KIA Sorento 2.2 CRDi A/T Freedom

KIA Sorento w najnowszej odsłonie zadebiutowała niedawno. Nowa jest koncepcja samochodu, nowe silniki pod maską, stara jest nazwa, cena i konkurencyjność - tym ma walczyć o nabywców. Ciekawe, czy przy okazji jest w stanie poprawić całkiem niezłą opinię, którą wyrobiła sobie poprzedniczka.

Pierwsza generacja wyróżniała się... tym, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Spokojna, choć mogąca się podobać stylistyka i niezbyt wyszukane wnętrze skrywały opartą na ramie konstrukcję z solidnym silnikiem diesla (bądź, rzadziej, benzynowym) i prostą, ale skuteczną koncepcją napędu na cztery koła. Dzięki temu Sorento, będąc dużym SUV-em, jednocześnie miało całkiem niezłe właściwości terenowe. A do tego zbiera wciąż niesamowicie pozytywne opinie za swoją trwałość i odporność na wszelkiego rodzaju "męczenie" w terenie mniej zurbanizowanym niż klasyczne miejsce przebywania SUV-ów. Jak jest z drugą generacją? Brązowy egzemplarz z nowym, niemalże dwustukonnym dieslem i automatyczną skrzynią próbował mnie przez tydzień do siebie przekonać. Wyszło mu... jak przeczytacie, to się dowiecie.

Przebudowa systemu
Ponieważ w pierwszej generacji koncepcja ramy i napędu na tył ze stale dołączanym przodem się sprawdziła, w drugiej generacji postanowiono zrobić wszystko na opak. Tak więc nowe Sorento jest w pewien sposób bliźniacze z Hyundaiem ix55, którego test mieliście okazję przeczytać. U dużego Koreańczyka jest samonośne nadwozie, a moc przekazywana jest na przednie koła, z elektronicznym rozdziałem na tylną oś w momencie uślizgu. Oczywiście, przy niewielkich prędkościach jest dostępna możliwość zblokowania napędu, jednak, jak wiadomo, taki system w 100 procentach nie zastępuje 4x4, ale w awaryjnej sytuacji na pewno pomoże. Zwłaszcza że w Sorento działa płynniej niż np. w testowanej przeze mnie RAV4 i np. w kopnym piachu KIA bardzo dzielnie sobie radzi. Oczywiście, nie tylko dzięki napędowi, ale i dość sporemu prześwitowi oraz kołom o dużej średnicy.

To, co w pierwszym Sorento mogło przeszkadzać, to "gumowe" prowadzenie - zarówno układ kierowniczy, jak i zawieszenie lepiej sprawdzały się w terenie niż podczas jazdy miejskiej bądź w trasie. W nowej generacji również to uległo diametralnej zmianie. KIA prowadzi się bardzo dobrze, jak na SUV-a. O ile oczywiście uda nam się przezwyciężyć lęk przed wychylaniem się wozu na boki. KIA, wzorem bardzo miękkiego Hyundaia oraz japońskich konkurentów, zachowuje się jak statek na wzburzonym morzu. Podczas przyspieszania przód się unosi, przy hamowaniu nurkuje, a na szybko pokonywanych zakrętach "podpiera się" lusterkami. Mimo tego udało się sprawić, że samochód zachowuje się dość neutralnie, z minimalną dozą podsterowności.

Niestety, choć Sorento ma wiele wspólnego z ix55, zawieszenie tylko w połowie jest takie jak u "brata". Tam było miękko, gładko i izolowało od wszelkich nierówności. Tutaj samochód się buja, jednak dziury, dziurki, policjantów w stanie spoczynku oraz inne atrakcje naszych dróg nie tylko głośno słychać, ale i czuć we wnętrzu. Także hamulce są dość ciężkie do wyczucia i choć zatrzymują samochód na akceptowalnym odcinku drogi, to sprawiają wrażenie, jakby zamontowano te z o wiele lżejszego modelu Sportage.

Na plus zasługuje za to manewrowanie potężnym SUV-em. Nie dość, że układ kierowniczy działa wystarczająco lekko, to KIA jest zwrotna, a parkowanie w ciasnych miejscach ułatwiają zarówno duże lusterka, jak i kamera cofania. Ekran wyświetlający widok z niej pojawia się na fragmencie lusterka wewnętrznego, co jest godnym naśladowania "wynalazkiem" - nie jest duży, ale czytelny i jednocześnie pozwala patrzeć w lusterko.

Koreańska poprawność
Poza lusterko-ekranem wnętrze pozbawione jest stylistycznych fajerwerków. Co nie znaczy, że jest nieciekawe. Lekko owalne zegary ukryte w tubach obramowanych chromem, listwy udające aluminium, beżowa skórzana tapicerka i kilka gatunków plastiku mogą się podobać. Nurt stylistyczny przejęty z cee'da sprawdza się i tutaj, choć niestety nie bez zgrzytów. Niektórym może przeszkadzać "za dużo" materiałów i kolorów na desce (zegary i audio podświetlone są na biało-czerwony kolor), a na dodatek nie o wszystkich można powiedzieć, że są wysokiej jakości. Srebrne wstawki łatwo zarysować, a plastiki nie są zbyt miękkie, za to dość przyjemne w dotyku.

Jeśli chodzi o przyjemność, to na pewno zapewni ją ilość przestrzeni i komfort. Z przodu osoby o nawet najbardziej "amerykańskiej" posturze znajdą wygodną pozycję, mając jednocześnie świetną widoczność. Brakuje trochę trzymania bocznego - ale czy ktoś w fotelach klubowych widział kiedyś takowe? Można się na nich "rozwalić" i spokojnie turlać się w rytm ulubionej muzyki. Tak samo z tyłu, gdzie przestrzeni jest wystarczająco dla trzech osób, kanapa jest komfortowa i na dodatek ma regulowane pochylenie oparcia. Więc z Sorento robi się prawdziwa salonka.

Dodatkowe osoby - służbę, teściową, dzieci czy inny "element wywrotowy" - możemy upchnąć z tyłu - jak na "full size" SUV-a (dla Europy) przystało, z podłogi bagażnika podnoszone są jeszcze dwa fotele, na których niewielkie osoby będą mogły podróżować bez przeszkód, choć już z ograniczonym komfortem.

Również praktyczność Sorento to jej duży atut. Z przodu znajdują się pojemne schowki (również w podłokietniku) i kieszenie w drzwiach, uchwyty na napoje (także dla pasażerów trzeciego rzędu) oraz przestronny bagażnik (w wersji 5-miejscowej), który po złożeniu tylnej kanapy (jak w vanach - najpierw oparcie, a potem całość "do przodu") zmienia KIĘ w małą ciężarówkę.

Na samopoczucie kierowcy i pasażerów wpływają jeszcze tzw. "umilacze", które w KII podnoszą dodatkowo opinię o wnętrzu. Oczywiście, pierwszy to coraz powszechniejszy dostęp bezkluczykowy. O tempomacie, dwustrefowej klimatyzacji czy dobrym audio nawet nie warto wspominać. O braku fabrycznej nawigacji już można, bo byłaby świetnym uzupełnieniem wyposażenia. Ale za to jest elektryka fotela kierowcy (szkoda, że nie i pasażera) oraz podgrzewanie "czterech liter", skórzana tapicerka na fotelach oraz na kierownicy. Kolejny "umilacz" to podwójny szyberdach. Jego powierzchnia pozwala cieszyć się światłem słonecznym pasażerom obu rzędów siedzeń, a przednie okno dachowe dodatkowo można uchylić bądź całkowicie otworzyć. Super, to lubimy.

Optymalny wybór
Nie tylko z powodu parametrów, ale i "rynkowo" prawdopodobnie nowa konstrukcja 2.2 CRDi o mocy 197 KM będzie stanowiła 90 proc. sprzedaży Sorento, a i z tej liczby spora część będzie wyposażona w sześciostopniowy automat, czyli dokładnie tak jak w naszym przypadku.

Silnik to nowa konstrukcja, która w dużych samochodach koncernu ma pasować do topowych wersji modeli osobowych i do SUV-ów. Niemalże dwustukonny czterocylindrowiec dysponuje 437 Nm momentu obrotowego (421 Nm w przypadku ręcznej przekładni) w zakresie 1800-2500 obr./min. Nie jest to może poziom diesli spod znaku BMW czy Audi, ale całkowicie wystarcza, aby KIĄ można było się dynamicznie poruszać. Ze startu nie wykazuje się przyspieszeniem zapierającym dech w piersiach (10,0 s), a zakres użytecznych obrotów mógłby być nieco wyższy, jednak elastyczność jest zadowalająca. Także kultura pracy jednostki jest akceptowalna, choć tankowane paliwo łatwo poznać po dźwięku silnika. Jednak w trakcie jazdy pozamiejskiej motoru nie słychać w ogóle, a na ulicach miasta w żadnym wypadku nie będzie on przeszkadzał.

Do tego, choć spalanie odbiega od deklarowanego przez producenta, jest w "normie" jak na rozmiar samochodu. W trasie zużyje niecałą "ósemkę", a w mieście zmieścimy się w wartościach wynoszących nieco powyżej 11 l/100 km. Z kolei skrzynia spodoba się miłośnikom samochodów w specyfikacjach "zza wielkiej wody". Jest leniwa i biegi przełącza płynnie, jeśli nie depczemy gazu niczym Lars Ulrich swój bęben basowy w "Battery". Przy ostrym gazowaniu skrzynia może nie tyle gubi się, bo to jej się praktycznie nie zdarza, ile nie nadąża przełączać kolejnych przełożeń i robi to z o wiele mniejszym taktem.

Kwestia gustu...
...czyli nowy design KII. Oczywiście, w duchu, w którym powstają, bądź są modyfikowane wszystkie modele koreańskiego producenta. A więc wąskie lampy i trapezoidalny grill znalazły swoje miejsce na froncie Sorento. O reflektorach warto wspomnieć choćby z tego powodu, że w końcu dostępne są lampy ksenonowe. Widać inżynierom KII udało się albo wygospodarować miejsce pod maską na przetworniki, albo zakupić odpowiednią technologię od sąsiadów produkujących masowo zestawy ksenonów "do samodzielnego montażu".

Jeśli chodzi o linię boczną, Sorento to typowy SUV, który zdecydowanie może się podobać. Nie ma stylistycznych fajerwerków, a pochodzenie samochodu wciąż łatwo poznać, jednak sprawia wrażenie solidnego i trwałego, tak jak poprzednik. O elementy luksusu dbają wykonane w technologii diodowej kierunkowskazy w lusterkach oraz potężne tylne lampy. Do tego, w naszym przypadku, modny brązowy lakier i 18-calowe felgi - i mamy SUV-a, który nie musi bać się konkurencji.

No właśnie, konkurencja. W gruncie rzeczy Sorento nie ma konkurencji. Najbliżej mu do nieco mniejszego Hyundaia Santa Fe - bo ix55 wyposażony jest tylko w wysokoprężne trzylitrowe V6. W Europie może próbować odebrać trochę konkurencji bogatszym wersjom trojaczków: Outlander, C-Crosser, 4007, będąc jednocześnie nieco od nich większym modelem. Z wielkimi krążownikami typu Audi Q7, Land Cruiser, Patrol czy BMW X5 może mieć problemy ze względu zarówno na jakość, jak i prowadzenie czy możliwości terenowe (w zależności od "przymierzanego" konkurenta). Choć trzeba przyznać, że w Niemczech pierwsza generacja Sorento wywołała panikę w Stuttgarcie, zrzucając ze sprzedażowego podium Mercedesa ML.

Kwestia ceny
Ze względu na brak jako takiej konkurencji, ciężko porównać Sorento pod względem ceny. Na podstawowy egzemplarz wersji 2.2 CRDi Freedom 4x4 należy wydać 148 900 zł. Dokładnie tyle samo kosztuje benzynowe 2.4 DOHC, którego istnienie jest uwarunkowane chyba tylko chęcią oferowania trzech wersji silnikowych (jest jeszcze słabowite 2.0 CRDi o mocy 150 KM). Aby wyjechać z salonu wersją identyczną z naszym egzemplarzem, trzeba doliczyć 6000 zł za skrzynię biegów, 4500 zł za panoramiczny dach, 6000 zł za pakiet funkcjonalny (ksenony, kamera, system bezkluczykowy), 2500 zł za lakier, tyle samo za możliwość przewiezienia 7 osób i 1000 zł za alarm. Razem daje nam to kwotę 22 500 zł, a w sumie 171 400 zł. Z jednej strony nie jest to mało, z drugiej strony otrzymujemy praktycznie kompletnie wyposażony samochód (brakuje tylko nawigacji i czujników parkowania z przodu), z którym można się polubić.

Czy warto kupić KIĘ Sorento drugiej generacji? Jasne. Nie jest może tak bardzo dobra w terenie jak poprzednik ani tak świetnie wykończona jak Audi czy tak dobrze prowadząca się jak BMW, ale jako duży samochód, modny SUV, który ma zapewnić właścicielowi odpowiednią dawkę komfortu i możliwość bezstresowego przejeżdżania po krawężnikach, sprawdzi się w 100 procentach. KIA odrabia lekcje i z każdym modelem udowadnia, że trzeba się z nią liczyć.