszym ciągu jest kompaktem, którym bez najmniejszego problemu można podróżować. Choć na ten przykład bagażnik jest mniejszy niż w standardowym "hicie z Wolfsburga". Przeniesienie napędu na tylną oś "zabrało" 75 litrów przestrzeni.

Z innych zmian, poza dwukolorową tapicerką kubełkowych foteli, zauważymy jeszcze, charakterystyczne dla najmocniejszej wersji, nowe zegary. To znaczy same zegary są dokładnie takie same, jak w każdym innym Golfie, tyle tylko, że wskazówki mają charakterystyczny, niebieski kolor (flagowy kolor serii "R"), a prędkościomierz wyskalowany jest do 300 km/h. Z dużą dozą optymizmu...

Pełnia szczęścia kierowcy to wolant, który znajduje się przed jego oczami. A w zasadzie przed jego rękami. Spłaszczony dół, obszycie perforowaną skórą i dobrze dobrana średnica obręczy (choć w punktach chwytu kierownica mogłaby być nieco grubsza) aż zachęcają, żeby ją złapać i wykorzystać w tym celu, w którym została stworzona.

Co innego na zewnątrz. Tutaj nieco więcej świadczy o tym, że testowany kompakt nie ma 1.6 TDI pod maską. Pomijając komplet naprawdę udanego ospoilerowania, który znacznie poprawia wygląd szóstej generacji, "eRkę" poznamy po kilku detalach. Przede wszystkim, tylne lampy w technologii LED (owszem, są takie jako opcja do każdego Golfa, ale w żadnym nie będą przyciemniane), które wyglądają naprawdę dobrze. Druga rzecz, to niemalże centralnie umieszczony wydech. I ten element jest już mocno dyskusyjny - można cieszyć się, że samochód wyróżnia się i nabrał charakteru, można się pod nosem śmiać, że "dwururka" wygląda jak z którejś z podmiejskich dyskotek. Tyle tylko, że razem daje to naprawdę fajny efekt, a biały lakier i osiemnastocalowe felgi tylko go podkreślają.

Inny wymiar Golfa
Internet roi się od opinii, i to niebezpodstawnych, że Golf jest nudnym i nijakim samochodem dla emerytów. Jeśli tak, to nasz egzemplarz jest dla tej "Goździkowej", której ktoś podmienił etopirynę na amfetaminę, a ziółka na czysty hasz.

A to dzięki silnikowi. Dwulitrowe TFSI generuje 270 KM i 350 niutonometrów. W kompakcie takie parametry pozwalają na całkiem "przyzwoite" osiągi. Odpalony przyciskiem Golf nie brzmi bardzo zachęcająco, za to na pewno głośno. Dwulitrowa "czterocylindrówka" wraz ze zmodyfikowanym wydechem dają efekt... no czterech cylindrów ze zmienionymi tłumikami. Trochę zalatuje kiepskim tuningiem.

Po ruszeniu efekt się nie zmienia. R-ka warczy i buczy, i nie jest ani bardzo kulturalna, ani rasowa. Za to zdecydowanie "nasterydowana". Na pewno przyciąga spojrzenia. Korzystając z pedału gazu delikatnie, poza dźwiękiem silnika, samochód nie da nam do zrozumienia, że ma coś wspólnego z jakąkolwiek odmianą sportu. Ot, po prostu Golf z DSG. Skrzynia przerzuca biegi szybko i płynnie, a do normalnej jazdy po mieście, wystarcza pierwsza część obrotomierza.

Wkręcenie się powyżej wartości 2,5-3 tys. obrotów nie powoduje, że Golf "strzela jak z procy" - choć elastyczność jest więcej niż wystarczająca. Ale on po prostu bardzo szybko nabiera prędkości. Mimo zastosowania jednej, standardowej turbiny, moc w 2.0 TFSI uzyskiwana jest dość liniowo, bez typowej turbodziury.

Bawiąc się w ten sposób, w wyższych partiach obrotów Golf zaczyna brzmieć nieco lepiej, ale na dobrą sprawę nie zwracacie na to uwagi, bo staracie się ogarnąć wszystko, co widać przez przednią szybę, jednocześnie rzucając okiem na prędkościomierz. A ten jakby gdzieś się spieszył. Wskazówka zasuwa naprawdę szybko. Wyprzedzanie to pestka i frajda. Zwłaszcza, że bieg można zredukować również łopatkami na kierownicy.

A co jeśli chodzi o start z miejsca? 5,5 sekundy wystarcza aby osiągnąć "setkę". Bez większych problemów z trakcją - moc przenoszona jest poprzez system Haldex na wszystkie koła. Taki zestaw pozwala stać się prawdziwym miejskim (i nie tylko) chuliganem. W długiej trasie będzie nieco gorzej z powodu hałasu, ale za to możecie szybciej dojechać na miejsce. Nawet nie korzystając z manualnego trybu skrzyni biegów, poprzestając na zautomatyzowanym S Golf R daje bardzo dużo frajdy. Tylko nie próbujcie jeździć dynamicznie na D - tutaj DSG nie daje sobie rady w idealny sposób.

W kwestii prowadzenia, dzięki wspomnianemu 4x4, Golf nie ustępuje tempu, które narzucają mu osiągi silnika, tak ja ma to miejsce w niektórych mocnych przednionapędówkach. Mimo iż system jest teoretycznie "dopinany", to minimalna ilość mocy zawsze napędza tylne koła. W szybko pokonywanych zakrętach można wyczuć moment "przenoszenia mocy", po którym Golf błyskawicznie ustawia się do toru jazdy. Minimalna podsterowność jest naturalna przy takiej koncepcji samochodu i zachowaniu wszelkiej dozy praktyczności. Przy tym wszystkim samochód nie jest pozbawiony komfortu - DCC pozwala ustawić jeden z trzech trybów pracy. W trybie Comfort jest wręcz miękki - w sam raz, jeśli chcemy zrelaksować się w trasie. Sport za to utwardza zawieszenie w znacznym stopniu - nie jest to może "deska", ale wyraźnie czuć każdą nierówność. Jednocześnie pozwala na dobre wyczucie nawierzchni. Obowiązkowe przy szybkiej jeździe.

Układ kierowniczy na szczęście również nadąża za resztą. Nie wiem jak będzie w następnej generacji, bo każdy kolejny Volkswagen jest coraz bardziej "komfortowy" w prowadzeniu i coraz mniej precyzyjny, ale liczę, że Golfa R nie popsują. Bo tutaj wszystko działa tak jak trzeba. Tak samo jak wyjątkowo skuteczne hamulce, które czasem mogą się naprawdę przydać, jeśli przeholujecie. Największym problemem w "zabawce" zwanej Golfem R, jest jej spalanie. Ciężko jest zejść do deklarowanych przez producenta danych, 11,2 pojawia się tylko przy bardzo spokojnej jeździe. Bardziej realne są wyniki od 2,5 do 5 litrów więcej. A w trasie ok. 9-10 litrów. Jednak, jak na takie osiągi, spalanie nie powinno być wielkim zdziwieniem. Jest sporo koni do wykarmienia, a prawy pedał dziwnie łatwo wpada w podłogę podczas jazdy. Problem z Golfem polega na tym, że "R" ma taki sam zbiornik paliwa jak jakieś 1.2 TSI, czy inne TDI. Do dyspozycji jest 55 litrów, więc do zasięgu na poziomie niecałych 400 kilometrów powinniście się przyzwyczaić. I do tankowania 98-ki.

Dane historyczne
W momencie, kiedy czytacie ten test, nie znajdziecie już Golfa R w salonach. No chyba, że gdzieś na parkingu kurzy się jakiś egzemplarz. Nie ma go już w żadnym cenniku. Ostatnią znaną ceną było 141 520 zł. Do tego trzeba doliczyć kilka dodatków z naszej sztuki. Czy 150 tys. zł za Golfa to nie było za dużo? Biorąc pod uwagę, że mimo wszystko Golf R sprzedawał się całkiem nieźle, to chyba nie. Bo za te pieniądze otrzymujemy nieźle (choć niekompletnie) wyposażony samochód, niemalże w pełni funkcjonalny, ale potrafiący zdziałać bardzo dużo w kwestii zapewnienia dopływu pozytywnych emocji i adrenaliny. Jest po prostu bardzo szybki, prowadzi się pewnie i przyczepnie. Nie jest może szalony jak Focus RS, czy nieprzewidywalny, jak Cupra R. Jazda Golfem R to tak, jakbyście zamiast "Play" na pilocie, nacisnęli "Fast Forward" - wszystko dzieje się dużo szybciej. A Wy jesteście przy tym dużo bardziej uśmiechnięci.

Plusy:
+ bardzo dobre osiągi
+ nie trzeba rezygnować z praktyczności
+ bardzo dobre właściwości jezdne

Minusy:
- mało rasowy, nieco "dresiarski" dźwięk silnika
- już go nie kupicie
- mikroskopijny zbiornik paliwa, przy tym spalaniu

Podsumowanie:
Jest nieco wulgarny w brzmieniu i wyglądzie. Za to jest wciąż "rozsądnym Golfem", który potrafi zmienić się w bardzo szybką miejską "R"ajdówkę.