Mercedes V250 BlueTEC

Zazdrość sąsiadów można wzbudzić na wiele sposobów - kupując potężną kosiarkę, montując wideodomofon lub parkując na podjeździe efektowny samochód. Dodajmy do tego nieco większą gromadkę dzieci, którą codziennie trzeba gdzieś podrzucić. W pracy z kolei też wypadałoby zadać nieco szyku. Spokojnie, jest na to lekarstwo - nowy Mercedes klasy V, marzenie rodziców, prezesów i szoferów.

Stereotypowe obiekty motoryzacyjnego pożądania posiadają na ogół dużo mocy, która przekazywana jest na jedyną słuszną oś. Niektórzy mogą też rozważać pojazdy, które zdecydowanie lepiej czują się poza utwardzonymi szlakami. Spodziewalibyście się jednak, że samochód o użytkowych korzeniach potrafi wykręcić szyję niejednej osobie? A jednak! Trzeba jednak przyznać, że nie mówimy tutaj o zwykłym przeszklonym "dostawczaku". Zapomnijcie o Mercedesie Viano, gdyż ta nazwa odeszła już w niepamięć. Teraz do czynienia mamy z klasą V. Jest to zwykłe zagranie marketingowe, czy też całkowicie nowa jakość w tej grupie aut? Zapraszam Was na pokład, rozgośćcie się w wygodnych fotelach, ja zaś zostanę Waszym kierowcą podczas tej podróży.

Lekcja genetyki

Pudełko ma tę wspaniałą cechę, że jest niezwykle praktyczne. Można znaleźć dla niego wiele zastosowań - ot, chociażby jako schowek na graty lub legowisko dla kota. Co jednak zrobić, jeśli ma ono ponad pięć metrów długości, blisko dwa metry szerokości oraz niecałe 1,9 m wysokości i stoi na czterech kołach? Otóż najlepiej wówczas zaaplikować to, co najlepsze, czyli zmieszane geny wszystkich nowych modeli Mercedesa. Efekty możecie podziwiać na zdjęciach - zgrabny front, lekko unosząca się linia boczna szyb, a do tego cała gama nowoczesnych rozwiązań. Można śmiało powiedzieć, iż jest to najefektowniejsze i najelegantsze nadwozie w tej klasie. Zazdrosne spojrzenia? Gwarantowane!

Przestrzeń wolności

Dzieciaki mają to do siebie, że lubią mieć dużo miejsca w aucie. W końcu potrzeba nieco przestrzeni na rozrzucenie pluszaków i upakowanie swoich największych skarbów. Z kolei wysoko postawionych managerów z wielkich korporacji głupio jest pakować do małego auta miejskiego. Pewne jest to, że zarówno Ci młodsi jak i starsi doskonale poczują się we wnętrzu klasy V. Wystarczy przez kilka sekund przytrzymać tajemniczy przycisk ze strzałką na pilocie, aby elektrycznie przesuwane drzwi ujawniły nam wnętrze. Dwa rzędy przyjemnych, skórzanych siedzeń w układzie 3+2, pięć miejsc w tylnej części nadwozia i gigantyczna ilość miejsca na nogi, przy której nawet klasa S się chowa - od razu wiadomo, z jakim autem mamy do czynienia. Oparcie każdego miejsca jest indywidualnie regulowane. Możemy też złożyć je na płasko, tworząc tym samym praktyczny stolik, który może posłużyć nam za mobilne biurko lub wygodny podłokietnik. Oczywiście nie zabrakło też oddzielnej regulacji temperatury oraz nawiewu, a także kilku gniazd 12V, przydatnych w długich podróżach.

Schowków na pokładzie nie brakuje. W drzwiach upakujemy zarówno najpotrzebniejsze rzeczy, jak i 1,5-litrową butelkę wody. Tunel środkowy wieńczy przepastna "jaskinia", do w której ukryto cupholdery oraz dużo miejsca na najpotrzebniejsze rzeczy. Tuż obok znajdziemy bardzo wygodne rozwiązanie w postaci dwóch wejść USB, slotu na karty pamięci SD oraz końcówki 12V, dzięki czemu wszystkie elektroniczne sprzęty możemy podładować oraz ukryć w jednym miejscu.

Bagażnik o pojemności 1030 litrów pomieści wszystkie rodzinne pakunki, masę walizek lub nawet gabaryty, takie jak lodówka lub kanapa. Doskonałym rozwiązaniem jest otwierana szyba, która pozwala na szybki dostęp do najpotrzebniejszych rzeczy. Masywna i dość obszerna elektrycznie sterowana klapa potrzebuje dość dużo miejsca aby się otworzyć, zarówno na długość, jak i wysokość. Jest to pewne utrudnienie, które okazuje się wyjątkowo złośliwe, w szczególności na zadaszonych parkingach.

Plus i minus

Jeśli wciąż nie przekonaliście się do nowej klasy V, to zapraszam Was do przodu. Gdyby nie wysoka pozycja za kierownicą trudno byłoby uwierzyć, że siedzimy w aucie wywodzącym się z pojazdu użytkowego. Zasiadając w wygodnym, podgrzewanym fotelu szybko zapominamy o wymiarach naszego auta. W oczy rzucają się głęboko osadzone zegary wraz z wielkim wyświetlaczem komputera pokładowego. Co ciekawe, są one niemal identyczne jak w nowym Mercedesie GT. Deska rozdzielcza garściami czerpie z "mniejszych" braci w postaci klasy C oraz S. Nad konsolą środkową króluje typowy dla nowych Mercedesów ekran systemu Comand, zapewniający bardzo wysoką jakość obrazu.

Ideał? Niestety, nie do końca. O ile znakomita większość materiałów, którymi wykończono wnętrze testowanego auta, jest wysokiej jakości, o tyle dolna część kokpitu oraz "drewniany" dekor na konsoli zdecydowanie nie przystoi do auta noszącego gwiazdę na masce. W szczególności ten drugi element jest dużym zawodem - przy mocniejszym nacisku potrafi nieelegancko potrzaskiwać. Zdarza się to również podczas jazdy po kiepskich jakościowo drogach. Podobne "świerszcze" siedzą gdzieś w okolicach słupków B oraz przesuwanych drzwi. Nie byłoby to wielkim problemem, gdybym był jedyną osobą, która wychwytuje takie anomalie. Niestety również pasażerowie tylnej części auto podczas dłuższych podróży skarżyli się na ten dźwięk, próbując odnaleźć jego pochodzenie. Choć poszukiwania przypominały przygody Indiany Jonesa, to jednak nie udało nam się znaleźć winowajcy. A szkoda...

Pewną rekompensatą był fantastyczny system audio, sygnowany przez firmę Burmester. Niestety cierpię na syndrom audiofila i zwracam ogromną uwagę na serwowaną w aucie jakość dźwięku. Tutaj na szczęście nie wpadniemy na dość chłodne i ostre brzmienie, z którego znane są zestawy firmy Bang&Olufsen. Ciepły i przyjemny dla ucha dźwięk można dodatkowo dopasować do aktualnych potrzeb - zmieniając ustawienia surround w zależności od ilości pasażerów na pokładzie. Różnica jest kolosalna!

Podróżnik

Pora ruszać w trasę. Przekręcamy kluczyk, budząc tym samym do życia wysokoprężną jednostkę o pojemności nieco powyżej dwóch litrów i mocy 190 koni. Nawet przy mocno schłodzonym silniku dźwięk diesla nie męczy pasażerów. Przerzucamy automat w pozycję R i powoli wytaczamy się z miejsca parkingowego. Jeśli spodziewaliście się problemów z manewrowaniem tak wielkim pojazdem, to jesteście w błędzie. Wielkie lusterka oraz kamera cofania z widokiem 180/360 stopni i czujnikami pozwalają w pełni wykorzystać dostępną przestrzeń. Pozytywnie zaskakuje również promień skrętu (11,8 m), dzięki czemu nawet zatłoczony parking pod biurowcem, przedszkolem lub supermarketem nie będzie dla Was męczarnią. Co więcej, auto samo za Was zaparkuje równolegle. Wystarczy znaleźć odpowiednią lukę (o czym powiadomi nas komputer), zatwierdzić parkowanie, puścić kierownicę i spokojnie wykonywać polecenia dotyczące przyspieszania oraz hamowania. Jakież to proste!

Po krótkiej chwili udaje mi się wydostać z plątaniny wąskich uliczek. Dopiero teraz można w pełni sprawdzić możliwości nowej V-klasy. W końcu blisko 200 koni mechanicznych i 440 Nm momentu obrotowego (z overboostem nawet 204 KM i 480 Nm) sugerowałyby doskonałą dynamikę, nawet przy wysokiej masie własnej. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie wytykany przez wiele osób automat. Każda próba dogadania się z tą skrzynią 7G-Tronic kończy się przegraną. Do dyspozycji mamy cztery tryby pracy, które możemy regulować przełącznikiem Agility (wpływającym też na pracę zawieszenia oraz układu kierowniczego). Paradoksalnie auto najlepiej spisuje się pracując w trybie ekonomicznym - auto przyspiesza płynnie, choć bardzo leniwie, szarpnięcia praktycznie nie występują, a obroty utrzymywane są w możliwie najniższym zakresie. Dużo gorzej wypada "standardowy" tryb C, o S nie wspominając. Skrzynia niepotrzebnie przeciąga przełożenia, dość brutalnie je zmieniając, co odczuwa nie tylko kierowca, ale i pasażerowie, bujając się przy tym niczym w małym kutrze podczas sztormu. W pewnym stopniu da się to zniwelować odpowiednio operując pedałem gazu, choć nie jest to długoterminowe rozwiązanie. Fani sportowej jazdy zapewne ucieszą się z łopatek za kierownicą, choć moim zdaniem zupełnie nie pasują one do spokojnego charakteru auta - wszak pod maską niestety nie znajdziemy sygnatury AMG.

Doskonałym elementem Mercedesa są świetnie dopasowane hamulce. Bez problemu wyhamowują one na krótkim dystansie tego kolosa, nie zaskakując nas gigantycznym spadkiem skuteczności po rozgrzaniu. Jedynie obsługa wymaga chwili przyzwyczajenia - długi skok pedału pozwala lepiej dozować siłę hamowania, lecz jednocześnie wymusza dużo mocniejszy nacisk w celu zatrzymania pojazdu.

Mercedes na szczęście dość ostrożnie obchodzi się ze zużyciem paliwa. Podczas spokojnej jazdy w mieście można spokojnie zejść do około 9 litrów, choć typowy wynik z warszawskich ulic (nawet przy włączonym systemie Start-Stop) to dokładnie 11,8 l/100 km. Na szczęście w trasie jest dużo lepiej - w zależności od prędkości przelotowej wynik oscyluje pomiędzy 6,8 a 8,5 litra.

Prowadzenie? Mercedes dobrze trzyma się drogi, nie zaskakując nas nawet w szybko pokonywanych łukach. Dość miękkie zawieszenie doskonale tłumi nierówności, zniechęcając jednocześnie do jakichkolwiek szaleństw. W krytycznej sytuacji wkracza ESP, które brutalnie tłumi wszystkie niespodziewane ruchy nadwozia. Najlepiej jest jednak spokojnie toczyć się po drogach delektując się każdym pokonanym kilometrem.

Inspektor Gadżet

Na autostradzie największym przyjacielem okazuje się być tempomat, automatycznie utrzymujący odstęp od poprzedzającego auta. Dodajmy do tego czytnik znaków drogowych, asystent pasa ruchu oraz kamerę monitorującą nasze zmęczenie - oto przepis na idealnego długodystansowca. Czasami wręcz chciałoby się puścić kierownicę i udać na kilkuminutową drzemkę, oddając władzę wszechobecnej elektronice. Miło zaskakuje świetne wyciszenie kabiny - nawet podczas podróży z wysoką prędkością wciąż można spokojnie prowadzić rozmowę bez podnoszenia głosu. Przynajmniej nie wysiądziemy ze zdartym gardłem.

W trasie docenimy też asystenta bocznego podmuchu wiatru. Nawet silne uderzenie powietrza po wyjeździe zza ekranów akustycznych nie wyprowadza Mercedesa z równowagi. Po zmroku świetnie sprawdzają się światła ILS LED, automatycznie dopasowując strumień światła do sytuacji na drodze.

Warto poświęcić też kilka chwil touchpadowi, który odpowiada za obsługę systemu Comand. Przyznam szczerze, że pokładałem w tym rozwiązaniu sporo nadziei - stosowane dotychczas przez Mercedesa pokrętło było niemal reliktem przeszłości na tle oferowanego przez BMW iDrive lub MMI od Audi. Niestety, szybko się zawiodłem - słaba reakcja na gesty oraz problemy z odczytywaniem narysowanych liter z lekka odrzucają. Przypomina to nieco zabawę z pierwszymi palmtopami, które wymagały niezwykłej cierpliwości podczas użytkowania. Na szczęście w zanadrzu mamy ową archaiczną rolkę, która ratuje sytuację. Lepsze wrogiem dobrego? W tej sytuacji zdecydowanie.

Zostańmy jeszcze przy systemie infotainment, gdyż warto poświęcić mu dłuższą chwilę. Nie zabrakło w nim szeregu ciekawych rozwiązań, takich jak hotspot Wi-Fi czy Bluetooth. Dzieciaki nie zanudzą się podczas podróży, a biznesmeni będą mogli spokojnie pracować nad swoimi kalkulacjami. Wbudowana nawigacja sprawnie radzi sobie z wyszukaniem celu, wybierając przy tym dobrze skalkulowane drogi. Jedynie głos lektorki jest, delikatnie mówiąc, irytujący, serwując nam specyficzną składnię. Już po kilku komunikatach musiałem ową panią uciszyć, gdyż męczyła bardziej niż niejeden polityk przemawiający w Sejmie. Zagłębiając się w czeluści Menu sytemu Comand znajdziemy też wiele ciekawych funkcji, takich jak chociażby zmiana koloru podświetlenia wnętrza. Listwy LED, ukryte w drzwiach i pod listwami deski rozdzielczej, można rozświetlić w trzech odcieniach, zależnie od aktualnego humoru. Sąsiedzi na pewno pozazdroszczą!

Gwiazda się ceni

Jeśli po lekturze tekstu zaczęliście marzyć o zakupie Klasy V, to przygotujcie lepiej sporo gotówki. Podstawowa wersja, pozbawiona większości dodatków, z manualną skrzynią biegów oraz słabszym silnikiem, kosztuje dokładnie 160 515 zł z VAT (z krótkim nadwoziem). Testowana odmiana Avantgarde (posiadają większość prezentowanych dodatków) z dłuższym nadwoziem startuje z poziomu 220 047 zł. Na szczycie stoi najbogatsza odmiana Edition 1, za którą zapłacicie dokładnie 300 tysięcy złotych. Drogo? W tej cenie dostaniemy już wszystko czego dusza zapragnie. Nawet właściciele Klasy S pozazdroszczą chwilę takiej przestrzeni.

Podsumowanie
Nie będę ukrywał, że bardzo polubiłem się z nową V-klasą, nawet pomimo pewnych wad, które ujawniły się przez 4 wspólnie spędzone dni. Mimo wysokiej ceny samochód jest wart każdego wydanego grosza. Łączy komfort, elegancję i odrobinę reprezentacyjnego charakteru. Pożegnanie Viano nie było typowym marketingowym zagraniem - tutaj faktycznie czuć nową "klasę" jakościową.