SEAT Ibiza 1.4 Passion plus

Życie pokazuje, że do zamierzonego celu można dojść wieloma drogami. Często jednak najlepszą z nich okazuje się naśladownictwo. Zbieramy doświadczenia od mistrzów i krok po kroczku idziemy naprzód, przy okazji dorzucając coś od siebie. Tak właśnie robi SEAT w przypadku swojej Ibizy.

Pierwszą generację SEAT-a Ibizy klienci kupowali chyba tylko dlatego, że nie wiedzieli, czym tak naprawdę ów pojazd był. Auto zbudowane z wykorzystaniem elementów ze starych Fiatów (dlaczego tak wiele osób nienawidzi dziś przesympatycznego Ritmo?) wyglądało jak pudełko, było podstarzałe technologicznie i prowadziło w rankingach... awaryjności. Grzechem byłoby nie wspomnieć, że w Polsce wokół pierwszej generacji Ibizy narosła pewna wspaniała legenda. Auto, pod którego maską zagościł silnik dopracowany przez inżynierów z Porsche, szybko zyskało miano samochodu "z silnikiem Porsche", przez co prestiż posiadania używanej (czytaj: zużytej) Ibizy znacząco wzrósł.

Giełdowi gawędziarze dalej jednak odnosili się z dystansem do tego modelu. Zmieniło się to wraz z wprowadzeniem na rynek drugiej generacji Ibizy. Od tej pory mały SEAT był tak naprawdę klonem Volkswagena Polo. I tu dochodzimy do wspomnianego już wcześniej tematu naśladownictwa. Sprawdzonej mechanice towarzyszy zatem nieco bardziej fantazyjnie wystylizowane nadwozie. Wszystko to wykańcza się nieco odmienną deską rozdzielczą i wycenia w okolicach niemieckich produktów. I to działa! Ta recepta po prostu trafia w oczekiwania klienteli. Nabywcy dostają nieco zwariowany designersko samochód, który jednak pod swą karoserią kryje iście pragmatyczne rozwiązania.

Buda od Lambo...
Opisując Ibizę nie będę rozpływał się w zachwytach nad krzywiznami nadwozia. Zapewne wszyscy już od dawna wiecie, że zaprojektował je jakiś Belg, którego nazwisko trudno jest wymówić. Podobno człowiek ten zajmował się kiedyś także projektowaniem Lamborghini (i nie chodzi tu bynajmniej o opakowania na dezodoranty tej marki). Ostre cięcia przodu i przełamania blach na bokach, to widoczne gołym okiem (bo w końcu czym innym miałyby zostać zauważone?) naleciałości z włoskiej marki. Całość może przypaść do gustu, szczególnie gdy wybierzemy jeden z żywszych kolorów nadwozia. Kto wie? Może będziemy świadkami narodzin nowej gawędziarskiej legendy? Być może na giełdach już niedługo będzie się mówiło o obecnej generacji Ibizy jako o "tej w budzie Lambo"?

Silnik od Polo...
Zanim zaglądniemy pod maskę Ibizy, wyzbądźmy się złudzeń. Nie ujrzymy tam stada aniołów trzepoczących skrzydłami w rytmie dziesięciu cylindrów z Gallardo. Nie będzie też silników od Porsche i napisów Tiptronic. Będzie za to dość wiekowy, ale sprawdzony napęd. Benzynowy silnik 1.4 konstrukcji Volkswagena ma 16 zaworów i nie powala na kolana kulturą pracy. Jest trochę warkotliwy, ale jakoś daje sobie radę z ważącą nieco ponad tonę Ibizą (ok. 12 sek. do "setki"). Dzięki sprawdzonej jednostce napędowej przy okazji okresowych przeglądów koszty serwisowania Ibizy powinny być przyzwoite. Skoro już mowa o zawartości komory silnikowej SEAT-a, to warto zwrócić uwagę na kilka niuansów, takich jak łatwy dostęp do żarówek (po dwie pozycyjne na każdą lampę!), piankowe odboje skutecznie tłumiące trzask maski podczas jej zamykania oraz spryskiwacze szyby przedniej ukryte dość nietypowo, w podszybiu.

Układ kierowniczy i zawieszenie: zgadnijcie od czego?
Tutaj także nie będzie niespodzianek. SEAT zapewne włożył nieco wysiłku w zestrojenie podwozia Ibizy tak, by prowadziła się ona inaczej niż jej "bracia bliźniacy": Volkswagen Polo i Skoda Fabia. Piszę "zapewne", gdyż szczerze powiedziawszy nie odczuwa się tego prawie wcale. Małym SEAT-em jeździ się z grubsza tak samo jak jego przytoczonymi wcześniej koncernowymi krewniakami. Układ kierowniczy to istna kopia rozwiązania z Polo ze wszystkimi wadami (pracuje ze zbyt małym oporem) i zaletami (naprawdę niezła precyzja) z tego płynącymi.

Na dobrą sprawę to samo można powiedzieć o zawieszeniu z MacPhersonami z przodu i belką skrętną z tyłu. Pracuje ono cicho i skutecznie i nie pozwala na podpieranie się na zakrętach lusterkami. Wszystko jest niby tak jak trzeba, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w nawiązaniu do obecnego wizerunku SEAT-a przydałoby się nieco bardziej uwydatnione rozgraniczenie pomiędzy koncernowymi braćmi... Nie zaszkodziłoby nieco pieprzu i chilli...

Na pochwałę zasługuje lekko działająca skrzynia biegów i sporo wybaczające sprzęgło. Do Ibizy po prostu się wsiada i jedzie. Nie ma tu dziwnych "kangurków" i braku płynności. Wszystko wyczuwa się instynktownie, co podczas miejskiej jazdy, w małym samochodzie jest sporą zaletą. Skoro już mowa o poruszaniu się po mieście, to warto wspomnieć o pewnym mankamencie, który wynika ze stylistyki nadwozia Ibizy. Tylny słupek jest bardzo szeroki, co w znacznym stopniu ogranicza pole widzenia po skosie. Czasem utrudnia to manewrowanie na parkingach.

Wnętrze: własna kompozycja
W kabinie SEAT-a dość wygodnie zajmą miejsce cztery osoby. Jak to zwykle bywa w tej wielkości pojazdach, drugi rząd siedzeń należy traktować jako rezerwowy. Siedzi się tam dość wysoko i twardo, ale na krótsze trasy powinno to wystarczyć. Przednim fotelom brakuje z kolei nieco podparcia bocznego, lecz sztywność siedzisk i oparć dobrano optymalnie. Bagażnik ma 292 l pojemności, co należy uznać za wartość wystarczającą w segmencie B.

Już poprzednia generacja małego SEAT-a starała się zerwać całkowicie z nieco bezczelnym przeszczepianiem deski rozdzielczej z Volkswagena. Można powiedzieć, że Hiszpanom udało się wypracować własny styl. Obecna Ibiza wykorzystuje co prawda dźwigienki i przełączniki znane z Wolfsburskich półek magazynowych, ale robi to na tyle dyskretnie, że w dobie wspólnych kluczyków do Astona Martina i Volvo, trudno mieć do SEAT-a pretensje. Tym bardziej że wszystkie instrumenty pokładowe rozmieszczono w Ibizie intuicyjnie. Zgrzytem może być tylko zastąpienie dżojstikiem przycisków na kierownicy do sterowania fabrycznym radiem. Niektórym nie przypadną też do gustu plastiki, które wyglądają na twardsze, niż są w rzeczywistości. Może to kwestia faktury materiału... W zamian, na pocieszenie dostajemy bardzo ładnie podświetlony zestaw czytelnych zegarów, który w nocy tworzy miły nastrój w kabinie.

Podsumowując: auto tak, ale czy emocion?
Ibiza to udany samochód. Jeździ jak Volkswagen Polo, wygląda lepiej niż Skoda Fabia i kosztuje... nieco ponad 50 tys. zł. Tyle mniej więcej wart był testowy egzemplarz wyposażony we wszystko, co potrzebne jest do szczęścia (m.in. klimatyzacja, pełna "elektryka", cztery poduszki powietrzne, alufelgi, a nawet tempomat). Nie jest to cena zaporowa, ale...

Testowana Ibiza to wersja Passion+. Konfrontując tę nazwę z moimi wcześniejszymi uwagami dotyczącymi podobieństwa SEAT-a do koncernowych braci, trudno mi oprzeć się wrażeniu, że czegoś tu jednak brakuje. Hiszpańska marka idzie wytyczonym śladem, bazując na sprawdzonych rozwiązaniach i dodatkowo oferując ciekawe wzornictwo karoserii. Brakuje jednak owej "pasji", którą zawarto w nazwie wersji wyposażeniowej. Z drugiej strony, trudno winić SEAT-a za to, że nie zmienia przysłowiowego zwycięskiego składu. Taki stan rzeczy dla niektórych na pewno będzie największą zaletą Ibizy. Dla mnie jednak niedobór "tego czegoś" staje się brakującym elementem układanki, którą Hiszpanie sami nazywają "auto emocion".