Volkswagen high up 5d 1.0 75 KM

Jedni twierdzą, że małe jest piękne. Inni z kolei odpowiadają, że rozmiar ma niebagatelne znaczenie, a im większy, tym lepszy. Po czyjej stronie leży racja? Za kierownicą małego-wielkiego samochodu czyli Volkswagena up! wyposażonego w 5 drzwi starałem się rozwiązać tę nurtującą ludzkość zagadkę.

Bez owijania w bawełnę powiem, że wprost uwielbiam małe, miejskie samochody. Nie myślcie jednak sobie, że wiąże się to z jakimś kompleksem. Po prostu małe miejskie auta są trochę jak tanie wino. Dlaczego tanie wino jest dobre? Bo jest dobre i tanie. Dlaczego mały, miejski samochód jest dobry? Bo jest mały i idealnie sprawdza się w mieście. W małych samochodach trudno dostrzec pozerstwo rodem z SUV-ów, które za wszelką cenę starają się udowodnić, że to właśnie one są królami miasta.

I właśnie jednym z takich małych miejskich samochodów, które w gęstym i częstym ruchu miejskim czują się jak przysłowiowa ryba w wodzie, jest Volkswagen up!. Hola, hola! Mój up! z pewnością jest miejskim samochodzikiem, ale nie mówcie na niego "mały". Przecież ma pięcioro drzwi i największy bagażnik w klasie!

5!
Bardzo często zastanawiam się, dlaczego z uporem maniaka producenci samochodów do swoich najmniejszych modeli oferują za dopłatą dodatkową parę drzwi. Być może pukacie się teraz w czoło, myśląc: "Co ten Kaczor znowu bredzi. Przecież dodatkowa para drzwi służy do wygodniejszego zajmowania miejsca na tylnej kanapie i sprawia, że auto jest bardziej praktyczne!". Myśląc tak, oczywiście nie jesteście w błędzie, jednak jest jedno małe "ale".

Zarówno rozstaw osi (2420 mm) jak i długość nadwozia (3540 mm) w przypadku wersji 3- i 5-drzwiowej modelu up! są dokładnie takie same. Co za tym idzie, miejsca wewnątrz auta nie jest więcej, co na pierwszy rzut oka może sugerować pięciodrzwiowe nadwozie. Faktycznie, mając możliwość otwarcia tylnych drzwi, wygodniej będzie umieścić na tylnej kanapie fotelik dziecięcy lub zapakować zakupy, które nie zmieściły się w bagażniku, jednak dwie dorosłe osoby pomimo tego, że łatwiej będą mogły się dostać na tylną kanapę, luksusów tam nie zaznają.

Mam 180 cm wzrostu, duży brzuch i jeszcze większą pupę. Bliżej mi do postury statystycznego Amerykanina niż przeciętnego polskiego studenta. Dostosowując przedni fotel do moich gabarytów osoba, która będzie chciała usiąść za mną, będzie miała wyraźne problemy z miejscem na nogi. Swoją drogą tylną kanapę można traktować jako miejsce dla teściowej, chociaż w takim przypadku chyba lepiej sprawdzi się wersja 3-drzwiowa. Nie dość, że nasza "kochana" mamusia będzie czuła się skrępowana, siedząc za nami, to jeszcze nagimnastykuje się przy wsiadaniu. Pomijam już aspekt stylistyczny. Wersja 3-drzwiowa w mojej opinii wygląda zdecydowanie lepiej niż opcja z dwoma drzwiami więcej.

Nasza klasa
Nieco wcześniej wspomniałem o bagażniku największym w klasie. Słysząc te słowa, w mojej głowie od razu wracają wspomnienia. Pochwalę się, że parę ładnych lat temu sam byłem najlepszy w swojej klasie. Co prawda średnia moich ocen równa 2,9 oraz fakt, że z mojej klasy co roku ubywało kilka osób z powodu braku promocji na "wyższy level" może chluby nie przynoszą, to jednak statusu bycia najlepszym w swojej klasie nikt mi nie odbierze.

Oczywiście nie zamierzam kwestionować 251 litrów pojemności kufra, jaką szczyci się up!. Nie kwestionuję także tego, że jest to wartość najlepsza w tej klasie aut. Nie ma co się jednak oszukiwać, że taka przestrzeń wystarczy na tygodniowe zakupy. Trzydrzwiowej szafy gdańskiej także tam nie zmieścimy.

Dodatkowo ów bagażnik ma jeden feler. Sznureczki podtrzymujące tylną półeczkę. Właśnie gdzie są te sznureczki? Zapomnieli ich dołączyć do mojego egzemplarza? Na liście opcji dodatkowych ich nie ma! A zresztą po co mi jakieś sznureczki. Tak właśnie sądziłem, aż do momentu, w którym zapomniałem ręcznie opuścić tylnej półeczki. To, co zobaczyłem w wewnętrznym lusterku wstecznym kojarzyło mi się nieco (szczególnie po 8 godzinach w biurze w towarzystwie zarośniętych samców alfa) z kobiecymi piersiami, ale jednak skutecznie przesłaniało tylną szybę i stawało się mocno upierdliwe podczas manewrów cofania.

Mini, maxi, ewenement
Absolutnie żadna rzecz, żaden element nie uprzykrzał mi życia podczas jazdy do przodu. Duże lusterka oraz duże szyby zapewniają świetną widoczność w każdą stronę. Wyczucie rozmiarów zewnętrznych auta jest dziecinnie proste i nie wymaga dłuższej chwili przyzwyczajenia.

Siedząc na skądinąd wygodnym fotelu kierowcy o dostatecznym poziomie regulacji, przed oczyma mam olbrzymią kierownicę o bardzo cieniutkim wieńcu. Tuż za nią znajduje się niemniej okazały prędkościomierz, odważnie wyskalowany do 200 km/h. Obrotomierz i wskaźnik paliwa z kolei mają wielkość, którą są w stanie zawstydzić niektóre koperty zegarków męskich.

Absolutnym hitem wnętrza mojego up!-a jest dotykowy ekranik systemu maps&more (dopłata 1200 zł). Osoby pokolenia gadżetów z nadgryzionym jabłuszkiem w logo na widok tego sprytnego urządzenia mogą poczuć kisiel w majtkach. Jego design, czytelność oraz łatwość obsługi potrafią do siebie przekonać już po pierwszym muśnięciu palcem. Na dodatek ten gadżet można wymontować z deski rozdzielczej i cieszyć się funkcją nawigacji! Niech ktoś mi teraz powie, że takie rzeczy tylko w Erze!

Ów czarodziejski ekranik wyświetlający m. in. RDS radiowy, mapę systemu nawigacyjnego czy wskaźnik cieczy chłodzącej oraz dane komputera pokładowego. Jest też wyposażony w jedyny w swoim rodzaju system chłodzenia lub ogrzewania. Wszystko za sprawą centralnie umieszczonego nawiewu, z którego strumień powietrza trafia wprost w tylną część ekranu systemu maps&more.

Golas!
Być może moje skojarzenia zbyt często błądzą w kosmatą stronę, jednak wewnątrz mojego Volkswagena znajduje się golas. Niestety, nie jest to goła dama (chociaż to akurat zależy od sytuacji). Na szczęście nie jest to również goły mężczyzna (to również zależy od sytuacji). Wewnątrz Volkswagena up! znajduje się goła blacha! Jest jej naprawdę sporo. Począwszy od boczków drzwi, a na konsoli przed pasażerem skończywszy!

Szczerze, to takie rozwiązanie mi nie przeszkadza, chociaż rozumiem osoby, na których twarzach ukaże się grymas niezadowolenia na widok takiego, a nie innego wykończenia kabiny. Reszta materiałów również nie grzeszy fakturą i jakością, jednak co jest w tym przypadku bardzo ważne, żadne niepokojące odgłosy świadczące o lenistwie jakiegoś Hansa odpowiedzialnego za spasowanie elementów do moich uszu nie docierają.

Do szeroko pojętej ergonomii mam jedno "ale". Kto wpadł na pomysł, aby na drzwiach kierowcy nie zamontować przycisku służącego do obsługi elektrycznie sterowanej szyby w drzwiach pasażera?! Tej jakże roztropnej osobie sugeruję w ramach zadość uczynienia codzienne, kilkugodzinne opuszczanie i podnoszenie szyby w drzwiach pasażera, siedząc w fotelu kierowcy. Może wbijający się w żebra lewarek zmiany biegów oraz dźwignia hamulca ręcznego uświadomi mu, jakie faux pas popełnił dla zaoszczędzenia 10 eurocentów!

Mały, ale jary
Duży, amerykański krążownik powinien mieć duży, mocny i paliwożerny silnik. Idąc tym tokiem myślenia, mały, miejski, europejski samochodów powinien mieć mały, słaby i niezbyt zachłanny na paliwo motorek. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że up! ma właśnie taki silnik! Ma litr pojemności i tylko trzy cylindry, zachowuje się jak alkoholik po odwyku, bo naprawdę mało pije. Tylko z tym, że jest słaby nie do końca się wszystko zgadza.

75 KM mocy oraz raptem 95 Nm momentu obrotowego na pewno nie spowodują wypadnięcia oczu z orbit już po samym przeczytaniu specyfikacji technicznej. Warto jednak pamiętać, że masa własna mojego up!-a to zaledwie 854 kg! Stosunek mocy do masy wygląda mniej więcej tak, jakby silnik poczciwego Malucha podkręcić do 52 KM nie zwiększając jego wagi.

Niestety, testowany egzemplarz nie miał łatwego życia. Po pierwsze każde dodatkowe wyposażenie oraz każdy litr paliwa to dodatkowa masa, a po drugie na pozycji kierowcy siedzę ja. Taki zestaw sprawia, że 75-konny silniczek ma do uciągnięcia ponad tonę ciężaru. 854 kg odeszło w niepamięć.

Co by jednak nie mówić, te 75 niemieckich, mechanicznych rumaków naprawdę daje sobie radę z up!-em, nawet z takim mastodontem jak ja na pokładzie. Pomimo niezbyt miłego dźwięku przypominającego niektóre skutery dostawców pizzy, silnik chętnie wkręca się na obroty, pozwalając na sprawne przemieszczanie się po mieście. Mówiąc językiem nauczyciela fizyki, "wraz ze wzrostem prędkości maleje zapał silnika do pracy, zwiększając wprost proporcjonalnie poziom hałasu docierający do kabiny". I tak naprawdę nikogo nie powinno dziwić, że wyprzedzenie na raz kolumny TIR-ów jest tak samo łatwe jak odzyskanie złota od Amber Gold. To auto i ten silnik zostały stworzone do miasta i to właśnie w mieście czują się najlepiej.

Wspomniałem, że mały motorek pracujący pod przednią maską zachowuje się jak alkoholik po odwyku. Faktycznie średni apetyt na paliwo naprawdę budzi uznanie. Jako, że test odbywał się tuż po wypłacie, nie musiałem uskuteczniać jazdy o kropelce. Taka normalna, podkreślam NORMALNA jazda sprawiała, że auto zadowalało się ok. 5,5 l benzyny na każde 100 km w cyklu mieszanym. Gdybym tylko chciał (a przyznaje otwarcie, że nie chciałem) i sugerował się elektronicznym suflerem sugerującym odpowiedni moment zmiany biegu (piątkę musiałbym wrzucać już przy 50 km/h), na pewno udałoby się poprawić ten wynik. Tym bardziej, że podczas jazdy ze stałą prędkością w trasie zejście poniżej 4 litrów na setkę nie jest niczym nadzwyczajnym.

Fajnie, ale...
Bardzo pozytywnym zaskoczeniem było dla mnie zestrojenie zawieszenia oraz "czucie" auta podczas dynamicznej jazdy (chociaż pojęcie dynamicznej jazdy w przypadku tego samochodu jest mocno naciągane). Zawieszenie up!-a jest stosunkowo twarde. Samochód bardzo pewnie reaguje na każdą zmianę kierunku jazdy i posłusznie wykonuje każde polecenie kierowcy. Parę razy złapałem się nawet na tym, że podczas szybciej pokonywanego zakrętu czułem się jak mały chłopczyk w samochodzie na pedały, wydobywając z ust dźwięk przypominający pisk opon.

Niestety, to co mi przypadło do gustu nie musi również podobać się ogółowi (byłbym lekko zdziwiony gdyby tak było). Sztywne zawieszenie dla wielu może okazać się zbyt sztywne, co w połączeniu z krótkim rozstawem osi może nie dawać oczekiwanego poziom komfortu. W tym momencie znów przywołam do tablicy nasze teściowe. Wjeżdżając z odpowiednią prędkością w nierówność na drodze, istnieje szansa, że mamusia uderzy głową w sufit. Pytanie tylko, co będzie potem?

Cenne uwagi
Zostawiając w spokoju wszystkie teściowe na świecie, przejdę teraz do zupełnie innej kwestii. Ceny. Czy Volkswagen up! 5d jest tanim autem? Za podstawową wersję take up! (m. in. brak centralnego zamka i... obrotomierza) z 60-konnym silnikiem VW żąda 32 760 zł. To o 1070 zł więcej niż wynosi cena dokładnie podobnie wyposażonej (a raczej nie wyposażonej w ogóle) wersji 3d.

Czy warto dopłacić tę różnicę? Niestety, nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Ja osobiście wolałbym "uciułać" jeszcze trochę grosza i dopłacić dokładnie 2300 zł (w przypadku wersji take up!) lub 2200 zł (w przypadku wersji move up!) do mocniejszego, 75-konnego silnika. Moim zdaniem studiowanie cennika Volkswagena up! 5d warto rozpocząć od wersji move up! droższej od zupełnego golasa o 2900 zł. W tej cenie otrzymamy nie tylko obrotomierz, ale także m.in. dzielone oparcie tylnej kanapy, centralny zamek, elektrykę szyb oraz możliwość domówienia systemu maps&more (do wersji take up! nie występuję on nawet jako opcja).

Odpowiedź
Czy faktycznie rozmiar ma znaczenie? Czy duże jest lepsze od małego? A może odwrotnie - to małe ma przewagę nad dużym? Niestety, nie odkryje Ameryki stwierdzeniem, że odpowiedź na powyższe pytania: zależy od sytuacji. Volkswagen up! 5d jest małym, miejskim autem, które m.in. ze swoich rozmiarów potrafi uczynić atut w gęstym ruchu miejskim. Pewne właściwości jezdne, bogate wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa oraz łatwość obsługi to kolejne cechy stojące po stronie plusów.

Jeśli jednak zamierzacie traktować up!-a jako auto i do tańca i do różańca, dwa razy zastanówcie się nad swoim wyborem. Długie, rodzinne podróże, szybkie przejazdy autostradowe czy możliwości transportowe nie są żywiołem tego malucha. I nie ma co ukrywać - to auto nie zostało stworzone do takich celów. Jeśli natomiast będziecie traktowali up!-a jako dobrego kumpla, który zna każdy zaułek miasta, w każde miejsce się wciśnie, pozwoli na bezstresowy wypad we dwójkę do restauracji i nie narobi wstydu niepohamowanym pragnieniem, mały Volkswagen z pewnością Was nie zawiedzie.

P.S. Korzystając z możliwości, chciałbym w tym miejscu pozdrowić wszystkie teściowe. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego tekstu nie będziecie bały się wsiąść na tylną kanapę do Volkswagenów up! Waszych zięciów.

Plusy:
+ bardzo oszczędny silnik
+ ciekawy, nieginący w tłumie design
+ relatywnie dobre właściwości jezdne
+ bogate wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa
+ warty dopłaty system maps&more

Minusy:
- stosunkowo twarde zawieszenie
- kultura pracy 3-cylindrowego silnika
- drobne, ale irytujące braki w ergonomii

Podsumowanie:
Volkswagen up! to auto, które niczego nie udaje. Atrakcyjny stylistycznie (wersja 5d traci trochę w tej materii względem wersji 3d), z dobrymi właściwościami jezdnymi kompletny samochód do poruszania się po mieście, który po ciężkim tygodniu stania w korkach odwdzięczy się niewielkim spalaniem.