Volkswagen Polo 1.4 Highline

To jest to nowe Scirocco? Takie pytanie usłyszałem od kolegi, który spojrzał na testowe Polo. Gdy mowa o miejskich autach, trudno o większy komplement. Ale czy nowe Polo zasługuje na same pochwały? I czy ma w sobie ten charakterystyczny pierwiastek V-W?

Jest coś niesamowitego w posiadaniu Volkswagena. Nie mówcie, że nie. Niby jest to marka jak każda inna, a jednak reszta kierowców zazdrości Wam chociaż troszeczkę (może wyjąwszy właścicieli aut japońskich, którzy uznają, że nabywając auto weszli w posiadanie cząstki dziedzictwa japońskiej rodziny cesarskiej). Tak czy owak, Polacy kochają Volkswageny i nie dzieje się tak bez powodu. Są to bowiem samochody dobrze dopracowane i przeważnie dość przewidywalne. Kupując Volkswagena oczekujemy nienagannej ergonomii, przyzwoitego prowadzenia oraz wyglądu, który nie rozłoży na łopatki, ale też nie przyprawi nikogo o torsje. Wydaje się, że właśnie takie są składowe "pierwiastka V-W". Czy nowe Polo rzeczywiście go w sobie ma? Odpowiedź na to oraz kilka innych pytań znajdziecie w teście.

To jest Polo czy Scirocco?
Oczywiście takie wątpliwości mogą mieć jedynie laicy. Faktem jednak jest, że V generacja małego Volkswagena (model Polo produkowany jest już od 1975 roku) bardzo wyładniała i upodobniła się do swoich większych i droższych braci. Nic zatem dziwnego, że jeszcze przed terminem rozpoczęcia oficjalnej sprzedaży zebrano na to auto ponad 24 tys. zamówień.

Zadziornie narysowane przednie reflektory oraz zderzak z mocno wysuniętym spojlerem nadają Polo dynamicznego "spojrzenia". Nie zabrakło też modnych obecnie "wcięć w talii", przebiegających wzdłuż boków karoserii oraz smaczków w rodzaju lusterek ze zintegrowanymi kierunkowskazami. Rewię mody ograniczono jednak w typowo volkswagenowski sposób, unikając krzykliwości w stylu np. Forda Fiesty. Nowe Polo wygląda dokładnie tak, jak powinno, a jeśli chcecie dodać mu nieco więcej pikanterii, możecie zdecydować się na opcjonalne dodatki, w które wyposażone było auto testowe (16-calowe alufelgi: + 1000 zł w stosunku do standardowych 15-tek z Highline'a oraz przyciemniane tylne szyby za 710 zł).

Kto ty jesteś? Polak... duży
Tak właśnie nowe Polo powinno odpowiedzieć na pytanie o swoją wielkość. Piąta generacja małego Volkswagena urosła bowiem o przeszło 5 cm w stosunku do swojego poprzednika. Nie zaszkodziło to jednak "tuszy" samochodu, który w wersji testowej legitymuje się dość przyzwoitą masą na poziomie 995 kg (to "rewir" Golfa III). W całej tej wyliczance na centymetry i kilogramy najważniejsze jest jednak to, że nowoczesna technologia pozwoliła na zaprojektowanie w miarę lekkiego samochodu zapewniającego dobry poziom bezpieczeństwa biernego. Podłogę oraz fragmenty boków nadwozia wykonano ze stali o podwyższonej wytrzymałości. Nowe Polo legitymuje się pięciogwiazdkowym wynikiem w teście zderzeniowym NCAP.

Czy centymetry zapewniające bezpieczeństwo idą w parze z tymi odczuwalnymi wewnątrz auta? Tu sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. W przednim rzędzie siedzeń kierowca oraz pasażer bez problemu znajdą dla siebie wygodne pozycje. Miejsca jest w bród (także na szerokość), zaś oba fotele mają regulację wysokości oraz dodatkowe wyprofilowania boczne, skutecznie podtrzymujące ciało na zakrętach (są to dodatkowe zalety siedzeń oferowanych w wersji Highline). Można tylko narzekać na brak regulacji lędźwiowej, ale to niewielki mankament. Gorzej zaczyna się robić, gdy przejdziemy z "klasy business" do "klasy ekonomicznej", czyli na tylną kanapę.

Miejsca dla pasażerów drugiego rzędu trapi przypadłość znana z poprzedniej generacji Polo. Oto bowiem siedzisko kanapy nachylone jest pod zbyt ostrym kątem w stosunku do oparcia. Jest to zabieg celowy, umożliwiający zgięcie pasażera "w scyzoryk" i podkulenie jego nóg. Tym samym tuszuje się naturalne niedostatki przestrzeni na kolana, które są normą w klasie aut miejskich. Szkoda, że Volkswagen usilnie propaguje swoją "ustandaryzowaną pozycję siedzącą", bo naprawdę wygodniej jest wbić kolana w oparcie siedzenia kierowcy/pasażera, niż siedzieć w nienaturalnym zgięciu przez dłuższy czas. Dlatego też lepiej jest wykorzystywać drugi rząd siedzeń jedynie do krótszych przejażdżek. Temu przeznaczeniu służy zresztą także bagażnik, który przy 280 litrach pojemności ma wielkość typową dla segmentu B (dobrze, że przedział bagażowy wyposażono w podwójną podłogę oraz dodatkowe gniazdo 12 V).

To już Golf, czy jeszcze Polo?
Modelowe deja vu przeżyjemy spoglądając na kokpit "polówki". Wszystko jest tu należycie uporządkowane i zdaje się przypominać Golfa. Nie jest to bynajmniej wadą, tym bardziej że jakość plastików niewiele odbiega od aut klasy średniej (a niektóre z nich nawet przewyższa). Warto wspomnieć, że deska rozdzielcza wykonana z miękkiego plastiku dostępna jest dopiero od średniej wersji wyposażenia: Comfortline. Boczki drzwi są obficie tapicerowane (w niższych wersjach tapicerki jest tu nieco mniej), zaś wszystkie podstawowe urządzenia działają dokładnie tak, jak się tego spodziewamy.

Dla "użytkowej poprawności" zegary pozbawiono intensywnie niebieskiego podświetlenia znanego ze starszych modeli Volkswagenów, zmieniając barwę na nieco jaśniejszą (chyba z oszczędności wyświetlacz klimatyzacji nadal ma poprzednio stosowany odcień). Szkoda, że w zestawie wskaźników brakuje termometru cieczy chłodzącej. Wygląda to na kolejny objaw cięcia kosztów. Przyzwoita ilość schowków i skrytek pozwala zachować w kabinie porządek.

Typowy Volkswagen? Można powiedzieć, że tak, aczkolwiek Wolfsburg niestety nie ustrzegł się kilku wpadek. Opcjonalnemu radiu z nawigacją daleko do intuicyjnej obsługi, zaś skórzane obszycie dźwigni hamulca ręcznego podczas używania po prostu pozostawało w dłoni kierowcy. Warto dodać, że skórzana gałka zmiany biegów także wykazywała pewne "oznaki zmęczenia". Idąc tym tropem, nie można też nie wspomnieć o wpadającym w drgania lusterku wstecznym (po stronie kierowcy) oraz odstającej uszczelce przy tylnych drzwiach. Odpowiedzialność za te niedostatki jakościowe można zrzucić na karb początku produkcji nowego modelu, tym niemniej nie powinno się to zdarzyć przy przebiegu sięgającym zaledwie 10 000 km.

Jeździ jak... Polo. Czyli poprawnie.
Tu nie ma wątpliwości. W kwestii prowadzenia Polo nie może być jeszcze porównywane ze swoim starszym bratem, Golfem. Nic w tym jednak złego, bowiem małym Volkswagenem podróżuje się naprawdę przyjemnie. Elektrohydrauliczne wspomaganie daje kierowcy odpowiednie wyczucie drogi, stawiając jednocześnie należyty opór. Testowy egzemplarz wyposażony był w 16-calowe aluminiowe felgi, przez co tłumienie nierówności zostało nieco pogorszone. Niski profil nie zostawia zawieszeniu zbyt wielkiego pola do popisu przy filtracji nierówności. Pamiętając o nieprzyjemnej tendencji do drgań spowodowanej "dużymi butami", warto jednak wspomnieć, że pomimo szerokich opon (215 mm!) podczas pokonywania kolein Polo nie przejawia przesadnej tendencji do "myszkowania po drodze". A zatem wciśnijmy gaz nieco mocniej i zobaczmy, na co stać volkswagenowski motor 1.4 o mocy 85 KM.

Niestety, nie będzie tego zbyt wiele. Silnik wyraźnie "jedzie górą", pozostawiając kierowcy niedosyt podczas prób wykonywania dynamiczniejszych manewrów w niższych partiach obrotów. Na trasie jednostka 1.4 okaże się wystarczająca, ale nie należy wymagać od Polo niczego więcej. Dźwięk silnika jest przyjemnie wytłumiony, co w połączeniu z niezbyt natarczywym szumem opływającego powietrza pozwala podróżować w ciszy z prędkościami dochodzącymi do 130 km/h.

Kierowcy preferujący manualną zmianę biegów będą zadowoleni z pracy przekładni zastosowanej w Polo. Lewarek chodzi nadzwyczaj lekko, mając jednak wyraźnie wytyczone drogi prowadzenia, w które nie sposób nie trafić. Nieco więcej wprawy należy zachować podczas operowania sprzęgłem (szczególnie przy redukcji biegu auto potrafi nieco szarpnąć). Ogólnie jednak jazda "Polówką" nie męczy, a chwilami można odnieść wrażenie komfortu i pewności przynależnej autom pozycjonowanym o segment wyżej. Wszystko to odbywa się przy relatywnie niskich kosztach eksploatacji. Wierzcie bądź nie, ale na trasie Polo bez trudu spali 5 l na 100 km. I to bez żadnych zabaw w eko-toczenie i bez cudownej technologii FSI, którą musicie tankować paliwem wzbogacanym o platynę. Zwykły oszczędny, benzynowy silnik. Przyjemnie, prawda?

Pierwiastek na pokładzie
Wybaczcie, że test nie koncentrował się wokół wspaniałego wyposażenia wersji Highline. Można oczywiście rozpisywać się na temat elektronicznej klimatyzacji, podgrzewanych foteli oraz czujników parkowania. Można też napisać parę słów o nawigacji oraz o tempomacie. Nie ma to jednak większego sensu, gdyż podstawowe pytanie brzmi: czy Polo jest wystarczająco dobre nawet w gorszej wersji wyposażenia? Nie sztuką jest bowiem napakować auto gadżetami, ale sztuką jest zrobić dobry samochód klasy B za przyzwoite pieniądze.

Każdy zainteresowany kupnem Volkswagena Polo szybko wyciągnie cennik i przekona się, że volkswagenowski Highline to żaden high life (najwyższa wersja pomimo pełnej "elektryki" i alufelg ciągle pozbawiona jest nawet radia i klimatyzacji!). Do poziomu wyglądu i wyposażenia wewnętrznego auta testowego, bazowemu Highline'owi z silnikiem 1.4 (47 040 zł) brakuje blisko 20 tys. zł. Tutaj, jak widać, nic się nie zmieniło. Dalej u Volkswagena za wszystko trzeba płacić ekstra. Opcje są jednak wycenione w miarę rozsądnie i można wybrać z nich tylko to, co nas interesuje.

Na podstawowy wariant Trendline z benzynowym motorem 1.4 pod maską wydamy minimum 43 540 zł. Czy warto? W Polsce Polo często kupowane jest jako tańsza "namiastka Golfa". Biorąc to pod uwagę, trzeba przyznać, że ta "namiastka" jest obecnie coraz bliżej swojego "starszego rodzeństwa". Wygląda fajnie (nawet w gorszej wersji) i jeździ poprawnie (sport pozostawmy Fieście, która da kierowcy nieco więcej frajdy z prowadzenia).

Polo bez wątpienia ma w sobie magiczny "pierwiastek Volkswagena", który sprawia, że samochód ten nie jest być może na tyle wspaniały, by go "zapragnąć", ale jednocześnie jest na tyle dobry, by chcieć go wybrać spośród innych ofert. I o to chyba chodzi.