Volvo S40 D5 R-Design

Najmniejszy w gamie szwedzkiej firmy sedan - Volvo S40 to spokojne wozidełko. Ale pakiet stylistyczny 'R-Design', jak czarodziejska różdżka zmienia grzeczne nadwozie w pełne wigoru auto. Czy w połączeniu z silnikiem diesla można liczyć na choćby pierwiastek sportowych doznań?

Mówisz Volvo, myślisz kombi. Auta z pojemnym bagażnikiem od lat stanowią synonim szwedzkiej marki. Oczywiście Szwedzi produkują też m.in. sedany. Ich powściągliwy styl nigdy nie uchodził za awangardowy. Być może z tego powodu modele S60 czy S80 upodobał sobie managment średniego lub wyższego szczebla. Solidne, luksusowe, ale jednocześnie stateczne i rozsądne. Nie kłują w oczy jak BMW czy Mercedes, lecz są również wyznacznikiem sukcesu i pozycji społecznej.

Nieco inaczej wygląda sprawa z modelem S40. Nie jest postrzegany tak samo jak dynamiczne BMW serii 3 czy Audi A4. W porównaniu do nowego Mercedesa C-klasy także brakuje szwedzkiemu autu polotu. Volvo S40 to stylistyczna miniatura większego brata S60. Jest jak dżinsy uprane w zbyt gorącej wodzie, które skurczyły się o jeden rozmiar. Mimo to zachowuje wszystkie charakterystyczne dla marki elementy i nie sposób pomylić go z innym autem. Brakowało mu niestety tego "zęba", który wnoszą u niemieckiej konkurencji odmiany "M" w BMW, "S" w Audi, czy "AMG" w Mercedesie. Teraz ma się to zmienić za sprawą wersji R-Design. Pod maską Volvo S40 "ubranego" w ów pakiet, silnik Diesla o mocy 180 KM. Może być ciekawie...

Wreszcie z polotem
Już poprzednia generacja S40 występowała w mocniejszej odmianie (z turbodoładowanym silnikiem benzynowym - 2.0, 200 KM) oznaczonej jako T4, ale stylistycznie ciągle była nudnym, spokojnym i chłodnym skandynawskim pojazdem. Wraz z liftingiem przyszedł czas na zmiany. Za 10 tys. zł pakiet R-Design nadaje sylwetce świeżości i dynamizmu.

Całość prezentuje się bardzo atrakcyjnie, dzięki czemu Volvo kontynuuje typową szwedzką szkołę wzorniczą, ale okraszoną nutką dynamizmu. Rozpoznawalne dla marki elementy to wyraźnie zaznaczona pokrywa silnika przechodząca w atrapę, schodek ciągnący się poniżej linii okien, który zapoczątkowały modele Volvo 140 i 240 oraz oryginalne tylne lampy o niemożliwym do zdefiniowania kształcie.

Szkoda, że trzeba dopłacać za bardziej wyrazisty wygląd auta, bo wcale nie jest ono przesadnie obwieszone atrybutami sportowego sznytu. To raczej sportowa elegancja, niż tuning. I dobrze, gdyż nie ma nic gorszego w stylizacji niż przerost formy nad treścią. Pakiet R-Design oferuje więc na zewnątrz: atrapę silnika i lusterka z satynowo-matowym wykończeniem, bardziej wyrazisty krój zderzaków, listwy oraz progi boczne w kolorze nadwozia, tylny spojler na klapie bagażnika i specjalny krój aluminiowych, 17-calowych obręczy (w opcji są też "18-tki").

Jak widać, nie są to rewolucyjne zmiany, ale raczej podrasowane detale, które subtelnie, acz zauważalnie zmieniają stateczne Volvo w auto emanujące temperamentem. Tak powinno wyglądać każde S40! Do tego testowy egzemplarz bije po oczach jaskrawą barwą czerwonego lakieru. To opcja dla lubiących zwracać na siebie uwagę. Zapewniam, że działa.

Smak detali
Projektanci na szczęście nie ograniczyli się do karoserii i wnętrzu S40 R-Design zaaplikowali masę smakowitych detali. To one współtworzą klimat panujący w środku i sprawiają, że zmysły wzroku, dotyku i zapachu karmią podróżujących autem nowymi doznaniami.

W roli głównej występuje tu dwukolorowa tapicerka o kontrastowo dobranych barwach. Ekologia w wydaniu skandynawskim odciska tu swoje piętno, więc nie jest to prawdziwa skóra, ale Vulcaflex - syntetyczna tkanina o fakturze przypominającej ten ceniony materiał. Całość wygląda bardzo ładnie, ale wrażenia dotykowe ustępują naturalnej skórze. Fotele są wygodne i łatwo odnaleźć w nich optymalną pozycję. Długonogim pasażerom będzie jednak doskwierać zbyt krótkie siedzisko. Dziwi nieco płatna opcja podgrzewania foteli - z reguły producenci oferują ją łącznie ze skórą.

Inne detale to skórzana kierownica z logo R-design, w której zgrupowano przyciski do sterowania systemem audio i tempomatem. Oryginalnie prezentują się zegary główne, które posiadają granatowe cyferblaty. Sportowy charakter podkreślają ponadto konsola środkowa pokryta karbonem, aluminiowe listwy progowe i nakładki na pedały. Ten sam szlachetny metal wkomponowano także w lewarek dźwigni zmiany biegów. Miły dodatek stanowią dywaniki ze skórzanymi obwódkami. Wszystkie te elementy budują elitarny charakter wnętrza i sprawiają, że surowy styl standardowego Volvo S40 nabiera zmysłowości i klasy.

Uszyty na miarę
Ilość miejsca w kabinie Volvo S40 nie zdepcze psychiki agorafoba. Nie ma się czemu dziwić, bo dzieli on wspólną płytę podłogową z kompaktowym Fordem Focusem. Szwed jest w tej dziedzinie podobny do BMW serii 3. Oba auta sprawiają wrażenie, jakby uszyto je na miarę. O ciasnocie nie ma mowy, ale do swobody oferowanej przez Audi A4 czy Mercedesa C-klasy sporo brakuje. Z przodu nie odczuwa się specjalnej różnicy, ale z tyłu wyraźnie kuleje ilość miejsca na wysokości kolan osób mierzących od 180 cm wzwyż. Tylna kanapa zdecydowanie nie zachęca by zasiadały na niej trzy osoby.

Najsłabiej w kategorii zagospodarowania przestrzeni wypada bagażnik. I nie chodzi tu o samą pojemność, która zresztą należy do mniejszych w klasie (404 l), ale o wyjątkowo wąski luk załadunku, jaki przewidziano dla bagaży. Trzeba starannie dobierać wielkość walizek, a transport średniej wielkości kartonu jest po prostu niemożliwy.

Artystyczna prostota
Jeśli zamiast wykręconego Swatcha na Twoim nadgarstku widnieje minimalistyczny w stylu zegarek Tissot, a w mieszkaniu rozbrzmiewają dźwięki z kina domowego marki Yamaha - to znak, że przypadnie Ci do gustu surowa forma kokpitu Volvo S40. Niech inni rozpływają się nad stylem futurystycznej deski Hondy Civic czy barokowym urokiem Jaguara X-type. Ascetyczny panel centralny i kształt środkowej konsoli to najbardziej rozpoznawalne akcenty wnętrza współczesnych modeli Volvo. Dla oponentów takiego porządku oryginalny panel centralny będzie tylko wygiętą deską do prasowania, a nie oldschoolowym narzędziem pracy. Jednak nawet przeciwnicy takiego stylu przyznają, że cechuje go fenomenalna łatwość i dziecinna wręcz poręczność obsługi. Cztery okrągłe pokrętła i kilka klawiszy wystarczą by sterować ustawieniami klimatyzacji, systemu audio i centrum informacyjnego.

Szwedzcy projektanci do perfekcji doprowadzili symbiozę nowoczesnej sztuki użytkowej z klasyczną prostotą i ergonomią. Tu nic nikogo nie zaskoczy, a instrukcja obsługi prawdopodobnie na wieczność pozostanie w folii. Słowa uznania za polskie menu komputera pokładowego. Świadczy to o poważnym podejściu firmy do polskiego klienta i powinno być wzorem dla innych producentów z klasy Premium. To, co osobiście nie wprawiło mnie w zachwyt, to przeładowany informacjami wyświetlacz pokazujący nastawy dwustrefowej klimatyzacji i centrum rozrywkowego. Jego grafika wygląda jak żywcem przeniesiona z czasów, gdy królowały monitory sprzężone z komputerami typu Atari 800 XL lub ZX Spectrum.

Ilość praktycznych schowków nie przytłacza swą ilością, ale znalazły się miejsca na butelki z napojami zarówno z przodu jak i z tyłu auta. Schowek przed pasażerem jadącym obok kierowcy jest bardzo wąski i głęboki. Zamykana skrytka pomiędzy fotelami i podłokietnik skrywający pokaźny box pozwolą zachować porządek na pokładzie Volvo. Zaciągnięty hamulec ręczny blokuje dostęp do lewarka skrzyni biegów. Ten prosty zabieg uniemożliwia ruszenie "na ręcznym" równie skutecznie jak elektroniczny "piszczyk".

Jak z katapulty
Czerwony bolid wygląda na tyle agresywnie, że jadący za nim kierowcy widząc chromowane końcówki dwóch rur wydechowych spodziewają się co najmniej silnika V6 i mocy minimum 200 KM. Jednak pod maską testowego S40 kryje się nietypowa konstrukcja. To pięciocylindrowy silnik wysokoprężny D5, który produkuje równo 180 koni mechanicznych.

Motor o pojemności 2,4 litra został umieszczony poprzecznie, ale aby zmieścić go w niedużej komorze silnika S40 poddano modyfikacji wiele elementów jego osprzętu. Min. połączono kolektor wydechowy i turbosprężarkę w jedną całość. Nietypowym dla diesla rozwiązaniem jest chłodzona cieczą obudowa turbosprężarki. To bardzo przydatny patent, bowiem chłodzenie utrzymywane jest nawet po wyłączeniu silnika. Kto jeździł kiedykolwiek turbodieslem wie o co chodzi, bo chcąc dbać o kondycję turbiny musiał czekać nawet kilka minut po zatrzymaniu się, by ją schłodzić.

Dziś już nie dziwi nikogo, że silnik zasilany "ropą" napędza auta o sportowym charakterze. Moc 180 KM nie jest może szokującym parametrem, ale pozwala na więcej niż dynamiczną jazdę. Pierwsza setka pojawia się na liczniku w mniej niż 8 sekund - świetny wynik. Niestety między bajki trzeba włożyć zapewnienia producenta o braku efektu turbodziury. Wg danych katalogowych szczyt momentu obrotowego (350 Nm) pojawia się w zakresie od 1750-3250 obr/min. Jednak faktyczny i zauważalny przyrost mocy występuje dopiero wtedy, kiedy wskazówka na obrotomierzu wychyli się ponad cyfrę "2". Do tej chwili mamy wrażenie jakby nic się nie działo - ciśniesz gaz a tu spokój i cisza. Denerwujące uczucie. To jednak tylko cisza przed burzą. Kiedy silnik osiągnie wspomnianą wartość dochodzi do eksplozji mocy.

Volvo wyrywa wówczas do przodu niczym katapultowane jakąś tajemną siłą. Dzieje się to na tyle brutalnie i gwałtownie, że trzymanie mocno kierownicy nie jest wskazane - to wręcz obowiązek. Tak więc nieprzyjemny deficyt mocy poniżej dwóch tysięcy obr./min rekompensuje nam jej późniejszy potężny wybuch. Przyznaję, że można to nawet polubić. Tym bardziej, że całej zabawie towarzyszy częsta operacja zmian poszczególnych biegów. A sposób działania skrzyni biegów to powód do dumy dla szwedzkiej firmy. Krótki skok, bardzo precyzyjne tory dla każdego trybu - jednym zdaniem: super precyzyjny mechanizm 6-biegowej przekładni godny najlepszych produktów w klasie.

Wzorowy - to przymiotnik idealnie oddający charakter pracy jednostki. Motor jest bardzo cichy, kiedy przemieszczamy się normalnym, płynnym stylem jazdy. Pracuje bezwibracyjnie, z dużą elegancją i klasą, nawet wtedy, kiedy nie jest rozgrzany. Akustycznie jest delikatny i subtelny jak głos Michaela Buble. Mocniejsze wciśnięcie gazu zmienia go nie do poznania. Łapie charakterystyczną chrypkę Joe Cockera. Uwodzi wręcz dźwiękiem, który do złudzenia kojarzy się z bulgotem benzynowego V6. Fantastyczna sprawa - taki dźwięk generuje chyba jeszcze tylko diesel BMW - 3.0 sd wspomagany jednak dwoma dopalaczami. Czapki z głów, taką symfonię chciałby się słyszeć w każdym "ropniaku".

Ospałość silnika "na dole" wymaga utrzymywania go w wyższych partiach prędkości obrotowych, aby jechać dynamicznie. Nie oznacza to wcale szaleńczej jazdy - mam tu na myśli sprawne przemieszczanie się np. po mieście. Wówczas Volvo zaskoczy nas mało pozytywnie w kwestii spalania - 10,4 l/100 km to o całe 2 litry więcej niż podaje producent. Również w trasie, trudno osiągnąć poziom katalogowych danych. Średnie zapotrzebowanie na paliwo wyniosło w całym teście 8,5 l/100 km. To sporo jak na diesla, nawet jeśli wziąć pod uwagę dynamiczny styl jazdy.

Na pocieszenie dla obrońców wiewiórek i 1000-letnich dębów - silnik S40 należy do najmniej zatruwających środowisko naturalne. Standardowym wyposażeniem jest w nim filtr cząsteczek stałych, który wychwytuje ponad 95% cząstek sadzy ze spalin. Spalanie sadzy, zajmuje ok. 20 minut i odbywa się automatycznie co 500 do 1000 kilometrów w zależności od stylu i warunków jazdy.

Udany kompromis
Volvo S40 zaskakuje pozytywnie również w kwestii zawieszenia. Należy do tej kategorii samochodów, w których bardziej liczą się dobre właściwości jezdne niż maksymalny komfort. Jazda w ciasnych łukach daje wielką frajdę, bo Szwed zachowuje się bardzo neutralnie. Poprawiona w stosunku do poprzednika sztywność nadwozia i precyzyjny układ kierowniczy mają swoje odzwierciedlenie w poczuciu, że kierowca w pełni kontroluje pojazd. Szybsza jazda pozwala docenić dopracowanie konstrukcji, gdyż w miarę wzrostu prędkości stale czuć, że nawet delikatny ruch kierownicą daje właściwy sygnał w stronę osi skrętnej.

Nad bezpieczeństwem i właściwą trakcją czuwa oczywiście zaawansowana technika. Na szczęście nie narzuca się nachalnie i jazda w ciasnych łukach nie oznacza utraty mocy i przyhamowywania kół, kiedy nie jest to konieczne. Elektroniczne cugle swą aktywność zaznaczają dobitniej na śliskim podłożu i mokrej jezdni. Wówczas ujawnia się słabość przedniego napędu i znacznej mocy skierowanej na tę oś. Ale tutaj jedyną receptą może być tylko napęd 4x4.

Podwozie z kolumnami MacPhersona z przodu i wielodrążkowym układem z tyłu nie oznacza rezygnacji z komfortu. W tej materii S40 zupełnie przyzwoicie sobie radzi. Auto sztywno lecz sprężyście pokonuje wszelkie niedoskonałości w nawierzchni i tylko na powtarzających się pofałdowaniach asfaltu ma skłonność do telepania. Poza tym jest świetnie wygłuszone i nie ma mowy o hałasie czy dobijaniu podczas jazdy na nierównościach.

Bez przesady
Limitowane wersje czy usportowione odmiany oznaczają z reguły spory wydatek. A jak wygląda ten temat w Volvo S40 R-Design? Szwedzi wykazali się tutaj typowo skandynawskim rozsądkiem. Pakiet ten dostępny jest w każdej wersji wyposażeniowej poza bazową odmianą. Ale tu ciekawostka - kosztuje tym mniej, im droższą wersję wybieramy. I tak: odmiana Kinetic wymaga dopłaty za R-Design 16,3 tys. zł, Momentum - 10,2 tys. zł, Summum - 6,8 tys. zł. Biorąc pod uwagę poziom wyposażenia najrozsądniejszą wydaje się być odmiana Momentum, którą warto doposażyć w adaptacyjne reflektory ksenonowe (6260 zł). Wówczas, po dokupieniu przydatnych czujników parkowania (2150 zł) i lepszego systemu audio (1910 zł) musielibyśmy wyłożyć 140 tys. zł.

Sporo? I tak i nie. Oczywiście jak za niedużego sedana nie jest to jakaś super okazja. Ale w zamian otrzymujemy bogato wyposażone auto, które w testach zderzeniowych Euro NCAP zdobyło maksymalną liczbę gwiazdek (5). Właśnie legendarne bezpieczeństwo, które oferuje szwedzki producent plus nietuzinkowy image testowanej wersji są głównym wabikiem dla potencjalnego klienta. I jeszcze jedno - co ważne, cały pakiet R-Design nie oznacza rezygnacji z normalnego użytkowania auta. Volvo nie jest ani zbyt niskie, ani zbyt twarde. Radzi sobie i jeździ jak normalny sedan, który przyprawiono szczyptą sportowego stylu w dobrym guście.