Volkswagen Polo 1.2 TSI Highline R-Line

Zakup Polo w cenie nieźle skonfigurowanego Golfa to kwestia przekonania samego siebie o słuszności trwania w szaleństwie. No bo w końcu po co wybierać auto segmentu B, napakowane wyposażeniem, zamiast większego, nowocześniejszego i bardziej komfortowego kompaktu?

"Weź ty wreszcie zmądrzej! Kupujesz siedemnastoletnie BMW? Do tego jeszcze z żarłocznym silnikiem benzynowym? To bez sensu. Pomyśl o małym, oszczędnym samochodzie - przyda się do jazdy miejskiej i w trasie niewiele spali. Opłaty będą tańsze, części zamienne łatwiej dostępne. Popracujesz, odłożysz pieniądze na coś młodszego i jeszcze w życiu zaszalejesz". Oto słowa mojej matki. Słyszę je z niebywałą wręcz regularnością i właściwie powinienem z miejsca przeprosić Was za cytowanie tak nudnych banałów. Wbrew pozorom mają one jednak trochę wspólnego z autem, o którym pragnę Wam dzisiaj opowiedzieć.

Jak widzicie, szału nie ma
W moje testerskie łapska nie wpadło tym razem żadne BMW. Nie był to też 400-konny Lexus, lecz zwyczajny Volkswagen Polo. Na dodatek biały. No dobrze, ale czy aby na pewno ten egzemplarz jest taki zwyczajny? Już na pierwszy rzut oka widać, że nie należy on do podstawowych "Kojaków" przeznaczonych dla krajów niedorozwiniętych (albo raczej rozwijających się). Niemieckiego malucha w najlepszej wersji wyposażenia wzbogacono o dodatki z serii R-Line, zaszczepiając pod jego skórę sportową żyłkę w postaci 105-konnego, benzynowego serca TSI o pojemności 1,2 l.

Na osiach pojawiły się 17-calowe felgi a karoserię przyozdobiono spoilerami optycznie obniżającymi bryłę nadwozia. Smaczku dodały: duży szklany dach i przyciemniane szyby. Jak takie Polo jeździ i właściwie co ma wspólnego z moją matką? Już tłumaczę. W małym Volkswagenie nie chodzi przecież o żadne domowe pierogi ani o przepyszne Curry, z którego słynie mamusia. Za to wspomniane na początku testu moralizatorstwo idealnie pasuje do rozważań nad sensem zakupu pojazdu skonfigurowanego tak, jak testowany egzemplarz.

Obłęd cenowy
Na początek lekko frapujący może okazać się fakt, że Polo z motorem 1.2 TSI/105 KM w najbogatszej odmianie Highline kosztuje prawie 60 tys. zł. Ale to dopiero wstęp. Naprawdę ciekawie zrobi się wtedy, gdy uświadomimy sobie, iż podana cena nie obejmuje... ani klimatyzacji ani nawet radioodtwarzacza! Fakt - wiele dodatków do małego Volkswagena można zamówić w przystępnych cenach, ale co z tego, skoro na kilka opcji, lekką ręką wydamy kolejnych 10 a nawet (jak w naszym przypadku) ok. 20 tys. zł. To już obłędnie dużo.

Zwyczajna logika podpowiada, że nabywanie samochodu segmentu B za przytoczoną sumę ociera się o czysty obłęd. Myśląc jednak w ten sposób, mógłbym od razu zakończyć test i przejść do bezlitosnego podsumowania brzmiącego: wybierzcie sobie coś innego. Spróbujmy więc na moment pochylić się nad tematem i spojrzeć na białe Polo z nieco innego punktu widzenia: poszukajmy w szaleństwie cenowym choćby cienia racjonalnego uzasadnienia.

Zaleta nr 1 - silnik
O małych autach zazwyczaj piszę, że brakuje im mocy. Słabowite, bazowe silniczki miejskich wozidełek powodują, że w połowie manewrów wyprzedzania mamy okazję przenieść się w sferę rozważań o własnym testamencie. W najdroższym Polo na świecie, którym miałem akurat okazję jeździć, nie przeżyjecie podobnych uniesień emocjonalnych. Jego elastyczny 105-konny 8-zaworowiec z turbosprężarką ochoczo zabiera się do roboty. Załatwia nam to sprawę obawy o zdrowie i życie. Już po przekroczeniu ok. 2000 obr./min. w Volkswagenie poczujemy przyjemną falę momentu obrotowego (175 Nm) pozwalającego na bezproblemowe wyprzedzanie maruderów blokujących podmiejskie ekspresówki.

Dobrze wyciszony czterocylindrowy benzyniak pali przy tym umiarkowanie dużo (średnio w teście ok. 7,1 l/100km) i charakteryzuje się łagodnym dźwiękiem pracy, specyficznie "stłumionym" przez turbo. Osiągi relatywnie lekkiego auta (masa własna, nieco ponad tonę) są w zupełności wystarczające, choć z góry uprzedzam, że nie należy traktować Polo jako substytutu usportowionych maluchów w stylu MINI czy Swifta Sport. Niecałe 10 sekund do "setki" to za mało, by stawać w szranki z "zabawkami drogowymi".

Zaleta nr 2 - zawieszenie
Skoro nie bardzo można skrytykować jednostkę napędową małego Volkswagena, to może chociaż znajdzie się okazja do ponarzekania na zawieszenie? My - redaktorzy motoryzacyjni, rozpuszczeni luksusem aut wartych 300 tys. zł., opisując miejskie samochody lubimy pastwić się nad brakiem komfortu. Przyznam, że spojrzawszy po raz pierwszy na wielkie 17-calowe felgi Polówki obute w opony o niziuteńkim profilu 40 od razu nabrałem przekonania, że każda przejażdżka będzie urozmaicona stekiem przekleństw wypowiadanych pod adresem resorowania. I co? Miłe zaskoczenie.

Polo na wielgachnych siedemnastkach wcale nie musi być męcząco twarde. Jego proste zawieszenie z kolumnami MacPhersona z przodu i belką skrętną z tyłu sprawdza się zaskakująco dobrze w zetknięciu z dziurskami, którym musi co chwila stawiać czoła. Acha, byłbym zapomniał o najważniejszym! Szerokie 215-mimilterowe opony mają niewielki wpływ na nerwowość prowadzenia w koleinach. Cuda jakieś? Najwidoczniej. Idźmy więc dalej.

Zaleta nr 3 - mechaniczny charakter
Właściwie nie wiem jak to określić, ale jest coś "prawdziwego" i "namacalnego" w jeździe tym małym Volkswagenem. Tego czegoś, na swój sposób brakuje większemu Golfowi. W bratnim kompakcie z Wolfsburga urzekać może mnogość elektronicznych dodatków, ale też równocześnie na pierwszy plan wysuwa się jego wybitnie "software'owy" charakter.

Zdecydowanie bardziej "mechaniczne" w prowadzeniu jest właśnie małe Polo. Fakt - jego elektrohydrauliczne wspomaganie pracuje dość lekko, ale nie wpływa to ujemnie na wrażenie panowania nad samochodem. Reakcje na ruchy kierownicą w dalszym ciągu są zdecydowane a Polo posłusznie podąża tam, gdzie tego chcemy. Nawet podczas szybkiej jazdy nigdy nie zaskakuje niczym niemiłym. Przewidywalność zachowania na drodze i prostota prowadzenia to jedna z zalet tego auta.

Kolejną jest płynna praca lewarka skrzyni biegów. Przełożeń jest aż sześć, co z kolei skutkuje możliwością obniżenia prędkości obrotowej na ostatnim z nich. Z pewnością rzutuje to na wyciszenie wnętrza. Podczas poruszania się z prędkościami powyżej 100 km/h w kabinie panuje błoga cisza. Warto podkreślić, że jazda typowo miejska również przebiega w Polo sprawnie. Płynne operowanie sprzęgłem nie wymaga długiego przyzwyczajania się.

Kabina pasażerska - no, wreszcie jakaś wada!
Tu muszę ponarzekać, bowiem w maksymalnej wersji wyposażeniowej spodziewałem się po Polówce czegoś lepszego. Osoby siedzące na wygodnych przednich fotelach będą zadowolone ze sporej ilości miejsca, zaś ci, którzy wcisną się do drugiego rzędu dostaną tam nawet tapicerowane boczki na których oprą łokcie. Niby wszystko jest w porządku, więc w czym właściwie rzecz?

Cóż, przede wszystkim w zwyczajności i we wszechogarniającej czerni oraz nudzie. Auto ze zdjęć kosztuje praktycznie tyle samo, co "szałowy" Citroen DS3 a dalej brak mu gustownych inkrustacji czy choćby półskórzanej tapicerki. Wiecie co mam na myśli... W końcu z samochodami jest trochę jak z pizzą. Całość tworzą szczegóły, a czy znacie kogoś, kto uwielbia prostą Margheritę? No dobra, ja znam jedną osobę, która nie lubi nawet żółtego sera, ale głęboko wierzę, że to musi być potworne uczucie - porównywalne z oddawaniem krwi...

Sens bezsensu?
Myśląc o kupnie Polo za ok. 80 tys. zł też można poczuć się, jakby krew uchodziła nam z żył. Głębokie rozważania o "konkurencji w segmencie B" są w tym przypadku zbyteczne. Mały Volkswagen za cenę "gołego" MINI Coopera czy też nieźle wyposażonego Citroena DS3? Dziękuję bardzo. Wszystko co wyartykułuję w kwestii pieniędzy może zostać użyte przeciwko mnie.

Jak zapewne zdążyliście zauważyć, nie udało mi się wpaść na trop większych mankamentów trapiących Polo. Wiem, wiem - zapewne zostanę zaraz posądzony o udział w spisku dziennikarskim sponsorowanym przez Niemców, ale prawda jest taka, że testowany model jest udany i nie ma co szukać w nim wad na siłę. Z silnikiem 1.2 TSI Polo jeździ sprawnie i potrafi dać nawet trochę przyjemności z prowadzenia. Elegancki wygląd zapewnia mu pakiet R-Line a o komfort może zadbać bogate wyposażenie dodatkowe warte kilkanaście tysięcy złotych (!). Czy to wszystko oznacza, że za 80 "kawałków" poleciłbym komukolwiek taki samochód? Jako entuzjasta motoryzacji, muszę przyznać, że nigdy w życiu nie poparłbym podobnego wyboru. W mojej opinii przytoczona kwota nie może być po prostu usprawiedliwiona niczym innym, prócz szeroko pojętej "wybitności" małego samochodu, a tej... Polówce brakuje. Nawet w tak bogatej wersji, Volkswagen wciąż pozostaje tylko do bólu zwyczajnym samochodem.

Zalety:
+ Wystarczająco komfortowe zawieszenie
+ Dynamiczny i w miarę oszczędny silnik
+ Lekko pracujące i łatwe do wyczucia sprzęgło oraz lewarek zmiany biegów
+ Wygodne przednie fotele

Wady
- To wciąż tylko zwykłe Polo... choć w takiej wersji kosztuje obłędnie dużo
- ... i dalej ma dość nudne, przeciętnie wykonane wnętrze

Podsumowanie:
Trzeba uczciwie przyznać, że Polo to udany i bardzo dopracowany model. Dlatego właśnie, szczególnie w bogatej wersji wyposażeniowej, właściwie trudno znaleźć w nim jakieś znaczące mankamenty. Testowana odmiana przyozdobiona pakietem R-Line stanowi czyste ekstremum cenowe. Pomimo bojowego wyglądu, nie może jednak funkcjonować w kategoriach przepustki do klasy hothatchy. Prowadzenie Polo - choć przyjemne, jednak nie przysparza zbyt dużo emocji.