Honda Accord 2.0 i-VTEC Lifestyle

Pewnie spotkaliście się kiedyś z podobną sytuacją - telefon pod wieczór: 'Kochanie, PKP strajkuje, nie mamy jak z dziećmi wrócić do domu, przyjedź po nas, tylko szybko!!!' - bywa w życiu i tak. Zakładam buty, w locie łapię kluczyki i dokumenty do świeżo podstawionego samochodu prasowego i biegnę na dół.

Lecę na parking - w wieczornym blasku latarni rzucam okiem na kształt samochodu. Nic się nie zmieniło?! Honda Accord po liftingu wygląda niemalże tak samo jak przed nim - zmieniły się nieco reflektory i atrapa chłodnicy. Ten sam dynamiczny design, te same ostre linie, muskularne nadkola i wąskie lampy. Tak samo stoi na siedemnastocalowych felgach (w wersji Lifestyle). Ma srebrny kolor i choć nigdy nie przepadałem za takimi samochodami, Honda sprawia wrażenie, że jest w ruchu nawet wtedy, kiedy stoi zastawiona na parkingu. Patrząc na nią, uśmiecham się w duchu - takim samochodem po żonę pojadę szybko i nie pozwolę jej za długo korzystać z "uroków" dworców kolejowych.

Otwieram drzwi i wskakuję do środka. Kończy się to gwałtownym upadkiem z wysokości - mimo, że to sedan klasy średniej, siedzi się nisko. Fotele pokryte miłym w dotyku materiałem, są bardzo obszerne i wystarczy chwila, żeby w nich wygodnie usiąść. Nie mam czasu przyglądać się bardziej wnętrzu, zauważam tylko szeroki tunel środkowy i abstrakcyjnie krótki drążek zmiany biegów - ma nie więcej jak 10-12 cm wysokości. Kierownica jest ustawiona niemalże pionowo - spoglądając pomiędzy jej ramionami widzę... czubki swoich butów. Wow! Tego się nie spodziewałem w samochodzie, konkurującym z takimi tuzami jazdy "tatusiowatej" jak Avensis czy Passat. Przekręcam kluczyk i dwulitrowa benzyna budzi się do życia.

Nie ma czasu...
...więc gdy tylko silnik osiąga odpowiednią temperaturę, przyspieszam. Silnik z wigorem wkręca się na obroty, jednak mam wrażenie, że coś jest nie tak i nie powinien tak powoli jechać - w końcu do dyspozycji jest 156 KM. Po chwili już wiem. Honda, zgodnie ze swoją filozofią, zbudowała dopracowany silnik o charakterystyce szlifierki. Moc pojawia się powyżej 4500 obrotów. Dźwięk nie jest powalający, ale silnik wspinający się w górne partie obrotomierza powoduje szybsze bicie serca i chęć jeszcze mocniejszego wciśnięcia pedału gazu. Zaciskam ręce na grubym wieńcu kierownicy i daję się ponieść. Accord przyspiesza, aż po czerwone pole, po 6500 obrotów na minutę. W tym momencie lewa noga błyskawicznie wciska sprzęgło, a prawa ręka wbija kolejny bieg. O rany! Ja chcę jeszcze!

Skrzynia biegów w Hondzie jest obezwładniająco precyzyjna. Do tego skok lewarka jest bardzo krótki, a malutki drążek idealnie leży w ręku. Kolejny bieg "zapięty" i znów wędrówka wskazówki po zewnętrznej stronie tarczy ze wskazaniem obrotów. Siedząc nisko, uważnie przyglądam się drodze przed sobą. Widoczność nie jest najlepsza, przez niezbyt szerokie szyby czuję się jak w prawdziwym sportowym samochodzie i powoli zapominam, że za sobą mam jeszcze jedną parę drzwi i bagażnik, w którym mieści się coś więcej niż karta kredytowa i kije do golfa.

Zwłaszcza, że w międzyczasie zbliżyłem się już do obszarów, gdzie proste drogi i autostrady zmieniają się w kręte "winkle". Dojeżdżam do jednego z pierwszych zakrętów. Zwalniam, mogąc idealnie dobrać siłę hamowania do tego, czego potrzebuję. Znów koordynacja lewa noga-prawa ręka, bieg zredukowany i wchodzimy w zakręt. Na samym początku Honda minimalnie "przyklęka", po czym pojawia się niesamowita zwinność i bez zawahania, niemalże jak po sznurku, samochód przechodzi przez łuk. Na kierownicy czuję każdy szczegół nawierzchni, mam wrażenie, że przejeżdżając po monecie, jestem w stanie określić jej wartość. A już na pewno rozpoznaję nawierzchnię i sposób, w jaki Accord się do niej klei.

Kolejny zakręt - układ kierowniczy działa z odpowiednim oporem, ale jednocześnie jest precyzyjny tak, jak trzeba. Przy tych prędkościach nie czuć na nim żadnego kompromisu na rzecz miejskiego toczenia się. Przy okazji odkrywam, że obszerne przednie fotele bardzo dobrze trzymają na zakrętach. Po kolejnej serii "agrafek" dochodzę do wniosku, że Honda jest minimalnie podsterowna na wejściu w zakręt, a przy wyjściu można z nią zrobić co się chce - jest perfekcyjnie neutralna. Dynamika prowadzenia poliftingowej Hondy Accord to coś, co spowoduje, że zapomnicie o innych samochodach tej klasy, które w założeniu miały się "dobrze prowadzić".

Powoli dojeżdżam na miejsce - czas trochę się uspokoić, mimo ton endorfin pompowanych w moje żyły po sportowej jeździe zwykłym sedanem segmentu D.

Próba rodzinna
Trzeba więc zamontować foteliki, wpuścić dzieci do środka, spakować tonę bagażu. Pierwszy zgrzyt na początku. Otwór drzwi jest na tyle wąski, że ciężko się w nim manewruje np. fotelikiem - na tylną kanapę trzeba się niemalże "wślizgiwać". Zresztą jej wyprofilowanie jest tak nietypowe, że i tak się w nią "wpada" i zostaje w takiej pozycji, aż do próby wyjścia z samochodu. Do tego wszystkiego, nie ma tam za wiele miejsca na głowę i nogi - konkurencja jest bardziej przyjazna pasażerom.

Bagażnik w Accordzie sedan otwiera się i zamyka, jakby był już mocno "po przejściach" - ale za to mieści 464 l wszelkich pakunków. Pod warunkiem, że nie jesteście fanami wielkich plastikowych walizek - otwór załadunkowy jest mały, a podłoga z niezrozumiałych względów ma uskoki, zagięcia, wnęki i gołą blachę u góry. Do tego, po złożeniu siedzeń nie da się zwinąć środkowego pasa, a o płaskiej podłodze możecie tylko pomarzyć. Ale nie ma tragedii - przy standardowej objętości można pomieścić większość bagaży.

Rodzina zapakowana, bagaże też, możemy wracać. Jadę dużo spokojniej. No i mogę przyjrzeć się w końcu wnętrzu Hondy. Jest ciemnoszare i dość smutne, choć z drugiej strony ma bardzo wyrazisty i atrakcyjny design - przydałoby się trochę jaśniejszych materiałów, ale całość robi przyzwoite i przede wszystkim solidne wrażenie. Trochę się czepiam, ale góra deski rozdzielczej mogłaby być nieco bardziej miękka.

Za to na pewno nie może być łatwiejsza w obsłudze. Po chwili spędzonej za kierownicą już wiadomo, gdzie znajdują się wszystkie przełączniki i jak wykonać dowolną czynność, na jaką mamy ochotę. Czy to skorzystać z tempomatu, czy to połączyć telefon przez bluetooth (niestety, tylko głosowo i po angielsku), czy posłuchać muzyki z USB. Wszystko da się zrobić. Dla samochodowych "chomików" Accord również stanie się przyjacielem. Z teoretycznie "pustej" konsoli środkowej otwierają się kolejne schowki - od tego w podłokietniku, aż po ten głęboki zamykany, poniżej klimatyzacji.

Podróżując z prędkościami nieco niższymi niż w tamtą stronę, zauważam kolejne zalety Hondy. Przede wszystkim - wyciszenie. Jeśli nie staramy się trzymać silnika w jak najwyższym zakresie obrotów, Honda przemyka się drogami z zaledwie cichutkim pomrukiem silnika i szumem powietrza. Pozwala to stwierdzić, że naprawdę długie podróże będą co najwyżej wyzwaniem dla dobrego sprzętu audio, a nie dla naszych uszu.

Druga rzecz to komfort. Mimo tego, że samochód prowadzi się rewelacyjnie, a wyczucie zarówno nawierzchni, jak i zachowania samochodu jest perfekcyjne, japońskim konstruktorom udało się poprawić zawieszenie w zakresie resorowania. To chyba największa i najważniejsza z modyfikacji, jakie przeprowadzono podczas tegorocznej modernizacji. Efekt jest taki, że większość dziur jest ładnie wyłapywana przez wielowahaczowy układ przy obu osiach. Nieco gorzej sprawuje się przy podłużnych nierównościach, zwłaszcza na koleinach, ale przy tej szerokości opon (225/50 R17), również one mogą mieć na to wpływ. Poza tym, nigdy bym nie uwierzył, że samochód może jednocześnie tak gładko walczyć z polskimi rozkopami i dawać tyle frajdy z jazdy.

Niestety, podczas codziennej jazdy możemy być nieco rozczarowani silnikiem. Po początkowych, całkowicie szczerych i uzasadnionych zachwytach, muszę stwierdzić, że ma on pewne braki. Przyspieszenie 9,8 s do "setki" jest całkowicie wystarczające, ale konkurencja, o podobnych mocach, radzi sobie z tym nieco lepiej (choć może to zasługa tego, że większość firm stosuje już silniki doładowane). Gorzej jednak jest, jeśli nie mamy w sobie żyłki rajdowca. Co prawda sądzę, że nie ma osoby, która nie polubi zmiany biegów w Hondzie, ale przy wyprzedzaniu w naszych realiach, będzie trzeba to polubić bardzo szybko. Tak jak wspomniałem wcześniej, moc pojawia się powyżej 4500 obrotów. Poniżej tej wartości samochód jedzie płynnie, nie jest zawalidrogą, ale gwałtowne wciśnięcie pedału gazu nie zrobi na nim dużego wrażenia - trzeba zredukować o bieg, a częściej o dwa (zwłaszcza przy szybszej jeździe, gdzie wygodnie korzysta się z dobrze zestopniowanego szóstego biegu).

Próby praktyczne
Czyli Honda vs. Warszawa. Stołeczny system dróg, niestety, żadnemu samochodowi nie daje szans i jak nie zaatakuje go niespodziewanym remontem, to objazdem lub korkiem z niewiadomego powodu. W ostateczności napadnie go czerwona fala. Mimo wszystko Accord sprawuje się dzielnie. Ma czujniki parkowania, więc da się nim wcisnąć wszędzie tam, gdzie jest odpowiednia dla niego ilość miejsca. Ponadto jest, jak na swoje 4,7 m długości, całkiem zwrotny i do tego wygodny.

Jeśli będziemy korzystać ze strzałek, wskazujących nam moment zmiany biegu, będziemy mocno zaskoczeni. Już w okolicach 2000 obrotów dostaniemy polecenie wrzucenia wyższego biegu. Co prawda, o wielkiej dynamice wtedy zapominamy, ale po mieście jest całkowicie wystarczająco. Jeżdżąc w ten sposób kilka dni, pojawiło się nawet na mojej twarzy zaniepokojenie. Przy tak delikatnej jeździe wskaźnik poziomu paliwa jakby się "zawiesił". Dwulitrowa, niezbyt skomplikowana benzyna powinna "swoje palić" - w fabryczne 9,1 l/100 km ciężko mi było uwierzyć. Do momentu, kiedy na jednym odcinku komputer wypluł wynik (czysto miejski) 8,7 l! Jak się chce, to się da! Dalsza cześć testów była już mniej optymistyczna, ale po 400 km wynik zamknął się w 40 l. 10 l/100 km to naprawdę dobry wynik, podobnie zresztą jak i wynik podczas podróży. Tutaj udało się zużyć średnio 7,2 l/100 km.

Na sam koniec testu rzuciłem okiem w cennik. Accord tani nie jest. I jak to w przypadku Japończyków bywa - nie za bardzo można go sobie skonfigurować. Testowana wersja nie ma żadnego dodatku - nawet metaliczny srebrny lakier jest standardem. Odmiana Lifestyle to druga od góry wersja - do pełni szczęścia brakuje w zasadzie tylko skórzanej tapicerki i nawigacji z kamerą cofania. Cała reszta wyposażenia, które uznajemy za normę i "konieczność" u progu drugiej dekady XXI wieku, jest. Za 111 300 zł.

Honda Accord po liftingu to jeden z najbardziej zaskakujących samochodów ostatnich czasów. Przynajmniej dla mnie. Już na wstępie został nazwany (może trochę na wyrost, ale niedużo) Mazdą MX-5 w nadwoziu sedan. Daje gigantyczną frajdę z prowadzenia i to mimo nieco słabego silnika. Świetnie sprawdza się jako samochód na co dzień, w którym kierowca ma spędzać dużo czasu i czuć się dobrze - jeśli oczywiście lubi prowadzić. Do świetnego prowadzenia dołączył się też wysoki komfort - i za tą, wydawałoby się niemożliwą do zrobienia sztukę, należą się Japończykom brawa. Do tego wszystkiego, niestety, trzeba dodać przeciętny komfort na tylnej kanapie i dość niefortunnie zagospodarowany bagażnik. Widać, że panowie i panie z Hondy zdecydowanie wolą prowadzić samochód niż wozić lub być wożonymi. I wiecie co? Chwała im za to, bo zrobili samochód bez fajerwerków technologicznych, ale dopracowany. Aż chce się nim jeździć.