Subaru Impreza Sedan 2.5 WRX 265 KM QM

Czasem jest tak, że nic nie wydaje się takie, jak być powinno. Fani skreślili Subaru po prezentacji hatchbacka. Garstka pozostałych poszła do Mitsubishi po prezentacji sedana. I nawet trzy magiczne literki 'WRX' chyba tego nie zmienią. A powinny, bo legenda wciąż żyje, choć ma 'koreański' image.

Pisanie tutaj o historii Subaru Imprezy nie ma większego sensu. Od 1992 roku to jeden z najgorętszych samochodów na rynku, żywa legenda tras rajdowych. Najnowsza generacja to rewolucja. Po raz pierwszy w historii zaprezentowano nadwozie typu hatchback - i to od razu w tak kontrowersyjnej formie, że w świecie miłośników japońskich rajdówek zawrzało. Popularny "Scooby" stał się obiektem żartów i częstych porównań do Daewoo Lanosa. Potem jednak szerszej (czyli również europejskiej, a nie tylko amerykańskiej) publiczności zaprezentowano sedana. Oczekiwania były wysokie, a wyszedł Hyundai Accent. Wersja WRX wiele nie zmieniła. Niebieskiego WRX-a o mocy 230 KM testował już Grzegorz Skarbek, pora więc na sprawdzenie, co może zaoferować topowy sedan spod znaku plejad.

Zamykamy oczy...
...i wsiadamy do środka. Wygląd zewnętrzny zostawimy na później. Otwarcie następuje za pomocą przycisku na klamce i karty zbliżeniowej w kieszeni. Przyda się ona też do odpalenia silnika przyciskiem. To opcja, ale wygląda zdecydowanie lepiej niż archaiczny kluczyk, którym odpalał WRX-a redaktor Skarbek.

Wnętrze Imprezy to królestwo plastiku. Ciemnoszarego bądź czarnego plastiku, który pokrywa boczki drzwi, konsolę środkową i tunel wału napędowego. Nic nie skrzypi, nic nie stuka, nawet jest dość miły w dotyku i nie sprawia tandetnego wrażenia, ale przydałoby się nieco więcej materiału. Za to na kierownicy, drążku zmiany biegów czy genialnych fotelach z wyszytym logo znajdziemy czarną skórę.

Genialnych, bo wygodnych. Wygodnych, bo nadają się nie tylko do szaleństw na torze czy krętych drogach, ale również do codziennego użytkowania. Kubełki ze zintegrowanymi zagłówkami nie są może bardzo głębokie, ale mają odpowiednie proporcje, są sterowane elektrycznie i można w nich łatwo znaleźć idealną pozycję za kierownicą. Ta co prawda znana jest z innych modeli Fuji Heavy Industries, ale to tylko "zejście pod strzechy" tego, co najlepsze. "Kółko" świetnie leży w dłoni, jest wygodne i pozwala czuć drogę w sposób dokładnie taki, jak byśmy się spodziewali po samochodzie pokroju Imprezy. Za wieńcem widać duże, pomarańczowe zegary z centralnie umieszczonym obrotomierzem. W końcu trzeba wiedzieć, co w życiu najważniejsze.

Co ważne w samochodzie, który jeździ szybko i wymaga "szybkiej ręki", nie skomplikowano zbytnio obsługi. Pomijając mnogość funkcji dostępnych przy pomocy ośmiocalowego, dotykowego ekranu (oczywiście, brak w nawigacji mapy Polski), obsługa jest banalna i intuicyjna.

Nie jest to typowe dla Imprezy, ale nie ma też za bardzo jak przyczepić się do przestrzeni dla pasażerów. Z tyłu miejsca zarówno nad głową, jak i na szerokość jest bardzo dużo jak na niewielkiego sedana, a kanapa jest tak wyprofilowana, żeby nawet na nieco dłuższym dystansie było wygodnie. Impreza się cywilizuje. Co prawda fanatycy mogą odsądzać mnie od czci i wiary, że przecież "w Imprezie to się nie liczy" - ale ja twierdzę, że miło jest mieć samochód wygodny i sportowy w jednym.

Gorzej jest z bagażnikiem, który jest mały i nieregularny, z dziwną skośną podłogą - takie rozwiązanie wymusza jednak napęd na cztery koła. Z drugiej strony, w Audi A4 quattro nie ma takich udziwnień.

Piękna i Bestia

Piękna
Silnik w WRX odpalany jest, jak już wspomniałem, przy pomocy przycisku. Z zakamarków pamięci i zdjęć zrobionych przez kolegów redaktorów widzę, że globalizacja dosięgnęła i Subaru, bo guzik jest żywcem przeniesiony z Toyoty/Lexusa. Po wciśnięciu sprzęgła zapala się zielona lampka i chcemy przenieść się do innego świata, gdzie panuje rajdowy potwór wypuszczony na ulicę.

Nic z tego. Impreza budzi się do życia z delikatnym buczeniem boksera, jednak poza tym nic nie zwiastuje mocy drzemiącej pod maską. Silnik pracuje kulturalnie, jak na motor tego typu przystało i przeraźliwie cicho. Spodziewałem się szatana, a zastałem anioła. No, prawie... Wielki wlot na masce sugeruje, że raczej jest to anioł z gatunku figlarnych amorków z obrazów Rafaela. Tak czy inaczej - ruszamy.

Impreza wciąż brzmi zastanawiająco cicho, biegi wchodzą płynnie, jednak szybko się kończą. Jest ich tylko pięć, więc podczas spokojnej jazdy w trasie może przeszkadzać nieco brak "szóstki". Jednak nie bardzo to widać i słychać po zachowaniu samochodu. Dwuipółlitrowy czterocylindrowiec pracuje jedwabiście i płynnie rozwija moc nawet poniżej 3,5 tys. obr./min. Samochodem manewruje się bardzo łatwo i w sposób naturalny. Co prawda nie ma przy skręcie takiego oporu, jaki dają czasem układy kierownicze w BMW, jednak jest bardzo precyzyjny, a wspomaganie ma odpowiednią siłę.

Jadąc WRX-em po mieście nie ma się wrażenia posiadania superszybkiej maszyny do połykania zakrętów - to po prostu przyjemny i komfortowy samochód, z którym łatwo się zaprzyjaźnić. Nieco problemów sprawia na parkingu, gdzie bardzo utrudnić życie może niskie zawieszenie oraz brak czujników parkowania. Te ostatnie przydałyby się głównie z tyłu, gdyż szybka jest mała, a linia bagażnika nie dość, że wznosi się do góry, to jeszcze zakończona jest niewielkim spojlerem. Sporo za to widać w lusterkach, których rozmiar nieodparcie kojarzy mi się z Outbackiem - są gigantyczne.

Do tego dość wydajna klimatyzacja oraz nieźle grające radio (choć to wymaga pobawienia się bardzo zaawansowanym equalizerem - przy standardowych ustawieniach gra fatalnie) dają nam obraz przyjemnego benzynowego sedana.

W takich spokojnych warunkach nawet spalanie nie zwali z nóg. W trasie, jeśli będziemy jechać w miarę spokojnie, nie zawadzając jednak na drodze, powinniśmy zobaczyć wyniki poniżej 10 litrów. Miasto to niestety niemal o połowę więcej, niezależnie od naszych starań. Jednak starać się zawsze trzeba, bo komputer pokładowy jest dziwnie ustawiony i na starcie dostajemy widok na wskaźnik spalania chwilowego, który chyba z litości nie pokazuje wyników wyższych niż 50 l/100 km.

Bestia
Pod przyciskiem uruchamiającym silnik znajduje się ukryty przycisk odcinający komputerową pomoc w postaci kontroli trakcji i ESP. Pstryk. Silnik chodzi wolniutko, osiągnął już odpowiednią temperaturę, więc pora zobaczyć, jak Dr Jekyll zmienia się w Mr Hyde'a. Centralny obrotomierz wskazuje na 4 tys. obrotów. Silnik w końcu brzmi nieco lepiej. Ostry start i... przechodzimy w inny wymiar. Symmetrical AWD wgryza się wszystkimi czterema kołami w asfalt i następuje eksplozja mocy i przyspieszenia. Nie ma mowy o żadnym uślizgu, żadnym zawahaniu. Przy innych, szybszych samochodach, czułem, że samochód rusza i nabiera prędkości. W Subaru WRX ktoś po prostu strzelił mi w plecy z armaty. Wcisnęło mnie w fotel, a ja mogłem tylko patrzeć na drogę i na to, że potrzebuję zmienić bieg na wyższy. A za chwilę znowu. I jeszcze raz. I jeszcze. Coś absolutnie niesamowitego. Impreza nie zamierza zwalniać aż do osiągnięcia prędkości, które jeżą włos na głowie stróżów prawa. Dopiero wtedy straty mocy spowodowane napędem są w stanie ją wyhamować.

Mimo krytyki awaryjności silnika 2,5 litra, to był świetny pomysł. Dzięki temu moc rozwijana jest w jakiś niewiarygodny sposób. Na początku słychać tylko ciche mruczenie, potem samochód zaczyna gwałtownie przyspieszać przy jednostajnym świście napełniającej się turbosprężarki, a przy 3500 obr./min silnik zaczyna warczeć metalicznie, głowa uderza o zagłówek kubełkowego fotela, a Impreza zakrzywia czasoprzestrzeń. Równe sześć sekund do setki to naprawdę fajny wynik, zwłaszcza w takim stylu. Audi S3 co prawda w teorii jest lepsze, ale dobry kierowca na starcie jest w stanie zostawić je za sobą.

Nie będziecie też mieli żadnych problemów przy wyprzedzaniu. Skrzynia jest "prawie automatyczna". Gdy wrzucicie piątkę, to naprawdę nie musicie jej potem używać. Rezerwy mocy pozwalają na bezstresowe wyprzedzanie bez konieczności redukowania przełożenia.

Ale Subaru to nie tylko przyspieszenie. To głównie jazda po zakrętach. I powiem tak: starałem się bardzo mocno, żeby wyprowadzić tę panią z równowagi. I przegrałem. Nawet jeśli spróbujemy zacieśniać ostry łuk, Impreza będzie szła jak po sznurku. Jeśli przesadzimy, stanie się delikatnie nadsterowna, co można "jednym palcem" zredukować, kontrując kierownicą. Do tego prowadzi się diabelnie łatwo, nie ma walki kierowcy z maszyną. Kierowca mówi, maszyna robi - wszystko, co chcesz. Komputerowy anioł stróż na dodatek ma odrobinę zdrowego rozsądku i daleki jest od nadopiekuńczości. Jeśli siadasz za kierownicą, on idzie na drzemkę. Budzi się dopiero wtedy, kiedy naprawdę przesadzisz. Nie udało mi się go dobudzić ani razu w trakcie trwania testu.

Hamulce to znów klasa sama w sobie, łatwe do wyczucia i wydajne. Nic więcej nie mam do dodania, poza tym, że prawdopodobnie będziecie często wymieniać klocki. Spalanie podczas ostrej jazdy? Jeśli pytasz o takie rzeczy, to znaczy, że nie powinieneś się zbliżać do Imprezy. Ale dla ciekawskich. Dwójka z przodu wyniku nie będzie rzadkim gościem, a 17-18 l na "setkę" to coś w rodzaju normy.

Zakaz fotografowania
Pora na najtrudniejszą część testu, czyli ocenę wyglądu Imprezy WRX. Wiadomo, że gusta są różne, ale nowe Subaru wymyka się wszelkim kanonom. Seryjny sedan wygląda, jakby wyszedł z koreańskiej pracowni stylistycznej i na tylnej klapie szukamy logo "Cerato", "Accent", "Elantra". Po dłuższym przyjrzeniu się, w grubym, krótkim masywie bagażnika oraz tylnych lampach możemy zauważyć podobieństwo do aktualnej amerykańskiej Hondy Civic Coupe. WRX ma spojlerki pod zderzakami i niewielką lotkę na tylnej klapie. Wydech to dwie pojedyncze końcówki, które niestety mają średnicę słomek i mam wrażenie, że identyczne stosowane są w modelach wysokoprężnych. Innymi słowy, z tyłu Impreza wygląda bardzo blado - nie ma ani trochę zadziorności.

Na szczęście bryła oraz przód starają się ratować sytuację. Są progi, są agresywnie wystylizowane reflektory oraz dokładki przedniego zderzaka. A na masce wielki "wróblozasysacz" - wlot powietrza do intercoolera, klasycznie już umiejscowionego płasko na silniku. Szkoda tylko, że nie jest to dawna "budka suflera", a ten sam wlot, co zastosowany w dieslu. Jednak to drobiazg i jeśli chodzi o przód "Plejad", to wygląda mniej więcej tak, jak wyglądać powinien. Do tego świetne, siedemnastocalowe felgi ATS i ciemny, grafitowy lakier. Ten zestaw wygląda rewelacyjnie. Im dłużej przebywa człowiek z Imprezą, tym bardziej mu się podoba. Zdjęcia tego nie oddają - pod koniec testu ze zdumieniem stwierdziłem, że to bardzo fajny samochód. Prawie. Nie mogę wybaczyć mu jednej rzeczy - drzwi z ramkami. Tak charakterystyczny detal nie zasługuje na to, by od tak wyrzucić go na śmieci - to nie jest spowodowane niczym, poza bliżej nieokreśloną oszczędnością.

A do pełni szczęścia brakuje mi sedana STi - z wielkimi kwadratowymi poszerzeniami i dużym skrzydłem na klapie bagażnika. Tył stanie się dzięki temu bardziej męski, a grafitowej Imprezie nie będzie już prawie niczego brakować.

Wiecznych malkontentów i tak nic nie przekona, ale warto zwrócić uwagę, że poprzednie Imprezy, zwłaszcza w wersjach "cywilnych" i z niskim spojlerem, też nie wyglądały zbyt atrakcyjnie. Przy podstawowej wersji modelu pierwszej serii nawet Toyota Corolla była awangardowym majstersztykiem stylistycznym.

Droga Impreza
Niestety. Impreza to nie jest chwilowo najlepsza inwestycja. Polityka Subaru Import Polska, polegająca na przeliczaniu cen bezpośrednio z euro powoduje, że przy obecnie szalejących kursach nie ma szans na kupienie WRX w dobrej cenie. Za egzemplarz identyczny z testowanym trzeba więc wyłożyć 159 490 zł + 1640 zł za metaliczny lakier. Ponad 160 tys. za taki samochód to cena niezbyt atrakcyjna. W tej cenie można już myśleć o podstawowym Lancerze Evo X - a to samochód pozycjonowany o półkę wyżej, konkurujący z topowym STi. Wspomniane Audi S3, co prawda z Haldexem, ale za to wykończone z typową dla segmentu premium precyzją, to również wydatek podobny do WRX. Nawet osiągi podobne, choć przeżycia zgoła inne.

Innymi słowy, przy obecnej sytuacji ekonomicznej to auto dla pasjonatów i fanatyków marki. Nie biorąc pod uwagę ceny, to rewelacyjny samochód o dwóch obliczach. Bardzo szybki rodzinny sedan, który na torze zamienia się w genialną zabawkę. To połączenie jest piorunujące i uzależniające. Z topowym WRX naprawdę trudno się rozstać. A wygląd - chyba już mówiłem, że można się przyzwyczaić.

I jeszcze jedno. Nie wiem, czy chociażby we wspomnianym Audi, czy innym szybkim samochodzie, zdarzy się, że na trasie będą was pozdrawiać użytkownicy tego samego modelu. Mnie się zdarzyło. To chyba jest właśnie magia Subaru Imprezy - nawet jeśli wygląda jak Hyundai.