Volkswagen Golf Variant 1.4 TSI Comfortline

Jeśli zdarzy się Wam dyskutować z wielkim przeciwnikiem Volkswagenów, jest jeden argument, który pozwoli zbić z tropu każdego sceptyka. Sam nie należałem do miłośników tej marki i nadal nie należę, ale Golf VI generacji z silnikiem 1.4 TSI mnie bardzo pozytywnie zaskoczył.

W większości tekstów pewnie byłaby tu wstawka na temat historii Golfa, ale tym razem jej nie będzie. Może dlatego, że Golf Variant nie jest aż tak historyczny, bo pojawił się dopiero w 1993 roku, a do dyspozycji mamy jego trzecią generację. Albo czwartą, bo Golf VI w wersji "rodzinnej" na dobrą sprawę jest gruntownie zmodernizowaną piątą generacją przeboju z Wolfsburga. Tu nawet nie ma mowy o tym, żeby pisać o pełnej "szóstej generacji".

Tak czy inaczej, od 16 lat kompaktowe kombi stara się być na rynku tym, co jego krótszy brat. I choć na autoGALERII pojawiały się już testy podobnych konstrukcji, to najbardziej pożądany silnik na świecie w najbardziej pożądanym kompakcie na świecie w najmniej pożądanej wersji na świecie jest bez wątpienia samochodem wartym sprawdzenia na dystansie niemalże 700 km. Jeśli dodamy do tego jeszcze, że "solidny, niemiecki Volkswagen" ma wszędzie nalepki made in Mexico i jest rzeczą niebywałą, że w opcji nie występuje barek na tequilę albo chociażby sombrero, to otrzymamy nad wyraz interesujący przedmiot "badań".

Zieeew?
Stylistyka Golfów jest od wielu lat niezmiennym obiektem dowcipów. Niektóre z nich są niezłe, większość jednak jest prawdziwa. To definicyjny przykład konserwatyzmu. Samochód jest tak bardzo klasyczny i "bez fajerwerków" jak tylko może być. Właśnie ta jego pozorna "nudność" może powodować takie powodzenie wśród maniaków tuningu - bo łatwo się przerabia i można zrobić z niego wszystko. O Golfie Variant powiedziano już też całkiem sporo. "Piątka" sprawia wrażenie sztucznie wydłużonego "jamnika" z za dużym tyłem. W kolejnej generacji, jak już wspomniałem wcześniej, niewiele się pod tym względem zmienia. Jest tylko jedno "ale". Golf dostał przód od szóstki. Szeroki, agresywny, całkowicie zrywający z kompletnie pozbawionym emocji frontem poprzednika. Dzięki temu przodowi Golf zyskuje na urodzie.

Z tyłu nie pokuszono się o jakiekolwiek zmiany, na szczęście lampy zaprojektowano dość dynamicznie, a zakończenie tylnej szyby żywcem przeniesiono z Porsche Cayenne, w związku z tym "nie jest źle". Testowana wersja Comfortline była wyposażona opcjonalnie w felgi o średnicy siedemnastu cali oraz ciemnoszary, metaliczny lakier. Dzięki temu niemiecki kompakt stał się dość ciekawym tworem, w którym nie razi tak trochę na siłę doczepiony "plecak". Zwłaszcza że (za sporą dopłatą - 1620 zł) o detale zadbano w sposób odpowiedni - relingi straciły na praktyczności, ale zyskały kolor matowanego aluminium i chromu. Czyżby eleganckie kombi? No, prawie; zdecydowanie lepiej tu pasuje określenie "sportowe", choć ze sportem nie ma nic wspólnego. Ale to właśnie taka estetyka VW, którą można przy pomocy dodatków dopasować w każdą stronę.

Nooo!
Żartów o Volkswagenie ciąg dalszy. Szare, czarne, smutne wnętrza, solidne, ale twarde niczym poglądy polityków LPR. Polotu designerskiego w nich było tyle, co kot napłakał, za to było ergonomicznie. Tyle stereotypu, czas na praktykę. Gruntownie zmodernizowane wnętrze Golfa w wersji Comfortline w dalszym ciągu nie rozbawi nas żywymi czy jasnymi kolorami. Jest po prostu ciemnoszare. Jeśli chodzi o jakość, to w dalszym ciągu jest bardzo dobrze. Specyfika samochodu nie pozwala na obniżenie tego aspektu wnętrza - klienci na to liczą. Zmiana nastąpiła, jeśli chodzi o materiały. Jest miękko albo gumowato, i choć elementy "gumowate" mogą sprawiać wrażenie nieco siermiężnych, to nie ma się do czego przyczepić.

Miejsce kierowcy dodatkowo ożywia świetna kierownica. Jest dopracowana zarówno stylistycznie, jak i pod względem wygody użytkowania i ergonomii. Obszyta skórą, ładnie wyprofilowana, z wygodnymi przyciskami obsługi komputera pokładowego i sprzętu audio. Czy nie mogła wyglądać tak od początku? Zresztą, po paru dniach z Golfem stwierdzam, że ergonomicznie jest dopracowany do granic możliwości. Co prawda resetowanie czujnika ciśnienia w oponach ukryto w schowku, ale poza tym nie mam zastrzeżeń.

Schowków jest dokładnie tyle ile powinno być, wszystko jest pod ręką, dwustrefowa klimatyzacja nie nastręcza problemów w obsłudze, a fabryczne radio z nawigacją, twardym dyskiem i DVD, RNS 510, chwaliłem już przy okazji Passata. To jeden z lepszych kombajnów multimedialnych w tej kategorii cenowej. Żałuję tylko, że dla tych, którzy nie chcą korzystać z uroków 30 GB dysku i oglądać filmów na dużym, wyraźnym, dotykowym ekranie, nie ma możliwości zakupienia tańszego systemu RNS 310. No ale cóż, taka widać polityka.

Jednak nie może być tak różowo jak mogłoby się wydawać. Jeśli mam mieć do Golfa jakieś zastrzeżenia we wnętrzu, to na pewno do ilości miejsca. Pokryte materiałową tapicerką fotele są umieszczone bardzo przyjemnie, bo nisko (oczywiście regulacja wysokości jest w standardzie), i świetnie trzymają na boki, jednak przy dłużej trasie moje kolano mocno narzekało na konsolę środkową, o którą musiało się opierać. Osoby o potężniejszej posturze niż wyżej podpisany mogą w Golfie czuć się nieco skrępowane. Na szczęście fotel oprócz tego, że ma wspomniane wyżej wady (niestety, świetne trzymanie boczne wymusza raczej niezbyt dużą szerokość siedziska) jest bardzo wygodny, odpowiednio sprężysty i na ból kręgosłupa czy innych spoczywających części ciała nie będzie narzekania.

Na tylnej kanapie z podłokietnikiem również miejsca jest "jak w poprzedniej generacji", co oczywiście jest w 100 procentach zgodne z prawdą. Jeśli z przodu nie usiądą osoby bardzo wysokie, to z tyłu będzie całkiem przyzwoicie, jednak kanapa jest zbyt twarda i sprawia wrażenie "ławeczki".

"Jamnikowatość" Golfa Varianta przejawia się za tylnymi siedzeniami, czyli w bagażniku. 505 litrów, to nie jest może wynik zwalający z nóg, ale bagażnik jest bardzo ustawny, ma schowek pod podłogą, a po złożeniu siedzeń mamy nieco ponad 1,70 m praktycznie płaskiej powierzchni na nasze bagaże.

Och! Ach!
Czemu na dowolny model koncernu wyposażony w silnik 1.4 TSI trzeba czekać dłużej niż na każdy inny? Co ma w sobie ten motor? Ma w sobie turbosprężarkę, 200 Nm i 122 KM. W sprincie nie zachwyca (9,9 s), jest po prostu dobry. Ale nie o to tutaj chodzi. Przede wszystkim, odpalenie Golfa może spowodować, że będziemy chcieli uruchomić go jeszcze raz. O tym, że silnik pracuje, informuje nas tylko brak świecących się kontrolek. Niemiecka jednostka działa bardzo cicho i - przede wszystkim - bezwibracyjnie. Nie zmienia się to też przy wyższych obrotach, jedynie dobiega nas przytłumiony dźwięk silnika. Nawet wysoka prędkość nie powoduje narastania nieprzyjemnych dźwięków dochodzących do uszu podróżnych.

A propos narastania - dynamika tego silnika jest czymś, o czym można by napisać wiele. To jeden z najprzyjemniejszych silników do codziennej jazdy, z jakimi miałem do czynienia. Turbodziura nie istnieje, a samochód po prostu szybko nabiera prędkości. Dzięki doładowaniu elastyczność jest dużo większa niż w standardowym silniku o tej mocy. Pod względem charakterystyki i dynamiki 1.4 TSI bliżej zdecydowanie do wolnossących jednostek o pojemności dwóch litrów niż do 1.6 o mocy ok. 110-120 KM, które zastępuje. Problemy zaczynają się, gdy chcemy pojeździć ostro - powyżej 5000 obr./min silnik zaczyna dostawać wyraźnej zadyszki, jednak w zakresie 1500-4500 obrotów jazda to czysta przyjemność. Co prawda silnikowi brakuje spontaniczności i temperamentu znanego z włoskiego 1.4 T-Jet, który sprawia wrażenie zdecydowanie dynamiczniejszego i chętniejszego do ostrej jazdy, ale Golf lubi pokazywać, mimo rodzinnego przeznaczenia kombi, że ma w sobie geny sportowca.

Zwłaszcza że drążek zmiany biegów świetnie leży w dłoni, a dzięki dobrze zestopniowanej i przy tym świetnie chodzącej, sześciobiegowej przekładni zmiana przełożeń to "sama radość". I to wszystko przy całkiem akceptowalnym spalaniu. W jeździe miejskiej niewiele przekracza deklaracje producenta i zadowala się średnio ok. 8,8 l/100 km. Choć trzeba przyznać, że jazda w korkach czy dynamiczne używanie pedału gazu zwiększa to zużycie do ok. 10 litrów, ale z drugiej strony osiągnięcie wyniku lepszego niż fabryczny, a nawet zejście poniżej 8 l na "setkę" jest również możliwe.

Nieco gorzej jest w trasie. Co prawda na odcinku testowym, stosując zasady ecodrivingu, udało się zejść do 4,7 l/100 km, ale w gruncie rzeczy wyniki w trasie będą się zawierać od 6 l przy spokojnej jeździe, do ponad 7 przy pokonywaniu szybkich odcinków autostrady.

Golf Variant świetnie wypada też, jeśli chodzi o zawieszenie. "Siedemnastki" nie powodują zbytniego bólu kręgosłupa, a jednocześnie układ jest na tyle sprężysty i pewny, by szybko pokonywać łuki. Do tego w przeciwieństwie np. do Skody Octavii, jest wyciszony od tej strony bardzo dobrze i trafienie na nierówności nawierzchni, co w naszym kraju należy raczej do normy niż wyjątków, nie będzie skutkowało żadnym stukaniem i pukaniem. Układ kierowniczy jest precyzyjny, jednak jest wspomagany zbyt silnie przy dużych prędkościach, co powoduje niewielką utratę pewności prowadzenia. To w zasadzie jedyna jego poważniejsza wada.

Wow!
Krótki, ale jakże przydatny punkcik, czyli gadżety w Variancie. Nawigacja już omówiona, został Park i Sat Assist. Pierwszy pojawiał się już w kilku testach, więc zasad działania nie będę wyjaśniał. Grunt, że działa świetnie i pozwala zaparkować "na kopercie" każdemu, kto do tej pory bał się tego manewru. Szkolne pięć za sposób i łatwość działania.

Sat Assist to nowość. Umieszczony w okolicach oświetlenia kabiny "pilot" z kilkoma przyciskami ma za zadanie ułatwić kontakt z odpowiednimi służbami, jeśli stanie się jakieś nieszczęście. Odpowiednie guziki odpowiadają za powiadomienie VW Assistance, numeru 112 czy policji. System pozwala też na lokalizację samochodu w przypadku kradzieży, a jeśli wykryje, że nastąpiło jakieś uszkodzenie auta, które mogło być następstwem wypadku, jest w stanie sam powiadomić odpowiednie służby o tym, że stało się coś złego. Zastosowanie tego systemu powoduje przy okazji, że ubezpieczenie samochodu w niektórych firmach będzie wiązało się ze sporymi obniżkami.

Uuuu!
To nie jest radosne "Uuuu!". To cena. Oczywiście, biorąc pod uwagę bardzo dobre wyposażenie, nie możemy mieć Volkswagenowi za złe 87 750 zł i niedostępnych wg konfiguratora do wersji Comfortline felg (2280 zł do wersji Highline) oraz bezcennego w Golfie systemu Sat Assist. Trzeba przyznać, że da się ten samochód skonfigurować nieco taniej, przy wybraniu pakietu "990", a przy okazji jest duża szansa, że bliźniacza i niżej pozycjonowana Octavia będzie droższa, ale prawie 90 tys. to wciąż spora kwota. Z drugiej strony, wyposażenie jest niemalże kompletne. Jednak ja bym się skusił raczej na hatchbacka, który wypada o ponad 4000 zł taniej, a dużo mniej widać w nim piątą generację.

Ha!
Golf VI Variant 1.4 TSI ujął mnie. W kategorii kompaktów, którymi jeździłem jest jednym z najlepszych. Nie najprzyjemniejszych, ale w kategorii zdroworozsądkowych rozpycha się w kierunku czołówki klasy. Silnik 1.4 TSI miał uchodzić za porządny odpowiednik diesla, i wywiązuje się z tego. Jest tańszy w zakupie, pali niewiele więcej, jest dynamiczny, elastyczny i niezwykle kulturalny. Golf sam w sobie nabrał nieco charakteru, deska w końcu jest przyjemna, lecz wciąż dość smutna. Z zewnątrz też jest sporo lepiej, choć Variant do kategorii najpiękniejszych kombi nigdy nie trafi. No i wciąż za bardzo przypomina "piątkę" - na którą zasługuje testowy samochód.