Mini One 1.6

Kosmetyczny lifting Mini to dowód na to, że nie zmienia się mocno tego, co sprawdzone i dobre. Przed Wami 'niemiecki Brytol' w wersji One i z benzynowym silnikiem o pojemności 1,6 litra o mocy 98 koni mechanicznych. Czy to kultowe już auto z takim motorem pod maską jest w stanie podbić nasze serca?

O Mini na łamach autoGALERII napisaliśmy chyba już wszystko, co możliwe. Trzeba przyznać, że najczęściej były to same superlatywy. Dlatego kiedy odbierałem "bezkluczykowy kluczyk" do testowego, pachnącego jeszcze fabryką Mini One po delikatnym lifcie, na mojej twarzy malował się wielki banan. Powiecie, że po stokroć wolałbym, żeby była to wersja Cooper S, albo najlepiej John Cooper Works, ale... wierzcie mi, że nawet z tym niewielkim benzynowym, wolnossącym silnikiem "Miniak" potrafi spowodować, że kierowca będzie zawsze szukał pretekstu, żeby gdzieś się przejechać. Choćby po bułki do sąsiedniego województwa...

Przyglądam się...
..."mojemu nowemu autu" i zastanawiam się, czym różni się od przedliftingowej wersji? Prawdę mówiąc, na pierwszy rzut oka trudno zauważyć zmiany. Dopiero po dłuższej chwili można spostrzec, że nieco inny jest przedni zderzak (lepsza ochrona pieszych podczas potrącenia), reflektory i kierunkowskazy. Mini ma teraz także tylne lampy zbudowane w technologii LED. W materiałach producenta można wyczytać, że odświeżono również paletę lakierów nadwozia oraz zaprojektowano nowe wzory felg. Tyle...

Wsiadam więc...
...do środka i od razu czuję się jak u siebie w domu. No, może to nie do końca trafne porównanie, bo w domu nie mam wielkich zegarów na ścianie i kolorowego podświetlenia pod sufitem. Chodzi mi raczej o fakt, że to wnętrze jest mi już dobrze znane i, prawdę mówiąc, chyba niewiele się tu zmieniło. I dobrze, bo jeśli coś jest dobre i oryginalne, to niech takie pozostanie. Dlatego wciąż mamy do czynienia z lotniczymi przełącznikami, wielkim prędkościomierzem umieszczonym centralnie oraz mikrym schowkiem na rękawiczki, ukrytym pod plastikową przykrywką po stronie pasażera. Jakość materiałów stoi na bardzo przyzwoitym poziomie, a do ich spasowania także nie można mieć większych zastrzeżeń.

To auto...
...nigdy nie było propozycją dla przeciętniaków. Oryginalne, zwracające na siebie uwagę, niepraktyczne i drogie. Ale nawet w wersji z dieslem pod maską, zawsze miało w sobie "to coś". Coś, co sprawiało, że każdy kilometr przebyty Mini był dla kierowcy ogromną przyjemnością. Układ kierowniczy, hamulcowy, zawieszenie, sposób prowadzenia się, zmiana biegów - każda z tych rzeczy była ze sobą doskonale zgrana i chyba to właśnie powodowało, że Mini było jedyne w swoim rodzaju. Po kilkuset kilometrach spędzonych z tą żywą legendą wiem, że jest tak nadal. Ba, wydaje się, że jest jeszcze lepiej, choć przecież wszystko przeczy temu, że to możliwe... Tak czy owak, to auto jakimś cudem wciąż wytrzymuje próbę czasu, mimo że od premiery jego nowego wcielenia minęło już prawie 10 lat...

Wewnątrz...
...jest bardzo przytulnie, co nie znaczy, że ciasno. Kierowca i pasażer mają do dyspozycji odpowiednio dużo miejsca, żeby nie dostać ataku klaustrofobii. Niestety, potencjalni pasażerowie tylnej kanapy nie mają już aż tak dobrze. Rzekłbym nawet, że nie mają miejsca wcale. Dlatego proponuję traktować tamte miejsca jako żarcik lub po prostu przestrzeń na niewielkie zakupy.

Ech, jak dobrze!
Siedzi się tu prawie na asfalcie, a to tygrysy lubią najbardziej! W mig dobierasz odpowiednią pozycję i zaczynasz myśleć o długiej przejażdżce. I choć pogoda jest tego dnia obrzydliwa, szybko wciskam przycisk "Start" i chwytam oburącz za świetnie leżącą w dłoniach kierownicę. Wyjeżdżam z podziemnego parkingu, próbując wyrwać się z miasta. Już od pierwszych kilometrów wydaje mi się, że znakomicie czuję to auto. Niestety, aura nam nie sprzyja, w Warszawie pada deszcz, a temperatura oscyluje około 10 stopni Celsjusza. Do tego na kołach mam nowiutkie zimówki, jeszcze bez przebiegu. Dajmy im chociaż trochę się ułożyć...

Niewielki ruch...
...w mieście pozwala mi na dosyć dynamiczną jazdę. Okazuje się, że benzynowa jednostka napędowa o pojemności 1,6 litra i mocy maksymalnej 98 koni mechanicznych zupełnie dobrze radzi sobie z nadwoziem Mini One. 140 niutonometrów dostępnych przy 2250 obr./min szału nie robi, ale w praktyce jest naprawdę nieźle. Jeżeli wcześniej nie spojrzycie na katalogowe dane, w których jak wół stoi, że przyspieszenie do "setki" wynosi 10,5 sekundy, to będziecie przekonani, że Wasz One robi setkę w około 9 sekund. Bo właśnie tak się go odczuwa. Brawo!

Spalanie...
...na szczęście nikogo nie wystraszy. Deklarowane przez producenta średnie zużycie paliwa jest raczej nieosiągalne, ale i tak wynik, który na koniec testu pokazał komputer, nie należy do złych. 8,5 litra na "setkę" przy głównie miejskiej, dosyć dynamicznej jeździe nikomu nie wydrenuje portfela. Duży plus.

Nie muszę chyba pisać...
...że nasz bohater prowadzi się pierwszorzędnie. To jasne jak słońce... Nie muszę również wspominać, że silnik mimo niewielkiej pojemności ma bardzo przyjemne brzmienie, a zawieszenie jest idealnym kompromisem pomiędzy komfortem a sportową sprężystością. Tajemnicą poliszynela pozostaje również, że hamulce mają świetną skuteczność, a w zakrętach Mini zachowuje się jak gokart. I to mimo przedniego napędu.

Skrzynia biegów?
Bezbłędna... Skoki drążka są krótkie, a każde przełożenie wchodzi na swoje miejsce tak pewnie, jak żołnierz podczas musztry do szeregu. Ale po co ja o tym wszystkim piszę? Przecież Wy dobrze o tym wiecie. Bo jeśli czytacie ten tekst, jestem przekonany, że większość z Was prowadziła Mini - a już na pewno wiele wcześniej o nim czytała. Tylko dlaczego również większość z nas nie jest właścicielami takiego samochodu?

Chciałaby dusza do raju, lecz ten raj wiele kosztuje. Kiedy spojrzymy w konfigurator, okaże się, że za testowaną wersję One 1.6 musimy zapłacić 69 900 PLN. Nie jest to mało, ale z drugiej strony patrząc, to nie jest przecież zwykłe auto.

Ok...
...konfigurujemy więc dalej:
- lakier Spice Orange metallic - 1823 zł
- kierownica wielofunkcyjna - 769 zł
- opony z funkcją jazdy awaryjnej - 363 zł

A teraz konkretniej:
- podgrzewanie lusterek zewnętrznych oraz dysz spryskiwaczy szyb - 242 zł
- wykończenie wnętrza Chrome Line - 608 zł
- wystrój wnętrza Satelite Grey - 524 zł

Przecież nasze Mini musi być inne od wszystkich, a możliwości konfiguracji mamy bardzo dużo! Bierzemy więc jeszcze:
- sportową, skórzaną kierownicę - 444 zł
- obręcze kół 4-Hole Circular Spoke 16 cali i pakiet Pepper - 9310 zł

Patrzymy na końcową cenę i okazuje się, że ta przyjemność kosztuje nas już 86 740 PLN! I w tym momencie pewnie większość z nas myśli, że to niemądre, bo przecież za taką kasę można kupić większe, bardziej przydatne na co dzień, funkcjonalne auto. Dlatego z bólem serca opuszczamy konfigurator i czekamy na lepsze czasy. I wiecie co? Wszystkim fanom tej marki życzę, by te czasy nastały.

Wiem...
...że wielu może wydać się to bez sensu, wiem również, że niejeden, kiedy usłyszy cenę za dobrze doposażonego Coopera S dopiero złapie się za głowę. Ale wiem też, że życie jest tylko jedno i każdy ma prawo do spełniania marzeń i wydawania ile chce i na co chce. Dlatego chciałbym, żebyśmy kiedyś spotkali się na drodze, jadąc Mini. Ja będę prowadził wersję John Cooper Works. Tylko czy przy takiej ilości tych aut na drogach Mini będzie w stanie zachować swoją legendę?