Volvo V50 T5 AWD Summum

Kiedy zobaczyłem Volvo V50, nie wpadłem w zachwyt. Auto wywołało wręcz u mnie grymas znudzenia. Jednak podczas pokonywania pierwszych kilometrów Volvo pozytywnie odmieniło wyraz mojej twarzy. Jesienna melancholia zamieniła się w wiosenną euforię. Świat ponownie nabrał kolorów.

Volvo V50 nie jest stuprocentowym Szwedem, ale jak większość obecnych aut produkcyjnym mieszańcem. Ma w sobie coś z Niemca, ponieważ zza Odry Volvo przejęło część fordowskiej technologii. Prawdziwą jednak ojczyzną V50 jest Szwecja. Pomimo nieco kosmopolitycznego charakteru Volvo jest samochodem na wskroś skandynawskim. Dlaczego? Auto jest ergonomicznym dziełem sztuki. V50 jest jak dobrze szyty garnitur - z dużą klasą, ale bez ekstrawagancji. Ten samochód określają najlepiej dwa przymiotniki: szybki i luksusowy. Zupełnie jak francuska kolej TGV. Ogromna moc 230 KM w wersji T5 może sugerować sportowe zacięcie. O nie, to jest po prostu elegancik, który potrafi się wkurzyć jak prawdziwy Szwed, kiedy ktoś się przed nim przepycha w kolejce. Jak taki gentleman zza morza radzi sobie w polskiej rzeczywistości? Okazuje się, że całkiem nieźle.

V50-tka zadebiutowała w roku 2004 i zastąpiła model V40. Inne oznaczenie auta wiązało się z całkowitą zmianą wizerunku poszczególnych modeli, lansowaną przez nowego właściciela - Forda. Auto ma kojarzyć się ze swoim większym bratem - Volvo V70. Model V50-tki bazuje na fordowskiej platformie P1 (C1) stworzonej dla klasy "compact", a zaprojektowanej w Niemczech. Tej samej płyty podłogowej używają m.in. Ford Focus C-Max, czy Mazda 3. W roku 2007 samochód przeszedł lifting. Do naszej redakcji trafiła już więc odmieniona, najmocniejsza i zarazem najbardziej luksusowa odmiana V50-tki, czyli T5 AWD w wersji wyposażeniowej Summum.

Dyskretna elegancja

Przypadkowy mieszkaniec warszawskiej metropolii nie zwróci uwagi na Volvo V50. Wizualnie samochód nie wyróżnia się i nie wzbudza emocji. Na pierwszy rzut oka wygląda ładnie, ale zbyt przeciętnie jak na auto klasy premium. Nieco bystrzejszy obserwator zauważy srebrne relingi dachowe (1760 zł), spryskiwacze reflektorów dodawane do lamp biksenownowych (5630 zł poza wersją Summum) oraz podwójną końcówkę układu wydechowego. Autograf T5 AWD upewni go, że stoi przed nim 230-konne Volvo.

Wersja Summum pozbawiona jest sportowych akcentów. Nie ma żadnych spojlerów, sportowych tłumików, 18-calowych felg, czy wielkiej atrapy chłodnicy. Część tych rzeczy jest dostępna jako opcja. W podstawowym pakiecie samochód nie udaje auta sportowego. Nie znaczy to, że auto jest pozbawione dynamicznej linii nadwozia. Owszem, brakuje samochodowi bardzo wyrazistego charakteru, jednak daleko mi do nazwania jego stylistyki bezpłciową. V50-tka jest na swój dyskretny sposób bardzo elegancka. Kto odróżni sweter Louis Vuittona za 5000 złotych od swetra z ciuchlandu za 5 złotych? Znawca tematu. Podobnie jest z Volvo - dla przeciętnego człowieka będzie to zwykłe kombi, a dla fana motoryzacji godny reprezentant klasy premium.

Przyjrzyjmy się detalom. W stosunku do wersji sprzed liftingu zmienione zostały przednie reflektory, które mają nawiązywać do wyglądu limuzyny S80 i nowego kombi V70. Retusz objął także tylne klosze, zderzaki oraz osłonę chłodnicy. Gabarytowo auto nie zmieniło się nawet o 1 mm. Trzeba jednak przyznać, że zabieg kosmetyczny znacznie odmłodził trzyletnie auto i upodobnił je do nowej linii modelowej Volvo. Ford od 2000 roku zaokrągla nieco klasyczne kształty Volvo, próbując tym samym przyciągnąć nową, młodą klientelę. Robi to o tyle skutecznie, że takimi zabiegami nie zraża konserwatywnych fanów marki. Popularność V50-tki jest tego najlepszym przykładem. Co roku znajduje ponad 80 tys. nowych nabywców. Jest to drugi najlepiej sprzedający się model Volvo zaraz po XC90.

Luksusowy salon

Wsiadając do Volvo, można się dowartościować. Wnętrze daje poczucie luksusu, zachowano odpowiednią równowagę pomiędzy przepychem a spartańskim wystrojem. Kierowca siedzi wysoko w bardzo wygodnych fotelach i nie znajdzie powodów do narzekań na widoczność z przodu. Nieco gorzej jest z nią do tyłu, ale tutaj przychodzą nam z pomocą czujniki parkowania (2150 zł). Volvo nie da nam zmarznąć, komputer bardzo szybko dostosuje temperaturę wnętrza do naszych potrzeb. Materiały wykończeniowe są bardzo wysokiej jakości i wyjątkowo przyjemne w dotyku. Duże wrażenie robi designerska konsola środkowa, cienka niczym telewizor LCD. Za nią Volvo umieściło mały schowek. Telefon komórkowy zostawiony w tym miejscu pozostanie ukryty przed niepożądanym wzrokiem złodzieja. Szkoda, że producent nie obdarowuje swoich klientów kubańskim cygarem Cohiba Robustos oraz butelką wina Chateau Petrus. Dopełniło by to obrazu awangardowego wnętrza V50-tki.

Volvo jest wzorem ergonomii. Wszystko - począwszy od podłokietnika kierowcy, a skończywszy na pedałach - jest idealnie rozmieszczone. Kierowca ma wrażenie jakby samochód projektowano z myślą o nim. Producent jednocześnie stawia na intuicję. Obsługa dwustrefowej automatycznej klimatyzacji, radia i nawiewów jest bardzo prosta. Nieco problemu może jedynie przysporzyć wybór płyt w zmieniarce CD (1450 zł). Zatrzymajmy się na chwilę przy muzycznej stronie wyposażenia tego samochodu. Fenomenalny zestaw audio Premium Sound zasługuje na kilka pozytywnych zdań (7740 zł). W tym pakiecie dostaniemy 12 głośników Dynaudio, wzmacniacz cyfrowy (5x130W) i dźwięk w systemie Dolby Pro Logic II. To wszystko daje piorunującą jakość słuchanych utworów, która zadowoli najbardziej wyrafinowane ucho audiofilów. Zamawiając takie cudo, warto zainwestować w dodatkowe gniazdo dla naszego iPoda. Tak wyposażonym samochodem można śmiało jechać na zlot fanów car audio.

Dwójka pasażerów z tyłu znajdzie wystarczającą ilość miejsca. Kolejna osoba to już niezbyt dobry pomysł na długie wyprawy. Innym mankamentem jest relatywnie mały bagażnik jak na kombi (417 l pojemności a po rozłożeniu siedzeń 1307 l). W Volvo trochę brakuje miejsca, ale czego można się spodziewać po płycie podłogowej przeznaczonej dla aut kompaktowych. Szwed nadrabia jednak pomysłowymi schowkami oraz sporą ilością miejsca z przodu.

W swoich katalogach producent twierdzi, że szwedzkie auta są klasą samą dla siebie, jeśli chodzi o poziom bezpieczeństwa czynnego i biernego. Zwykły chwyt marketingowy? Nie. Nawet każde dziecko wie, że samochody Volvo są bezpieczne. Auta tej marki są przecież testowane w bardzo surowych warunkach klimatycznych m.in. na szwedzkim torze w Hallered. Nie inaczej sprawa się ma z V-50-tką. Model został wyposażony w całą plejadę systemów bezpieczeństwa. Aktywne biksenony, EBL (światła hamowania awaryjnego), 6 poduszek powietrznych - to tylko jej niewielka część. Pozwoliło to naturalnie na zdobycie pięciu gwiazdek w testach Euro NCAP.

T jak Testosteron

Volvo wyposażyło swoje najmniejsze kombi w niezwykły silnik oznaczony jako T5. Jest to turbodoładowana, pięciocylindrowa jednostka napędowa o pojemności 2,5 litra i mocy 230 KM, czyli o 10 KM więcej niż miała wersja sprzed liftingu. Co to oznacza w praktyce? Wrzucamy jedynkę i gaz!... Dwójka - na prędkościomierzu 90 km/h, ręka szybko wędruje na lewarek, trójka! Po około 7 sekundach pędzimy z prędkością 100 km/h. Jednak coś jest nie tak. W lusterku wstecznym upewniam się, że wszystkie samochody zostały daleko w tyle, lecz mam dziwne uczucie niedowierzania. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: ponieważ przyspieszenie jest zbyt liniowe, zupełnie jak w szybkich pociągach TGV. Nie ma się więc uczucia "kopa", czy wciśnięcia w fotel. Wszystko to wina, albo jak kto woli - zasługa, niskiego ciśnienia doładowania.

Jednak dzięki takiemu turbo maksymalny moment obrotowy 320 Nm dostępny jest już od 1500 obrotów! Auto jest zatem fenomenalnie elastyczne! Po mocnym wciśnięciu gazu turbosprężarka nie da nam na siebie czekać ani ułamka sekundy. W T5 efekt turbodziury jest praktycznie nieodczuwalny. Widok zdziwionych twarzy innych kierowców startujących spod tych samych świateł ma jednak swoją cenę. V50-tka w mieście pali grubo ponad 14 l/100 km, a w trasie koło 10 l/100 km. Odrobina szaleństwa, a w cyklu mieszanym nie zejdziemy poniżej 12 l/100 km. Nie jest to jednak tragiczny wynik, biorąc pod uwagę osiągi jakie zapewnia nam auto.

Rozsądek ponad emocje

Jadąc Volvo, trudno oprzeć się wrażeniu, że samochód jedzie jak po szynach. AWD (All Wheel Drive), czyli elektronicznie sterowany napęd na obie osie radzi sobie niemal w każdych warunkach atmosferycznych. Kręte, mokre drogi to małe piwo dla Volvo. Stabilność to drugie imię V50-tki z AWD. Samochód inteligentnie rozdziela siłę napędową między przednie i tylne koła. Oznacza to, że podczas jazdy po prostym odcinku jezdni auto przekaże zdecydowaną większość momentu obrotowego na przód. W każdej jednak chwili tylna oś może przejąć do 50% "roboty". W części aut luksusowych występuje tzw. syndrom samochodu naszpikowanego elektroniką. Kierowcy wydaje się, że to samochód prowadzi jego. Najwybitniejszymi przedstawicielami tego gatunku są Lexusy. Po drugiej stronie barykady są surowe, pozbawione elektronicznych cudów techniki auta jak Subaru Impreza WRX. Volvo V50 znajduje się dokładnie po środku tej osi.

Szwed świetnie sprawuje się w drodze. Dobrze wyprofilowana, skórzana kierownica aż prosi się, by trzymać ją obiema dłońmi. Dzięki m.in. genialnemu elektrohydraulicznemu układowi kierowniczemu czujemy, że to my panujemy nad samochodem, a nie odwrotnie. Trudno również zarzucić cokolwiek 6-biegowej, manualnej skrzyni biegów. Może bieg wsteczny mógłby być nieco bardziej fortunnie umiejscowiony, tak by niewprawnej ręce nie mylił się z "szóstką". Ogólnie wszystko działa tak, jak może to sobie wymarzyć kierowca - dopóki oczywiście nie damy się ponieść odrobinie szaleństwa. Lecz wtedy antypoślizgowy układ DSTC (Dynamic Stability and Traction Control) skutecznie wyleczy nas z chwilowego nieokrzesania. Rozsądek i tutaj wygrywa z emocjami. Pokonując kolejne kilometry, kierowca Volvo stwierdzi, że samochód całkiem dobrze tłumi drobne nierówności, ale mógłby być trochę lepiej wyciszony. Tutaj niedoścignionym wzorem pozostaje wciąż Lexus IS.

"Vivat Volvo V50 Rex!

Przy Volvo mój patriotyzm kuleje. Mam ochotę krzyczeć niczym Sienkiewiczowski wojewoda Opaliński podczas potopu szwedzkiego. Czy nie przesadzam? W 2005 roku w Brazylii V50-tka została samochodem kombi roku. Po przejechaniu ponad 1500 kilometrów mogę powiedzieć, że auto świetnie odnajduje się w niesprzyjającej kierowcom Polsce.

Cena 198 tys. złotych za szwedzkie TGV może wydawać się odrobinę wygórowana. Niesłusznie. Volvo jest warte wydanych pieniędzy. Przykładowo, podobnie wyposażone BMW 325xi to wydatek znacznie przekraczający 200 tysięcy złotych. Z kolei za rodaka Volvo czyli Saaba 9-3 kombi, 2,8 V6 Turbo Sport (250 KM) zapłacimy minimum 176 tysięcy. złotych. Nie zapominajmy, że Szwedzi wyposażyli testowaną wersję w 230-konny silnik i niemal wszystkie dodatki przewidziane dla segmentu premium. Ciągle mało? Dla głodnych emocji szwedzki producent przygotował sportowy pakiet stylistyczny R-design, a dla nieco mniej zamożnych szeroki wachlarz słabszych silników. Ceny V50-tki zaczynają się od 90 tys. złotych (z silnikiem 1.6), natomiast T5 AWD uszczupli nasze konto o minimum 160 tys. złotych. Panowie dyrektorzy, naprawdę jest w czym wybierać! Mnie osobiście pozostaje zaśpiewać niczym Tewje, mleczarz z musicalu Skrzypek na dachu: "Gdybym był bogaty..."